Śledztwo wagi ciężkiej

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Krzysztof Małecki wystawił głowę zza drzwi prowadzących do gabinetu mecenasa Marka Kaszuby. Rozejrzał się konspiracyjnie po korytarzu i stwierdziwszy, że w pobliży nie kręci się nikt, kto mógłby zakłócić rozmowę, którą miał zamiar przeprowadzić, zamknął za sobą drzwi i obrócił się w stronę biurka, przy którym siedział Kaszuba Starszy. Nieopodal stali nieco poirytowani całą sytuacją Marcin i Paweł. Nie mieli pojęcia, czemu zostali brutalnie oderwani od swoich dotychczasowych zajęć i zaciągnięci na jakieś spotkanie w męskim gronie, którego organizatorem był właśnie Krzysiek. Jednego byli pewni – takie zebranie nie wróżyło niczego dobrego.

– Panie Małecki – zaczął zrezygnowany Marek. – Co pan znowu nawymyślał? Jeśli po raz kolejny chce pan ingerować w sprawy administracyjne kancelarii, to ja nie zamierzam tego tolerować. Wystarczy, że ta pańska tabliczka w hallu deprymuje mi klientów!

Rzeczywiście umieszczenie tabliczki z nazwą „Kancelaria rodzinna – Małeccy, Radeccy & Kaszuba" w centralnym miejscu przedsionka, sprawiło, że przechadzające się nim osoby, dość często zwracały na nią uwagę. A to z kolei powodowało niepotrzebne zamieszanie, kiedy klienci się dopytywali, czemu na bramie wejściowej widnieje inna nazwa niż ta zdobiąca jedną ze ścian budynku. Za wyjaśnienia zazwyczaj odpowiedzialna była Marta, bo starszy Kaszuba nie miał ani czasu, ani cierpliwości tłumaczyć, dlaczego pozwalał człowiekowi, którego nic nie łączyło z tą kancelarią (poza bliskimi relacjami z trzema zatrudnionymi tutaj kobietami,) rządzić się, jakby był u siebie.

– Spokojnie Kaszubo Starszy Mecenasie. Nic z tych rzeczy – zapewnił go Krzysiek. – Ale muszę przyznać, panowie, że sprawa jest dość poważna, albowiem odkrycie, którego dokonałem, może niezwykle zamieszać w naszej kancelaryjnej hierarchii – dodał z pełną powagą, a pozostali zebrani popatrzeli po sobie nadal skonsternowani.

– No, dobrze, a cóż to za odkrycie? – Marcin odważył się zadać zasadnicze pytanie, kiedy Małecki nadal nie kwapił się do przedstawienia im jakiś konkretów.

– Takie, które wymaga natychmiastowego, szczegółowego śledztwa – odparł Krzysztof z poruszeniem. – I to, że tak to ujmę, śledztwa wagi ciężkiej – dodał, wyciągając w ich stronę rękę, w której trzymał niewielki, biały, plastikowy prostokącik.

Przez dość długą chwilę nikt nie śmiał się odezwać. Cała trójka z zaskoczeniem wpatrywała się w przedmiot, który Krzysiek uznał za obiekt niepokoju. I to chyba całkiem słusznie, bo to malutkie znalezisko wyraźnie zdeprymowało wszystkich obecnych w pomieszczeniu prawników.

– Czy to jest...? – zaczął przerażony Paweł, ale nie był w stanie dokończyć pytania.

– Test ciążowy – oznajmił z pełnym przekonaniem Marcin, który także pozostawał w lekkim szoku.

– O nie, Kaszubo – wtrącił się od razu Krzysiek – sprostowanie – to jest pozytywny test ciążowy – wyjaśnił, przesadnie akcentując słowo „pozytywny". – I w dodatku znaleziony w kancelaryjnej toalecie. Dlatego też zwołałem tę naradę, gdyż na tej podstawie śmiem twierdzić, że któryś z nas jest ojcem tego dziecka, którego istnienie sugerują te dwie różowe kreseczki. Pytanie tylko brzmi – który?

Ta informacja jeszcze bardziej poruszyła młodych adwokatów. Spojrzeli po sobie z przestrachem w oczach. Jeden z nich miał już na wychowaniu trójkę pociech, więc pojawienie się kolejnej nie byłoby problemem, ale nie było to coś, co mieli z żoną w najbliższych planach. Drugi natomiast, dopiero uczył się życia w związku i nie czuł się jeszcze gotowy na bycie ojcem. Wyglądało jednak na to, że istnieje jakieś trzydzieści trzy procent szansy na to, że za kilka miesięcy to on będzie się musiał zmierzyć z tą rolą. A może dwadzieścia pięć?

– Na mnie nie patrzcie – pierwszy przerażającą ciszę przerwał Marek, na którego zwróciły się pozostałe trzy pary oczu. – Nie jestem na tyle szalony, aby w tym wieku narażać się na ewentualność zostania ojcem.

– No ja mam nadzieję. – Marcin wyraźnie odetchnął z ulgą. – Chyba trochę za późno na to, abym został starszym bratem. I to o jakieś trzydzieści lat.

– Spokojnie, synu, to ci na pewno nie grozi – odparł Marek z uśmiechem. – Nie rozumiem więc, czemu jestem w takim razie uczestnikiem tego zebrania – dodał, spoglądając z ukosa na Krzyśka.

– Ja cię bardzo przepraszam, Kaszubo Starszy, ale musiałem wziąć po uwagę każdą możliwość – usprawiedliwiał się Małecki. – Nie wiadomo, co ty tam z tą twoją sędziną wysoką sobie za zabawy urządzacie. No, ale skoro ta opcja odpada, to przynajmniej zawęża się nam krąg domniemanych matek. Zawsze to jakieś ułatwienie dla naszego śledztwa.

Marcina i Pawła ta uwaga chyba ani trochę nie pocieszyła. Do żadnego z nich nadal nie docierała powaga sytuacji i wciąż trzymała ich mała panika. Za to Krzysztof wydawał się kompletnie nieporuszony faktem, że jego rodzina z dużym prawdopodobieństwem za niedługo się powiększy. Wręcz przeciwnie – sprawiał wrażenie, jakby go to całkiem cieszyło, co właściwie nie było niczym zaskakującym, bo już od jakiegoś czasu wspominał, że chciałby sprezentować Oliwce jakieś rodzeństwo. Byłoby więc całkiem dobrze, gdyby się okazało, że to Marta jest w stanie błogosławionym. Póki co nie mieli jednak co do tego żadnej pewności.

– No dobra, to co wiemy na pewno? – Marcin otrząsnął się nieco i przeszedł na tryb „prawnik". – Mamy tyko jeden dowód niewidomego pochodzenia – wskazał na nadal kurczowo trzymany przez Małeckiego test ciążowy – którego właścicielką prawdopodobnie jest jedna z naszych kobiet. Czy któryś z was – spojrzał na Krzyśka i Pawła - zauważył jakieś objawy u swoich narzeczonych, które mogłyby sugerować ich odmienny stan? Dziwne zachcianki? Poranne mdłości? Drażniący zapach kawy? Cokolwiek? – dopytywał się, ale obaj pokręcili przecząco głowami. – Ja u Igi też nie. A kiedy była w ciąży ze Zbyszkiem, na początku naprawdę źle ją znosiła.

– Przy Oliwce też tak było – dorzucił Krzysiek.

– No więc, moją kandydaturę na ojca chyba możemy wykluczyć – oznajmił zadowolony młodszy Kaszuba.

– Kaszubson ma rację – podsumował Małecki. – No to, Gołokostku, zostało nas dwóch – dodał, klepiąc nadal oniemiałego przyszłego szwagra po ramieniu.

Radecki przełknął ciężko ślinę. Oczywiście w przyszłości chciał mieć dzieci, ale jeszcze nie teraz. Chociaż przez długi czas żył jak lekkoduch, uznał, że skoro już postanowił się ustatkować, to wszystko powinno odbyć się według powszechnie znanej kolejności – ślub, trochę czasu dla dwojga i dopiero planowanie powiększenia rodziny. Wiedział jednak, że musi się wziąć w garść. Jeśli rzeczywiście to Sylwia była w ciąży, miał zamiar stanąć na wysokości zadania i być najlepszym ojcem, na jakiego było go stać.

– Dobrze, to jak się dowiem czyje to właściwie dziecko? – spytał Paweł, biorąc głęboki wdech. – Wolałbym się już dłużej nie stresować na zapas.

– Ale czym ty się w ogóle, Gołokostku, martwisz? – zupełnie nie rozumiał Krzysiek. – Uwierz mi, rodzicielstwo to będzie najlepsza przygoda twojego życia. Kaszubsony i ja to w pełni potwierdzamy, prawda panowie? – Zwrócił się w stronę prawników, którzy pokiwali głową na zgodę. – I ty też się o tym wkrótce przekonasz.

Mimo dobrych intencji towarzyszy, Radecki jeszcze bardziej pobladł na twarzy. Chciał wierzyć, że dziecko zmieni jego życie na lepsze, ale strach, że schrzani całą sprawę, był paraliżujący. Zawsze był w nim pewien lęk związany z ojcostwem, ale teraz, kiedy miało się to stać rzeczywistością, nie potrafił myśleć racjonalnie. Miał tylko nadzieję, że jego narzeczona także będzie nieco wystraszona tą nieznaną, niespodziewaną sytuacją i nie oskarży go bezdusznie o tchórzostwo.

– Czy możemy wrócić do sedna sprawy? – Paweł zmienił temat, próbując zamaskować swój niepokój. – Jak niby mamy ustalić, którego z nas faktycznie czeka ciągła zmiana pieluch i nieprzespane noce?

– Musimy opracować jakąś strategię – zarządził Małecki. – Trzeba przeprowadzić dochodzenie. Bardzo dyskretne. W końcu to śledztwo wagi ciężkiej. I to nawet dosłownie!

– A nie byłoby prościej, po prostu zapytać Sylwii i Marty, która z nich jest w ciąży? – zasugerował Marek. – To chyba rozwiałoby wszystkie wasze wątpliwości.

Rzeczywiście nie było to takie złe rozwiązanie. Tak przynajmniej wydawało się Radeckiemu, dopóki jego przyszły szwagier nie zasiał w nim kolejnego ziarnka niepewności.

– Jakby chciały nas o tym poinformować, to już dawno by to zrobiły! – oburzył się Małecki. – A skoro tak się nie stało, to coś musi być na rzeczy! O mój Boże, Gołokostku, a co jeśli to wcale nie jest nasze dziecko?!

Dla Pawła to już było za wiele. Każda kolejna rewelacja przysparzała go prawie o zawał serca. O ile jeszcze był w stanie pogodzić się z wizją rychłego ojcostwa, o tyle w absurdalną zdradę swojej narzeczonej nie miał zamiaru uwierzyć. Krzysiek jak zwykle przesadzał. Poza tym Radecki sam znalazł o wiele bardziej prawdopodobne wytłumaczenie tej całej sytuacji.

– Panie Małecki, niech pan przestanie histeryzować i wygadywać głupoty – skarcił go starszy Kaszuba. – Jakakolwiek była przyczyna zatajenia tej informacji, na pewno nie miało to związku z tym, co pan insynuuje. Sylwia i Marta to porządne, lojalne kobiety. I pan – wskazał na Krzyśka – sam najlepiej powinien o tym wiedzieć.

Przywołany do porządku Krzysztof zrozumiał, że chyba nieco za bardzo się zapędził w swoich domysłach. Nie przychodziło mu jednak do głowy żadne inne wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. W przeciwieństwie do jego przyszłego szwagra.

– To Sylwia – oznajmił z przekonaniem Paweł. – I nic nie powiedziała, bo wie, że będę beznadziejnym ojcem – dodał z ciężkim westchnieniem goryczy.

Pozostała trójka spojrzała na niego z zaskoczeniem. Czyżby Radecki naprawdę miał o sobie tak niskie mniemanie? Każdy facet przeżywał pewnego rodzaju niepokój, dowiadując się, że niedługo na świat przyjdzie jego pierwsze dziecko. To w zupełności naturalna reakcja.

– Paweł, nie żartuj sobie – niezwłocznie zainterweniował Marcin. – Będziesz wspaniałym ojcem. I Sylwia na pewno nie myśli inaczej.

– No, to niby czemu trzyma to w tajemnicy? – nie odpuszczał.

– Może czeka jeszcze na wizytę u lekarza? – zasugerował młodszy Kaszuba. – Tak, żeby mieć stuprocentową pewność. Te testy są czasem felerne.

Pawła to nie przekonywało. Czuł, że to on był przyczyną ukrycia tej, bądź co bądź, radosnej wiadomości. Nie mógł jednak tak tego zostawić. Musiał udowodnić swojej ukochanej, że się myli. Może nie będzie ojcem idealnym, ale przecież będzie się starał! I zrobi wszystko, co w jego mocy, aby jego dziecko i narzeczona byli szczęśliwi.

I wyglądało na to, że właśnie będzie miał okazję ją o tym zapewnić.

– Paweł, gdzie jesteś? – Usłyszeli nieco przytłumione przez zamknięte drzwi, ale i tak dość głośne nawoływanie dochodzące z korytarza. – Musimy natychmiast porozmawiać!

Całą czwórkę na moment sparaliżowało. Kaszubowie i Małecki szybko odzyskali rezon, ale Radeckiemu było do tego zdecydowanie daleko. To, co jeszcze kilka minut temu wydawało mu się odległe i abstrakcyjne, zaraz miało się stać jak najbardziej realne.

– O Boże, to moja chwila prawdy – mruknął zestresowany do granic możliwości Paweł. – Czy wyglądam na bardzo przerażonego? – spytał, licząc na zaprzeczenie ze strony pozostałych.

Krzysztof szybko rozwiał jego nadzieje.

– Jak cholera – odparł, kładąc mu dłoń na ramieniu w geście dodania otuchy. – Ale nie bój żaby, Gołokostku. Kiedyś musi nastąpić ten pierwszy raz. A może się okazać, że wcale nie ostatni!

Dalsze pocieszanie zostało przerwane przez energicznie pukanie do drzwi. Marek, jako właściciel gabinetu, zaprosił gościa do środka. W progu, tak jak się spodziewali, stanęła Sylwia. Była czymś tak zaaferowana, że nawet nie zauważyła, że wszyscy zebrani mężczyźni jak na komendę spojrzeli na jej płaski jak zwykle brzuch. A więc nadal nic nie wskazywało jednoznacznie na prawdziwość ich teorii.

– A co to za jakieś podejrzane zebranie? – spytała, wyraźnie zapominając na moment, jaką sprawę chciała załatwić. – Krzysiek, co ty znowu kombinujesz? – spojrzała krytycznie na brata, a potem przeniosła wzrok na pozostałych obecnych, chcąc wyczytać coś z wyrazu ich twarzy. Dłużej zatrzymała się na narzeczonym, który wydawał się jej wyjątkowo blady i nieswój. – A ty co? – zwróciła się do Radeckiego. – Znowu jakieś choróbsko złapałeś? Jeśli tak, to przysięgam, że zaciągnę cię na jakąś skarpetkową terapię!

Żaden z nich nie raczył się odezwać, więc Małecka jeszcze bardziej zaczęła się niepokoić. Czyżby przerwała im w czymś ważnym? Jakieś męskie sprawy czy coś w ten deseń? Ale przecież zapukała! I ją wpuścili! Czemu więc zachowywali się, jakby byli w jakiejś konspiracji?

– Dobra, gadać mi tu zaraz, o co chodzi – zarządziła. – Nie mam dzisiaj nerwów na jakieś podchody.

Ostatnia uwaga na dobre otrzeźwiła Pawła, który szybkim krokiem dopadł swojej narzeczonej i zamknął ją w mocnym uścisku.

– Ale słoneczko, ty się teraz nie możesz denerwować – oznajmił z czułością. – I ja wiem, że ty myślisz, że ja sobie nie poradzę, ale obiecuję ci, że zrobię wszystko, co trzeba. I naprawdę będę się starał. I nigdy cię nie zawiodę ani się nie poddam i dam z siebie absolutnie wszystko. Będę najlepszym mężem i ojcem, jakiego tylko możesz sobie wymarzyć.

Zdezorientowana Sylwia uwolniła się z uścisku narzeczonego i spojrzała na niego niezrozumiale. Zupełnie nie rozumiała tego wybuchu zapewnień i szczerości. Zwłaszcza że nie byli sami, a przecież jej ukochany nie lubił mówić o swoich uczuciach w obecności świadków.

– Nie żebym się skarżyła, ale o co właściwie ci chodzi? – spytała podejrzliwie. – Myślałam, że tego typu rozmowy mam już za sobą.

– No tak – potwierdził nerwowo Radecki. – Ale teraz, kiedy w grę wchodzą nowe okoliczności...

– Jakie okoliczności? – przerwała mu, nadal nic z tego nie pojmując.

– A takie! – zawołał Krzysiek, machając jej przed oczami swoim znaleziskiem, które stanowiło przyczynę całego tego zamieszania.

Małecka wpatrywała się przez moment w pozytywny test ciążowy z zupełnie obojętnym wyrazem twarzy. Natomiast miny zebranych mężczyzn zrobił się jeszcze bardziej zaniepokojone.

– Skąd to macie? – spytała spokojnie, nadal nie zdradzając po sobie żadnych emocji.

– Z kancelaryjnej toalety – wyjaśnił hardo Krzysztof.

– A dlaczego uznaliście, że należy do mnie?

– A nie należy? – zdziwił się Paweł.

Sylwia oderwała wzrok od plastikowego prostokącika i spojrzała na swojego narzeczonego.

– Ten nie – zapewniła bez zbędnego dramatyzmu.

– Jak to ten nie? To jest jeszcze jakiś inny? – dopytywał się Radecki, nie będąc pewnym, czy zaprzeczenie wywoła w nim falę ulgi, czy rozczarowania.

Prawniczka wyraźnie zwlekała z udzieleniem odpowiedzi, a jej narzeczony po raz kolejny tego dnia był bliski zawału. Paweł nie znosił niewiedzy, a w tej chwili trwał w oczekiwaniu, którego zakończenie mogło obrócić jego życie do góry nogami. Jak więc miał się nie niecierpliwić?!

Po ciągnących się niczym wieczność kilkunastu sekundach, na twarzy Sylwii ukazał się szeroki uśmiech.

– No, już spokojnie, Pawełku. – Pogłaskała go czule po policzku. – Zostanie ojcem w ciągu najbliższych miesięcy ci nie grozi.

Radecki wypuścił z ulgą wstrzymywane powietrze.

– To czemu nie mówisz tak od razu? – oburzył się. – Ja to o mało co palpitacji serca nie dostałem!

Małecka zaśmiała się dźwięcznie, chociaż chyba tylko jej jedynej było w tej chwili do śmiechu.

– Przepraszam, skarbie, ale nie mogłam się powstrzymać. Twoja mina była bezcenna – odparła, wciąż chichocząc. – Sam upierałeś się przy trójce dzieci, a teraz na samo wspomnienie o tym, że mogłabym być w ciąży, masz cykora. Co z ciebie za facet? – dodała zaczepnie, ale Radecki zupełnie nie zwrócił na ten przytyk uwagi. Wciąż przyswajał informację głoszącą, że jednak miał znacznie więcej czasu na oswojenie się z wizją ojcostwa, niż się na to zapowiadało.

– Może jednak poprzestaniemy na dwójce – zaproponował, zakładając ukochanej zbłąkany kosmyk włosów za ucho.

Sylwia spojrzała na niego z ukosu.

– Serio? – spytała ze śmiechem. – Gdybym wiedziała, że do zmiany zdania w kwestii ilości pociech wystarczy pozytywny test ciążowy, to już dawno bym taki skądś wytrzasnęła.

– Mam nadzieję, że kolejny który znajdę, będzie jednak twój – szepnął jej do ucha Paweł, po czym, nie zważając na pozostałe osoby obecne w pomieszczeniu, namiętnie ją pocałował.

– No to sprawa wyjaśniona – ucieszył się Marek, który miał już dość rodzinnych dramatów i chętnie wróciłby do pracy, którą mu tak brutalnie przerwano.

– No chyba jednak nie do końca – obruszył się Krzysiek. – Bo jeśli nie zostanę wujkiem, to chyba jednak czeka mnie rola ojca – dodał, jakby niepewnie, a wokół zapanowała kompletna cisza. – Trytytko! – krzyknął po chwili donośnie, po czym wypadł na korytarz i biegiem pognał w stronę sekretariatu.

Pozostali odprowadzili go wzrokiem, ale nie podążyli jego śladami, aby sprawdzić, czy ich rodzina rzeczywiście się powiększy. Zgodnie uznali, że to sprawa między przyszłym państwem Małeckich.

– A więc to jednak Marta sprawi nam nowego członka naszej patchworkowej rodzinki – zagadnął mecenas Radecki, nie wypuszczając z objęć swojej narzeczonej.

– Raczej w to wątpię – odparła Sylwia, a wszyscy trzej prawnicy spojrzeli na nią zdziwieni. – Test należy do mojej klientki – wyjaśniła szybko, chcąc rozwiać ich wszelkie wątpliwości. – Sądziła, że to wystarczający dowód w sprawie o alimenty.

Panowie zgodnie się zaśmiali. A więc tyle szumu i zamartwiania się po nic! I jak zwykle to wszystko przez Małeckiego. Gdyby nie wszczął alarmu, pewnie podeszliby do tego na spokojnie i o wiele szybciej odkryli prawdę, oszczędzając sobie niepotrzebnych nerwów.

– Może należało to też powiedzieć Krzyśkowi – zasugerował Marcin. – Biedny będzie teraz męczył Martę.

– Spokojnie, Marta da sobie radę – zapewniła go Sylwia. – Już ona go tam ustawi. – Na potwierdzenie jej słów od strony sekretariatu doszły ich kłócące się podniesione głosy. – A tak swoją drogą, nie doszłoby do tego, gdybyście, jak normalni ludzie, po prostu nas zapytali, o co chodzi, a nie snuli jakieś swoje domysły, które nijak się mają od prawdy. Na przyszłość radzę szukać informacji u źródła, zamiast prowadzić nieudolne dochodzenie!

Prawnicy musieli przyznać jej rację. Teraz, już nauczeni przykładem, będą wiedzieć, że żadne śledztwo wagi ciężkiej nie przeniesie im pożytku, tylko same kłopoty! 

******************************************** 

W serialu Sylwia i Paweł przeżywają jakiś kryzys (niestety :(), więc dla odmiany ode mnie coś pozytywnego :D Mam nadzieję, że się Wam podoba. Ja jestem z niego średnio zadowolona - jak na mój gust trochę za dużo dialogów, a za mało opisów, ale nie wiedziałam za bardzo, jak to inaczej napisać, żeby akcja była dość dynamiczna. 

Jak zawsze ślicznie dziękuję za gwiazdki i komentarze. Jesteście kochane <3 

Co do tego, kiedy pojawi się następny rozdział, to jest prosta odpowiedź, która pewnie Was nie zadowoli - nie wiem. I składają się na nią dwie przyczyny. Pierwsza - w najbliższych tygodniach mam serię rodzinnych imprez, a także troszkę więcej do roboty na studiach, więc kiepsko z czasem. Druga - właściwie skończyły mi się pomysły na kolejne scenki. To nie tak, że się wypaliłam i wena uciekła, ale po prostu nie mam żadnej konkretnej wizji na kolejny rozdział. Pisząc zwyczajne opowiadanie, zawsze w takiej sytuacji można wcisnąć jakiś "zapychacz", ale tutaj się to nie sprawdzi. To opowiadanie opiera się na konkretnym koncepcie, którego na chwilę obecną mi brak. Dlatego też ogromna prośba do Was - może macie jakieś propozycje? Może by mnie to jakoś natchnęło i umożliwiło dalsze pisanie. Czekam na Wasze pomysły! :D 

To chyba na tyle. 

Pozdrawiam i do napisania :) 


P.S. Czy są tutaj jacyś fani serialu "Sherlock"? A konkretniej shipu sherlolly? Jeśli tak, to proszę się zgłosić :D Dwa lata temu, na fali zakończenia czwartego sezonu stworzyłam kilka fanfiction dotyczących tej pary. Jedno z nich to typowe opowiadanie, a nie pojedyncze scenki jak to dotyczące OMSNM i zastanawiam się, czy jest warte opublikowania na wattpadzie... Może pomożecie mi podjąć decyzję? Ktoś zainteresowany? Historia jest skończona, więc mogę ją opublikować "na raz" i nie trzeba będzie czekać na kolejne części. Czekam na jakiś odzew :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro