Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-No ćwiczyłam, wiesz trenował mnie.- zmieszałam się, starając się nie wyjawić mojego do tej pory jeszcze sekretu. Gdyby udało mi się bardziej do niego zbliżyć mogłabym wyjawić
mu prawdę rownież o jego ojcu, ale póki co nie znaliśmy się na tyle, by był skłonny uwierzyć, że jego ukochany ojciec jest zamieszany w nielegalne interesy. Jakby on teraz powiedział mi, że moja matka jest odpowiedzialna za śmierć tylu osób i ma kartoteki zawodników w swoim gabinecie też bym mu nie uwierzyła, a co więcej wyśmiała, najbardziej szyderczo jak tylko potrafi Rachel Clark.

-To dlatego tyle potrafisz? Znasz program treningowy Czarnych Węży?- zaciekawił się, a ja odetchnęłam z ulgą.

-Nie, nie znam to tajemnica, a oni szanują Hektora jak nikogo innego, pozwalając by wypierał im mózgi i wyzbył się z nich resztek empatii, wahania jak i strachu.- wyjaśniłam, chciałam żeby już nigdy nawet nie myślał o przejściu do Doro karate, a dzięki ukazaniu mu tego o czym przekonałam się na własnej skórze, mogłam temu zapobiec.

-Rozumiem.- kiwnął głową, sprawdzając w między czasie telefon. Uśmiechnął się łobuzersko do ekranu. Podejrzewam, że Felicia wysyłała mu jakieś "niegrzeczne" wiadomości. Jakim cudem ktoś taki jak ona, potrafił w miarę walczyć i w ogóle zdecydować się na coś takiego jak sporty walki. Według mnie wcale, a wcale nie pasowała do tego środowiska.

-Jutro muszę poćwiczyć przed walką.- westchnęłam, zwracając na siebie jego uwagę.

-Pomóc ci?- zapytał.

-Nie to nie będzie konieczne.- odmówiłam, odwracając głowę w kierunku przedpokoju, ponieważ dosłyszałam dźwięk otwierającego się zamka. Pewnie wróciła moja rodzicielka. Znając ją będzie zadawała pytania, gdyż Harrego jeszcze nie znała. Ona wciąż liczyła na to, że wrócę do Stanleya, ale ja nie będę robić czegoś wbrew sobie.

-Może napijemy się wina?- zza drzwi zaświergotała zalotnie Patricia. Świetnie czyli nie jest sama, to pewnie ten koleś co się z nim ostatnio umówiła. I co ja teraz mam zrobić? Wypadałoby się ulotnić, ale jest tu Styles. Co tu zrobić, co tu zrobić?

-Tata?- wychrypiał zdziwiony Styles, a ja momentalnie się odwróciłam, a moje ciało całe się spięło. Dostrzegłam obejmującego mają mamę Gordona, przez co omal nie zakrztusiłam się własną śliną. Tris jak gdyby nigdy nic patrzyła na mnie rozanielona obecnością swojej randki. Ja się pytam co to do cholery ma znaczyć? Jakim cudem Gordon Styles umawia się przez portale randkowe z nieznanymi mu kobietami? Gankster, mafiosa i Bóg wie co jeszcze, po prostu wychodzi sobie z moją matką na kolacyjkę do restauracji? Gdybym tylko mogła ją ostrzec, ale wtedy dowiedziałaby się o moich walkach i prawdopodobnie już do końca życia nie wyszłabym z domu.

-Harry? Synu a co ty tutaj robisz?- uśmiechnął się, był bardzo podobny do syna, wysoki, zielone oczy, ten sam kolor włosów, aczkolwiek jego były krótko ścięte i lekko siwiejące, nie zapominajmy też o tych charakterystycznych dla obojga z nich dołeczkach w policzkach, które pojawiały się podczas uśmiechu.

-Przyszedłem do Rachel.- wyjaśnił, na co moja mama przeszyła go wzrokiem od stóp do głów. Na prawdę zaczynam wątpić w zdolności do wykrywania psychopatów mojej matki. Co drugi syn jej przyjaciółki wykazuje cytuje "lenistwo intelektualne", lub jakże finezyjnie z jej strony nazwane "skłonności do narkomanii, oraz złego towarzystwa", ale reasumując to ona kończy z pieprzoną drugą wersją Ojca Chrzestnego pod dachem.
Gordon skupił swoje spojrzenie na mnie, po czym uniósł swój prawy kącik ust, wykrzywiając je w cwanym uśmiechu.

-Rachel cóż za niespodzianka.- klasnął w dłonie.- Nie spodziewałem  się, że jesteś córka Tris.
Czyżby Gordon? Nie spodziewałeś się?

-Tak to moja córka, skąd się znacie?.- westchnęła moja mama, niespecjalnie zadowolona obecnością Harrego.

-Nasza droga Rachel była u nas niedawno na obiedzie.- poinformował moją matkę. Zastanawiałam się czy już znał prawdę na mój temat. Gdyby trochę poszperał i się przyłożył to dowiedziałby się o tym, że jestem z Węży i uczestniczę w jego biznesie, zwłaszcza, że nie byłam jednorazowym uczestnikiem, tylko stosunkowo popularną tam zawodniczką. Martwiło mnie tylko czy wiedział, iż to ja zwinęłam mu dokumenty z gabinetu aczkolwiek siła wyporu musi działać, więc będę i samej sobie, i mistrzowi "Piekielnej Kuchni" wmawiać sielankowy, niczego nie świadomy stan mego umysłu.

-Na obiedzie?- uniosła ciemną brew Tris.- Nic nie wspominałaś, że masz nowego kolegę.- skrzyżowała ręce na piersiach. Oby nie była na mnie zła, przecież nie będę jej opowiadać o każdym moim znajomym, do którego wpadam w odwiedziny. Póki co to ja powinnam być zła, bo nie poinformowała mnie o tym, iż przyjdzie tu z facetem, a Gordona to już w ogóle się tu nie spodziewałam.

-Tak pan Styles i Harry ostatnio spotkali mnie i Arona.- podkreśliłam imię zaginionego chłopaka, zerkając kątem oka na reakcje ojca Harrego, której oczywiście się nie doczekałam.- No i zaprosili nas na obiad.- wyjaśniłam, jak gdyby nigdy nic.

-W porządku.- westchnęła moja mama.- Może zaprowadź Harrego do swojego pokoju.- zasugerowała mi w swój "delikatny" sposób bym się zmyła, chociaż czułam, że i tak czeka mnie z nią rozmowa.
Skierowaliśmy się w stronę schodów, nic się nie odzywając. Zapewne w głowie Harrego, tak jak w mojej kłębiło się od pytań i myśli. Mama na pewno powiedziała Gordonowi o moim karate, a nawet gdyby nie, to on ją teraz wypyta, skoro mnie zobaczył. I tak zobaczę go na walkach, aczkolwiek liczę na to, że Hektor mu wszystko opowiedział, lub opowie i stary Styles łyknie wszystko tak jak mój Sensei. Usiadłam na fotelu przy moim biurku, a Lokers spoczął na skraju mojego łóżka. Przez moment między nami panowała krępująca cisza. W końcu kto by pomyślał, iż nasi rodzice randkują. W najgorszym przypadku moglibyśmy skończyć jako rodzeństwo.

-To jest straszne.- skwitował po chwili Hazz. Może czasem byliśmy dla siebie mili, ale do przyjaźni, a tym bardziej rodziny było nam daleko.

-Spoko.- machnęłam ręką.- rekord mojej mamy w spotkaniu się z facetem to miesiąc, oczywiście nie licząc mojego taty.- uspokoiłam go, chociaż i tak było niezręcznie.

-To co robimy?- oparł się na łokciach o materac.

-Nie wiem, na pewno nie chcę tu siedzieć.- wzruszyłam ramionami. Kto wie co nasi rodzice mamą zamiar dzisiaj robić. To wszystko było jakieś podejrzane, może Gordon specjalnie umówił się z moją mamą, bo wiedział, kto to dla mnie jest? Tylko skąd miałby wiadomości o tym, iż ma konto na portalu randkowym? Nie przejrzałam do końca akt z teczek, istnieje możliwość, że znajdują się tam zapiski na temat naszych rodziców. Czyżby pod wpływem swoich watpliwości sprawdził czy nie ma tam też mojej teczki? Pod wpływem setek nachodzących mnie myśli przypomniałam sobie jak moja mama opowiadała mi o pierwszej randce, którą niedawno odbyła i wydawało mi się bardzo prawdopodobne, iż już wtedy była na niej z Gordonem. Cała ta sytuacja przyprawiała mnie o nudności. Byłam bardzo zdenerwowana i coraz bardziej popadałam w obłęd, gubiąc się w swoich sekretach.

-Wiem- podrapał się po szyi.- Też nie mam zamiaru tu siedzieć, ale zawsze możemy iść do mnie.- zaproponował, choć muszę przyznać z dozą niepewności w głosie. To jest to! Dom Stylesa, bez samca alfa Gordona, możliwość do przeprowadzenia bardziej dogłębnego śledztwa, w jego tajemniczym pokoju. Wydaje się to idealne, z doskonałą przykrywką, ponieważ sam mnie do siebie zaprosił.- Moglibyśmy spokojnie pogadać, wiesz o twojej walce.- wyrwał mnie z zamysłu chłopak. Serio dalej miał zamiar poruszać ten temat? Mam już dość ciągłych pytań i zawracania mi głowy. Jest mi od tego wszystkiego nie dobrze. Zaczynam odczuwać strach, po przez nagromadzenie się tych wszystkich niecodziennych sytuacji, które zagościły ostatnio w moim siedemnastoletnim życiu. Zacisnęłam dłonie w pięść, próbując się uspokoić. Narastający we mnie gniew i wpojona od małego agresja, zaczęły opanowywać moje receptory.

-Styles błagam cię.- prychnęłam z kpiną, patrząc prosto w jego zielone oczy oraz widniejące w nich zdumienie moją nagłą zminą zachowania.- Serio jeszcze się nie zorientowałeś czy tylko udajesz?- podniosłam się z łóżka, na co on zrobił to samo.- Nie powinieneś być tak naiwnym chłopcem, bo ktoś cię w życiu nieźle wykorzysta.- powiedziałam kąśliwym tonem.

-Ale o co ci chodzi Rachel?- zapytał wyraźnie zdziwiony moim zachowaniem, na co momentalnie prychnęłam z dużą dozą pogardy.

-Jeszcze nie zauważyłeś?- uniosłam ręce do góry.- Czarny pas, mój były to Stan, wpuścili mnie do szatni podczas walk.- wymieniałam, prowadzona przez narastające we mnie emocje.- Dostałam walkę od razu i to jeszcze wtedy gdy walczą najlepsi. Myślisz, że czym to jest spowodowane Harry?- zadałam retoryczne jak dla mnie pytanie, patrząc wymownie na pełne zdziwienia, przenikliwe spojrzenia chłopaka.- Jeśli dalej nie dociera, to ci wyjaśnię.- kontynuowałam.- Ja należę do węży Harry, jestem tam od dziecka. Brałam udział w tych walkach, Bóg jeden wie czy kogoś tam nie zabiłam.- wykrzyczałam starając się hamować, by nie zostać usłyszaną przez naszych rodziców. Zakończywszy swój wywód szczerości, który muszę przyznać sprawił, iż trochę mi ulżyło, starałam się uspokoić. Obserwowałam uważnie oniemiałego Stylesa, świdrującego mnie wzrokiem, lecz w jego oczach było coś jeszcze, czego nie potrafiłam opisać. Ekscytacja? Podziw? Nie miałam pojęcia.

-Boże.- odetchnął, wypuszczając wstrzymane przez dłuższą chwile powietrze, na co tylko uniosłam lewą brew.- Pomijając cały ten syf, który się rozgrywa przez osiąganie dni, muszę przyznać, że jesteś cholernie gorąca.- przeszywał mnie wzrokiem jakby patrzył na ciasto w cukierni. Czy on sobie żartuje? Wyznałam mu właśnie tajemnice, a wiele energii kosztowało mnie by ją ukrywać, a ten wyskakuje mi z jakimś tanim tekstem? Muszę przyznać zaniemówiłam, a w sposobie jego wymowy było coś co spowodowało u mnie lekki dreszcz.

-Żartujesz?- wydusiłam, krzyżując ręce na piersiach. Na co on jeszcze bardziej zmniejszył odległość między nami, przez co poczułam się niekomfortowo. Czy on wiedział cokolwiek o przestrzeni osobistej? Patrzyłam jak stoi przede mną, a jego mięśnie się napinają, co doskonale było widać przez cienki materiał jego koszulki.

-Och Rachel, gdyby nie to, że przed chwilą obmacywały cię brudne łapy Stana, przysięgam, że już za chwilę krzyczałabyś moje imię.- wymruczał do mojego ucha, po czym obrócił się na pięcie.- Pogadamy o twoim wyznaniu jutro.- rzucił zamykając za sobą drzwi, a mnie zostawiając w osłupieniu, czującą dalej jego ciepły oddech na szyi. Po chwili unieruchomienia, potrząsnęłam głową, starając się odrzucić myśli, nachodzące mnie falami. On sobie żarty ze mnie stroi prawda? Dziwna reakcja na nowe wiadomości?

Niespodzianka ;*
Całusy Camilla
Ps. Tęskniłam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro