Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cassius's POV

James, James, James...

To imię cały czas rozbrzmiewało mi w myślach. Wpatrywałem się w roztrzęsioną Lisę, nawet nie wiedząc, jak jej pomóc. Nigdy nie wiedziałem, co powinno się mówić w takich sytuacjach. Usiadłem jedynie obok niej na brudnej ziemi i objąłem ją ramieniem. Wtuliła się w mój bok i zaczęła szlochać. 

Był to dźwięk rozdzierający duszę. 

Tak bardzo Lisa przypominała mi w tym momencie ośmioletniego mnie. Płakałem tak samo mocno w dzień śmierci mojej matki. 

Niewiele pamiętam z tego dnia. Służące opowiadały mi jedynie, że słyszały mój krzyk. Rozpaczliwy - tak go opisywały. 

Wtedy nie miałem przy sobie nikogo. Ojciec przeżywał to w samotności, jakby całkowicie zapomniał, że ma syna, który też stracił bliską osobę. Spędzałem więc całe dnie w łóżku, wylewając łzy. Potem zasypiałem z wyczerpania, a obok leżały zimne posiłki, których nawet nie miałem siły zjeść. 

Siedzieliśmy tak z Lisą przez następne parędziesiąt minut.

 Wsłuchiwałem się w jej oddech, który powoli się uspokajał. Przyciskała twarz do mojego ramienia. Jej łzy przesiąkły przez moją bluzę, ale całkowicie się tym nie przejmowałem. 

Jedyne co się dla mnie liczyło, to żeby Lisa nie została z tym wszystkim sama. Żeby nie musiała doświadczyć tego, co ja.  

Oparłem głowę o ścianę budynku, za którym siedzieliśmy. Księżyc świecił na niebie, a w okolicy było całkowicie cicho. 

Do czasu. 

Najpierw usłyszałem szmery rozmów, a potem zza rogu wyłoniła się grupka chłopaków z Jamesem na czele. 

Lisa podniosła głowę i natychmiast w jej oczach pojawił się strach. Znowu była roztrzęsiona, jej oddech przyśpieszył, a ona sama mocniej przysunęła się do ściany, jakby chciała się w nią wtopić. 

Wstałem natychmiast i osłoniłem ją, aby James nie mógł do niej podejść. 

Blondyn popatrzył na nas z przebiegłym uśmiechem. 

- Tu się schowałaś Lisa - powiedział donośnym głosem. Zerknąłem na dziewczynę. Siedziała skulona z twarzą schowaną pomiędzy kolanami. Zatykała uszy palcami. Cała się trzęsła. 

James był jej koszmarem. 

A teraz została postawiona naprzeciwko niego. 

- Zostaw ją - powiedziałem, siląc się na jak najbardziej stanowczy głos.

- A co mi zrobisz? - zapytał uśmiechając się jeszcze szerzej. Podszedł bliżej mnie. 

Byliśmy podobnego wzrostu i podobnej wagi. Nie miałbym przewagi, gdyby doszło do rękoczynów. Dodatkowo stała za Jamesem grupka jego przyjaciół. 

Byłem na przegranej pozycji, ale musiałem chronić Lisę. 

Nie mogłem pozwolić, żeby James chociażby ją tknął. 

- Słuchaj, przesuń się księciuniu, bo muszę porozmawiać sobie z moją dziewczyną. - Podszedł jeszcze bliżej, a w jego oczach zobaczyłem ostrzeżenie. 

Nie ruszyłem się jednak z miejsca. 

- Powiedziałem, że masz się przesunąć! - powtórzył głośniej. 

Potem zobaczyłem tylko jego pięść, wycelowaną w moją twarz.

Już po chwili stałem, zgięty w pół, przykładając rękaw bluzy do krwawiącego nosa. 

Usłyszałem Lisę, krzyczącą moje imię. 

Bolał mnie nos, a gdy zobaczyłem krew na mojej dłoni, zakręciło mi się w głowie. Szumiało mi w uszach. Upadłem na kolana.

***

Lisa's POV

Dużo czasu zajęło mi uwolnienie się od niego. 

Ale jemu wystarczyła tylko chwila, aby zepsuć całe moje życie. 

Oddałam mu całe moje serce. Przez miłość do niego byłam tak zaślepiona, że nie widziałam tych jego wszystkich wad. Był moim ideałem.

Nie wiem czy on pamięta noc, podczas której wszystko się zepsuło. Czy pamięta, jak błagałam go, żeby się odsunął? Jak płakałam, gdy przejeżdżał dłońmi po moim ciele...?

A może nawet nie pamięta, że tamten wieczór spędziłam z nim. 

Szukał mnie? Zastanawiał się, czemu zniknęłam? Martwił się o mnie?

A może tylko poczuł ulgę, że nareszcie nie będę mu przeszkadzać. 

Teraz jednak znowu tu stał i patrzył na mnie tak samo jak podczas naszego ostatniego spotkania. Pożądanie tliło się w jego oczach, a usta, które kiedyś całowałam, układały się w pewnym siebie uśmiechu. 

Niegdyś przepadałam za każdym razem, gdy patrzył na mnie. Wystarczyło, że po prostu mnie widział. Mnie, spośród tłumu innych dziewczynTak niewiele, a jednak za to spojrzenie byłam w stanie zrobić dla niego wszystko. Gdyby mi powiedział, żebym wypiła keczup - zrobiłabym to. Bo on tego chciał. Bo w ten sposób mogłam mu zaimponować. W ten sposób mógł patrzeć tylko na mnie, a nie na inne dziewczyny. 

Byłam w stanie zrobić wszystko. Tylko po to, aby James mnie zauważał. 

- Praca w królestwie bardzo cię zmieniła, Lisa - powiedział, nie odrywając ode mnie swoich niebieskich tęczówek. - Kiedyś nie byłaś taka. 

Zaczął podchodzić bliżej. Wstałam, żeby uciec jak najdalej od niego. Tak jak tamtej nocy - biegłabym, dopóki nie straciłabym całkowicie sił. 

James jednak szybko zmniejszył odległość między nami. Złapał mnie za ramiona i przycisnął do ściany. 

Bolało mnie wszystko. 

Ramiona, za które mocno mnie ściskał, plecy, które uderzyły o ścianę, a najbardziej płuca, przez które uporczywie łapałam powietrze, łkając. 

Obraz tamtej nocy stanął mi przed oczami. 

Wtedy wszystko było dokładnie tak samo. 

Ja płakałam, a on przyciskał mnie do ściany z pożądaniem w oczach. 

Niespodziewanie jednak w jego spojrzeniu coś się zmieniło. Stało się delikatniejsze, a uśmiech znikł z jego twarzy. Otworzył usta, jakby próbował coś powiedzieć. 

Może przypomniał sobie tę noc, gdy uciekłam? Może wszystkie puzzle w jego głowie odnalazły swoje miejsce? Może nareszcie zrozumiał. 

Trwało to jednak tylko chwilę. Zmarszczył brwi, mocniej zacisnął dłonie na moich ramionach, a ja byłam gotowa na ostateczny cios. Na to, co ponad dwa lata temu przelało czarę goryczy i zadecydowało o mojej ucieczce. 

Wszystko potem działo się bardzo szybko. 

Cassius złapał Jamesa i odepchnął go ode mnie. Przycisnął blondyna do ściany i teraz to James stał unieruchomiony. 

Odsunęłam się gwałtownie od ściany. Nogi mi się trzęsły i czułam, że zaraz upadnę. Kręciło mi się w głowie i szumiało mi w uszach. 

Przeniosłam wzrok na Cassiusa. Krew znajdowała się na jego bluzie, dłoniach i na twarzy. Ale mimo to przytrzymywał mocno Jamesa. 

- Nie waż się jej tknąć - powiedział Cassius ochryple. - Zrozumiałeś? - przycisnął blondyna jeszcze mocniej. Ręka szarookiego znajdowała się pod brodą blondyna, utrudniając mu oddychanie. 

To nie był kolejny z moich koszmarów. 

James powrócił, a ja nie mogłam się obudzić. 

- Uciekaj - rozkazał mi Cassius. Byłam jednak zbyt oszołomiona żeby zrobić cokolwiek. - Biegnij, Lisa!

Zrobiłam jeden krok, a potem następny. 

Zanim się obejrzałam, biegłam tak samo jak dwa lata temu. Czułam się wycieńczona, ale nie mogłam się zatrzymać. Bo co jeżeli uda mu się mnie złapać? 

Gdy biegłam przez las, nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Łzy przestały spływać po mojej twarzy, ale nadal czułam ból w ramionach - tak jakby James wciąż mnie za nie trzymał. 

Osunęłam się na ziemię. 

Ściółka leśna była zimna i wilgotna. Położyłam się na plecach i popatrzyłam w niebo. Księżyc świecił jasno tej nocy.

Odetchnęłam głęboko i zobaczyłam jak z moich ust wydobywa się para. Skuliłam się, przyciskając nogi do tułowia. 

Cisza przyniosła mi wytchnienie.

***

Hejka!

Przepraszamy, że tak strasznie długo nas nie było i przepraszamy również za to, co zrobiłyśmy Lisie! I Cassowi! W następnym rozdziale będzie tego jeszcze więcej, więc przygotujcie się psychicznie czy coś XD

Mamy również nadzieję, że nigdy nie byliście w takiej sytuacji jak ośmioletni Cassius, a jeśli tak, to przesyłamy Wam ogromnie pokłady miłości.

Miłego dnia/nocy <33

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro