8̷.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


╔═.✵.═════════════╗
              "Jesteś cała?"
╚═════════════.✵.═╝



Tomoe:

Na jednym z dorocznych zjazdów bóstw, wszyscy niemiłosiernie się schlali, w tym również ty. Ledwo byłaś w stanie siedzieć w miejscu, a co dopiero stać. Jeden z bóstw czołgając się, próbował się do ciebie dobrać. Przez twój obecny stan nie było to specjalnie trudne. Tomoe polewał sake Mikage i wtedy jego spojrzenie skierowało się na ciebie. Wiedział, że nie powinien jako sługa interweniować. Jednak strasznie pijany staruch go wkurzał. Uprzejmie przeprosił swojego pana i jego towarzysza i odkładając butelkę, podszedł to ciebie.

- Przepraszam bardzo, ale... - Uprzejmy uśmiech zniknął z twarzy lisa i z gniewnym spojrzeniem uderzył z pięści twarz zboczeńca.
- ...mógłbyś się łaskawie od niej odwalić? - Dokończył zdanie z widocznie pulsującą żyłą na czole. Zaraz jednak zniknęła pod wpływem twojego dotyku.

- Mój-j boh-ater... - Wydukałaś ledwo wyraźnie. Swoje ramiona umieściłaś na szyi Tomoe, wieszając się na nim. Odruchowo złapał cię w tali, abyś się nie zsunęła, po czym zarumienił się ledwo widocznie.


Kurama Shinjirou:

- Za kogo ona się uważa?

- Właśnie, właśnie, głupie babsko.

- Jakim prawem z nim rozmawia?!

- Cicho idzie! - Przyłożyła palec do ust, na twój widok.

Jakby nigdy nic schodziłaś po schodach i minęłaś je na klatce, udając, że nic nie słyszałaś. Coś szeptały między sobą, ale nie zwracałaś uwagi już na nie. Gdy postawiłaś stopę na pierwszym stopniu, nagle poczułaś czyjeś dłonie na plecach. Jedna z dziewczyn popchnęła cię z całej siły, przez co straciłaś równowagę, lecąc do przodu. Gdy miało dojść do bolesnego upadku, jakby znikąd ujrzałaś tylko pojedyncze czarne pióro i zaraz czułaś, że jesteś w czyiś objęciach. Domyśliłaś się, że to Kurama i wtuliłaś się w niego, przez nadmiar emocji. Przyciągnął cię jak najbliżej siebie, mimo to wciąż był delikatny. Z gniewem spojrzał na winowajczynie, która uciekła jak najszybciej wraz ze swoimi znajomymi.


Mikage:

Zamiatałaś każdą kąt, dokładnie zbierając każdy okruszek. Zadowolona skończoną pracą, chciałaś iść odnieść miotłę na swoje miejsce. Idąc zahaczyłaś stopą o dywan, przez co źle stanęłaś stopą i poleciałaś do przodu uderzając o szafę. Złapałaś się za bolące czoło, po czym podnosząc wzrok ujrzałaś, jak mebel leci wprost na ciebie. Gotowa na ból przymknęłaś powieki. Gdy po dłuższej chwili nic się nie stało, niepewnie otworzyłaś jedno oko. Szafa zatrzymała się w miejsca, a po chwili wróciła na swoje miejsce. Zaskoczona spojrzałaś za siebie i ujrzałaś uśmiechniętego blondyna.

- Mikage-sama! W-witaj w domu! - Poprawiłaś swoją pozycję, kładąc dłonie na kolanach i lekko skłoniłaś się.

- Wróciłem! - Podszedł do ciebie wystawiając dłoń, którą przyjęłaś. Wstałaś i z rumieńcem odwróciłaś wzrok z zażenowania. Często na coś wpadałaś, lub coś przewracałaś, więc Mikage już przywykł do pilnowania cię. Ma szczęście, że zawsze wraca w odpowiednim momencie.


Akuraou:

Podróżując, napotkałaś duszyczkę potrzebującą pomocy, której postanowiłaś udzielić. Większość mieszkańców twojej świątyni, było samotnymi duszami, dlatego nie wahałaś się.

- Dziękuję, dziękuję, naprawdę dziękuję. - Powtarzała bez przerwy, na co reagowałaś tylko pogodnym uśmiechem. Kobieta chwyciła cię za dłoń, a gdy chciałaś wstać, nie pozwalała ci na to. Zaskoczona spojrzałaś na nią, jednak ta wciąż powtarzała "dziękuję" wpatrzona pustym wzrokiem na twoją dłoń. Popełniłaś błąd.

Nagle usłyszałaś dźwięk ostrzy przecinających powietrze. Domyślałaś się co to zwiastuje. Jednak nim się odwróciłaś wokół ciebie rozlała się krew. Zerknęłaś powoli za siebie, a pierwszym co ujrzałaś był uśmiech Akaraou. Trzy demony leżały przecięte w pasie.

- Mówiłem, że ta kobieta mi śmierdzi. Przynajmniej mogłem przez moment się zabawić!

Nie chciałaś, ale w myślach przyznałaś mu racje. Byłaś zbyt miła... przez chęć pomocy, łatwo było cię oszukać. Jednak na szczęście miałaś obok siebie psychola, który patrzył na świat pod innym kątem.


Mizuki:

- Hej śliczna, dokąd się wybierasz?

- Możemy iść z tobą?

- Chodź z nami na karaoke!

Chciałaś móc uciec, niestety zostałaś przez nich otoczona. Za sobą miałaś ścianę, a trójka nieznajomych zbliżała się coraz bardziej.

- Nie bądź taka, zabawmy się! - Oparł się dłonią o ścianę, tuż obok twojej twarzy.

- Możecie się zabawić ze mną. - Łagodny głos dotarł do waszych uszu.

Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę dostrzegając białowłosego młodzieńca. Jego delikatny uśmiech zniknął, a w oczach była pustka. Nagle wokół jego szyi i pasa pojawił się dość sporej wielkości biały wąż. Byłaś zaskoczona, nigdy nie widziałaś go tak poważnego. Jednak czułaś szczęście, że pojawił się, aby cię uratować.
Gdy mężczyzna będący najbliżej ciebie, odsunął się na widok węża, od razu podbiegłaś do Mizuki'ego. Stanęłaś za jego plecami, a ten położył dłoń na twojej głowie.

- Już dobrze, nic ci nie grozi. Możesz iść do domu, zaraz cię dogonię. - Jego uroczy uśmiech wrócił, jednak w oczach widziałaś dziwny błysk. Postanowiłaś się posłuchać i odeszłaś z tego miejsca. 







ᓚᘏᗢ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro