17. Obiecaj...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wbiegłem do sali, popatrzyła na mnie jak na wariata.

- Mela! - Patrzyliśmy na siebie bo chyba żadne z nas nie wiedziało co chcę powiedzieć.

- Igor ja...- Pokręciła głową. Podszedłem do niej i usiadłem obok. Mocno ją objąłem. - Ja tego nie chcę...- Wyszeptała mi do ucha.

- Co? - Popatrzyłem na nią marszcząc brwi.-  Jak to nie chcesz?

- Nie chcę. - Odwróciła wzrok. - Nie nadaję się na mamę.

- Ale...

- Nie chcę...

- Jak możesz tak mówić?! - Wstałem. - Przecież to jest twoje dziecko!

- Nie mów tak...To jeszcze nie jest dziecko. 

- Mela!

- Igor nie chcę tego! Czemu ty nic nie rozumiesz?!

- To mi wytłumacz! - Westchnęła, a jej ręce zaczęły się trząść. Była zdenerwowana, była bardzo zdenerwowana.

-  Bo nie chcę... - Po policzkach pociekły jej łzy.

- Mela...- Chciałem ją złapać za rękę, ale ją odsunęła.

- Dlaczego nie obchodzi cię to co czuję?- Popatrzyła mi w oczy. - Zrozum.

- Nie potrafię. - Pokręciłem głową. - Nie chcę rozumieć.  - Ruszyłem do wyjścia. - Dlaczego nie obchodzą mnie twoje uczucia tak? - Zatrzymałem się i na nią spojrzałem. - Dlaczego nie obchodzi cię to, że to też moje dziecko. - Wyszedłem.

*Mela*

-Igor! - Krzyknęłam za nim, ale nie słyszał. - Kurwa...- Opadłam na łóżko. - Wróć...

**

Kiedy wróciłam do domu z Adamem Igora tam nie było.

- Zadzwoń do niego. - Powiedział.

- Zaraz...- Usiadłam na szafce w przedpokoju.

- Dobrze się czujesz? - Zapytał unosząc jedną brew.

- W porządku...Potrzebuję czego na uspokojenie...- Ruszyłam korytarzem do łazienki. Wyciągnęłam z szafki tabletki.

- Co to jest?

- Leki na uspokojenie. - Próbowałam wycisnąć tabletki z listka, ale ręce za mocno mi się trzęsły.

- Mela zostaw to.

- Nie. - Pokręciłam głową i próbowałam dalej.

- Powiedziałem zostaw.  -  Wziął ode mnie tabletki.

- Adam oddaj mi to. - Teraz zaczęłam trząść się cała.

- Nie denerwuj się . -Objął mnie. - Spokojnie mała, spokojnie. - Szeptał mi do ucha, a ja wybuchłam płaczem. - Jestem tu...Tylko, że to nie powinienem być ja...

*Igor*

- Stary zwolnij. - Adrian popatrzył na mnie z zaniepokojeniem.-  Nie będę cię zanosił do domu.

- Daj mi spokój...

- Jasne...-Prychnął. - Jakbym dał ci spokój to zapiłbyś się na śmierć.

- Może i lepiej. - Podniosłem szklankę.

- Stary...Dziecko to nie koniec świata.

- Adrian. - Popatrzyłem na niego.

- Wiem, że to kompletnie nie pasuje do twojego życia...Do twojego światopoglądu, do twojego bycia, ale...

- Ty nic nie kumasz. - Pokręciłem głową. - Problem nie jest w tym, że ja tego nie chcę...Problem jest w tym, że ona tego nie chce.

- Co?!- Krzyknął to na tyle głośno, że zwrócił na siebie uwagę niemal wszystkich. - Jak to ona nie chce?!

- Nie drzyj ryja. - Warknąłem. - Normalnie, bez przerwy tylko te gatki, że ona się nie nadaje.

- Bzdura! A co z Łukaszem?! Była dla  niego świetną mamą!

- Właśnie. - Otrząsnąłem się. - Adrian jesteś genialny!

- Wiem. - Zaśmiał się i podniósł szklankę. - Twoje zdrowie bracie. 

- Przyda się.

*Mela*

W nocy obudził mnie dźwięk kroków na korytarzu. Nie chciało mi się nawet wstawać. Poczekałam chwilę, a kroki ucichły. Doskonale wiedziałam, że to Igor bo Dobi już dawno szczekałby na kogoś innego. Tej nocy już nie zasnęłam. Wsłuchiwałam się w jego chrapanie i zastanawiałam się, jak mu wszystko wytłumaczyć.

*

- Wstaniesz wreszcie? - Zapytałam bez przekonania.

- Tak. - Wycharczał. - I podniósł głowę.- Przepraszam, że tak...Wczoraj wyszło.

- Nie mam ci tego za złe. - Wzruszyłam ramionami.

- Chciałbym...Chciałbym jeszcze raz z tobą porozmawiać...O tym.

- Nie mamy o czym rozmawiać...Znasz moją opinię na ten temat.

- Mela. - Wstał i do mnie podszedł.

- Walisz wódą. - Odsunęłam się.

- Nie możesz tak po prostu się przed tym bronić. To jest życie, to tworzy się w tobie, to jest część mnie.

- Przestań. - Wymamrotałam. - Nie chcę...

- Dlaczego? Czemu tak bardzo się przed tym bronisz?

- Bo nie jestem gotowa...

- Skończ! - Przerwał mi .- Przestań mówić tymi pierdolonymi schematami!

- Nie chcę się z tobą kłócić! A odkąd to coś się we mnie pojawiło cały czas to robię! - Odwróciłam się i podniosłam buty.

- Nie mów na dziecko to coś! - Złapał mnie za ramię. 

- Bo co?! - Popatrzyłam mu w oczy. - Co mi zrobisz?! Wielki kurwa tatuś! - Pchnęłam go w tył. - Gdzie byłeś wczoraj?! Gdzie kurwa byłeś kiedy cię potrzebowałam?!

- Uspokój się! - Złapał mnie za nadgarstki.

-  Pytam gdzie byłeś wtedy?! Gdzie byłeś kiedy umierał Łukasz?! Gdzie kurwa byłeś?!  Teraz ci się przypomniało?! Teraz chcesz być idealnym ojcem?! Odwidziało ci się?!

- Przestań bo nie ręczę za siebie. - Zacisnął pięść. - Myślisz, że ja kurwa jestem z kamienia?! Mnie też zabolała śmierć Łukasza! Przecież był też moim synem! A gdzie ty byłaś?! Gdzie byłaś przez te wszystkie lata, kiedy dorastał bez ciebie?! Gdzie byłaś jak wypadł mu pierwszy ząb, jak poszedł do szkoły?! Gdzie wtedy byłaś?! 

- Jesteś podły!  - Wyszarpałam się.

- Mi łatwo wytykasz u siebie błędów nie widzisz!  - Mierzyliśmy się wzrokiem.

-Jasne bo ty nigdy nie jesteś winny! Pan i władca!

- Przestań!

- Wytrzeźwiałeś po wczorajszym piciu z Adim, czy jeszcze cię trzyma?! Jak ty chcesz być ojcem?!

- Przeginasz!

- Mówię prawdę!  Wielki raper! Kurwa człowieku! - Założyłam buty.

- Gdzie idziesz?

- Jak najdalej od ciebie. -  Wyprostowałam się.

- Nie skończyłem z tobą rozmawiać.

- Ale ja skończyłam.  - Sięgnęłam po kluczyki i nagle poczułam uderzenie w policzek. Stłumiłam w sobie krzyk i zacisnęłam zęby, połknęłam łzy.  - Już? - Popatrzyłam na niego. - Ulżyło ci?

- Mela...- Patrzył na mnie z zakłopotaniem. - Nie chciałem.

-  Nie urodzę tego dziecka...

- Mała...

- Jak wrócę ma cię tu nie być...To i tak nie ma sensu. - Nacisnęłam klamkę.

- Nie...Przepraszam. -  Objął mnie, ale pozostałam nie wzruszona.

- Puść mnie.

- Nie zostawię cię... - Mówił.

-  Bugajczyk...- Wkurzyłam się. - Powiedziałam, żebyś mnie puścił. - Odepchnęłam go. - Masz godzinę.

- Mela...Dlaczego?

- Jeśli tu będziesz przyprowadzę ludzi Ernesta, żeby cię stąd zgarnęli. - Odwróciłam się.

- Kocham cię...To ma jakieś znaczenie? - Nie odpowiedziałam. Wyszłam z mieszkania i zbiegłam po schodach. Szybko wsiadłam do samochodu i dopiero tam wybuchłam płaczem. Mój telefon zaczął wibrować. Popatrzyłam na wyświetlacz widząc zdjęcie Adama postanowiłam odebrać.

- Cześć. - Starałam się uspokoić oddech i brzmieć na zadowoloną.

- Płakałaś.

- Nie.

- To nie było pytanie tylko stwierdzenie.

- Trochę. -Mruknęłam.

- Czyli jednak...Nie powinnaś mnie okłamywać.

- Spotkajmy się. - Zaproponowałam.

- Za piętnaście minut w centrum.

- Będę.  - Rozłączyłam połączenie.

**

*Igor*

Zadzwoniłem do niej po czterdziestu minutach od jej wyjścia. Na początku nie chciała, ale w końcu zgodziła się na spotkanie. Postanowiłem wybrać miejsce, gdzie żadne z nas nie zdecyduje się na radykalny krok. Bardzo żałowałem tego co zrobiłem. Siedziałem teraz na ławce i na nią czekałem. Po chwili dosiadła się do mnie.

- Tu się chciałeś ze mną spotkać? - Popatrzyłem na nią.

- Mam dla ciebie kwiatki. - Wręczyłem jej bukiet.

- Dzięki. - Odłożyła je na bok.

- Porozmawiajmy jeszcze raz...Ani ja, ani ty nie dajmy się ponieść emocją.

- Rozmawiałam z Adamem...- Westchnęła. - Załatwi dobrego lekarza.

- Mela nie rób tego...Błagam cię. - Zacisnąłem dłoń na jej ręce. - Kocham cię...Nie chcę cię stracić...

- Igor...

- Chcę stworzyć z tobą rodzinę. Jestem człowiekiem popełnia błędy...Wiem, doskonale o tym wiem, ale daj mi tą ostatnią szansę.

- Ale...- Do oczu napłynęły jej łzy.

- Nie chcę wierzyć w to, że nie kochasz tego dziecka. - Mówiłem przez zaciśnięte zęby.

- Proszę cię przestań. - Spuściła wzrok.

-  Byłaś zbyt dobrą mamą dla Łukasz, żeby teraz zabić to dziecko. Mela pamiętam twój smutek, twój żal gdy wyszła sprawa z Angelą...Kiedy rzekomo była ze mną w ciąży. Cierpiałaś bo byłaś przekonana, że nie możesz mieć dziecka.

- Bo...- Zaczęła się trząść i płakać. - Dla ciebie to wszystko jest takie...Oczywiste. Dom, rodzina, miłość, dziecko, pies.

-To źle? Źle, że chcę z tobą być? Że cię kocham? Że chcę stworzyć z tobą coś więcej?  - Wpatrywałem się w nią próbując odgadnąć co ma na myśli.

- Igor...Ja też cię kocham... - Popatrzyła na mnie, a jej oczy były tak bardzo błękitne, że aż mnie to przytłaczało. - Chodzi o to...Że ja nie jestem gotowa...

- Mela, przecież ci mówię, że byłaś wspaniałą mamą! - Przysunąłem się do niej.- Poradzisz sobie, przecież ja ci pomogę. Wiem, że nie jestem idealny, bo do ideału to mi w chuj daleko, ale ja się zmienię. Będę się starał. - Nabrałem powietrza.- Przestanę pić, palić...Odstawię wszystkie używki. A jeśli będzie trzeba to zawieszę karierę, jestem wstanie poświęcić naprawdę dużo.

- Nie chcę żebyś się zmieniał...-Pokręciła głową.

- Zrobię to...Oddam wszystko i jeszcze więcej, żeby z tobą być. Mela naprawdę dużo dla mnie znaczysz.

- Igor... Nie chcę, żebyś się zmieniał...Nie chcę żebyś coś dla mnie zostawiał, zawieszał. Niczego od ciebie nie oczekuję.

- Mela rozumiem, że się boisz. Dla mnie to też jest  coś...Szalonego, ale nie czuję się źle. Chcę tego, naprawdę tego chcę i biorę za to odpowiedzialność. Za każdy mój czyn i za każde słowo. Mała ja się cieszę...Ja się naprawdę bardzo cieszę z tego, że mam ciebie i to...Małe coś co się w tobie rodzi. - Uśmiechnąłem się do niej.  - Może to szalone, ale ja chcę być ojcem.

- Tak bardzo...Bardzo mi ciężko...

- Spokojnie. -Objąłem ją. - Przecież jestem, już zawszę będę.

- Igor...- Odsunęła się. - Ja...- Nabrała powietrza. - Jest coś...

- Słucham...

- Gdybyś miał wybierać...Pomiędzy mną, a tym dzieckiem...

- Nie, nie, nie...Nawet tak nie myśl. - Zaśmiałem się. - To byłby jakiś absurd, tak się nie da. Kocham i je, i ciebie. Nawet tak nie myśl, dobrze?

- Ale gdybyś musiał...

- Ale nie muszę i nawet nie chcę tego słyszeć.

- A jednak...

- Co? - Zmarszczyłem brwi.

- Powiedz mi co mam robić, a ja się dostosuję.

- O czym ty mówisz?!

-  Jeżeli urodzę to dziecko...To mnie zabije.

- Nie...- Pokręciłem głową z niedowierzania. - Nie, nie mów tak, nie wierzę w to...Jeżeli robisz to tylko po to, żebym zgodził się na ten zabieg to od razu ci mówię, że...

- Igor...-Popatrzyła mi w oczy. - Myślisz, że po tym co mi teraz powiedziałeś w normalnej sytuacji nadal chciałabym usunąć ciążę? - Łzy płynęły strumieniami po jej twarzy.- Kocham cie, kocham to dziecko...Ale nie jestem gotowa na śmierć.

- Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? Dlaczego...- Poczułem, że  długo nie wytrzymam.

- Jak miałam ci to powiedzieć?

- Przecież...

- Wiesz jakie to uczucie kiedy... Dowiadujesz się, że spotkało cię coś co miało się nigdy nie wydarzyć...Ale nie będziesz mieć szansy się tym nacieszyć?

- Mała. - Objąłem ją. Chciałem mieć ją teraz tak bardzo blisko przy sobie.

- Nie chcę umierać...

- Przepraszam...Tak bardzo cię przepraszam. - Już nawet nie starałem się hamować łez.

- Igor posłuchaj...Jeżeli mi obiecasz, że się nie zmienisz, że nie zawiesisz kariery...Ja...Ja urodzę to dziecko.

- Ale...

- Musisz mi to obiecać. - Szeptała mi do ucha.

- Nie karz mi wybierać, błagam...Błagam. - Serce rozpadło mi się w pył.

- Obiecaj mi to. - Popatrzyła mi w oczy. - Obiecaj.

- Nie...Nie wydam wyroku.

- Igor...Obiecaj.

- Nie chcę, nie skarzę cię na śmierć!

- Obiecaj mi to.

- Mela.

- Igor.

- Nie mogę...

- Proszę. - Targały mną emocję o jakich mi się nie śniło. Byłem rozbity. Widziałem jak cierpi, jak trudno jej to przychodzi, a z drugiej strony nie miałem żadnego wyjścia z tej sytuacji. W tamtym momencie pragnąłem cofnąć czas. Nie mogłem inaczej...Wiedziałem, że popełniam największy błąd w swoim życiu.

- Obiecuję. - Powiedziałem to tak cicho, że nie miała prawa tego słyszeć. A jednak...Wybuchła  płaczem, wtuliła się we mnie, a ja nigdy wcześniej tak bardzo jej do siebie nie przytulałem.

- Dziękuje...


Cześć

Nie mam nic do dodania. Rozdział przed korektą, dlatego za wszelkie błędy przepraszam wszystko poprawię jak tylko znajdę na to czas. Bardzo zależało mi na tym, żeby dziś wyszedł.

Zapraszam na media i widzimy się w następnym rozdziale!

Trzymajcie się!

Mela X.x

26.05.2019

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro