to nieprawda, że jutro będzie lepiej

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Bombka była cudowna. Cudowna. Mieniła się wszystkimi  odcieniami srebra i błękitu, niczym niebo. Nie był to jakiś konkretny wzór, raczej zlepek wielu delikatnych plam. Zdobiona prawdziwymi drobinami srebra, oprószona diamentowym pyłem i kruszonym szafirem, była dziełem sztuki wykonanym przez jakiegoś natchnionego artystę.

Irmina westchnęła po raz setny, odwracając wzrok od cacka kosztującego jedną czwartą jej obecnych zarobków. Odeszła dwa kroki, ale pomimo wszystko, wystawa galerii przyciągnęła ją ponownie. 

Wpatrując się natarczywie w skrzącą się błyskotkę, wyciągnęła z przepastnej torby napój i odkręciła nakrętkę. Jak zawsze, najpierw przeczytała napis na odwrocie kapselka. 

to nieprawda, że jutro będzie lepiej

Szlag, to miało ją pocieszyć? Że niby co? Że dobrze jest teraz? Nie, nie, nie. Nie jest dobrze. Ledwie wiązała koniec z końcem, czasami, kiedy płaciła rachunki, mało zostawało na jedzenie. Nie miała dzieci, męża, nie miała swojego mieszkania. Miała za to kredyt studencki do spłacania i dyplom uczelni artystycznej, z którego jak do tej pory niewielki był pożytek. 

Kilka łyków picia później stała po kostki w śnieżnej brei, zaściełającej ulicę. Zima tego roku sypała śniegiem obficie i mroziła, nie zważając na to, że opłaty za ogrzewanie zapewne pozbawią ją środków na jedzenie. W tym momencie, dokładnie w tym momencie, jej wynoszone sztruksowe półbuciki przeciekły, wpuszczając do środka lodowaty strumyk. Aż syknęła, bo zimno przeniknęło ją do szpiku kości. 

Nie pójdzie przecież trzech długich kilometrów w mokrych butach, bo zaraz się przeziębi, a ani chorowanie, ani kupowanie leków nie były przewidziane w jej budżecie na ten miesiąc. 

Zrezygnowana, zawróciła na pięcie. W najbliższym stoisku kupiła parę grubszych skarpet z miękką wyściółką frotte, a w zieleniaku pomidora i pomarańczę, pakując każde z nich w podwójne, plastikowe torebeczki jednorazowe.

Jeszcze wizyta w ubikacji i voila - skarpetki i podwójne torebki na stopach, a szmaciane buciki zamieniają się w nieprzemakalne kaloszki. Mokre skarpetki zwinęła w ciasną kulkę i wcisnęła w lekko nieświeżą torebeczkę po lunchu.

Już miała wychodzić, kiedy jej wzrok ponownie spoczął na choinkowej ozdóbce. Wolnym krokiem, z wahaniem podeszła z powrotem do wystawy. Czy naprawdę ktoś kupował ozdoby na choinkę za pięćset złotych? Ile w takim razie można wydać na ozdobienie całej choinki? Łyknęła soku, wpatrując się na zmianę to w niefortunny napis, to w bombkę. 

A niech to. Raz się żyje. Zdecydowanym ruchem zakręciła butelkę i wepchnęła ją do torby, po czym weszła do środka. 

- Chciałabym obejrzeć tę bombkę - oznajmiła, stając przed elegancko ubraną kobietą, obsługującą nielicznych gości. Kobieta zmierzyła ją spojrzeniem pełnym powątpiewania, ale zdjęła stojak z cackiem z ekspozycji i delikatnie postawiła na ladzie.

- Proszę uważać, to bardzo droga ozdoba, ręcznie robiona. 

Irmina dotknęła delikatnie śladu diamentowego pyłu, a bombka zakołysała się łagodnie, rozsypując wokół magiczne błyski. Wyciągnęła dłoń ponownie, dotykając szafirowych cieni rzuconych miejscami na srebrze, z podziwem śledząc genialny i wcale nie taki oczywisty zamysł artysty. 

Nagły ryk telefonu za plecami sprawił, że dłoń drgnęła, a przepiękna ozdoba, gwałtownie popchnięta, jak na zwolnionym filmie przewróciła się wraz ze stojakiem na szklaną ladę. 

Trzask szkła był najgorszym dźwiękiem, jaki słyszała w życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro