Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się, dzięki irytującemu dźwiękowi budzika. Czułam, że ledwo oddycham, a powodem tego był wręcz zgniatający mnie w swym uścisku Harry. Usiłowałam się wyswobodzić z jego objęć, jednak bezskutecznie. Zdenerwowana do granic możliwości wbiłam swoje pomalowane na biało paznokcie w jego przedramię. Chłopak skrzywił się, jednak wciąż mając zamknięte oczy.

-Harry!- fuknęłam.- Obudź się!- Styles zaczął się wiercić, tym samym zabierając rękę z mojej tali. Momentalnie wygramoliłam się z łóżka, patrząc na zegarek na ścianie, który wskazywał siódmą. Musiałam obudzić Stylesa, bo inaczej się spóźnimy. Zabrałam leżąca na ziemi małą poduszkę, następnie ustawiając się obok Harrego, z zamiarem uderzenia go nią. Gdy uniosłam ręce do góry, biorąc zamach, usłyszałam głos.

-Nie waż się Clark.- mruknął swoją poranną chrypką. Prychnęłam pod nosem, odkładając poduszkę na łóżko.

-Obudź się śpiąca królewno, idziemy do szkoły.- poinformowałam go, podchodząc do szafy. Wyjęłam z niej białe długie, spodnie z wysokim stanem, oraz ciemno zielony croop top, na ramiączkach, nie zapominając o świeżej bieliźnie.- Jak wrócę masz być ubrany.- warknęłam. Może i w pewnym stopniu, wtajemniczyliśmy go w nasz plan, aczkolwiek nie mogłam zapominać, iż to wciąż ten sam arogant, który mnie tak irytuje. Byłam wyczerpana po wczorajszym, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. W końcu tam zmarł człowiek, właściwie to źle powiedziane, on tam skonał, brutalnie pobity, pozbawiony szans w postaci pomocy lekarzy. Gdybym tylko mogła się dowiedzieć w jaki sposób oni pozbywają się ciał i gdzie jest "miejsce pochówku", mogłabym zaprowadzić tam policję, tylko wpierw muszę się dowiedzieć, komu z owych stróżów prawa mogę zaufać.
Po odprawieniu porannej toalety i ubraniu przygotowanego wcześniej stroju, opuściłam łazienkę, wracając do swojego pokoju. Na szczęście Harrego, był już ubrany i czekał na mnie, siedząc przy biurku.

-Myślałem już, że utonęłaś.- odezwał się kąśliwie. No tak, wraca prawdziwy Styles.

-Jestem dziewczyną, co myślałeś.- przewróciłam oczami.- Idź do łazienki, jest na końcu korytarza, a ja pójdę zrobić coś do jedzenia, żeby było szybciej.- nakazałam, odwracając się, na pięcie. Zbiegłam po schodach na dół, prosto do kremowej kuchni. Miałam nadzieję, że będzie coś dobrego do jedzenia, gdyż tata wyjechał i niekoniecznie zrobił zakupy. Otworzyłam lustrzaną, czarną, dwudrzwiową lodówkę, zaczynając ogarniać co jest w środku. Odnalazłam w niej jeszcze nie otwarte mleko. Postawiłam je na wyspie kuchennej, po drodze wyjmując jeszcze płatki z półki obok czarnej kuchenki. Przygotowałam miski i łyżki, ustawiając je przed wysokimi krzesłami na blacie. Zrobiłam sobie kawę z mlekiem, po czym usiadłam, zaczynając pałaszować moje śniadanie.

-Co tam masz dobrego?- do kuchni wszedł Harry, siadając obok mnie.

-Płatki.- odparłam, biorąc łyk kawy.

-Nie ma nic innego?- zapytał, rozczarowany. Boże jak on mnie denerwuje, nie dość, iż go przenocowałam, zrobiłam śniadanie i nie przywaliłam mu w tę jego "śliczną" buźkę za to, że mnie prawie udusił w nocy, to on jeszcze wybrzydza.

-Nie hrabio, nie ma. Jak nie jesteś głodny to nie jedz.- zirytowałam się.

-Nie no spoko, zjem.- podniósł ręce, w geście obronnym. Zgarnął łyżkę z blatu, zaczynając konsumować swój posiłek, a co za tym idzie niemiłosiernie chlipiąc. Boże, jaki on był irytujący.
-Ech, chcesz kawy?- starałam się uspokoić. Może jak dostanie dawkę kofeiny, to przestanie zachowywać się jak diva.

-Tak poproszę.- wyszczerzył się.

-Jaką? Uprzedzam, że nie zrobię ci żadnego Latte z podwójną pianką, karmelem, brązowym cukrem, posypaną cynamonem.- zakpiłam, na co się zaśmiał.

-Wystarczy zwykła, czarna kawa.- mrugnął do mnie, rozbawiony. Nastawiłam czajnik, wyjmując biała filiżankę z szafki, oraz kawę.

-Ile łyżeczek?- zerknęłam na niego.

-Dwie.- chlipnął, mając pełne usta płatków. Wyglądał naprawdę zabawnie, niczym mały chłopiec, nabierający ile się da do buzi.
Tak jak chciał wsypałam, dwie łyżeczki kawy, po czym zalałam ją wrzątkiem.

-Trzymaj.- postawiłam przed nim filiżankę, zabierając puste miski z blatu. Harry upił łyk, mrucząc zadowolony pod nosem.

-Tego mi było trzeba.- westchnął. Zachwycał się, jak narkoman dostający w końcu, upragnioną działkę. Przyglądałam mu się przenikliwie. Jak to możliwe, że przez całe swoje życie, nie zorientował się, o swoim ojcu? W sumie działa to na moją korzyść, ale jednak.
-Rachel?- zawołał pytająco.

-Co?- fuknęłam, lekko podirytowana, co było spowodowane zmęczeniem, oraz obecnością lokersa.

-Myślisz, że wiele osób skończyło tak jak ten chłopak na walkach?- spoważniał, patrząc mi w oczy. Zaskoczył mnie tym pytaniem, wciąż nie wiedziałam jak z nim o tym wszystkim rozmawiać. Można było zaobserwować jak jego mięśnie napinają się, co świadczyło, o tym, iż przeżywa te sytuacje.

-Harry- zaczęłam- Jestem tego pewna. Spójrz, to był tylko jeden wieczór, a kto wie ile tych walk się w sumie odbywa w tygodniu.- przełknęłam głośno ślinę, na samą myśl, że sama w tym uczestniczyłam.
Styles nie odezwał się na moje słowa. Intensywnie wpatrywał się w swoją kawę, jakby chciał zobaczyć w niej rozwiązanie sytuacji. Westchnął głęboko, nie podnosząc wzroku. Zaczynałam się zastanawiać, co się dzieje w jego głowie, można rzec niepokoiło mnie to. Może on wie, że jego ojciec jest za to odpowiedzialny? Może wcale nie chce mi pomóc?

-Myślę, że powinienem wziąć udział w tych walkach.- oznajmił niespodziewanie, przez co omal nie zakrztusiłam się swoją kawą. Czy on upadł na mózg, czy już wcześniej miał skłonności samobójcze?! Przecież widział co tam się działo. Dlaczego przyszedł mu ten pomysł do jego pustej główki? Oni go tam mogą zabić, a on wyskakuje z takimi oświadczeniami.

-Czyś ty chłopie zwariował?- zapytałam śmiertelnie poważnie, próbując wyczytać z jego twarzy jakiekolwiek watpliwości.

-Słuchaj Rachel.- położył swoją dłoń na mojej, próbując mnie tym gestem uspokoić, co nie poszło po jego myśli, gdyż od razu ją cofnęłam. Chłopak westchnął kontynuując.- Tylko tak możemy dowiedzieć się czegoś więcej, mam na myśli "od wewnątrz"- nakreślił cudzysłów w powietrzu. Nie wiem co się mu uroiło, ale to najgorszy plan w historii wszystkich najgorszych planów na świecie.

-Nie ma mowy Styles, to niebezpieczne, chcesz skończyć jak tamci? Wyrzucony przy śmietniku za budynkiem, albo pod drzewem bez funkcji życiowych?- uniosłam się, czując jak moje tętno przyspiesza ze zdenerwowania, a ciało staje się cieplejsze.

-Martwisz się o mnie? To urocze.- uśmiechnął się, lekko rozbawiony. Nie wierzyłam w to co widzę, jeśli zaraz nie przestanie, to już nie będą mu potrzebne nielegalne walki, ani żadne czarne węże, bo sama go uduszę. Jeśli próbował, rozładować napięcie tym tekstem, to obawiam się, że mu nie wyszło. Jak widać nie mogę zapominać, że w dalszym ciągu jest tym samym dupkiem co był.

-Nie chcę po prostu mieć ciebie na sumieniu-warknęłam.- Wrócimy do tej rozmowy później, bo spóźnimy się do szkoły, więc jeśli już skończyłeś, to chodźmy.- pośpieszyłam go. Ostatnią rzeczą jaką pragnęłam w tym momencie rozważać, był jego chory pomysł. Miałam zamiar porozmawiać jeszcze z Bradem i uniknąć spotkania Felici, a im wcześniej przyjedziemy, tym szanse na spotkanie jej na parkingu maleją.

Harry dopił swoją kawę, po czym kulturalnie posprzątał po sobie szklankę. Za pół godziny zaczynały się lekcje, a do szkoły samochodem jechało się dziesięć minut. Zamknęłam drzwi na klucz, po czym wsiadłam do mojego Jeppa, Harry zajął miejsce z przodu, gorączkowo zapinając pasy.

-Co boisz się ze mną jeździć?- uniosłam brew, rozbawiona.

-Nie, po prostu dbam o bezpieczeństwo.- wymyślił na poczekaniu, wiercąc się na fotelu. Śmiejąc się pod nosem odpaliłem silnik. Może by tak trochę zestresować Stylesa? Włączając się do ruchu, wcisnęłam mocniej pedał gazu, powodując przyspieszenie pojazdu, jak i lekki wstrząs.

-Boże kobieto wolniej!- krzyknął, łapiąc się w okolicach klatki piersiowej. Zerknęłam na niego rozbawiona, jednak postanowiłam zmniejszyć prędkość. Harry uspokoił się, po czym włączył odtwarzacz, wybierając pierwszą lepszą płytę ze schowka. Do naszych uszu dobiegł dźwięk starego zespołu Kelly Family w piosence An angel. Kochałam ten zespół i wszystkie jego piosenki, pomimo, iż już dawno się rozpadli. Przez chwile wsłuchiwałam się w ulubione nuty, kiedy nagle zadzwonił mój telefon. Zawiedziona wyłączyłam dźwięk.

-Harry podaj mi moją komórkę z torebki.- poprosiłam, patrząc przed siebie. Chłopak posłusznie zaczął szukać mojego telefonu, jednakże wyraźnie nie był z tego zadowolony.

-Rany, co za odchłań.- na jego twarzy pojawił się grymas, aczkolwiek udało mu się na czas znaleźć przedmiot.

-Dzięki.- zgarnęłam od niego komórkę, odbierając ją jak najszybciej mogłam.

-Halo?

-Hej Rachel.- usłyszałam głos Arona, z którym miałam przyjemność odwiedzić wczoraj dom Stylesów.

-Hej Aron, co jest?- zapytałam, skręcając jednocześnie na parking przed szkołą.

-Muszę z tobą pogadać, o wczorajszej dziwnej sytuacji.- odparł niepewnie. Zerknęłam na Harrego, upewniając się, że nie słyszy głosu Arona.

-Jasne, może przyjdź do mnie dziś wieczorem?- zaproponowałam. Musiałam z nim pogadać, zastanawiałam się, czy nie opowiedzieć mu też o wczorajszej nocy, jednak im mniej osób o tym wie, tym lepiej.

-To ustalone, do wieczora.- rozłączył się, nie czekając na moją odpowiedź. Włożyłam telefon do kieszeni, po czym rozejrzałam się za wolnym miejscem do parkowania.

-Aron to twój chłopak?- odezwał się Harry, zaskakując mnie swoją bezpośredniością. W końcu to nie jego sprawa, poza tym, od kiedy miałoby go interesować czy z kimś się spotykam.

-Nie, to nie mój chłopak.- zaakcentowałam każde słowo.- Poza tym, co cię to obchodzi?

-Nie obchodzi.- wzruszył ramionami, najwyraźniej uważając temat za zakończony. Zaparkowałam niedaleko wejścia do szkoły, ku mojemu nieszczęściu na schodach przy drzwiach siedziała Felicia, ze swoją świtą. No pięknie, tylko tego mi brakuje, by królewna Felicia, rozpoczęła ze mną wojnę. W ogóle czemu ja się jej tak boję? Niech nie myśli, że jest Panią świata. Co mnie to, że się wścieknie.

-Felicia zaraz mnie zauważy, doceń to jak się poświęcam, żeby dowieść twój szanowny tyłek tutaj.- wymamrotałam, patrząc na schody.

-Felicia?- parsknął śmiechem.- Nie martw się nią. Fakt jest we mnie zakochana, ale co ona może ci zrobić? To super dziewczyna, miła i uczynna.- oświadczył. Nie wiem czy on myślał o tej samej Felici, no, ale cóż, diabeł się dobrze maskuje. Widać, rzuciła jakiś czar na niego, jak i całą szkołę.

-Ta cudowna jest, a teraz chodźmy, bo są lekcje.- przewróciłam oczami, wyjmując kluczyki ze stacyjki. Wygramoliłam się z Jeppa, następnie zamykając go. Oczywiście jak to ja, musiałam mieć pecha i z mojego ramienia zsunęła się torebka, londując na ziemi z małym hałasem, jednak wystarczającym, by zwrócić uwagę Felici. Harry podbiegł do mnie, natychmiast się schylając i podając mi moją własność, co nie tylko zdziwiło mnie, ale także Felicie, która teraz wręcz zabijała mnie wzrokiem. Zarzuciłam z gracją swoją torbę na ramię, starając się nie zwracać uwagi, na tą wiedźmę, którą niestety będę musiała oglądać dziś na treningu. Na nieszczęście, jako że jestem ostatnio pechową osobą, Felicia podniosła swój cesarski tyłek ze schodów i z miną pewnej siebie, arogantki, ruszyła w naszą stronę.

-Hej Harry.- przytuliła się do chłopaka- Mogłeś powiedzieć, że coś ci się stało z samochodem, to bym cię przywiozła, żebyś nie musiał podróżować z naszą śmieszną Rachel.- spojrzała ma mnie, z rozbawieniem w oczach. Ta dziewczyna kochała, bycie wredną, uwielbiała być na szczycie piramidy popularności w szkole, ale jedynym czego jej brakowało był książę, z którym będzie mogła się pokazywać, a w tym przypadku, chodziło o Stylesa.

-Słuchaj Felicia, czy jak ci tam na imię, jedyne co tu jest śmieszne to twoje białe kozaczki w połączeniu z tą tandetną zieloną kiecką.- odezwałam się, nim Harry zdążył coś powiedzieć, choć widziałam, że jego usta wykrzywiły się w pół uśmiechu, sugerując rozbawienie moją reakcją. Felicia natomiast, chyba nie spodziewała się takiej riposty, a raczej oczekiwała tego, że ucieknę z podkulonym ogonem. No cóż "tak mi przykro"

-Nie obrażaj mojej sukienki! Co ty możesz wiedzieć o stylu wieśniaro.- warknęła. Postanowiłam nie odpowiadać jej nic, i nie dać się wytracić z równowagi. Starałam się skupić na pięknej słonecznej pogodzie, zieleni otaczającej naszą szkole, oraz każdym pozytywnym aspektem tego ranka, a było ich niewiele.

-Spokojnie, Fel twoja sukienka jest bardzo ładna.- Harry położył, swoją dłoń na jej ramieniu, przez co dziewczyna automatycznie zmieniła pełny złości wyraz twarzy na przepełniony "urokiem". Nie mogąc się powstrzymać przewróciłam oczami, czego nawet nie raczyła zauważyć.

-Harry?- odezwała się pytająco, niczym mega fałszywy słodki szczeniaczek, na co chłopak tylko uniósł lekko brew do góry, dając jej przyzwolenie by mówiła dalej.- Bo wiesz... moja szafka się chyba zepsuła, coś nie mogę jej otworzyć.- zaczęła bawić się swoimi włosami, zakręcając jeden z rudych kosmyków na palec wskazujący.
O błagam, bo zaraz tu zwymiotuje tęczą, zadziwiające jaka ona potrafiła być miła. Przeglądnęłam się jej jeszcze raz uważnie zauważając lekki zarys piegów przykrytych pudrem. Tak właśnie mi się wydawało, że ma parę na policzkach, choć na treningach się jej tak nie przyglądałam.

-Jasne Felicio, chodźmy pokażesz mi swój problem.- z zamyślenia wyrwał mnie głęboki głos Stylesa.- Na razie Rachel, do później.- machnął ręką w moją stronę i jak gdyby nigdy nic zostawił, odchodząc z "Fel". No tak, "Harry dupek powraca część trzecia".
Ja nie wiem jak to jest, że po tej całej akcji na tym pustkowiu, zobaczeniu wyrzuconego człowieka przy drzewie, brutalnych walk, ucieczce przed strażnikami oraz dzisiejszych pomysłach z kosmosu, że sam weźmie w nich udział, zobaczy taką Felicie i zapomina o wszystkim lecąc naprawić jej szafkę, która nawiasem mówiąc jestem pewna, iż działa. Zwróciłam się w stronę wejścia do szkoły, chcąc już mieć ją za sobą, przecież miałam ważniejsze problemy niż lekcje, lub amorki Harrego.
Przemieszczałam się korytarzem, podczas gdy dostrzegłam biegnącego w moją stronę Brada.

-Rachel!- dobiegł do mnie próbując unormować oddech. Zagaduję, iż mu się zaspało, przez co latał od momentu obudzenia na pełnych obrotach.

-Co jest Bradley?- zlustrowałam go wzrokiem, dopiero teraz dostrzegając zmartwienie w jego brązowych oczach.

-Słuchaj bez wątpienia ten chłopak wczoraj zginał prawda?- zapytał retorycznie, więc kiwnęłam głową.- A wiesz co to oznacza Clark?- przełknął ślinę.

-Brad nie wytrzymam tego napięcia mów w końcu.- zrobiłam się lekko niespokojna.

-Rachel, oznacza to, iż jego rubryczka z nokautami urośnie.- otarł pot z czoła, biorąc głęboki oddech. Nie wiedziałam do czego pije, czułam się zdezorientowana, co nie uszło jego uwadze, spojrzał na mnie wymownie, skłaniając mnie do myślenia. Zaczęłam się zastanawiać nad rubryczką śmiertelnych nokautów, po czym prawda spadła na mnie jak grom z nieba.

-Boże! Zorientują się, że brakuje jego kartki!- przeraziłam się. Byłam pewna, iż Gordon bardzo dba o papiery, oby nie utożsamiał mnie ze zniknięciem jednego z nich.
-----------

Pakowałam się wykończona po ciężkim dniu w szkole i brakiem snu do mojego Jeepa. Musiałam w końcu położyć się wcześniej spać i dziś miał być ten wyjątkowy, cudny dzień. Zapięłam pasy, odpaliłam silnik samochodu i już miałam zamiar wyjeżdżać z parkingu kiedy ktoś zastukał w szybę od drzwi po mojej stronie. Uniosłam wzrok, napotykając śnieżnobiały uśmiech Harrego. Zirytowana jego obecnością, opuściłam szybę, w celu umożliwienia mu wypowiedzi i jak najszybszego powrotu do domu.

-Co?- warknęłam podirytowana. Zielonooki lekko się zdziwił, ale dalej szczerzył się, doprowadzając mnie do chęci powrotnego poniesienia szyby.

-Clark spokojnie, chcę tylko żebyś pomogła mi odebrać moje auto.- mrugnął do mnie. Skupiłam swój wzrok na moich dłoniach, umieszczonych na czarnej kierownicy. Wszystkie komórki mojego ciała pragnęły wykrzyczeć "nie", ale niestety nie powinien jechać tam z nikim innym, a zwłaszcza z osobami, mogącymi zadawać niewygodne pytania. Ponownie zerknęłam na Harrego, który wyczekiwał jakiegokolwiek potwierdzenia z mojej strony.

-Ech, wsiadaj.- wypuściłam gwałtownie powietrze z płuc, dając sobie spokój ze złośliwościami, aczkolwiek zarówno żegnając się z popołudniową drzemką.
Lokers ucieszony, obdarzony wspaniałym humorkiem okrążył auto, następnie zajmując miejsce obok mnie. Gdy tylko zamknął drzwi, odpaliłam silnik. Manewrowałam kierownicą, aby wydostać się z miejsca parkingowego, po czym z impetem ruszyłam drogą przed siebie, co oczywiście, przypomniało Harremu o pasach bezpieczeństwa, które tak pośpiesznie teraz zapinał.

-Co ty taka nie w nastroju?- oparł się wygodnie na fotelu.

-A miałabym ci o tym opowiadać bo?- mruknęłam, włączając jednocześnie kierunkowskaz w kierunku kamienistej, znanej mi już drogi.

-Bo jestem przystojny i uroczy?- uśmiechnął się łobuzersko. On naprawdę dziś tryskał energią. Przepraszam bardzo, jak to możliwe, że ja się nie wyspałam, a on owszem? To nie sprawiedliwe.

-I bardzo skromny.- odparłam.

-Och, Rachel usiłuje ci tylko poprawić humor i odciągnąć twoje złe myśli.- niespodziewanie dotknął mojego kolana, przez co, aż podskoczyłam, w skutek czego momentalnie ją zabrał. Nie wiem czy chciał mi dodać otuchy tym gestem, czy naprawdę usiłował ze mną flirtować.

-A twoje złe myśli kto odciągnął?- uniosłam brew, postanawiając nie komentować jego wcześniejszego poczynania. Naturalnie mówiąc "kto" miałam na myśli Felicie.

-Zazdrosna?- dosłyszałam rozbawienie w jego głosie, na co tylko prychnęłam.
Ja zazdrosna? O niego? Skąd w ogóle mu taki pomysł wpadł mu do głowy?! Ostatnią osobom o jaką miałabym być zazdrosna byłby on. Na nowo napędzałam w sobie złość.  
Nacisnęłam lekko hamulec, zbliżając się do wielkiego budynku. Nie odzywając się, zatrzymałam pojazd, zaciągnęłam ręczny, oraz wyjęłam kluczyki ze stacyjki, nie zapominając wyłączyć świateł.
Opuściłam Jeepa, rozglądając się dookoła za kimś lub czymś podejrzanym. Upewniona, o braku zagrożenia ruszyłam przed siebie w kierunku Mustanga Stylesa, jak i budynku. Z oddali można było zobaczyć otaczający go las, aczkolwiek wokół niego rownież było lekko zielono, mimo suchej ziemi, przypominającej, trochę piasek, trochę kamienie. Za pewne słoneczna pogoda spowodowała wysuszenie terenu. Za dnia, nie było tu strasznie, okolica wygladała raczej zachęcająco, czego sprawcą w dużym stopniu był właśnie las.

-Jej budynek wygląda na prawdę,na opuszczony.- przyznał z uznaniem dla sprytu ludzi, którzy to wymyślili.

-Choć zobaczymy czy pod tym nieszczęsnym drzewem są jakieś ślady krwi.- poinstruowałam go. Minęliśmy śmietniki, po czym dotarliśmy do drzew znajdujących się blisko tylnego wyjścia. Przykucnęłam usiłując wypatrzeć coś chociażby podobnego do koloru krwi, jednakże nic tak owego nie znalazłam.

-Czyli skrupulatnie tu sprzątają.- skwitował Styles, przeczesując ręką swoje włosy. Miał racje, zacierają ślady, a czego mogliśmy się spodziewać?

-Cóż, lepiej już wracajmy, do budynku i tak się nie dostaniemy.- oznajmiłam, czekając na odpowiedź chłopaka, lecz on mi jej nie udzielił, tylko stał w bez ruchu, wpatrując się przed siebie.

-Rachel?- nerwowo przełknął ślinę.- A nie pomyślałaś, że tego budynku może ktoś pilnować?- wskazał ręka przed siebie. Odwróciłam się gwałtownie, niemalże od razu dostrzegając czterech dryblasów idących groźnym krokiem w naszą stronę. Przeklinałam się na wszystkie sposoby za to, że tego nie przewidziałam, aczkolwiek to nie był czas na to.
Razem ze Stylesem zerknęliśmy w kierunku naszych samochodów. Były za daleko, by udało nam się do nich dostać. Pozostało nam tylko, albo uciekanie za budynek, co nie wróżyło dużych szans, lub spotkanie z tymi kolesiami.

-Wasza dwójka czego tu szukacie co?- krzyknął jeden z nich, a mi coraz bardziej przyśpieszało serce, wydzielając niezbędną mi adrenalinę, w przypadku, gdybym musiała interweniować. Kątem oka obserwowałam reakcje Harrego. Jego mięśnie napinały się, szczęka zaciskała. Owszem byliśmy w bardzo niebezpiecznej sytuacji, ale on musiał to przeżywać dwa razy bardziej, gdyż żył w przekonaniu, iż ja nie potrafię walczyć i to ona sam w przypadku bójki, mógłby w stanie cokolwiek zdziałać.

-Spokojnie Panowie, już nas nie ma.- zwrócił się do ubranych na czarno mężczyzn, starając się, wybrnąć z sytuacji.

-Pytałem co tu robicie, a nie czy idziecie, bo zapewniam was, że nie idziecie.- cała czwórka ustawiła się na przeciwko nas, tworząc swojego rodzaju półkole. Wyglądali groźnie, choć na szczęście nie dostrzegałam, żadnej broni w ich pobliżu. Każdy był brunetem, oraz miał na sobie czarny t-shirt. Dlaczego ci źli zawsze muszą być czarni?

-Nic, przyszliśmy tylko na spacer.- starałam się za wszelką cenę uniknąć, niestety nieuniknionego.

-Tak?- zaśmiał się drugi.- To czego szukaliście w tych krzakach?- zmniejszył dzieląca mnie i jego odlegości, chwytając mnie za ramię. Harry przeraźliwie patrzył w moją stronę, widziałam, iż chce mi pomóc tylko czeka na odpowiedni moment. Nie miał szans z całą czwórką, wiedziałam to ja, on oraz nasi napastnicy, dlatego pozostawało mi tylko jedno...-Idziecie z nami!- szarpnął mną mocno i gwałtownie mężczyzna, a dwaj pozostali ruszyli na Stylesa, który zerwał się pełny złości, by mi pomóc. Widać było agresje w jego zielonych oczach, tak jakby w ogóle nie przejmował się sobą, tylko mną.

-Oj nie, nie dzieciaki, nie pozwolimy wam tak prędko opuścić zabawy.- mówił do nas, przyszły sprawca siniaka na moim ramieniu. Miałam tego dość, przecież nie pozwolę, na pobicie się niewiadomo do jakiego stanu. Rozejrzałam się, Harrego trzymało dwóch dryblasów, ale nie był wcale w złej sytuacji, jeśli chodzi o ograniczenie jego ruchów.

-Harry!- krzyknęłam, przyciągając jego uwagę.- Czas skopać im tyłki!- warknęłam, kładąc dłoń na ramieniu wyższego ode mnie o dwadzieścia centymetrów faceta następnie niespodziewanie dla wszystkich zgromadzonych, podciągnęłam kolano do góry z całej siły uderzając w jego krocze, a tym samym zyskując czas nim wstanie, by mi oddać.
Harry stał oniemiały, wciąż przytrzymywany, z lekko otwartymi ustami. Był bardzo zdezorientowany, nie wiedział kompletnie co się dzieje, a przynajmniej, na takiego wyglądał.
-Na co czekasz? Walcz.- odezwałam się.

Witam kochani moi!!! Tak dawno nie pisałam ❤️ nie bądźcie surowi dla mnie, chociaż lepiej bądźcie szczerzy, co uważacie? Jak myślicie jak potoczy się to wszystko? Dostałam napływ weny, szkoda, że przed maturą :D

Kocham Was
Camila ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro