nie bój się miłości

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Złapał korek w locie i zaśmiał się głośno, zwracając tym uwagę kilku klientów, aż Daniela zgromiła go wzrokiem. 

Młodziutka kobieta, która akurat oglądała naszyjniki z koronki łączonej z perłami spojrzała na niego z zainteresowaniem, po czym przeniosła wzrok na stojącą obok Irminę. Z zalotnym uśmiechem wyciągnęła kartę kredytową, płacąc za niezwykłe cudeńko. 

Dopiero, kiedy dziewczyna przy płaceniu dotknęła sugestywnie jej dłoni, Irmina zdała sobie sprawę, że zalotny uśmiech przeznaczony był dla niej, nie dla niego. Z przeprosinami w oczach odsunęła rękę. Dobrze wiedziała, co znaczy odrzucenie, świetnie znała jego smak. Nie musiała nikomu sprawiać niepotrzebnego bólu. Klientka jeszcze raz uśmiechnęła się, życzyła im wesołych świąt, po czym odeszła, kołysząc szczupłymi biodrami w dopasowanych dżinsach.

- Gorąca laska, mogłaś się z nią umówić - zauważył radośnie Robert, rzucając w nią korkiem. Odłożyła go pod ladę, pewna, że to ten sam, którym wcześniej rzuciła w niego. Daniela, kręcąc głową z pobłażaniem, wyszła na zaplecze. - Nie przeczytasz? 

Z przyzwyczajenia raczej niż dlatego, że chciała spełnić jego prośbę, odwróciła w palcach kapselek.

nie bój się miłości

- Bardzo zabawne. Serio, uśmiałam się do łez. Skąd wiesz, że się boję? - Wyzywająco uniosła podbródek i nie opuściła oczu nawet, kiedy podszedł do niej, podniósł bezceremonialnie i przestawił w kącik pod jemiołę. 

- Jemioła - mruknął zmysłowym szeptem, zanim jego usta znalazły się na jej wargach. Tym razem był to delikatny pocałunek, pełen tęsknoty i czułości, zupełnie bezsensowny w wykonaniu obcego faceta, a jednocześnie paraliżująco zmysłowy. Bezwiednie rozchyliła usta, pozwalając jego językowi wedrzeć się do środka. W życiu nie czuła się taka upragniona, taka piękna, a tym bardziej taka bezwolna, jakby jej ciało zupełnie przestało słuchać rozsądku.

- Hm. Właściwie... przepraszam... wróciłam, żeby zostawić pani mały prezent... ale chyba jestem nie w porę. - W drzwiach stoiska stanęła dziewczyna, która chwilę wcześniej kupowała naszyjnik. - To... dla pani. Proszę nie myśleć o mnie źle. - To mówiąc, z wypiekami na twarzy wcisnęła w drżącą dłoń Irminy duże serce z lukrowanego na czerwono piernika, opakowane w szeleszczącą folijkę, po czym pospiesznie opuściła pomieszczenie.

Irmina w tym czasie doszła do siebie i udało jej się nawet opanować łomoczące dziko serce. Czuła się, jakby przebiegła wielokilometrowy odcinek. Zamęt w głowie, splątane myśli, w ustach nagle jej zaschło i zupełnie nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Zrobiła trzy szybkie kroki w tył, znajdując się bliżej kontuaru, a w oczach Roberta odmalował się nieukrywany zawód.

- Spróbujesz chociaż? Dasz mi  jedną małą szansę? - zapytał cicho, dotykając wytatuowanymi palcami jej nadgarstka. - Wyjdź dziś ze mną wieczorem. Na kolację. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro