Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lisa's POV

Bałam się wrócić do domu. Co jeżeli będzie tam na mnie czekał James? 

Dlatego właśnie poczułam ogromną wdzięczność, gdy Cassius zaproponował mi nocleg w pałacu Darkflame. Dodatkowo do Lightflame był kawał drogi, a było tak ciemno, że ciężko było się połapać, gdzie jesteśmy.  

Nie wiem, która mogła być godzina. Letnie noce zazwyczaj były ciepłe, ale dzisiaj czułam, jak mróz przenika moje ciało. 

Już myślałam, że podróż przez las będzie trwała wieczność, ale nagle zobaczyłam chodnik oświetlony latarniami. 

Doszliśmy do miasta. Z daleka było widać pałac, co wywołało delikatny uśmiech na mojej twarzy. 

Starałam się nie myśleć o Jamesie i tym wszystkim, co się wydarzyło. Próbowałam oszukać samą siebie, że nic się nie stało. Że to wszystko to był tylko w mojej wyobraźni.

Gorące łzy na zimnych policzkach jednak przypominały mi, że to nie był kolejny koszmar. 

To już była rzeczywistość, z którą muszę sobie poradzić. 

***

Cassius powiedział, że mogę zająć jego łóżko, a on sam zajął kanapę. Nie miałam siły się nawet wykłócać, żebym to ja na niej spała, gdyż Cassius bardzo mocno dał mi do zrozumienia, że nie zmieni swojego zdania.

Brunet wyjął z szafy szare spodnie w kratę, białą bluzkę i grube skarpety. Wręczył mi ubrania, a ja poszłam do łazienki, żeby się w nie przebrać. Nie miałam na nic siły. Moje ręce i nogi wydawały się niezwykle ciężkie, a głowa pulsowała mi bólem. 

Gdy wróciłam, Cassius siedział na krawędzi łóżka. 

- Hej - powiedziałam. 

- Jak się czujesz? - zapytał, a w jego głosie słyszałam troskę. 

Wzruszyłam ramionami i usiadłam obok niego. 

- Bywało lepiej - powiedziałam. Odwróciłam głowę w jego stronę i od razu moje spojrzenie zderzyło się z jego szarymi tęczówkami. Lewy kącik ust Cassiusa powędrował ku górze. 

Położyłam się na łóżku i okryłam się kołdrą. Od razu otulił mnie zapach Cassiusa. Sam chłopak wciąż siedział na krawędzi łóżka i patrzył na mnie z ciepłem w oczach. 

- Opowiedz mi o czymś - poprosiłam, układając się wygodnie na łóżku.

Brunet prychnął i pokręcił głową. 

- Jestem słaby w opowiadaniu bajek - powiedział, wciąż z tym idealnym lekkim uśmiechem na twarzy. 

- No to coś z twojego życia. Na pewno nie wiem wielu rzeczy o tobie. 

- Moje życie nie należy do ciekawych.

- Niemożliwe. Musi coś być.

Cassius przewrócił oczami i już wiedziałam, że wygrałam. Usiadł obok mnie, opierając się plecami o zagłówek łóżka. 

- Miałem kiedyś psa - powiedział. - Siedział pod bramą każdego dnia i strażnicy początkowo nie chcieli go wpuścić, ale im dłużej tam był, tym bardziej go lubili. Pewnego dnia wpuścili go na teren ogrodów pałacowych. Miałem wtedy dziesięć lat i bawiłem się samochodzikami. On usiadł obok mnie i tak jakoś wyszło, że się zaprzyjaźniliśmy.

Spojrzałam na Cassa. Patrzył w jeden punkt rozmarzonym wzrokiem i uśmiechał się delikatnie. 

- Miałem tylko jego. - Spojrzał na mnie i zauważyłam, że ma lekko zaszklone oczy. - Nazwałem go Globus. Ojciec nie chciał się zgodzić na przygarnięcie go, bo był kundlem. Dodatkowo mój ojciec uwielbia porządek i uważał, że pies będzie tylko brudzić.  No więc zawsze nielegalnie przemycałem Globusa do mojego pokoju. Każdy go uwielbiał w pałacu. Kupowali karmę i zabawki i nie pokazywali tego mojemu ojcu. Myślę, że gdyby moja mama wtedy żyła, to też by pokochała Globusa. - Cass wzruszył ramionami. 

- Kiedy on... no wiesz?

- Dwa lata temu. Od tego czasu jest jakoś tak ciszej w pałacu. - Posłał mi blady uśmiech. 

Jego głos działał na mnie uspokajająco. Koił moje nerwy, a ja coraz bardziej bezpiecznie się czułam. 

Nie bałam się już, że James mnie znajdzie. 

Przynajmniej nie dzisiaj. 

- Opowiadaj dalej - poprosiłam. - Opowiedz mi wszystko. - Cassius uśmiechnął się.

Chłopak mówił dalej spokojnym głosem, a ja coraz bardziej odpływałam w sen. Oczy same mi się zamykały i nareszcie poczułam spokój. 

***

W środku nocy obudziłam się tylko raz. Początkowo nie poznałam miejsca, w którym się znajdowałam. Nie na co dzień bowiem budzę się nie w swoim pokoju. Podniosłam się nagle i od razu wszystkie wspomnienia wróciły. I chociaż normalnie temat Jamesa na nowo by mnie sparaliżował, to tym razem było inaczej. Wiedziałam, że on tutaj nie przyjdzie. 

Cassius, tak jak obiecał, spał na kanapie. Jego oddech był spokojny i miarowy, a cała jego sylwetka była rozluźniona. Uśmiechnęłam się lekko na ten widok, ze świadomością, że w tym momencie nic mi nie grozi.

***

Aleksa's POV

Tydzień temu Lisa rano przyszła do pałacu i wszystko mi opowiedziała: o spotkaniu z Jamesem, ucieczce i spokojnej nocy w pokoju Cassiusa. Byłam ogromnie wdzięczna Cassowi za to, że się nią zaopiekował. 

Jutro ma odbyć się bal u mnie w pałacu. Vincent jak zwykle planuje zostać po zamknięciu kuchni i zaproponował, żebyśmy się spotkali - tak jak pierwszej nocy, podczas której się poznaliśmy. 

Założyłam na siebie czarną bluzę i zeszłam do kuchni. Ostatnio nie miałam czasu widywać się z Vincentem i na myśl, że zaraz spędzę z nim czas, uśmiech sam cisnął mi się na usta. 

Od wejścia do kuchni dzieliło mnie parę metrów. Drzwi były uchylone i już chciałam wchodzić, gdy nagle usłyszałam głos Vincenta. 

- Mogłabyś podać mi miskę z bitą śmietaną?

- Jasne. - Ten głos należał do dziewczyny. Był czysty i melodyjny. 

Wychyliłam lekko głowę i zajrzałam do środka pomieszczenia przez lekko uchylone drzwi. Vincent z tajemniczą dziewczyną stali plecami do mnie. Chłopak niby wyglądał normalnie, ale jego włosy były mniej potargane niż zawsze. Dziewczyna natomiast stała obok niego - na tyle blisko, że stykali się ramionami. Brązowe kręcone włosy miała upięte w kucyku. Była na oko mojego wzrostu, a jej skóra była przepięknie opalona. Wyglądałam przy niej jakbym wyszła z grobu. Mogłam tylko marzyć o takiej opaleniźnie. Od zawsze jestem strasznie blada, a moje włosy to już w ogóle są białe i zawsze niesfornie się falują. 

Dziewczyna przesunęła miskę ze śmietaną w kierunku chłopaka. Vincent już sięgał po łyżkę, która była w środku, jednak dziewczyna chwyciła ją szybko i zanim się zorientowałam, brunet miał śmietanę na policzku.

- No ej! - krzyknął. Brunetka zginała się ze śmiechu. Vincent nie pozostał jej dłużny, bo wziął drugą łyżkę z blatu, zamoczył w śmietanie i po chwili jej nos również był ubrudzony. 

Patrzyłam na to wszystko, stojąc bez ruchu za drzwiami. Poczułam pieczenie pod powiekami. Tylko dlaczego? Przecież nie powinno to robić na mnie żadnego wrażenia. 

Dlaczego więc czuję, jakbym spadała w przepaść?

Dziewczyna, wciąż śmiejąc się, podeszła do Vincenta i dłonią otarła mu bitą śmietanę z twarzy. 

Patrzyła na niego z nieskrywanym uwielbieniem, a ja coraz bardziej czułam, jak kurczę się w sobie. 

Uczucie zazdrości było wręcz nie do wytrzymania. Upominałam się jednak cały czas, że nie mogę się tak czuć. Vincent nie jest moją własnością.

My się przecież tylko przyjaźnimy. I nie ma żadnych szans, żeby kiedykolwiek było między nami coś więcej. 

- Dobra, dobra koniec! - powiedziała, a dźwięk jej śmiechu wypełniał kuchnię. - Koniec wojny! Musimy zawrzeć pokój! 

Patrzyłam tępym wzrokiem, jak podają sobie dłonie. Jej jasno niebieskie tęczówki wręcz lśniły, gdy patrzyła na niego. 

Dziewczyna odwróciła się do blatu i wtedy Vincent przeniósł spojrzenie na drzwi.

Gdy tylko mnie zauważył uśmiechnął się jeszcze szerzej. Posłałam mu w odpowiedzi blady uśmiech i pomachałam do niego. Na nic więcej nie byłam w stanie się wysilić, chociaż przecież zawsze potrafiłam idealnie udawać radość. Tym razem jednak było inaczej. 

- Wiesz co, Bella, to ja już to wszystko dokończę sam - powiedział. 

Czyli tajemnicza dziewczyna ma na imię Bella. Czy można być jeszcze bardziej idealnym?

- Jesteś pewien? - zapytała, na co brunet pokiwał głową. 

Schowałam się na nowo za ścianą, aby mnie nie zobaczyła. Słyszałam jednak każde słowo. 

- Dziękuję raz jeszcze, Vincent, za zaproszenie na jutrzejszy bal. Jestem pewna, że dzięki tobie nie będzie nudno. 

Idzie z nią jutro na bal?

Moja ciekawość wygrała i jeszcze raz spojrzałam przez szparę w drzwiach. 

Bella podeszła do Vincenta i przytuliła go mocno. On odwzajemnił jej uścisk. 

Nagle przypomniało mi się, jak to jest być w jego objęciach. Jego ciepło, zapach wanilii, który otacza cię z każdej strony i to poczucie bezpieczeństwa. Będąc w jego objęciach, po prostu wiesz, że wszystko będzie dobrze - bo Vincent trzyma cię mocno i pewnie. Nie pozwala ci upaść. 

Gwałtownie odsunęłam się od drzwi i uderzyłam plecami w ścianę. Zasłoniłam mocno usta dłońmi. Czułam łzy pod powiekami, którym za wszelką cenę nie pozwalałam wypłynąć. 

Teraz Bella ma to wszystko. Czy ją też delikatnie głaszcze po plecach? Czy ona też czuje się bezpiecznie w jego objęciach? 

Czy jej serce też gwałtownie przyśpiesza, gdy go widzi?

Nie mogłam dopuszczać tych wszystkich wspomnień i uczuć do siebie. 

Musiałam jak najszybciej się pozbierać. Zaraz przecież Vincent przyjdzie tu i będziemy rozmawiać, jak gdyby nigdy nic. 

Starałam się przywołać na twarz wyraz obojętności. Robiłam to przecież tyle razy, więc dlaczego teraz jest tak ciężko? Vincent to tylko przyjaciel. Zasługuje na szczęście, a Bella na pewno mu je da. 

Usłyszałam jeszcze słowa pożegnania, a potem dźwięk zamykanych drzwi od kuchni dla służby, prowadzące od razu na zewnątrz. 

Przetarłam jeszcze oczy z nadzieją, że Vincent niczego nie zauważy. 

I nagle otworzył drzwi z tym dobrze znanym mi uśmiechem i zaprosił mnie do środka. 

Przywołałam na usta sztuczny uśmiech i weszłam do wewnątrz. Stanęłam przy blacie, na którym wcześniej pracował z Bellą. 

Vincent podszedł do mnie i zatrzymał się pół metra przede mną. Założył ręce na piersi i zaczął przyglądać mi się uważnie. 

- Płakałaś? - zapytał. 

Przewróciłam oczami. Zawsze widział, że coś jest nie tak. Bo inni nawet jak widzieli, to nigdy nic nie mówili. 

Dlatego właśnie Vincent był inny niż wszyscy zakłamani ludzie w pałacu. Mogłabym płakać na ich oczach, a oni jedyne, co by zrobili, to udawanie, że tego nie widzą. 

- Stres przed jutrem - odpowiedziałam. 

I to był pierwszy raz, kiedy skłamałam mu prosto w twarz. 

Rozmawialiśmy potem jeszcze dużo podczas ozdabiania babeczek. Uznałam, że mu pomogę, bo było to na tyle proste, że nic nie mogłam zepsuć. 

- Miałabyś może ochotę spotkać się ze mną jutro po balu? - zapytał, odrywając wzrok od babeczek. 

A co z dziewczyną z kuchni? - Już chciałam zapytać, ale się powstrzymałam. Sam proponuje mi spotkanie, więc wtedy już z nią nie będzie. 

Widziałam kątem oka jak wpatruje się we mnie. 

- Jasne - opowiedziałam, przenosząc na niego spojrzenie. 

Vincent uśmiechnął się, a ja znowu zatonęłam w tych zielonych tęczówkach. 

***

Hejka!

Powitajmy nową bohaterkę - Bellę! Co o niej myślicie? 

Coraz bliżej święta, więc może będzie więcej wolnego czasu, bo chwilowo ciągle jesteśmy w biegu! 

Mamy nadzieję, że wszystko jest u Was dobrze!

Miłego dnia/nocy <33

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro