Kancelaria rodzinna - Małeccy, Radeccy & Kaszuba

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak na schyłek lata było niezwykle ciepło i słonecznie, więc pracownicy kancelarii prawniczej „Zarzycki & Kaszuba" postanowili zgromadzić się na zwołanym zebraniu w kancelaryjnym ogródku. Mimo dopisującej pogody, panująca wokół atmosfera była gość gęsta i nerwowa, albowiem zgromadzeni zostali brutalnie odciągnięci od swoich dotychczasowych obowiązków i niemal siłą posadzeni przy jednym stole. I to przez kogo? Przez Krzysztofa Małeckiego.

Wydarzenia ostatnich dni sprawiły, że Krzyśka dopadły przemyślenia dotyczące jego, w zaskakującym tempie rozrastającej się, rodziny. Po dłuższej analizie zaistniałej sytuacji doszedł do dość zaskakującego wniosku. Okazało się bowiem, że trzy najważniejsze kobiety w jego życiu (z pominięciem ukochanych córek – Helenki i Oliwki) – obecne tutaj: jego była żona Iga Kaszuba (niegdyś Małecka), siostra jego przyrodnia Sylwia Małecka (wkrótce Radecka) oraz przyszła żona Marta Piątek (niebawem Małecka) – są ściśle związane z tą kancelarią. A co za tym idzie – on także, chcąc nie chcąc, jest z nią związany. I skoro już to powiązanie odkrył, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. A mianowicie - włożyć swój udział w rozwój tej jakże szczytnej instytucji.

I w tym właśnie celu zwołał „posiedzenie specjalne", obecność obowiązkowa. Ku jego uciesze, wszyscy stawili się posłusznie na jego wezwanie, więc należało przejść do rzeczy. W końcu ciągle wysłuchiwał, jak to prawnicy na nic nie mają czasu.

– Panie Małecki – odezwał się Marek Kaszuba, wyraźnie zirytowany faktem, że jakiś de facto obcy facet zaczyna się rządzić w jego kancelarii. – Czemu ma służyć to niedorzeczne zbiegowisko? Co pan znowu nawymyślał?

– Spokojnie, Kaszubo starszy mecenasie, wszystko zaraz się rozjaśni niczym światełko w tunelu – zapewnił Krzysztof, stając w takim miejscu, aby wszyscy doskonale go widzieli i słyszeli. – Na samym początku chciałbym serdecznie wam podziękować za tak liczny odzew na moje wezwanie. Wiedziałem, że się na was nie zawiodę. Wszyscy, jak tu jesteście, stanowicie ważną część mojego życia i...

– Krzysiek, do rzeczy! – przerwała mu poddenerwowana jego bezcelowym monologiem Iga. – Nie mamy całego dnia na twoje fanaberie!

– Matko, widać, Igunia, że się w prawniczą rodzinę wdałaś – odparł Małecki, kręcąc głową z dezaprobatą. – Ale żeby tak w pół słowa człowiekowi przerywać, oj nie ładnie, nie ładnie...

– Iga ma rację – głos zabrał póki co opanowany Marcin. – Mamy mnóstwo innych rzeczy do roboty, więc mógłbyś z łaski swojej przejść do konkretów.

Krzysiek już od jakiegoś czasu obracał się w prawniczym środowisku, więc wiedział, że czasami nie warto się wykłócać. Chociaż sam miał gadane, z mecenasami lepiej nie zadzierać.

Wziął więc głęboki wdech i przeszedł już do właściwej przemowy.

– No dobrze – zaczął. – Wiecie wszyscy, jak się sprawy mają. Siostra moja wraz z mecenasem Gołą Kostką w końcu, po długich boleściach, do porozumienia w kwestii swoich uczuć doszli i możemy się spodziewać, że niebawem na weselu ich bawić się będziemy. My z Martusią także poczyniliśmy pewne postępy, decyzje zapadły i ślub w przygotowaniu. Tak więc jeśli Pan Bóg pozwoli i nic już nie stanie na drodze tych wielkich, dozgonnych miłości, to wkrótce staniemy się jedną wielką rodziną – ogłosił z dumą. – A skoro tak – ciągnął, nie zwracając uwagi na zszokowane miny zebranych – kilka kwestii wymaga pewnych modyfikacji. Pierwsza z nich, od której chciałbym zacząć, to nazwa naszej drogiej kancelarii.

Zrobił chwilę przerwy, aby nadać sytuacji odpowiedniej dramaturgii. Przez dłuższy moment nikt jednak nie zareagował. Nadal nie mogli uwierzyć w to, co właśnie usłyszeli.

– A co jest nie tak z nazwą? – Pierwszy rezon odzyskał Marek. – Poza tym to nie leży w pana gestii. Pan tu nawet nie pracuje! I nie ma nic do gadania!

– O, przepraszam bardzo! – oburzył się Małecki. – Tak właściwie to ja mam dłuższe powiązania z tą kancelarią niż pan! Przede mną byli tu tylko Iga, Marcin i Marta! – wyliczył skrupulatnie.

– Pan się chyba za bardzo zapędza! – Starszemu Kaszubie zaczynało podnosić się ciśnienie. – Ta kancelaria nazywa się „Zarzycki & Kaszuba" i nikt niego nie zmieni. A zwłaszcza pan!

– A gdzie niby jest ten cały Zarzycki? – nie odpuszczał Krzysiek. – Zwiał już wieki temu to tego zasmoglonego Krakowa i tyle go wiedzieli! Córuchna, co to zaliczyła każdego młodego mecenasa w tej kancelarii, łącznie z nieobecnym tu Kudłatym, też się pod ziemię zapadła! Więc z jakiej racji ich nazwisko ma się szerzyć w świecie, skoro teraz nadeszły rządy naszej złączonej w sile i koligacjach rodzinnych gromady!

Krzysztof był w pełni przekonany do swoich, zdaniem innych kontrowersyjnych, racji i zamierzał ich dzielnie bronić. Nikt mu nie wmówi, że nie miał prawa do wygłaszania swojej opinii, skoro fakty krzyczały same za siebie. Powiązania rodzinne dawały mu prawo głosu.

– A jak pana zdaniem powinna brzmieć ta nazwa, panie Małecki? – do rozmowy włączył się Paweł, który do tej pory raczej unikał kontaktów z ekscentrycznym bratem swojej narzeczonej.

– I to jest właściwe pytanie, Gołokostku! – Krzysiek ucieszył się, że wreszcie ktoś zaczął go słuchać. – Zaraz wam pokażę. Będziecie zachwyceni!

Małecki na moment zniknął w budynku kancelarii, aby za chwilę wrócić z wielką mosiężną tabliczką. Z szerokim uśmiechem na ustach, wyrażającym zapewne samozadowolenie, obrócił ją przodem do zebranych.

Wygrawerowany na niej ozdobnymi literami napis głosił „Kancelaria rodzinna – Małeccy, Radeccy & Kaszuba".

– Czy to jest jakiś żart? – spytał naprawdę bliski wyprowadzenia z równowagi Marek. – Co to ma niby znaczyć? – warknął, wskazując lekceważąco na tabliczkę.

– No, jak to co? – obruszył się Krzysiek. – To chyba oczywiste. Każdy z nas jest, był lub będzie Małeckim, Radeckim lub Kaszubą. A więc nazwa adekwatna do składu osobowego.

Starszy Kaszuba chyba zaczynał przechodzić załamanie nerwowe. Do czego to doszło? Żeby były mąż jego obecnej synowej, narzeczony sekretarki i przyrodni brat aplikantki w jednym, mówił mu, jak powinien zarządzać własną kancelarią. Toż to skandal!

– Panie Małecki, to jest niedorzeczne – próbował wytłumaczyć mu Marek. – Pana nazwisko nigdy w życiu nie pojawi się na drzwiach tego budynku! A już na pewno nie jako pierwsze!

Krzysiek wydawał się tą uwagą zupełnie nieporuszony.

– Ja rozumiem, że pan jest niepocieszony faktem, że pana nazwisko jest na szarym końcu, ale proszę mi wierzyć, rozważałem wszystkie sześć wariantów kolejności ułożenia i ta konfiguracja brzmiała najlepiej. A chyba wszystkim nam zależy na dobru tego rodzinnego interesu, więc przykro mi Kaszubo starszy, ale ktoś musi iść na ustępstwa.

Krzysztof rozejrzał się po pozostałych zebranych, aby odczytać ich reakcje na jego genialny pomysł. Rozczarował się jednak, bo nikt nie wydawał się równie podekscytowany jak on. To go naprawdę ubodło. Liczył na okrzyki radości, fanfary i podziękowania za przejęcie inicjatywy, a tymczasem został skrytykowany oburzeniem seniora rodu i oskarżycielskim milczeniem reszty członków rodziny.

– Krzysiu, ja przepraszam cię bardzo, ale z jakiej racji ty założyłeś, że ja po ślubie zmienię nazwisko? – Ciszę przerwała Sylwia. – Może wcale nie będzie żadnych Radeckich tylko jeden Radecki?

– O właśnie! – do rozmowy włączyła się Marta. – Ja też się zastanawiam nad pozostaniem przy nazwisku panieńskim. A na Piątek już tu miejsca nie ma! – dodała, wskazując na tabliczkę.

Krzysztof posłał swojej partnerce wrogie spojrzenie.

– Ty mnie, Trytytko, nawet nie denerwuj! – krzyknął, a sekretarka aż podskoczyła. – Już to przerabialiśmy! Nie mam mowy, żebym po raz kolejny musiał przeprowadzać tę doprowadzającą mnie do skrajnego wyczerpania psychicznego i fizycznego rozmowę! 

– Wyjątkowo zgadzam się z panem Małeckim – odezwał się Paweł. – Nieprzyjęcie nazwiska męża przez ukochaną kobietę, to dla mężczyzny prawdziwa hańba – dodał, patrząc znacząco na Sylwię.

– Otóż to! Dobrze prawisz, Gołokostku! – poparł go Krzysiek. – Ty będziesz Małecka – wskazał na Martę – a ty Radecka – jego palec wycelował w Sylwię. – I koniec, kropka! Bez dyskusji! Nikt mi tu nie będzie burzył moich dalekosiężnych, w męczarniach powstających planów! Tabliczka jest gotowa i nie stać mnie na kolejną!

– A tym to niech się pan Krzysiaczek nie przejmuje – niespodziewanie odezwał się Patryk, wchodząc do ogródka z wiadrem i mopem w rękach. – Z Radeckich to ja jeszcze się ostałem, więc spokojnie żadne przeróbki konieczne nie będą.

– O, i jedyny mądry, który mnie poparł! – zawołał uradowany Małecki, przyciągając chłopaka do siebie i obejmując go po przyjacielsku ramieniem. – Ty jedyny rozumiesz ideę mojej inicjatywy. Ale nie ma się co dziwić. W końcu to dzięki tobie ta dwójka delikwentów – skinął głową na Sylwię i Pawła – przestała krążyć wokół siebie jak Mars wokół Wenus i zrozumiała, że powinni wspólnie osiedlić się na Ziemi.

Metafory Krzysztofa chociaż zazwyczaj pozbawione sensu, bywały jednak mocno trafne.

– No dobra, Krzysiek, chyba już wystarczy – próbował uspokoić go Marcin. – Zrozumieliśmy twój przekaz i rzeczywiście wszyscy jesteśmy tu ze sobą jakoś rodzinnie powiązani, ale to nie jest podstawa do tego, aby zmieniać nazwę kancelarii. Tym bardziej, że nawet już po wszystkich ślubach Małeccy i tak byliby w mniejszości.

– Co ty, Kaszuba, liczyć nie umiesz? – znów oburzył się Krzysiek. – W jakiej mniejszości? Wszystkich jest nas równo po dwa i pół!

– Jakie dwa i pół? – zainteresował się Iga.

– Proszę bardzo, Kaszubowie – raz – wskazał na Marka – dwa – na Marcina – pół – na Igę. – Radeccy, raz – na Pawła – dwa – na Patryka – i pół – na Sylwię. – Z Małeckich jestem ja raz i wszystkie obecne tu trzy panie po pół, czyli półtora, razem dwa i pół! Hajs się zgadza, wszystko gra i buczy! Przynajmniej póki co, bo jak dojdą do tego jeszcze dzieci to układ sił może się nieco zmienić, ale tym będziemy się martwić później.

Znów zapadła głucha cisza, podczas której zebrani dokładnie analizowali słowa swojego samozwańczego przywódcy.

– Co ty mówisz, Krzysiek? – obruszyła się Sylwia. - Jakie dzieci?

– Jak to jakie? – zdziwił się Małecki. – No ja myślę, szwagrze przyszły mój – zwrócił się do Pawła – że staniesz na wysokości zadania i fundniesz mojej siostrzyczce jakieś małe Gołokostki.

– Słucham? – Prawniczka wybałuszyła oczy. – Krzysiek, ja ci przypominam, że my jesteśmy zaręczeni niecały tydzień. I dla twojej wiadomości nie omawialiśmy jeszcze kwestii ewentualnego potomstwa.

– A to bardzo niesłusznie – skomentował Krzysztof, kręcąc głową z dezaprobatą. – Takie rzeczy trzeba ustalić z odpowiednim wyprzedzeniem, żeby potem zdziwka nie było – dodał głosem wielkiego eksperta.

– Przestań! – syknęła Małecka, ciskając w brata piorunami.

– Sylwia, spokojnie. – Paweł położył dłoń na jej plecach. – Twój brat ma rację. Powinniśmy to przedyskutować – dodał, patrząc na nią znacząco.

– Ależ że co? – spytała niezrozumiale blondynka. – Że teraz? Tutaj? Tak przy ludziach?

– No przecież to sami swoi, jak od kilkunastu minut podkreśla pan Małecki – odparł Radecki. – No to co? Trójka chyba wystarczy, nie?

– Trójka? – wykrztusiła Sylwia z niedowierzaniem.

– Jak chcesz więcej, nie ma sprawy, ale pamiętaj, że to ty będziesz musiała je urodzić.

– Pawełku, czy ty siebie słyszysz?– spytała w pełni poważnie, kiedy minął już pierwszy szok, spowodowany faktem, że jej do tej pory beztrosko żyjący narzeczony chciał założyć z nią liczną rodzinę. – Ty sam jesteś czasami jak dziecko we mgle, a wymagasz ode mnie, abym wychowała jeszcze trójkę takich jak ty? Chyba oszalałeś, jeśli myślisz, że porwałabym się na takie szaleństwo. 

– A tam, skarbie. Kto da radę jak nie ty? – odparł, posyłając jej swój zniewalający uśmiech, któremu jak zwykle nie mogła się oprzeć.

– No i wszystko pięknie, cudownie, wspaniale! – zawołał cały w skowronkach Krzysiek. – Tutaj trójeczka już nam pięknie rośnie. – Wskazał na Igę i Marcina. – Tutaj kolejna trójeczka w fazie planowania. – Spojrzał na Sylwię i Pawła. – My z Trytynią też coś dorzucimy i, jak znalazł, będzie nowe pokolenie gotowe przejąć rodzinny interes z tradycjami! Wiedziałem, że wygrawerowanie tej tabliczki to inwestycja na lata, a wręcz pokolenia!

Ostatni komentarz sprawił, że w kancelaryjnym ogródku, po którym do tej pory rozbrzmiewał głównie donośny głos Krzysztofa Małeckiego, wymieszały się krzyki wszystkich Kaszubów, Radeckich i Małeckich. Sylwia z Pawłem dalej negocjowali liczbę przyszłych pociech, Marta próbowała wyperswadować upór Krzyśka w kwestii zmiany jej nazwiska, ale on nie dawał za wygraną, Marcin i Iga zaczęli się sprzeczać o to, czy ich syn powinien pójść w zawodowe ślady ojca i dziadka, a Patryk jak zwykle starał się do każdej kwestii dorzucić swoje trzy grosze.

Jedynym obojętnym na rozgrywające się właśnie wydarzenia pozostał Marek Kaszuba. Przyglądał się temu całemu rozgardiaszowi ze stoickim spokojem, dziękując w duchu, że żaden z klientów nie był świadkiem tego niedorzecznego zamieszania. Na szczęście, jak to mówią, wszystko zostaje w rodzinie.  

********************************************** 

Witam serdecznie na moim nowym opowiadaniu :) Jak widać, tym razem to coś zupełnie innego - fanfiction mojego ulubionego serialu "O mnie się nie martw". Chociaż ma on już 9 sezonów, a ja jestem wierną fanką od samego początku emisji, dopiero ostatni odcinek sprawił, że naszła mnie ochota na napisanie czegoś z wykorzystaniem jego bohaterów. Właściwie zaczęło się od tego, iż doszłam do takich wniosków jak Krzysiek w tej scence powyżej - że lada chwila pracownicy kancelarii dosłownie będą jedną wielką rodziną i postanowiłam wykorzystać to jako punkt zaczepienia xD. 

Szczerze mówiąc, nie wiem jak potoczą się losy tego opowiadania. Póki co, w założeniach nie będzie to taka typowa historia jak w przypadku powieści, tylko pojedyncze scenki, które być może będą miały ze sobą jakieś powiązania, ale sądzę, że będzie je można traktować także jako zupełnie odrębne twory. Postaram się utrzymać je w lekkim, zabawnym tonie. Planuję sporo Krzysztofa (którego wręcz ubóstwiam jako postać) oraz Sylwii i Pawła (moja ulubiona para nie tylko w tym serialu, ale chyba w ogóle). A jak to wszystko wyjdzie w praniu, to się zobaczy :D Mam kilka pomysłów na kolejne scenki, ale nie wiem, kiedy znajdę czas na ich dopracowanie i przelanie na słowo pisane. Tak więc nie spodziewajcie się regularnych wpisów (zwłaszcza że staram się co piątek wstawić rozdział na "Ja, blondynka"), ale myślę, że w najbliższej przyszłości coś powinno się tu pokazać. 

A jak podoba się Wam ten rozdzialik? Wena na niego dopadła mnie wczoraj późnym wieczorem i nie mogłam przez to zasnąć xD. Jak zwykle w mojej głowie to wszystko wyglądało jakoś lepiej, ale mam nadzieję, że wyszło całkiem przyzwoicie :) 

Do napisania, oby wkrótce :) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro