13.2 Porachunki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Charlotte

Siedząc na wysłużonej wersalce, usilnie staram się nie myśleć o wydarzeniach sprzed kilku godzin. Próbuję dla odmiany skupić się na szumie pracującego w kuchni czajnika, cytrusowym zapachu pożyczonego od Ethana szamponu i miękkości materiału koszulki, którą dał mi na przebranie. Niestety żadna z tych rzeczy nie jest w stanie przyćmić dzisiejszej katastrofy. Jestem zmęczona. W dużym stopniu fizycznie – nawet jeśli niekoniecznie mam powód – ale przede wszystkim psychicznie.

Serce wciąż wali mi niemiłosiernie i nie uspokoił go nawet gorący prysznic, który zazwyczaj działa cuda. Najwyraźniej nawet idealne remedia nie działają na wszystko.

Kiedy Ethan wraca z dwoma parującymi kubkami, posyła mi uśmiech — ciepły, choć mocno zmęczony. Siada obok, podając mi jedną z herbat. Ciepło kubka rozchodzi się po moich dłoniach, dzięki czemu trochę mniej drżą.

Zawsze coś...

Żadne z nas nic nie mówi, lecz bez wątpienia myślimy o tym samym. Wiem, że gdy tylko poruszę temat, zaczną sypać się pytania. O każdy szczegół mojej „rozmowy" z Jacksonem. O konsekwencje. O plan działania. A ja bardzo chciałabym mieć dla niego satysfakcjonujące odpowiedzi.

– Możemy porozmawiać jutro, świat się raczej nie skończy przez noc.

Ma rację, rozmowa może zaczekać dzień lub dwa, ale im dłużej będę zwlekać, tym trudniej będzie mi się zmierzyć z koszmarami dzisiejszego wieczoru.

– Wolałabym mieć to jak najszybciej za sobą. Po prostu nie wiem, od czego zacząć...

Spuszczam głowę i zawieszam wzrok na obdrapanych panelach, nie potrafiąc zmusić się do utrzymania kontaktu wzrokowego.

– Może na początek wyjaśnij mi, o co tak naprawdę chodzi z Laytonem. Bo coś przede mną ukrywasz i to już od jakiegoś czasu.

Moje dłonie odruchowo mocniej zaciskają się na kubku.

Wiedziałam, że w końcu zacznie coś podejrzewać. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić, by prawda znów wyszła na jaw przypadkiem. Wiedziałam też, jak cholernie trudno będzie mi otworzyć tę ranę, dlatego tak długo zwlekałam.

Czekałam, aż będę gotowa. Czy jestem? Nawet w najmniejszym stopniu. Czy kiedykolwiek będę? Szanse są naprawdę małe.

– Właściwie niedużo tu do wyjaśniania, bo o Ledgerze wiesz, i pamiętasz, co się stało u Benny'ego. Nie przesadzałam, gdy mówiłam, jak bardzo mnie nienawidzi. Nie powiedziałam ci tylko o jednym...

Spoglądam na niego niepewnie, mentalnie przygotowując się na najgorszą z możliwych reakcji, jednak wyraz twarzy Ethana pozostaje obojętny.

– Jakiś czas temu... – Biorę głęboki oddech, a po nim dwa kolejne. Niestety nawet odrobina tlenu nie dostaje się do moich płuc. – Na wstępie zaznaczę, że to zabrzmi gorzej, niż było w rzeczywistości, więc...

– Char – przerywa mi ostro. – Do rzeczy.

– Okej. – Żołądek podjeżdża mi aż do samego gardła. – W dużym skrócie zaatakował mnie i nieco poturbował. Jakieś dwa miesiące temu, tak mi się wydaje.

Dotychczas lekko przymrużone błękitne oczy w przeciągu ułamka sekundy rozszerzają się do rozmiaru ćwierćdolarówek.

– Błagam, powiedz, że się przesłyszałem. – W jego tonie słychać odrobinę złości, przez co mam ochotę zaprzeczyć wszystkiemu, co właśnie powiedziałam.

Znów stchórzysz? Chciałbym być zdziwiony.

Nigdy nie powiedziałam, że tak zrobię. Momentami nawet nie próbujesz mnie słuchać.

– Nic poważnego mi się nie stało. – Kłamstwo nigdy nie smakowało gorzej. – Więc zachowaj wszelkie komentarze dla siebie.

– Czemu nic wcześniej nie powiedziałaś?

Wzruszam ramionami.

– Po co?

Ethan posyła mi dokładnie to samo spojrzenie, którym obdarzył mnie, gdy zdał sobie sprawę, jak wiele przed nim ukrywałam.

Żaden z setki ciosów, jakie przyjęłam, był nawet w połowie tak bolesny, jak ten widok. Naprawdę wolałabym znów znaleźć się w mieszkaniu Ledgera w towarzystwie pustej butelki po whisky albo z Jacksonem na kompletnym odludziu.

– A jak myślisz?

– Po co miałam ci zawracać głowę? Nic mi nie jest, a teraz mówię ci to tylko dlatego, żebyś mógł zrozumieć sytuację.

Zapada cisza. Trwa sekundę, może dwie – o ile wiszący nad drzwiami zegar jest rzetelnym świadkiem – a jednak wydaje się dłużyć w nieskończoność.

– Miałem szczerą nadzieję, że dotrzymasz słowa, wiesz? Że przestaniesz mnie okłamywać. Ale ty chyba fizycznie nie jesteś w stanie.

Na chwilę kompletnie mnie zatyka. Z szoku, złości, irytacji i tysiąca innych emocji, którym jeszcze pewnie nie nadano nazw.

– Według ciebie wszystko jest tu czarno-białe? Mogłabym ci opowiadać całą noc, a nadal nie potrafiłbyś zrozumieć, z czym się mierzę. Ale niech będzie, że po prostu taki miałam kaprys.

Czuję, jak łzy zaczynają zbierać mi się pod powiekami, ale ze wszystkich sił staram się je odpędzić.

– Może chociaż spróbuj mi wyjaśnić?

Gdybym tylko miała siłę...

Podkulam kolana i okrywam się szczelniej kocem, by poczuć się choć trochę bezpiecznie i zapomnieć o celu przytwierdzonym do moich pleców.

– Od śmierci Ledgera robi wszystko, by zniszczyć mi życie, co już zresztą wiesz. Po wypadku nastawił większość moich znajomych przeciw mnie, groził, zastraszał... Gdy zdobiło się naprawdę źle, wyjechałam i zamierzałam nie wracać.

– Ale wróciłaś – mówi cicho, jakby nie był pewien, czy chce, żebym go usłyszała. – Czemu?

Chciałabym mu powiedzieć, naprawdę, ale akurat ten sekret nie należy tylko i wyłącznie do mnie. Jestem tylko jego strażnikiem, więc zabiorę go do grobu, jeśli tylko taka będzie wola Blaise'a.

– Dłuższa historia, a ja nie mam teraz na nią siły.

W teorii nie powiedziałam nic, co nie byłoby prawdą. Nie chcę opowiadać tej historii i nie opowiedziałabym jej, nawet gdybym mogła, ponieważ wspomnienia nadal są tak samo świeże i bolesne, jak sześć miesięcy temu. I takie pozostaną na lata aż do momentu, gdy wiek zacznie sabotować moją pamięć.

– Wiedziałam, że jeśli Jackson dowie się o moim powrocie, wrócimy do statusu quo, a miałam wtedy już wystarczająco dużo innych zmartwień. Dlatego trzymałam się z dala od niego i wszystkich miejsc, w których często bywał. Po jakimś czasie się do tego przyzwyczaiłam i mogłam normalnie żyć.

– A potem ja wszystko spierdoliłem – kwituje Ethan.

– Bez przesady, co? Znałam konsekwencje i postąpiłam nieodpowiedzialnie.

Wystarczyła odrobina stanowczości, wystarczyło powiedzieć „nie" i wrócić do domu. Wtedy ja byłabym bezpieczna, Blaise nawet nie zbliżałby się do Nolana, a Ethan... Ethan najpewniej nadal o niczym by nie wiedział i może tak byłoby lepiej.

– Ja pierdolę. – Odchyla głowę i przymyka oczy. – Za trzeźwy na to jestem.

Ja tak samo. A wiem, że w jednej z szafek butelka taniej wódki. Wystarczyłoby słow, a Ethan z radością by nam ją rozlał, dając mi ukojenie, którego tak bardzo potrzebuję.

Nik nie będzie zdziwiony, jeśli się złamiesz.

Wytrzymałam dwa lata. Prawie. Głupotą byłoby to wszystko zaprzepaścić.

Głupotą było upijać się niemalże do nieprzytomności każdego wieczoru tylko po to, by następnego dnia nie pamiętać, skąd wzięły ci się kolejne siniaki.

– Może lepiej wróćmy do tego, co się stało dzisiaj.

– Ta... – Upija spory łuk herbaty, głośno siorbiąc.

Teraz zdaję sobie sprawę, że kubek już nie parzy mnie w dłonie, a wręcz przeciwnie stał się lekko chłodny.

Cholera.

– Może zacznijmy od... – Przełyka ślinę i dopiero po chwili zawahania kontynuuje: – Co się tam tak właściwie wydarzyło? Ktoś chciał go zabić czy... Cóż, karma, jeśli tak.

Nie mogę zaprzeczyć, chociaż gdyby wszechświat naprawdę chciał sprawiedliwości, auto byłoby tylko jedną z miliona kar.

– Sam widziałeś, z jakimi ludźmi się zadaje. Może chcieli go tylko ostrzec, a może gorzej, nie wiem, on również. Ale wyjątkowo mogę stwierdzić, że nie chodzi o mnie.

Może zabrzmię jak największy egocentryk, trudno. Znam realia i zamierzam delektować się każdą sekundą jego nieuwagi.

– Myślisz, że Asher o wszystkim wiedział i dlatego kazał ci przyjść?

– Na pewno wiedział, pewnie miał w tym spory udział.

Ethan posyła mi pytające spojrzenie, które uświadamia mi, że w sumie nigdy nie powiedziałam mu, co nas poróżniło.

– Nawet kiedy byliśmy przyjaciółmi, był bardzo interesowny, co jest chyba paradoksem tak swoją drogą. Nigdy nie mieszał się w konflikty, chyba że mógł zgarnąć coś na swoją korzyść. Mając tę wiedzę, obstawiaj, czyją stronę wziął po wypadku. – Z trudem zachowuję obojętny ton, czując, jak z każdym słowem coraz bardziej zaciska mi się gardło.

Pomimo miliona dowodów, że jego przyjaźń jest nic niewarta, nadal tęsknię za czasami, gdy nie musiałam zastanawiać się, czy propozycja wspólnego wyjścia na piwo jest tak naprawdę podstępem.

Do teraz nie rozgryzłam, które z naszych interakcji były szczere, a które miały na celu uśpienie mojej czujności. Im więcej informacji wychodzi na światło dzienne, tym mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że cała nasza relacja była kłamstwem, a ze mnie zrobił pionka. Najmniej istotna figura, więc nie żal ją poświęcić, jeśli ma to doprowadzić nas do wygranej. Być może popadłam w paranoję, być może mam stuprocentową rację. Może... Z doświadczenia wiem, że lepiej nie wierzyć w nic niż wierzyć w iluzję.

– Wiedział, że kawał chuja z niego, ale nie sądziłem, że jest aż tak źle.

„Źle" jest tu chyba niedomówieniem stulecia.

– Jest trochę jak kleszcz – oświadczam bez dłuższego zastanowienia. – Znajdzie żywiciela i będzie żerował na nim, dopóki się da, potem znajdzie nowego i wyjdzie pełne koło. A szkodliwy jest tylko jeśli nie wiesz, z kim masz do czynienia.

Ethan parska śmiechem na moje porównanie.

– Chyba lepiej bym go nie określił.

– Cóż mogę rzec? Talent – mówię żartobliwie, jednak szybko poważnieję. – Jeśli o niego chodzi, prędko nie spodziewałabym się kłopotów.

– Chociaż tyle dobrego...

Ethan wzdycha cicho, odkładając swój kubek na stolik, po czym delikatnie obejmuje mnie ramieniem. Reaguję błyskawicznie i wtulam się w niego, pozwalając spiętym mięśniom na rozluźnienie.

– Zastanawia mnie tylko jedna rzecz – zaczynam niepewnie, nie do końca przekonana, czy powinnam poruszać ten temat.

– Jaka?

– Nolan. Rozumiem, że jakoś musiał mnie przekonać, ale potem nie miał już powodu, by kłamać. A jednak gdy go zapytałam, czy wszystko zmyślił, nie zaprzeczył.

Odchylam lekko głowę, by móc spojrzeć przyjacielowi w oczy. Dostrzegam w nich zagubienie i okropnie żałuję, że nie mogę w żaden sposób temu zaradzić.

– Mogę być szczery? – Pytanie z porozu retoryczne, choć nie do końca.

– Zawsze.

Przez moment nic nie mówi, a ja go nie pospieszam.

Chcąc zabić czas, biorę łyk herbaty, która wciąż jest lekko ciepła, ale już nie smakuje tak dobrze.

– Żałuję, że cokolwiek ci mówiłem. Byłem zły, próbowałem jakoś odreagować, a z Nolanem i tak już miałem na pieńku, więc przelałem frustrację na niego. Biorąc pod uwagę moje zachowanie, reakcja Nolana nie powinna mnie dziwić. A Blaise... – Milknie na chwilę, wyraźnie przytłoczony wspomnieniem tamtego wieczoru. – Jego też winić nie mogę.

– Posłuchaj. – Siadam w lepszej pozycji. – Zgadzam się, że trochę wtedy przeholowałeś, tu nie mam wątpliwości, ale coś jest na rzeczy.

– Coś... Czyli co dokładnie?

– Do tego jeszcze nie doszłam. Jutro mogę ci wszystko wyjaśnić, tylko ostrzegam, że jakoś szczególnie dużo się nie dowiedziałam. Możliwe, że to tylko nasza paranoja i niczego się nie dowiemy, bo niczego nie ukrywa. Chociaż w tak wiele zbiegów okoliczności nie uwierzę.

Gdy Ethan podzielił się ze mną swoimi podejrzeniami, byłam nastawiona mocno sceptycznie, jednak po rozmowie z Jonathanem i krótkim śledztwie, nabrałam pewności, że dostrzegł coś, co mi umknęło.

– To serio nie jest rozmowa na teraz. – Przyciąga mnie bliżej siebie, zamykając każdą szczelinę między naszymi ciałami.

Już dawno nie czułam się tak bezpiecznie.

– Wiesz, że jutro będzie jeszcze trudniej ją skończyć?

– Jakoś damy radę. Odpowiedz mi tylko na jeszcze jedno pytanie.

– Mogę spróbować, ale obietnic nie składam.

– Powinienem się martwić o swój wóz? Bo nie że coś, ale nie stać mnie na nowy.

Tu nawet nie chodzi o pieniądze, bo one w końcu by się znalazły. Wspomnień nie można odkupić, a akurat to auto kryje w sobie mnóstwo historii. Gdyby je stracił, część jego duszy przepadłaby bezpowrotnie.

– Nie masz powodu do obaw. Chodziło tylko o Jacksona, więc dopóki będziesz trzymał się od niego z daleka, nie dostaniesz rykoszetem. I tym razem mówię poważnie: nie wchodź mu w drogę, nie prowokuj. Proszę, chociaż tyle dla mnie zrób.

– Obiecuję. Zresztą tylko na tym skorzystam.

– No w sumie racja, ze złamanym nosem już tak ładnie nie wyglądasz. – Robię sztuczny grymas, by się z nim trochę podroczyć. – Ale i tak całkiem znoście.

– Mhm. – Kąciki ust Ethana unoszą się w delikatnym uśmiechu. – I co ja mam ci niby odpowiedzieć?

– Najlepiej nic – szepczę, czując, że opuszczają mnie wszelkie siły.

Dopijam resztkę teraz już całkowicie zimnej herbaty, po czym odstawiam kubek na bok. Naczynie szczęka głośno, gdy zderza się z twardą powierzchnią, wykonując dość chwiejny obrót przed zajęciem swojego miejsca na blacie.

Z ulgą chowam dłonie pod koc i okrywam się nim szczelniej. Gdybym tylko mogła zostać tu już na zawsze...

Jutro czeka mnie powrót do przykrej rzeczywistości, ale to dopiero po wschodzie słońca. Teraz nie istnieje dla mnie nic, co wykracza poza ściany tego mieszkania. Na kilka godzin przeniosę się do rzeczywistości, w której moje istnienie nikomu nie przeszkadza. W której skrzynki nie zapychają mi wiadomości z groźbami i mnóstwem o wiele gorszych rzeczy. W której nie przyczyniłam do śmierci dwóch osób. W której nie próbowałam zapomnieć o cudownym chłopaku, związując się z potworem o wyjątkowo pięknym obliczu. Może taka rzeczywistość istnieje. Może w niej jestem szczęśliwa.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Trochę spóźniony, ale jest...

Ten rozdział wyszedł mi bardzo nieproporcjonalny do reszty (blisko 10k słów) dlatego dla mojej, jak i Waszej wygody go podzieliłam.

Tu macie takie uzupełnienie na ostudzenie emocji po pierwszej części.

Do następnego <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro