Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Patrzyłam na Stana zdezorientowana. Wiem zerwaliśmy niedawno, ale to jego wina. Normalny kochający chłopak nie zostawiłby dziewczyny samej, gdy zdecydowałaby się na odejście z klubu. Wtedy potrzebowałam jak najwięcej wsparcia, a on się ode mnie odwrócił. Mogłam się tylko domyślać o czym chciał rozmawiać. Gdy na niego patrzyłam ciągle widziałam przed sobą konającego chłopaka z walk, nie było to dla mnie proste.

-Dobra.- odparłam z wyczuwalnym zawahaniem w głosie.

-Super.- ucieszył się.- Przyjdę po ciebie za dwie godziny.- obdarował mnie tym uśmiechem, który tak kiedyś uwielbiałam. Stan był łobuzem, a mnie zawsze ciągnęło do takich facetów. Gdy się z nim przebywało czuło się jego męskość, pewnego rodzaju opiekę.
Sama nie wiem dlaczego zgodziłam się na to spotkanie, może po prostu za nim tęskniłam, a może byłam zwyczajnie ciekawa, co ma mi do powiedzenia.
Skierowałam się w stronę szatni ówcześnie machając Stanowi. Z torby wyjęłam ręcznik, żel pod prysznic oraz ubrania, w których przyszłam. Byłam zmęczona, weszłam do czarnej kabiny prysznicowej. Dokładnie zmywałam pot ze swojego ciała, uważając by przy tym nie zamoczyć włosów. Świeża i pachnąca, wysuszyłam się i ubrałam. Złożyłam kimono i włożyłam je do torby. Nasze ubrania na karate musiały być zawsze czyste i wyprasowane, chodziło tu o szacunek jakim mieliśmy darzyć tę sztukę walki, jeśli ktoś przyszedłby w zmiętym kimonie Hektor z pewnością by mu tego nie darował. Karate nie było tylko naparzaniem się ile wlezie, ale także sposobem wychowania, tyle że nasz Sensei przekierowywał nas na tak zwaną ciemną stronę mocy.

-Na razie Trudy.- rzuciłam do dziewczyny, opuszczając szatnie.
Moje ciało było obolałe, miałam ochotę położyć się na kanapie i napić się ciepłej herbaty.
Wpakowałam się do Jeepa, nacisnęłam sprzęgło i uruchomiłam silnik. Sprawnie opuściłam miejsce parkingowe, po czym przyśpieszyłam. Po drodze zwykle poruszałam się sprawnie i szybko, nie lubiłam jechać za innymi spowalniającymi moją podróż autami. Może nie było to rozsądne, ale czułam się dobrym kierowcą. Dojeżdżając do domu, dostrzegłam pojazd Bradleya. Uśmiechnęłam się na jego widok, dawno go nie widziałam i chciałam z nim pogadać. Nawet nie zdążyłam powiedzieć mu o Czarnych Wężach. Ciekawiła mnie jego reakcja, chociaż przewidywałam, iż dostanę ochrzan.
Zatrzymałam się, postanawiając zostawić torbę w samochodzie. Zamknęłam Jeepa, otwierając jednocześnie drzwi frontowe.

-Hej Brad!- krzyknęłam, ściągając buty. Brunet słysząc mój głos, pojawił się przy mnie w ciągu minuty.

-Hej gwiazdeczko!- ucieszył się na mój widok, zamykając w szczelnym uścisku.

-Udusisz mnie.- mruknęłam rozbawiona.

-Taa jasne, na karate nikt cię jeszcze nie udusił, to ja też raczej nie dam rady.- pokazał mi język. Jezu jak mi go brakowało, był dla mnie jak brat, zawsze mnie wspierał i mogłam mu powiedzieć wszystko.

-Chodź zrobimy sobie kakao.- zaproponowałam, kierując się do kuchni. Wyjęłam z szafki średniej wielkości, srebrnego koloru garnek, a Bradley uzupełnił go mlekiem. 

-Jakieś newsy?- uniósł brew, podczas gdy czekaliśmy, aż mleko się zagotuje.

-Wróciłam do Węży.- odparłam jak gdyby nic ważnego się nie stało, wyciągając dwa czerwone kubki na blat.

-Aha to fajnie.- skinął głową.- Czekaj co?!-dotarły do niego moje słowa. Wiedziałam, że nie przyjmie tego od tak sobie.

-No wróciłam Bradley. Muszę wziąć udział w walkach, żeby dowiedzieć się czegoś więcej.- starałam się wyjaśnić mu moje powody.
On przyglądał się mi uważnie, wciąż doszukując się żartu z mojej strony.

-Czy ciebie do reszty pogięło?!- uniósł się.-Może ci się coś stać!- usiłował doprowadzić mnie do porządku.

-Nie Brad, to jest nie ważne.- spoważniałam.- To co oni wyprawiają jest sprzeczne z jakimikolwiek zasadami, podjęłam się tego zadania i mam zamiar zrobić co w mojej mocy, by ludzie za to odpowiedzialni trafili tam gdzie ich miejsce, czyli do paki.- wyjaśniłam, zalewając mlekiem nasze kakao. Usiedliśmy przy wyspie kuchennej. Popijaliśmy słodki napój w dość krępującej ciszy. Nienawidziłam kiedy tak się nie odzywał. Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć co siedzi w jego głowie. Byłam pewna, iż jest w stu procentach przeciwny moim poczynaniom.

-Rachel ja jestem z tobą cokolwiek zrobisz, ale wiedz, że dziś przez ciebie nie zasnę w nocy.- wziął łyk. Uśmiechnęłam się do niego, brązowooki zawsze mnie wspierał i nigdy nie zostawiłby mnie w potrzebie.- Przyznaję jestem ciekaw reakcji Hektora, na twój powrót.- uniósł wymownie brew, chcąc bym zaczęła mówić.

-Hektor...- urwałam.- No cóż dał mi niezły wycisk, ale po tym jak złamałam chłopakowi nos, zaproponował mi walki.- poinformowałam go zadowolona.

-Rachel, nie chcę żebyś znów zaczęła kierować się w twoim życiu agresją.- wykryłam zmartwienie na jego przystojnej twarzy.

-Wiem Dawson.- zwróciłam się do niego po nazwisku, powoli opróżniając mój kubek.

-A jak zachowywała się reszta?- zaciekawił się.

-Cóż byli zdziwieni, ale wiedzą, że lepiej ze mną nie zadzierać.- mrugnęłam do niego.- Tylko Brooks zachowywał się dziwnie.- dodałam po chwili zastanowienia.

-Co masz na myśli mówiąc "dziwnie".- nakreślił cudzysłów w powietrzu. Czasami miałam wrażenie, że rozmawiam z największą plotkarą w całym Chicago.

-No zaprosił mnie dziś na spacer do parku, także nawiasem mówiąc niedługo tu przyjdzie.- westchnęłam, niechętnie mu to wyznając, ponieważ znałam jego zdanie na temat Stana.

-Teraz to sobie chyba ze mnie robisz jaja prawda?- poderwał się na krześle, reagując dosyć impulsywnie.- Ten idiota pewnie chcę się z tobą zejść, a to tylko dlatego, bo znów jesteś w Wężach. Jak odeszłaś, to miał cię w dupie, a teraz nagle znalazł się najlepszy chłopak świata.- zirytował się, a na jego czole pojawiła się wypukła żyłka. Chłopak skrzyżował ręce na piersiach, przybierając pozę obrażonego dziecka. Przyznaję wyglądał zabawnie. Przygryzałam mocno wargę, starając się nie zaśmiać.

-Bradley spokojnie.- położyłam dłoń na jego ramieniu.- Może uda mi się od niego coś wyciągnąć.- starałam się usprawiedliwić. Nie miałam ochoty na kłótnie, a szczególnie z moim najlepszym przyjacielem.

-Pogadamy o tym, jak to przemyśle, o ile nie odwalisz jakieś głupoty.- fuknął.- A teraz wybacz, ale opuszczam ten dom, bo jeśli spotkam tego kretyna, to nie ręczę za siebie.- wstał kierując się w stronę wyjścia. Nie upominałam go, iż to nie byłby dobry pomysł napadać na Stana, pozwalając by żył w przeświadczeniu, że rzeczywiście mógłby mu coś zrobić.

-Wiesz, że cię kocham Brad.- uśmiechnęłam się do niego, przyglądając się jak ubiera buty.

-Ja ciebie też, ale przysięgam, że kiedyś dostanę przez ciebie szału.- przytulił mnie, następnie opuszczając mój dom.
Ach ten Brad, z nim zawsze było wesoło. Kochane było to jak się o mnie troszczył. Wspólne dorastanie razem wywiązało między nami takie relacje, jak między kochającym się rodzeństwem, co oczywiście nie przeszkodziło mu mnie upominać, czy dosłownie skrzyczeć doprowadzając do porządku. Nie lubił Stana to fakt, lecz to, że Brooks taki się stał, nie było jego winą tylko Hektora, robiącego prania mózgu swoim podopiecznym. Stan jako mój chłopak nie był zły, opiekował się mną, chodził na moje walki, zawody, a w przypadku gdy ktoś mi coś powiedział zawsze mnie bronił, nie mogłam mu tego zapomnieć, dlatego tak martwiło mnie, że nieświadomie zabił dwie osoby. Wprowadzono go w błąd jak innych, myślących, iż uczestnicy mają zapewnioną opiekę medyczną. Naturalnie większość, która zdążyła się przekonać o prawdzie, nie miała okazji komuś tego powiedzieć, a ci co mieli lekkie obrażenia udawali się do szpitali na własną rękę, usprawiedliwiając na przykład złamanie upadkiem ze schodów.
Usłyszałam dzwonek telefonu. Wyjęłam swoją złotą komórkę dostrzegając na wyświetlaczu imię "Stan".

-Halo?- odebrałam.

-Czekam na ciebie przed domem.- powiedział od razu się rozłączając.
Pośpieszne ubrałam swoje sandałki, wkładając jeszcze po drodze telefon do kieszeni. Opuściłam budynek, zamykając za sobą drzwi na klucz. Rozglądałam się za moim byłym chłopakiem, po chwili zauważając go przed bramą. Stał trzymając dłonie w kieszeni swoich jeansowych spodenek. Jego ciemne oczy, zasłaniały pilotki ze złotym obramowaniem, a z kolei mięśnie eksponowała czarna bokserka. Wyglądał jak normalny nieszkodliwy chłopak, co było dowodem na to jak pozory potrafią mylić.

-Hej.- zbliżyłam się do niego, na co on niespodziewanie mnie uścisnął.

-No hej Clark, stęskniłem się za robą.- ukazał rząd swoich śnieżnobiałych zębów. Jeśliby się mu bardziej przyglądnąć można zauważyć malutki, czarny kolczyk w jego prawym uchu.

-O czym chciałeś ze mną porozmawiać?- ruszyliśmy w kierunku parku. Na zewnątrz wciąż było ciepło, ale nie tak jak w południe. Kiedyś często chadzaliśmy na wieczorne spacery wsród zieleni drzew. Nic tak nie robiło dobrze człowiekowi, jak porcja świeżego tlenu.

-Chciałem cię przeprosić za te akcje z tym twoim klubikiem i białym pasem, ale sama wiesz jaki jest Hektor gdy się mu czegoś odmówi.- spojrzał na mnie. Mówił prawdę jeśli sprzeciwiłby się senseiowi mógłby mieć poważne kłopoty. Pomijając fakt, że większość miała go za swojego rodzaju Guru i zrobiła by wszystko co każe, aczkolwiek nie usprawiedliwiało to tego, iż zostawił mnie z tym wszystkim samą. Jednak doceniałam jego przeprosiny, gdyż zdawałam sobie sprawę jak wiele go one kosztują, w końcu nie robił tego często i musiał mieć ku temu powody.

-Rozumiem Stan, ale to jak mnie potraktowałeś po moim odejściu, nie ma usprawiedliwienia.- mruknęłam, przyspieszając kroku.

-Wiem przepraszam, ale wiesz jak dla mnie ważna jest lojalność wobec Doro karate.- odparł zgodnie z prawdą.- Chcesz loda?- zapytał, wskazując na białą budkę ze słodkościami w parku.

-Tak chętnie.- kiwnęłam głową. Ustawiliśmy się w kolejce, cierpliwie czekając na smakołyki.
Gdy nadszedł czas naszego zamówienia już miałam powiedzieć co chcę, jednak blondyn mnie uprzedził.

-A więc pierwszy rożek z dwoma waniliowymi i jedną truskawkową i dla mnie trzy śmietankowe.- powiedział do młodej dziewczyny w budce. No tak zapomniałam, że doskonale wiedział jakie lody lubię, w końcu nie raz tu przychodziliśmy. Uśmiechnęłam się, odbierając rożek od dziewczyny. Stan zapłacił jej jeszcze pare dolarów i ruszyliśmy dalej w drogę.

-Zaraz się tym cała ubrudzisz.- patrzył z rozbawieniem, jak usiłowałam nadarzyć zjadać topniejącą masę.

-Nie moja wina, że zawsze mi się to przytrafia.- nadąsałam się, na co on przystawił swojego loda do mojego nosa zostawiając na nim jego część.

-Proszę i już jesteś brudna.- stwierdził zadowolony. W odwecie przejechałam zimną substancją po całym jego policzku.

-I kto tu jest brudny?- zaśmiałam się, patrząc jak wyciera swój polik chusteczką, a następnie bierze następną, którą czyści mój nos. Wyrzuciliśmy nasze nienadające się do niczego lody do pobliskiego kosza.

-Powinnaś za to dostać po tyłku Rachel.- droczył się ze mną, na co pokazałam mu środkowy palec.

-A co do tego, jak tam walki?- zadałam z pozoru niewinne pytanie, przypominając sobie co chciałam się od niego dowiedzieć. Było miło, ale musiałam to przerwać.

-A dobrze, ostatnio pobiłem rekord czasowy.- wyznał zadowolony, a jego ciało wyprostowało się pod wpływem ekscytacji.

-Och, to super!- starałam się sprawiać wrażenie, jakbym pierwszy raz o tym słyszała.- A jak rywal cały?- dociekałam, starając się brzmieć jakby to była normalna rozmowa.

-Nie wiem co z nim, ale na pewno go boli.- uśmiechnął się. Gdyby tylko wiedział, nie wiem czy byłby tak zadowolony.- Ej czy to nie ten cały Styles co miał do nas dołączyć?- wskazał przed siebie, na co mnie sparaliżowało. Odwróciłam głowę, dostrzegając Harrego idącego przed siebie i obejmującego ramieniem Felicie. Czy ona nie powinna teraz pilnować swojej latarni? Widzę, że Harry zdążył już jej zrekompensować wczorajszy brak randki. Na całe szczęście jeszcze nas nie zauważyli, ale to była tylko kwestia czasu, a ja nie miałam zamiaru się tłumaczyć, jakby Stanowi wymsknęło się o Czarnych Wężach. Już miałam brać się do ucieczki, kiedy moje i Stylesa oczy spotkały się. No pięknie! Teraz tu idzie!

-O idzie tu.- stwierdził Brooks. Nie no co ty, nie zauważyłam.

-Stan jeśli wspomnisz cokolwiek o Doro karate, to się do mnie nie odzywaj.- spoważniałam, odczuwając zdenerwowanie wywołane nie komfortową dla mnie sytuacją.

-Spokojnie mała.- mrugnął.- A ta ruda cizia, co idzie jakby była miss piękności to Felicia nie?- wyszeptał, ponieważ byli coraz bliżej nas. Skinęłam głową, ciesząc się, że mój były chłopak od razu się na niej poznał.

-Ona ciągle się mnie czepia i nazywa niezdarą.- zaśmiałam się cicho na co Stan uniósł mrocznie kącik ust.  O nie Brooks, tylko nie odwal szopki.

-Rachel, Stan cóż za niespodzianka.- wychrypiał Styles, wciąż obejmując Felicie, która z wyższością spoglądała na mnie spod swoich długich rzęs, co Stan oczywiście zauważył.

-Hej Harry.- przejął inicjatywę Stan, szczerząc się w stronę Stylesa.- Widzę wy też na spacerku, co już po treningu?- zagaił, niepotrzebnie sprowadzając rozmowę na temat karate.

-Dziś nie mieliśmy treningu.- wyjaśnił loczek, wpatrując się intensywnie w moją osobę.

-Harry daj spokój przecież oni mają tylko białe pasy, skąd oni mogą wiedzieć takie rzeczy, a szczególnie nasza prze inteligentna Clark.- dołączyła się do rozmowy Felicia wraz ze swoim piskliwym głosikiem. Zacisnęłam szczękę starając się uspokoić i nie powiedzieć czegoś, czego mogłabym żałować. Dziewczyna czuła się lepsza od nas, lecz Brooksa nie stawiła w tym samym miejscu łańcucha pokarmowego co mnie.

-A ty to Felicia prawda? Brązowy pas?- upewnił się, ściągając okulary przeciw słoneczne.

-Tak owszem to ja.- odpowiedziała dumnie. Harry nic się nie odzywał, patrząc tylko raz na mnie, raz na Stana. Pewnie myślał, że wróciliśmy do siebie, właściwie niekoniecznie obchodziło mnie co się roiło w jego głowie.

-Oj a mi wydawało się, że jesteś cieniutka.- popatrzył na nią z politowaniem. Zawsze wiedział jak rozmawiać z ludźmi i co powiedzieć, był pewny siebie i nie obawiał się, że ktoś może mu coś powiedzieć lub nawet doprowadzić do bójki.

-Co proszę? Jesteś bezczelny, trochę szacunku do wyższych rangą.- zirytowała się.

-Stan ma wyższy pas niż ty.- powrócił do żywych Harry.- Ma czarny pas.- wyjaśnił, widząc jej dezorientacje.

-Co ty gadasz powaliłabym go jednym kopnięciem.- prychnęła. Oj nie podobało się to mojemu byłemu chłopakowi, ale zachowywał stoicki spokój, żeby go obrazić potrzebne było coś więcej niż puste słowa jakieś laski.

-Słyszałaś moja droga o czarnych wężach?- zapytał, obejmując mnie ramieniem. Zesztywniałam w obawie o swoją tajemnice, nie mając siły nawet do zepchnięcia jego ręki z mojej tali. Zielone oczy Harrego lustrowały każde jego poczynania.Czuł do niego respekt, ponieważ Stan potrafił naprawdę wzbudzać grozę w przeciwniku. Wydawało mi się jednak, iż Harremu nie za bardzo podobają się jego poczynania wobec mnie.

-Tak i co z nimi?- przewróciła oczami. Zaczęłam się wiercić, mając wrażenie, że żołądek zawiązał mi się w supeł.

-Tak się składa, że do nich należę, więc proponuje ci przestać obrażać mnie i Rachel, jeśli masz choć odrobinę rozumu.- posłał jej serdeczny uśmiech, a ona otworzyła swoje pomalowane na czerwono usta.

-Mówisz poważnie jesteś z Węży? I jak tam jest? Zawsze chciałam tam należeć!-rozentuzjazmowała się, zapominając o całym poprzednim dialogu.

-Proszę cię dziewczynko, prędzej dopuściliby kogoś z białym pasem niż ciebie.- zakpił z niej.- A teraz przepraszamy was, ale robi się chłodnawo i nie chcę by Rachel zmarzła.-zwrócił nas w przeciwnym kierunku, po prostu odchodząc i zostawiając parkę samą.
Oddaliliśmy się bez słowa, zbliżając się do mojego domu. Nie chciałam krzyczeć na niego na ulicy, więc cierpliwie czekałam aż dojdziemy. Może było zabawnym patrzenie na okropną, zirytowaną twarz Fel, ale Chryste już sobie wyobrażałam jej miliony pytań skierowanych prosto do Stylesa.

-Zabiję cię Brooks.- odezwałam się, otwierając zamek od drzwi.

-Ale o co ci chodzi, wiesz jak mnie denerwują tacy ludzie.- ściągnął buty. No tak przecież to jest Stan, nieliczący się z niczyim zdaniem zły chłopczyk.

-Nie po prostu, dałeś jej powody do tylu pytań, że niech to szlag trafi.- zirytowana poszłam do kuchni, w celu napicia się wody. Oparłam się o blat a Brooks stanął przede mną, wciąż rozbawiony sytuacją.

-Nie będę sobie stał i pozwalał, żeby jakaś pseudo księżna Diana obrażała cię. Sam się dziwie, że jej nie uderzyłaś, kiedyś byłaś bardziej porywcza.- napił się wody prosto z butelki, po czym odłożył ją z powrotem. Patrzyłam jak przygryza wargę, zastanawiając się co mu odpowiedzieć.

-Jak ty mnie denerwujesz.- fuknęłam.

-I co w związku z tym?- zapytał głębokim męskim głosem, kładąc jedną dłoń na blacie po prawej stronie od mojego tułowia, a drugą po lewej, tym sposobem uniemożliwiając mi ucieczkę. Byłam tak zdenerwowana, że czułam jak wszystko we mnie buzuje. Dlaczego nikt nie może chociaż raz zrobić coś czego oczekiwałam? Ciągle musiałam pakować się w kłopoty, uważać na to co robię, irytowało mnie to i wzmagało moją agresje.

-Odsuń się Stan, bo nie ręczę za siebie.- wymamrotałam patrząc mu w oczy.

-Tak?- posłał mi uwodzicielskie spojrzenie.- Pewna jesteś?- położył dłonie tym razem na moich biodrach. Przeszywaliśmy się wzrokiem, po czym w jednej sekundzie, gwałtownie i z pożądaniem złączyliśmy nasze usta w pocałunku. Stan przejechał palcami wzdłuż długości mojego kręgosłupa, jednocześnie oblizując końcówką języka moją dolną wargę, a tym samym prosząc o dostęp. Otworzyłam usta, a nasze języki rozpoczęły chaotyczny taniec i bitwę o dominacje. Objęłam go, mocno przyciągając do siebie, na co on nie odrywając się ode mnie, złapał za moją pupę i posadził mnie na blacie. Oplotłam nogami jego biodra, odchylając głowę lekko do tyłu, gdy zaczął całować swoimi miękkimi ustami moją rozgrzaną szyję. Zostawiał mokre ślady na mojej skórze, a mnie coraz bardziej wypełniało podniecenie. Nie myślałam już o niczym innym jak o roztarganiu jego koszulki. Zachowywaliśmy się jak zwierzęta, przerażało mnie to, przecież już z nim nie jestem, o czym chyba chwilowo zapomniałam. Wystarczyło mi parę wspomnień by wymazać to wszystko co zrobił. Musiałam się opamiętać. W momencie gdy ręka Stana złapała za moją bluzeczkę usłyszałam wybawczy dźwięk dzwonka do drzwi.

Hej kochani! Jak się podoba rozdział? Ma 2750 słów, więc jak komuś urwało to zgłaszać ;)
Lubicie Stana? Dziś było troszkę mniej Harrego, mam nadzieję, że to nie problem.

Kocham Was ;*

Camila X

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro