003. Początek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mam nadzieję, że chyba nie muszę wspominać o tym, że zachowań przedstawionych w tym rozdziale nie powinno się naśladować.

Miłego czytania :)

________________________

- Po tamtym incydencie moja matka wyprowadziła się. Parę miesięcy później rozwiodła się z ojcem, z którym zamieszkałem. Od tamtego czasu nie widziałem starej prawie siedem lat, bo wyprowadziła się nie wiadomo gdzie. Ani razu nie zadzwoniła do nas nawet z życzeniami świątecznymi. Nie wiedzieliśmy w ogóle, czy ten człowiek żyje.

Po tym wyznaniu, Mateusz zaciągnął się papierosem, a po chwili bezczelnie dmuchnął policjantom dymem w twarze. Nie było to dla nich przyjemne, ale postanowili nie komentować nieuprzejmego zachowania przesłuchiwanego.

- No dobrze, teraz zejdziemy trochę z tematu... Miałeś może jakichś znajomych w szkole? - spytał Morus.

- Nie, nie miałem. Ale to nie dlatego, że nikt mnie nie lubił. Dużo leszczy próbowało nawiązać ze mną relacje, ale ja miałem każdego z nich w dupie. Nie potrzebowałem nikogo, wystarczył mi tylko ojciec.

*Kielce, rok 1985*

Żmigrodzki siedział na podłodze pod ścianą i czytał książkę zatytułowaną "Wszystko o chirurgii". Ludzkie ciało oraz jego wnętrze coraz bardziej go interesowały i fascynowały.

- Cześć! Co tam czytasz?

Mati lekko się wzdrygnął w chwili, gdy jego kolega z klasy dosiadł się obok niego zupełnie znienacka. Nie miał ochoty z nim rozmawiać i myślał tylko o tym, jak go spławić.

- Książkę o chirurgii. Myślę nad tym, żeby zostać właśnie chirurgiem. Mam świetne oceny z chemii i biologii, więc sądzę, że to moja droga życiowa. - odpowiedział lekko podirytowany.

- Kitelek by ci nawet pasował, ale nie przeraża cię widok krwi i organów?

- Czego miałbym się bać? Serce i flaki to normalne części naszego ciała, tak jak ręka czy noga. Nie rozumiem trochę strachu przed własnym ciałem. - odparł.

Niebieskooki przewrócił kolejną stronę w książce i usiłował skupić się na jej treści, jednak obecność Michała irytowała go i rozpraszała. Potwornie nie lubił, kiedy ktoś mu się przyglądał i patrzył mu na ręce.

- Mateusz... Może skoczyłbyś z nami na pizzę po szkole? Cała klasa jest zaproszona, i ty również. - powiedział Fryczewski z delikatnym uśmiechem na twarzy.

- Wybacz, ale dzisiaj po szkole jestem zajęty, dlatego że idę z ojcem na ryby. Jutro, pojutrze i w weekend też jestem zajęty, więc nie pytaj o przyszłe wolne terminy. - burknął.

Blondyn powoli miał dosyć natrętnego współklasowicza, dlatego wstał z podłogi i udał się w swoją stronę. Michał również się podniósł i podbiegł do kolegi.

- Mateusz, czemu taki jesteś? Dlaczego izolujesz się od nas? - zapytał.

- Po prostu ODPIERDOL SIĘ ode mnie!

Matteo wrzasnął tak głośno, że wszyscy stojący na korytarzu na niego spojrzeli. Chłopak nie przejął się tym i jak gdyby nigdy nic udał się w stronę wyjścia ze szkoły.

***

Parę minut po czternastej, chłopak przekroczył próg własnego domu. W momencie, gdy odwieszał swoją kurtkę na wieszak, zauważył kobiecy płaszcz wiszący na jednym z nich.

- Hę?

Mati wszedł do kuchni, chcąc przygotować sobie w niej coś do jedzenia. Gdy już miał otwierać lodówkę, usłyszał jak ktoś schodził po schodach. W momencie, gdy kroki zatrzymały się w progu kuchni, odwrócił się przodem do ich właściciela.

- Mama? Co ty tu...

- Wylali mnie z pracy i straciłam mieszkanie, dlatego przyjechałam do was. - wyjaśniła kobieta.

- I po tym wszystkim, co nam zrobiłaś masz jeszcze czelność pokazywać się tutaj? Wynoś się stąd! - syknął dziewiętnastolatek.

- Posłuchaj mnie gówniarzu! Połowa tego domu należy się również mi, dlatego że twój tatuś mnie nie spłacił. To nie ja się stąd wyniosę, tylko ty! Jesteś już dorosły, więc idź na własne utrzymanie!

Chłopak nie mógł uwierzyć w to, że jego matka, która była dla niego praktycznie obcą osobą chciała wyrzucić go z jego własnego domu. W tamtym momencie wszystko się w nim zagotowało, ale nie dał po sobie tego poznać.

- Ojciec również decyduje o tym, czy mam prawo tu mieszkać, czy nie. Poza tym, jeszcze nie skończyłem szkoły, więc nie mogę iść na własne utrzymanie. - syknął.

- Heh, wątpię w to, że tatulek pozwoli ci tu mieszkać, kiedy dowie się o tym, że trzymasz pod poduszką gazetki plus osiemnaście dla gejów.

Nastolatek zbladł. Nie sądził, że jego "matka" posunie się do tego, by przeszukiwać mu pokój pod jego nieobecność. Wkurwiony zacisnął pięści i wpatrywał się w kobietę, mając ochotę ją udusić.

- Nie wiedziałam, że mój syn jest ciotą. Dobrze, że dzisiaj już cię tu nie będzie. Nie będę mieszkała ze zboczeńcem pod jednym dachem. - zaśmiała się, po czym podeszła do lodówki.

Żmigrodzki stracił cierpliwość i panowanie nad sobą. Podniósł jedno z krzeseł stojących przy stole i wziął rozmach, po czym z całej siły przyjebał nim rodzicielce w łeb. Maria upadła na podłogę, a z głowy wypływała krew. Przypatrywał się jej, nie odczuwając żadnych wyrzutów sumienia ani litości. Blondynka delikatnie otworzyła ślepia i spojrzała synowi w oczy.

- Mate... Mateusz... Przestań...

Dziewiętnastolatek zignorował prośby swojej starej i usiadł na jej klatce piersiowej, a następnie zaczął ją dusić rękoma, patrząc przy tym w jej oczy z bezemocjonalnym wyrazem twarzy. Nie miała nawet siły, by bronić się przed synem. Po niecałych dwóch minutach nie dało się już wyczuć u niej pulsu...

***

- Wiecie co jest najgorsze? Że do dziś kompletnie nie żałuję tego morderstwa. Może i nie było ono zaplanowane, ale było zatuszowane perfekcyjnie. - zaśmiał się księżulek.

- Czekaj... Mam rozumieć, że ty... Bez żadnych wyrzutów sumienia zabiłeś swoją matkę? - jęknął zniesmaczony naczelnik.

- To nie była moja matka. Ona była dla mnie kompletnie obcą osobą. Jaka normalna matka zostawia swoje dziecko, odrzuca je z powodu innych upodobań seksualnych i usiłuje wyrzucić z domu? Ona nigdy nie poświęcała mi czasu i zawsze miała mnie w dupie.

- Właśnie... Wspominałeś o tym, że twoja matka odkryła twoje gazetki... Czy ty...

- Tak, jestem gejem, jeśli naprawdę chcecie wiedzieć. Lubiłem czasami sobie popatrzeć na panów, ale uprzedzam was, że seks nigdy nie był powodem, dla którego zabijałem ludzi. Stosunek z drugim człowiekiem nigdy nie był dla mnie niczym fascynującym. Tym bardziej nigdy nie przeleciałbym żadnych zwłok, zwłaszcza mojej starej. - przerwał niebieskooki.

Duchowny wciąż utrzymywał kontakt wzrokowy z policjantami. Chciał w ten sposób pokazać im swoją pewność siebie oraz brak strachu.

- Zanim opowiesz o swoich dalszych zbrodniach, to powiedz nam w jaki sposób pozbyłeś się zwłok swojej matki. - mruknął stanowczo Morus.

- A kto powiedział, że się ich pozbyłem?

***

Chłopak zebrał w sobie siłę i podniósł zwłoki swojej matki, po czym ułożył je starannie na stole w kuchni. Zerwał z niej wszystkie ubrania, jakie tylko miała na sobie i rzucił je w kąt.

Z jednej z szafek wyjął dwie spore miski, a z szuflady trzy noże oraz tasak do mięsa. Podstawił sobie również wiadro, które chwilę wcześniej przyniósł z ogrodu.

Czuł niesamowitą fascynację tym, że za chwilę ujrzy na żywo wnętrze ludzkie. Chwycił zatem największy nóż i ostrożnie rozciął nim brzuch matki, z którego zaczęła tryskać krew. Jej widok wzbudził u młodego mordercy apetyt, przez który zdecydował się posunąć o krok dalej.

Postanowił, że pokroi zwłoki swojej rodzicielki i przyrządzi z nich kolację dla siebie i ojca, który miał wrócić do domu dopiero przed godziną pierwszą w nocy.

Wsadził zatem ręke w rozcięty brzuch i powoli zaczął wyjmować z niego flaki. Nie było to wcale takie proste, gdyż były one bardzo śliskie w dotyku, ale Mateuszowi się to bardzo podobało.

Gdy już udało mu się je powyjmować, wrzucił je do wiadra stojącego na podłodze, na której była spora kałuża krwi.

- Będzie mnie czekało sprzątanko. - zaśmiał się pod nosem.

***

Zabawa trwała dalej po tym, jak Matteo dokładnie umył flaki. Wyjął z szafki maszynkę do mielenia mięsa, z której czasami korzystał jego ojciec. Podłączył ją do prądu, a następnie powoli zaczął mielić to, co wypatroszył z matki.

Przyglądał się temu procesowi ze spokojem i ekscytacją, co jakiś czas dokładając flaki, które po zmieleniu trafiały do jednej z wcześniej przygotowanych misek.

W głowie układał sobie plany jakie jedzenie mógłby przygotowywać codziennie na obiad z tak potężnej ilości mięsa. Kiedy skończył rozprawiać się z flakami, podzielił je na mniejsze porcje i powsadzał do foliówek. Zanim umieścił je w zamrażarce, rozkręcił maszynę do mięsa na części pierwsze i dokładnie je umył w zlewie.

Po tym, jak ponownie złożył maszynę i włożył ją do szafki, umył również nóż, którym wcześniej rozkrajał brzuch matki i zabrał go ze sobą na dalsze rozbrajanie. Podszedł zatem do stolika, na którym przeprowadzał "operację" i odstawił ostre narzędzie obok, a zamiast niego złapał za naostrzony tasak. Następnie chwycił zwłoki za włosy, po czym z całej siły przyjebał ostrzem w szyję kobiety. Powtórzyć czynność wystarczyło tylko dwa razy, by móc całkowicie odrąbać głowę.

Z reszty ciała wylewała się krew, natomiast samą głowę chłopak podniósł na wysokość swojej twarzy i uśmiechnął się do niej jak psychopata, którym zresztą się stał.

- Wygląda na to, że straciłaś dla mnie głowę, mamo. - zaśmiał się, a następnie odstawił łeb na podłogę.

***

- Rozkrajanie tego ciała wcale nie zajęło mi dużo czasu. Było z niej całkiem sporo mięsa, więc po prostu podzieliłem je na kilka porcji i wsadziłem do zamrażarki. Po rozkrojeniu wyglądało po prostu jak typowe mięso ze sklepu, więc nie wzbudzało to podejrzeń taty. Zresztą, to i tak zawsze ja gotowałem obiady po powrocie ze szkoły, dlatego że tata pracował. - dopowiedział duchowny.

Morus wstał z krzesła i odwrócił się tyłem do sandomierskiego kanibala. Miał stanowczo dość jego opowieści, ale wiedział, że jest zmuszony do ich słuchania. Szczegółowe opisy tak makabrycznych zbrodni nie mieściły mu się w głowie.

- Co tobą kierowało, że posunąłeś się do zbezczeszczenia zwłok własnej matki i zjedzenia ich? I dlaczego podawałeś mięso ludzkie swojemu ojcu, którego ponoć tak kochałeś? - spytał komendant.

- To było mięso takie samo, jak każde inne. Było bardzo smaczne i przynajmniej za darmo. Zaoszczędziłem przez większość życia sporo pieniędzy na mięsie. - zaśmiał się proboszcz.

- Dosyć! Daruj sobie te okropne żarty, bo jak nie, to ci wpierdolę! - warknął Oluś.

- Słuchanie moich zeznań to twoja praca, więc nie masz wyboru. Poza tym, nie boję się twojej pięści, chamie.

***

Był bardzo późny wieczór, kiedy Mateusz skończył kroić zwłoki i sprzątać po "operacji". Doprowadzenie kuchni do porządku wcale nie było proste, gdyż krew była praktycznie wszędzie. Zamrażarka była po brzegi zapełniona idealnie pokrojonym mięsem, a sam chłopak miał w głowie sporo pomysłów na obiady. Jeden z nich przyrządzał się właśnie w piekarniku, specjalnie na powrót Artura.

Części ciała, takie jak głowa, serce czy dłonie wylądowały na stosie w ogrodzie, razem z ubraniami kobiety oraz kilkoma sporymi kawałkami drewna. Nastolatek wyszedł na podwórko, znajdujące się za domem i rozlał benzynę na wcześniej wspomniane resztki. Na samym końcu wyjął z kieszeni spodni paczkę zapałek, z której wyjął jedną z nich. Rozpalił ją i rzucił na stos, który natychmiast zajął się ogniem. Żeby stłumić zapach płonących resztek zwłok, Matteo dorzucił do ogniska starą oponę. Przez nią dym stał się bardziej czarny i toksyczny.

Przyglądał się płomieniom ogniska ze spokojem i opanowaniem. Jego twarz nie wyrażała kompletnie żadnych emocji, jednak w środku czuł satysfakcję i radość. Czuł się tak, jakby pozbył się obciążenia, jakim była jego matka, która nigdy go nie kochała.

Przypatrywał się ognisku aż do momentu, gdy wszystko spłonęło. Kiedy ogień zgasł całkowicie, Mati chwycił za grabie, którymi odgrabił popiół. Natrafił na czaszkę, która jako jedyna przetrwała starcie z ogniem, co zresztą było całkowicie zrozumiałe, gdyż kości się nie palą. Przynajmniej nie w tak niskich temperaturach.

Cały popiół został schowany przez Mateusza do sporych czarnych worków. Chciał perfekcyjnie zatrzeć ślady po zbrodni i nie mógł sobie pozwolić na przegapienie czegokolwiek.

Dziewiętnastolatek zaniósł wory do swojego pokoju i ukrył je w szafie z ubraniami. Kości natomiast schował pod swoim łóżkiem, gdyż rozprawić miał się z nimi dopiero następnego dnia.

***

Zmęczony całym dniem w robocie Artur odwiesił swoją kurtkę na wieszak i zdjął buty. Jedyną rzeczą, o której marzył było pójście spać tuż po wzięciu szybkiego prysznicu. Poczuł jednak aromatyczny zapach dobiegający z kuchni.

- Mateusz?

Mężczyzna wszedł do pomieszczenia z lodówką i zastał w nim uśmiechniętego i odświętnie ubranego syna nakrywającego do stołu.

- Wreszcie wróciłeś! Tęskniłem za tobą tak bardzo!

Blondyn rzucił się na tatę z uściskiem, który oczywiście został odwzajemniony przez starszego Żmigrodzkiego, który również cieszył się z powrotu do domu. Nie spodziewał się, że jego syn przygotuje mu kolację.

- Przygotowałem dla ciebie pieczeń z ziemniakami. Wiem, że po tylu godzinach pracy jesteś bardzo zmęczony, ale zjedz chociaż ze mną. - poprosił nastolatek.

- Nie śmiał bym odmówić. Jestem z ciebie taki dumny, kochanie.

***

- Następnego dnia udało mi się okłamać ojca, że nie najlepiej się czuję. Udawałem gorączkę oraz ból brzucha, dzięki czemu zostałem w domu. - oznajmił kapłan, zaciągając się fajką.

Policjanci byli zmęczeni i załamani jednocześnie. Każde kolejne zdanie wypowiedziane przez tego potwora coraz bardziej rujnowało ich psychikę.

- Kiedy ojciec odjechał do roboty, ja wpakowałem do piekarnika wszystkie kości. Nastawiłem najwyższą temperaturę, żebym mógł rozdrobnić je młotkiem na proch. - dodał z dumą w głosie.

- I co zrobiłeś z tymi kośćmi i popiołem? - westchnął Pawelec.

- Cóż... Kiedy tata wrócił do domu i zjadł ze mną kolację, wziął prysznic i położył się spać. Poszedłem upewnić się, czy aby na pewno zasnął. Spał jak zabity, więc wykorzystałem tę sytuację i ukradłem mu kluczyki od auta. - opowiedział niebieskooki, po czym wypuścił dym papierosowy z płuc.

- Pewnie wywiozłeś je w odosobnione miejsce i rozrzuciłeś? - mruknął naczelnik.

- Pojechałem ponad sto kilometrów dalej, żeby mieć pewność, że nikt znajomy mnie nie nakryje. Wysypałem popiół i pył z kości do rzeki i wróciłem do Kielc. Oczywiście w drodze do domu zatankowałem paliwo na jakimś zadupiu, żeby ojciec miał czym do roboty jechać następnego dnia. W domu byłem nad ranem, ale zdążyłem wrócić przed pobudką ojca.

Blondyn zgasił o popielniczkę końcówkę papierosa i spojrzał na policjantów z kamiennym wyrazem na twarzy.

Mężczyźni nie mogli uwierzyć w to, że człowiek, z którym mają do czynienia jest bezwzględnym potworem, nie odczuwającym żadnej skruchy.

A to był zaledwie początek przesłuchania...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro