001. Potwór w sutannie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mam nadzieję, że przeczytaliście opis. Bo jak nie, to was zjem.

____________________

Minęło osiem miesięcy, odkąd Natalia z Waldkiem pobrali się i zamieszkali razem. Mateuszowi początkowo było przykro, że gosposia wyprowadziła się z plebani, jednak uświadomił sobie, że od tamtej pory będzie mógł sobie pozwolić na dużo więcej. Poza tym stwierdził, że Nacia powinna mieć coś więcej z życia, niż tylko niańczenie księdza.

Kontaktów z ludźmi mu nie brakowało, gdyż często odwiedzał  nowożeńców w ich domu, niekiedy przynosząc ze sobą drobny upominek w postaci słoika z pasztetem własnej roboty. Wpadał również okazjonalnie na komendę, gdzie również zdarzało mu się wręczyć komuś swoje dzieło.

Blondyn już od ponad pięciu lat produkował własny pasztet w tajemnicy przed innymi, jednak dopiero od wyprowadzki Natalii zaczął się tym chwalić przyjaciołom oraz ludziom dookoła. Zdarzyło mu się również w miarę tanio sprzedawać parafianom słoiczki z domowym wyrobem. Każdy, kto spróbował tego cuda, od razu zakochiwał się w jego smaku. Sam Mateusz również uwielbiał go spożywać. Był pod totalnym wrażeniem swoich umiejętności w produkcji, zwłaszcza, że Natalia okrzyknęła go kulinarnym beztalenciem.

Mimo, iż działalność księdza nie była do końca legalna, gdyż nie została nigdzie zarejestrowana, to policjanci z Sandomierza przymykali na to oko. Uważali, że wykurwisty pasztet jest tak dobry, że nie staną przyjacielowi na drodze w rozkręcaniu "biznesu".

Nikt nie znał jednak receptury ani składu pasztetu, jednak przypuszczano, iż jest on mieszanką mięsa drobiowego i wieprzowego. Prawdziwy przepis znał tylko autor.

***

- Przybyłem najszybciej, jak to możliwe. Przepraszam, że ekscelencja musiał na mnie czekać tak długo, ale akurat gotowałem makaron.

Skłamał, choć nie było tego po nim widać. Zawsze potrafił okłamać swojego rozmówcę, z czego nie do końca bywał zadowolony.

Na fotelu przy stoliku siedział ksiądz Walery, który jakiś czas temu wrócił z Włoch. Młodszy mężczyzna już kiedyś opiekował się plebanią pod jego nieobecność. Już od chwili ich pierwszego spotkania wikary przykuł uwagę proboszcza.

- Rozumiem Mateuszu, nie musisz się z niczego tłumaczyć. Odkąd pani Natalia wyprowadziła się z plebani, pewnie musisz sam sobie ze wszystkim radzić. Nie myślałeś o zatrudnieniu nowej gospodyni? - spytał przełożony księdza.

- Myślałem nad tym, ale chyba raczej sobie odpuszczę poszukiwania kogoś nowego. Natalia była jedyna w swoim rodzaju i nie wyobrażam sobie nikogo innego na jej miejscu. - wyjaśnił młodszy.

- Pomyślałem sobie, że może chciałbyś przygarnąć pod swój dach towarzystwo. Od ośmiu miesięcy siedzisz sam i pewnie nawet nie masz do kogo się odezwać. Ksiądz Walery wrócił z Włoch i chciałem cię spytać, czy przyjąłbyś go do swojej parafii.

W pierwszej chwili Matteo miał ochotę zaprotestować, gdyż młody i wścibski wikary mógłby dociekać, dlaczego ciągle przesiaduje w piwnicy. Z drugiej strony czuł do brązowookiego coś w stylu pociągu. Opałek był niezwykle atrakcyjny i przystojny, akurat w jego typie.

- Myślę, że dogadam się z księdzem Walerym. Może się wprowadzić nawet dzisiaj. - powiedział z nutką tajemniczości.

Mateusz patrzył na młodszego kapłana z fascynacją i lekkim uśmieszkiem, przygryzając przy tym dolną wargę. Miał co do niego plany.

***

Kiedy księża przekroczyli próg plebani, brązowowłosy odwiesił płaszcz na wieszak. Starszy duchowny zakluczył drzwi frontowe i również powiesił swoją kurtkę.

- Jesteś głodny? A może się czegoś napijesz? - mruknął pytająco.

- Z przyjemnością coś zjem. A do picia poproszę herbatę, z dwoma łyżeczkami cukru. - odparł nowy lokator.

- W porządku. Usiądź sobie na kanapie w salonie, a ja zajmę się czymś do jedzenia.

Wikary rozłożył się wygodnie na sofie i spojrzał na telewizor. Zastopowany był na nim dokument na Netfliksie, zatytułowany: "Rozmowy z mordercą - taśmy Jeffreya Dahmera". Uznał, że to nic strasznego, gdyż sam lubił oglądać filmy dokumentalne, zwłaszcza o seryjnych mordercach. Zanim zdecydował się pójść do seminarium, studiował psychologię, którą interesował się już od dziecka. Zawsze zastanawiał się nad tym, co siedzi w głowie seryjnego zabójcy.

W tym samym czasie Mateusz zakluczył drugie wyjście z plebani. Przygotował również dla swojego kolegi kanapki z wkurwistym pasztetem, a następnie zalał wrzątkiem torebkę herbaty znajdującą się w kubku. Posłodził napar dwoma łyżeczkami cukru, tak jak zażyczył sobie młody ksiądz. Zanim wrócił do salonu, wyjął z jednej z kuchennych szafek saszetkę strunową ze sproszkowanymi lekami nasennymi. Dosypał je do herbaty i dokładnie wymieszał. Następnie chwycił talerz z kanapkami oraz kubek, by po chwili udać się do pomieszczenia z telewizorem.

- Niestety nie zdążyłem jeszcze zrobić większych zakupów. Mam jedynie pasztet, który jest naprawdę dobry. W życiu nie jadłem lepszego pasztetu, serio. - powiedział z przyjaznym uśmiechem na twarzy, po czym odłożył kanapki i herbatkę na stolik.

- Bardzo dziękuję za kanapki. To miłe z twojej strony, ale... W sensie, nie chcę być niemiły, ale jestem wegetarianinem. Staram się unikać jedzenia mięsa. Nawet żelków nie jem, bo zawierają żelatynę.

Opałkowi zrobiło się głupio. Nie chciał być nieuprzejmy dla Mateusza, ale na samą myśl o zjedzeniu pasztetu robiło mu się przykro. Zawsze był wrażliwy na punkcie zwierząt i nie chciał ich zjadać.

- Proszę cię, chociaż spróbuj. Jeśli ci nie zasmakuje, to wyplujesz. - nalegał niebieskooki.

- Dziękuje, ale ja naprawdę nie lubię produktów mięsnych. - odparł, a następnie odsunął talerz z kanapkami na bok.

- Jedz! - warknął Mati, a następnie chaotycznie pchnął kanapki z wkurwistym pasztetem w stronę Walerego.

Talerz zderzył się z kubkiem, przez co ten przewrócił się, a jego zawartość wylała się na stół oraz podłogę.

- Przepraszam, poniosło mnie. Wytrę to. - mruknął proboszcz.

Starszy powędrował do kuchni w celu znalezienia ścierki do wytarcia rozlanej herbaty. Jednocześnie wstawił po raz kolejny wodę w czajniku, by przygotować kolejnego "drinka". Był mocno zdenerwowany, ale głównie dlatego, że przez głupotę zmarnował leki nasenne, którymi chciał odurzyć księdza.

Walery wykorzystał okazję i wstał z kanapy, po czym podbiegł do drzwi wejściowych i odkluczył je. Wyszedł na zewnątrz, żeby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Zachowanie kapłana trochę go niepokoiło, jednak postanowił jeszcze go nie skreślać. Obaj od tamtej chwili musieli się przyzwyczaić do siebie nawzajem.

Kiedy tak sobie rozmyślał, poczuł delikatny, lecz bardzo nieprzyjemny zapach dobiegający zza budynku. Od zawsze był bardzo ciekawski, więc natychmiast poszedł w kierunku okropnego smrodu, który z każdym kolejnym krokiem się nasilał.

Za plebanią znajdowały się delikatnie uchylone drzwi, prowadzące prawdopodobnie do piwnicy. Gdy podszedł do nich na odległość około dwóch metrów, prawie poczuł w gardle wymiociny. W ułamku sekundy zbladł z obrzydzenia, a kiedy nogi się pod nim ugięły, ktoś mocno ścisnął jego ramię.

- Nie wchodź tu. Wracaj do środka. - burknął stanowczo Mateusz, po czym zaprowadził brązowookiego do środka.

***

- Proszę, oto twoja nowa herbata. Przepraszam, że poprzednią rozlałem, nie chciałem tego zrobić.

Proboszcz jedynie udawał skruchę. Trzeba było przyznać, że w kłamstwie i manipulacji ludźmi był wręcz mistrzem. Niecierpliwie czekał na moment, w którym wikary wypije herbatę z lekiem nasennym.

- Możesz mi powiedzieć co takiego znajduje się w piwnicy, że tak tam śmierdzi? Jeszcze nigdy nie czułem aż takiego odoru. Normalnie pomyślałbym, że trzymasz tam zwłoki.

Młodszy zaśmiał się. Nie był ani trochę świadomy tego, że w piwnicy znajdują się rzeczy, po zobaczeniu których nie doszedłby do siebie. Żmigrodzki westchnął, zastanawiając się nad wymyśleniem wymówki.

Młody ksiądz upił kilka drobnych łyczków pysznego naparu, a po chwili odstawił kubek na stolik. Mateusz dosiadł się obok niego i odpauzował film dokumentalny, który wcześniej oglądał.

- Ja też przymierzałem się do obejrzenia tego filmu. To straszne, że ktoś taki, jak Jeffrey chodził po tej planecie i mordował niewinnych ludzi... - mruknął niezręcznie Opałek.

Mati nie odezwał się do duchownego ani słowem, a jedynie siedział bez ruchu z wyprostowanymi plecami i gapił się w telewizor, jakby był w jakimś transie.

W pewnym momencie brązowowłosy poczuł nagle lekki przypływ zmęczenia. Tłumaczył to sobie ciężkim lotem z Włoch do Polski, podczas którego nie zmrużył oka nawet na minutę. Starszy zauważył, że z wikarym zaczyna się coś dziać. Położył dłoń na jego kolanie i zaczął przygryzać dolną wargę. Z czasem przesunął dłoń na udo mężczyzny, który poczuł się molestowany.

- Co ty robisz...? Zostaw mnie. - pisnął sennym głosem.

- Leki zaczynają działać. Doskonale.

Blondyn przeniósł dłoń na krocze Walerego i spojrzał mu w oczy z bezczelnym i jednocześnie zboczonym uśmieszkiem. Ksiądz poczuł się zagrożony. Zrozumiał, że duchowny podał mu leki nasenne, żeby wykorzystać go seksualnie, a dokument o Jeffreyu Dahmerze wcale nie był filmem puszczonym przez przypadek.

- Zostaw mnie!

Młodszy odsunął się i wstał z kanapy, chcąc uciec w kierunku wyjścia. Proboszcz niespodziewanie wyjął broń spod jednej z poduszek leżących na kanapie.

- Ani kroku dalej! Nie masz już szans na ucieczkę, frajerze! - syknął, celując prosto w przestraszonego kapłana.

- Dobrze, zrobię co tylko zechcesz, tylko nie zabijaj mnie!

- Idziesz ze mną. - rozkazał starszy duchowny.

***

Żmigrodzki zaprowadził Opałka przed piwnicę, wciąż celując w niego naładowaną bronią. Walery wiedział, że prawdopodobnie za chwilę umrze z rąk księdza-psychopaty. Na dodatek z każdą minutą był coraz słabszy przez wypicie herbaty.

- Właź tam. I zamknij mordę, bo zdechniesz w mniej humanitarny sposób.

Nie miał wyjścia, więc niechętnie wykonał polecenie. Gdy otworzył drzwi prowadzące do piwnicy, zabójczy odór uderzył go w twarz, przez co omal nie zwymiotował. Powstrzymał jednak swój żołądek i z trudem zszedł po schodkach. Mateusz szedł tuż za nim, nie spuszczając swojej ofiary z oka.

Schody miały może z dziesięć stopni, lecz młodemu mężczyźnie wydawało się, jakby było ich co najmniej pięćdziesiąt. Gdy obaj znaleźli się na dole, starszy zapalił światło, które w średnim stopniu oświetliło piwnicę.

Smród był niewyobrażalny, a pomieszczenie było obskurne i przerażające. Znajdowały się w nim czarne worki na śmieci wypchane po brzegi, niewielka lodówka, coś w stylu biurka, pod którym stały poukładane słoiki, mnóstwo półek z narzędziami pokrytymi jakąś brunatną zaschniętą substancją i niewielka wanienka z dziwną i niezwykle śmierdzącą cieczą. Na jednej ze ścian wisiały różnych rozmiarów piły, siekiery i tasaki, natomiast na biurku leżały młotki, wiertarki i dwa słoiki.

- Dlaczego mnie tu zaprowadziłeś? - jęknął przerażony.

- Chciałeś dowiedzieć się skąd dobiega odór, to teraz masz odpowiedź. Wielu było takich śmiałków przed tobą, lecz wiesz co jest najzabawniejsze? A to, że ten kto już poznał źródło zapachu, już nigdy nie wyszedł żywy z tego pomieszczenia.

W oczach blondyna widać było jedynie brak jakichkolwiek emocji. Opałek nie poznawał duchownego. Dobry i uczynny proboszcz parafii nagle okazał się być bezwzględnym i okrutnym psychopatą?

Wikary oparł się o biurko i ciężko przełknął ślinę. Jedną ręką wymacał stojący na meblu słoik, który chwycił w dłoń. Wziął głęboki wdech i rzucił się na proboszcza, na głowie którego rozbił szklany słój.

- AAAAAAH! - krzyknął z bólu, padając na kolana i upuszczając przy tym broń.

Brązowooki kopnął broń w kąt i co sił w nogach wybiegł z piwnicy, prosto na świeże powietrze. Choć świeże to nie do końca, gdyż odór dobiegający z pomieszczenia nadal wydobywał się na zewnątrz.

W tamtym momencie ksiądz pobiegł przed siebie najszybciej, jak tylko potrafił. Gdy dobiegł na werandę, znajdująca się przed plebanią, zauważył idących w jego kierunku Dziubaka i Nocula.

- POMOCY, MORDERCA!!! - wykrzyczał ze łzami w oczach, dobiegając do Mietka i wtulając się w niego.

- Ksiądz Walery? Co ksiądz...

- MATEUSZ TO MORDERCA, CHCIAŁ MNIE ZABIĆ W PIWNICY! TO PSYCHOPATA! - zapłakał.

W tej samej chwili proboszcz doczołgał się do werandy i spojrzał na policjantów. Uświadomił sobie, że Opałek mógłby go im sprzedać, więc podszedł do nich.

- Witam panów... Ksiądz Walery roztrzaskał mi słoik na głowie. Nie słuchajcie go, on jest pod wpływem jakichś prochów! - wymamrotał, przykładając sobie dłoń do krwawiącej rany na głowie.

- Ten psychol chciał mnie odurzyć i zabić w piwnicy! Tam śmierdzi, rozumiecie?! - wykrzyczał wikary.

- Może... Zaprowadzi nas ksiądz do tej piwnicy? Wiemy, że jest ksiądz niewinny, ale musimy sprawdzić, czy te oskarżenia są prawdziwe. - wyjaśnił Dziubak.

W tamtej chwili Mateusz zbladł. Uświadomił sobie, że jest już skończony, i mało tego, straci totalnie zaufanie i szacunek nie tylko wśród przyjaciół, ale i całej parafii.

- W takim razie sami sobie tam pójdziemy. - burknął pulchny.

***

- O Boże, jak tu śmierdzi! - wybulgotał młodszy z policjantów, zasłaniając przy tym usta.

- Chryste, co tu tak śmierdzi? - westchnął zszokowany aspirant.

- Yyy... To pozostałości po zwierzętach. Mój znajomy ze wsi podrzuca mi kury, które przerabiam na wykurwisty pasztet. Panie Mietku, jak pan może myśleć, że mógłbym być psychopatą?

Próbował wziąć policjantów na litość, jednak w tamtej chwili jakoś niespecjalnie na nich to działało. Jako pierwszy zdecydował się wejść Dziubak, który mimo słabego żołądka odważył się zejść na dół.

- Proszę, ksiądz idzie przodem.

Duchowny zaczął się trząść ze strachu. Nie był w stanie przekonać policjantów, żeby nie wchodzili do piwnicy. Że też musieli zjawić się akurat w takim momencie.

Kiedy gliniarze znalaźli się na dole, w oczy rzuciły im się przede wszystkim worki na śmieci oraz wanienka z podejrzaną cieczą. Otyły policjant nachylił się nad zbiornikiem z cieczą i niekontrolowanie zwrócił obiad.

- Mietek... To jest jakiś kwas! - wymamrotał pod nosem Antoni.

Korzystając z okazji, duchowny rzucił się do ucieczki, jednak w ostatniej chwili Dziubak wskoczył mu na plecy i obezwładnił go. Może i był drobny, ale za to był silny.

- Gdzie ksiądz ucieka?! - syknął niedoszłemu uciekinierowi do ucha. Sam nie wierzył w to, że przyciska księdza do podłogi.

- Dziubak... W tych workach są ludzkie kości! - pisnął zszokowany i osłabiony wymiotowaniem Mietek.

- Panowie, to nie tak...

Młodszy aspirant nie pozwolił księdzu dojść do słowa. Z całej siły przycisnął jego głowę do podłoża. Blondyn ledwo mógł się poruszyć, dzięki czemu skucie go od tyłu nie sprawiało żadnych trudności.

Mieczysław ukucnął z niedowierzania i zaczął płakać jak nigdy dotąd. Nie spodziewał się, że jedna z najbliższych i najważniejszych dla niego osób okazała się być wilkiem w owczej skórze. Nawet nie wiedział co ma z tym wszystkim zrobić.

***

Jakiś czas później, na teren plebani wkroczyła reszta sandomierskiej policji, którym towarzyszył Morus wraz z jego ludźmi z Kielc. Dookoła zebrały się również tłumy zszokowanych osób, które dopytywały o szczegóły. Kiedy wkroczyli na posesję, skonfrontowali się z Dziubakiem i Noculem, którzy prowadzili proboszcza w stronę radiowozu.

- Boże, Mietek... Co tu się stało? Dlaczego wyprowadzacie księdza? - pisnął przerażony Możejko.

- Panie Możejko, proszę zachować spokój i mnie nie denerwować. A teraz proszę mi powiedzieć co się stało. - burknął stanowczym tonem naczelnik.

Wtedy obaj z Orestem dostrzegli w oddali komendanta Pawelca przyglądającego się ludziom ubranym w specjalne kombinezony, ładujących na ciężarówkę rzeczy wynoszone z piwnicy.

- Mateusz nie jest tym, za kogo wszyscy go mieliśmy... - powiedział łysawy aspirant, przełykając ciężko ślinę.

Policjanci wyprowadzili kapłana z posesji i podeszli z nim do radiowozu. Wtedy przez tłum ludzi przebili się zmartwieni Natalia z Waldkiem.

- Mateusz, co tam się dzieje? Dlaczego oni cię zabierają? Panowie, zostawcie go! - jęknął Grzelak.

- Pluskwa, nie utrudniajcie nam roboty. Za chwilę zlecą się dziennikarze, nie potrzebujemy póki co sensacji. Proszę, odejdźcie! - rozkazał niebieskooki aspirant.

Księżulek nie wypowiedział ani słowa, kiedy jego przyjaciele wpakowali go do radiowozu. Choć przyjaciółmi to oni już raczej dla niego nie byli. W momencie, gdy Nocul trzasnął mu drzwiami przed nosem, po raz ostatni spojrzał bezemocjonalnie przez okno na zapłakaną Natalię i zmartwionego rudowłosego. Wiedział, że w tamtym momencie złamał serca ludziom, którzy mu zaufali. Ciężko było mu stwierdzić, czy odczuwał jakiekolwiek wyrzuty sumienia.

_________________

Jeśli dotrwałxś do końca, to bardzo mi miło z tego powodu. Jest to pierwszy rozdział, więc pewnie wydaje się wam on trochę nudny. Wyszedł trochę chaotycznie, za co też was przepraszam.

Następne rozdziały będą ciut bardziej brutalne :D

Mam nadzieję, że choć trochę wam się spodobało. Trzeba było w końcu stworzyć jakieś "dzieło", w którym Mati jest postacią złą.

Złe postacie są ciekawsze.

Pozdrawiam :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro