Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Styles zbliżał się coraz bliżej do moich ust, przez co zrobiłam wręcz przerażoną minę. Jak to w ogóle się stało, że nagle nade mną wisi? Jeszcze przed chwilą spokojnie, w miłej atmosferze oglądaliśmy film. Jeżeli zbliży się do mnie jeszcze na milimetr to przysięgam, że mu walnę. Harry widząc strach w moich oczach, uniósł jeden kącik ust do góry, uśmiechając się łobuzersko. Zbliżył się do mnie, tak, że nasze twarze dzieliło dosłownie pięć centymetrów, a ja powoli przygotowywałam się do zawalenia go z materaca.

-Chyba nie sądzisz, że cię pocałuje?- wychrypiał rozbawiony, następnie odsuwając się ode mnie. Potrząsnęłam głową, starając się przywrócić moje trzeźwe myślenie. Co ten dupek sobie wyobrażał? Chciał coś sprawdzić, czy mu się nudziło? Nie było to zabawne, a ja nie miałam nastroju na jego chore gierki.
Obserwowałam jak stawia swoje stopy na podłodze i wstaje, poszłam jego śladem, po czym stanęłam przed nim sztucznie się uśmiechając. Chłopak posłał mi dziwne spojrzenie, a ja wciąż się do niego szczerząc, uniosłam swoją otwartą dłoń i z zaskoczenia uderzyłam nią w jego polik, przez co słychać było lekki plask.

-Jeśli jeszcze raz naruszysz moją przestrzeń osobistą to użyje wszystkich moich umiejętności, żeby zrzucić cię z tego balkonu.- odezwałam się pogodnym i miłym tonem. Widziałam, że chciał złapać za swój policzek, ale skrupulatnie się od tego powstrzymywał starając zachować swoją męską dumę w jednym kawałku. Chyba nie myślał, iż należę do tego typu dziewczyn, które podkulą ogon i będą speszone sytuacją. Po raz kolejny pokazał swoją postawę dupka, a ja utwierdziłam się w przekonaniu, iż wciąż jest taki sam.- Pójdziesz już czy chcesz jeszcze dostać z kolanka?- uniosłam brew. Chciałam w końcu iść spać, ale patrzenie na zdezorientowanego i zmieszanego Stylesa było dla mnie wielką frajdą.

-Tak, lepiej już pójdę.- przejechał palcami po swoich włosach, zaczesując je do tyłu. O jej Styles czyżbyś czuł się niezręcznie?

-Trafisz do drzwi prawda?- złapałam za klamkę, ukazując mu wyjście, na co skinął głową. Zielonooki opuścił moją sypialnie, a ja uśmiechnięta od ucha do ucha skierowałam się do łazienki, zgarniając jeszcze po drodze T-shirt i spodenki. Nareszcie ściągnęłam z siebie ubrania, po czym weszłam pod prysznic. Umyłam dokładnie moje ciało wiśniowym żelem, po czym zajęłam się włosami. Po spłukaniu szamponu i odżywki owinęłam się białym dużym ręcznikiem, a z drugiego mniejszego uformowałam turban na głowie. Myjąc zęby, zastanawiałam się dlaczego nie przyszedł dziś do mnie Aron, w końcu się umówiliśmy, lecz nawet to lepiej, bo zapomniałam o tym kompletnie. Harry dziś tak wyprowadził mnie z równowagi, że miałam ochotę się jakoś wyżyć. Trochę mu nie wyszło robienie sobie ze mnie żartów, zwłaszcza w takiej sytuacji. Jutro była sobota, a ja miałam zamiar już z rana pojechać do siedziby Czarnych Węży, gdzie zapewne czekał mnie trening życia. Obawiałam się tylko, czy będę na tyle wiarygodna, żeby kupili moją ściemę. Jedno jest pewne musiałam się dziś wyspać, by sprostać temu, co Hektor dla mnie przyszykuje.
Wyplułam pastę, po czym wypłukałam usta i szczoteczkę. Założyłam na siebie ciuchy i skierowałam się prosto do mojego łóżka.

-No w końcu.- odetchnęłam, opadając na miękki materac. Wtuliłam się w cieplutką kołderkę, zamykając oczy.

-----------

Rzuciłam torbę treningową na tylne siedzenie mojego Jeepa. Wyspana i pełna energii, ruszyłam w stronę Dojo Doro karate. Czekał mnie ciężki dzień, aczkolwiek humor mi dopisywał. Było około dwudziestu pięciu stopni, a ja ubrana byłam w białe rurki, przewiewną ciemno-zieloną bluzeczkę i brązowe sandałki. Wyjechałam wcześniej, ponieważ chciałam złapać Hektora, zanim rozpocznie trening, żeby z nim porozmawiać.
Zaparkowałam pod nowoczesnym, czarnym budynkiem, wyjęłam torbę przerzucając ją sobie na ramie i zamknęłam samochód. Czekałam cierpliwie na mojego senseia, opierając się o ścianę budynku. Po upływie kilku minut, dostrzegłam czarnego Range Rovera, wjeżdżającego na plac. Ruszyłam w jego stronę, obserwując jak mężczyzna opuszcza auto. Teraz musiałam zrobić wszystko co w mojej mocy by mi uwierzył. Być taka jak on chciał, bezlitosna, bez skrupułów, pewna siebie, nie obawiająca się bólu.

-No nie wierze Rachel Clark we własnej osobie.- zauważył mnie, fałszywie się uśmiechając.

-Tak to ja Hektor.- spojrzałam w jego ciemne oczy, nie okazując po sobie żadnych emocji.

-Dobra Clark darujmy sobie te uprzejmości, mów po co przyszłaś, bo watpię, że jesteś tu bezinteresownie.- zabrał czarną torbę z kominem, kierując się w stronę oszklonych drzwi wejściowych.

-Chcę wrócić Hektor.- dorównałam mu kroku, lecz on na moje słowa zatrzymał się. Lustrował uważnie moją twarz szukając na niej wyrazów fałszu. Oddychałam spokojnie, patrząc na niego beznamiętnie.

-Tak?- uniósł brew. Był nieprawdopodobnie chytry i naprawdę cieżko było by dał się komuś na coś nabrać.- A jakiż jest powód twojego wielkiego powrotu, przecież tak bardzo nas nienawidzisz?- zapytał kpiąco.

-Chciałeś żebym wróciła to jestem, zrobię co każesz tylko zostaw w spokoju Stylesa i odeślij Stana z tych żałosnych treningów.- grałam niczym Leonardo DiCaprio, ponieważ tak samo jak on nie doczekałam się Oskara. Usiłowałam pokazać mu, iż zawiesiłam broń, że sama gardzę tym klubem i szanuje tylko ich, chciałam też żeby poczuł, jego władzę nade mną, w postaci Stylesa, którego ja tu nie chcę, dzięki temu będę musiała się zgodzić na to co mi powie, a miałam nadzieję, iż będą to walki.

-Wiesz, że będziesz musiała zrekompensować nam tę zdradę prawda?- zmrużył oczy, robiąc się coraz bardziej zadowolony.

-Wiem, jestem przygotowana.- skinęłam, na co on tylko uniósł kącik ust w uśmiechu, wskazując otwartą dłonią drzwi, a tym samym zapraszając mnie do środka. Moje ruchy, moja postawa i zachowanie do samego końca były niezmienne, niewzruszenie i odważna postawa to coś co Hektor w swoich uczniach szanował i uwielbiał.
W szatni znalazłam się pierwsza, chociaż nie wiem czy w części chłopców ktoś już był. Szybko przebrałam się w kimono, mając zamiar się jeszcze troszeczkę porozciągać. Najbliższe godziny będą ciężkie, ale przebrnę przez to.
Ustawiłam się w szerokim rozkroku, mając wyprostowany, lekko pochylony do przodu tułów. Powoli przesuwałam ciężar ciała z jednej nogi, na druga, podczas gdy jedna była wyprostowana, druga zostawała ugięta. Po paru powtórzeniach stanęłam w głębokim wykroku, dociskając piętę nogi zakrocznej do podłogi, robiłam to z całej siły chcąc poczuć ból.
Moje poczynania przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Wyprostowałam się, widząc przed sobą Trudy, dziewczynę, która rownież tu ćwiczyła i muszę przyznać, była jedną z normalniejszych tu osób, aczkolwiek Hektora słuchała jak Boga i gdy odeszłam nie rozmawiała ze mną.

-Rachel wróciłaś!- ucieszyła się brunetka, podbiegając do mnie i rzucając mi się na szyje. Dziewczyna sprawiała wrażenie słodkiego cudownego dziecka, które jest zawsze szczęśliwe i uśmiechnięte, aczkolwiek nic bardziej mylnego, miała dwie twarze, jeśli teraz Hektor kazałby jej złamać komuś rękę ona zrobiłaby to bez mrugnięcia okiem, nawet gdyby był to ktoś z nas. Szanowała mnie tylko dlatego, ponieważ byłam wyższa stopniem, ona posiadała brązowy pas pierwszego stopnia czyli drugie kyu, a ja czarny pierwszego stopnia czyli pierwszy dan. Dany szły od jednego do dziesięciu, ale na każdy z nich zdawało się po latach treningów, a ostatni dan przyznawany był o ile mi wiadomo po śmierci, ponieważ nie spotkałam się by ktoś mi znany go posiadał. Natomiast kyu były w kolejności od dziesięciu do jednego. W naszym Dojo pasy ułożone były w kolejności biały, niebieski, żółty, zielony, brązowy i czarny, tyle że by zdobyć pas nie wystarczał jeden egzamin, zdawało się rownież na tak zwane "belki", można było poznać kto tak ową posiada po naszywce na pasie.

-Tak wróciłam Trudy.- posłałam jej nieszczery uśmiech, patrząc w jej brązowe oczy. Była bardzo ładną dziewczyną, wygladała wręcz jak lalka, a jej brzoskwiniowa cera była nieskazitelna, poza jednym malutkim pieprzykiem nad prawą stroną górnej wargi.

-Tak się cieszę!- klasnęła w dłonie.- Trzymaj Hektor kazał mi to ci dać.- podała mi mój czarny pas, którego stosunkowo dawno nie widziałam. Odebrałam go, zawiązując dokładnie na biodrach. Muszę przyznać brakowało mi go.

-Pośpiesz się za trzy minuty zaczyna się trening, a jak się spóźnisz będziesz pompować.-    poradziłam jej, opuszczając pomieszczenie.

Z dźwięków, które słuchać było już na korytarzu wywnioskowałam, iż większość jest już na sali. Przełknęłam ślinę, powtarzając sobie jak mantrę bym była silna i wszystko będzie dobrze.
Wkroczyłam do pomieszczenia niczym jakiś zdrajca numer jeden. Chłopcy zauważywszy mnie momentalnie przestali rozmawiać, tylko wlepiali we mnie wzrok, jakby moja obecność była jakąś sensacją. Wypuściłam gwałtownie powietrze z płuc, powoli się denerwując.

-I co się tak gapicie?- warknęłam donośnie.- Mam może rozpocząć jakieś losowanie komu najpierw skopię tyłek?- złapałam za swój pas, patrząc na nich wzrokiem mordercy. Musiałam być agresywna z nimi nie dało się inaczej.
Kiedy żaden z nich się nie odezwał jedynie przewróciłam oczami, chcąc już jak najszybciej rozpocząć zajęcia i stąd iść.
Oparłam się o ścianę, obserwując moich kolegów po fachu. Większość z nich miała brązowe pasy, a pare nielicznych zielone i czarne.

-No proszę, proszę skarbie wróciłaś do nas.- z boku naszedł mnie Stan, którego przez zamyślenie nie zobaczyłam.

-Ta powiedzmy, że mam już dość pieprzenia się w jakieś gierki i waszego napadania na mnie bym wróciła przy każdej możliwej okazji.- prychnęłam. Narastająca we mnie agresja, powodowała, iż na prawdę miałam ochotę na ten trening.

-Moja dziewczynka.- uśmiechnął się łobuzersko Brooks, klepiąc mnie przy tym po ramieniu.

-Już nie taka twoja.- przypomniałam mu.

-Co wy do jasnej cholery robicie! Natychmiast do szeregów!- wysyczał, wkraczający na salę Hektor. W momentach gdy mężczyzna taki jak on drę się w niebogłosy i obraża człowieka, ma się ochotę na przemoc jeszcze bardziej, aczkolwiek znajdować się tu mogły tylko osoby z psychiką ze stali.
-Powitajmy dziś naszą cudowną Rachel, która zmądrzała i przyszła z powrotem.- zwrócił się do wszystkich.- A teraz każdy z was ma biec tak szybko, żebym ledwo go widział.- klasnął w dłonie, a my rzuciliśmy się do biegu. Przebierałam nogami najszybciej jak mogłam, chcąc pokazać wszystkim, że wciąż jestem tą samą Clark.

-Pięćdziesiąt pompek!- usłyszeliśmy klaśnięcie, automatycznie opadając na podłogę. Nasze treningi były bardzo intensywne, a najgorsze z wszystkiego były rozgrzewki. Każdy kto skończył pompki miał biec dalej przez najbliższe trzy minuty, a ten komu zbyt dużo czasu by zajęły był w naprawdę w złej sytuacji.- Przysiady!- kolejne klaśnięcie, kolejne pięćdziesiąt przysiadów. Bieg, klaśnięcie brzuszki, bieg klaśnięcie pompki, tak to wyglądało, pomijając aspekt, iż podczas biegu i brzuszków musieliśmy wykonywać uderzenia przed siebie czyli Zuki.

-Stop łamagi, teraz sobie trochę powalczymy.- uśmiechnął się zadowolony. Przydzielał nas kolejno w pary. Ja zostałam dopasowana do Daniela, rudego chłopaka, który był jednym z lepszych tutaj. Przejrzałam już zamiary senseia, chciał mnie sprawdzić, a ja miałam zamiar zdać ten egzamin na piątkę, cieszyłam się nawet ze swojej irytacji, ponieważ dzięki niej, będę miała mniej skrupułów by się wykazać.

-No to co Rachel zaczynamy zabawę.- wyszczerzył swoje przyozdobione aparatem ortodontycznym zęby, wykonując ukłon w moją stronę.

-Z niezmierną przyjemnością.- odparłam. Kątem oka widziałam, że nasz "Pan i Władca" ustawił się obok naszej pary. To proste chciał nad obserwować. Bez wahania ruszyłam w stronę Daniela, wymierzając uderzenia Zuki w jego brzuch, głowę i krocze,aczkolwiek bezskutecznie, gdyż moje ręce odbijały się od dopracowanych bloków. Czułam narastającą furię, chciałam go powalić i dostać się na te nieszczęsne walki. Daniel wykonał kilka kopnięć skierowanych w kierunku moich kolan,  przez co musiałam unosić w szybkim tempie nogi do góry, by mięśnie łydki zablokowały jego zamiary. Walczyliśmy zawzięcie, wykonując serie uderzeń, lecz bez rezultatów, gdyż jedno drugie blokowało. W pewnym momencie byłam już tak wściekła, iż nie mogę go pokonać, że zamachnęłam się lewą ręką prostym Zuki Chudan na brzuch, co mój przeciwnik zauważył i przygotowywał się do zbicia mojej ręki, ale ja w moim nieczystym zagraniu w ostatniej chwili wykonałam cios prawą ręką prosto w jego nos powodując wytryśniecie z niego krwi. Zmęczona wpatrywałam się w Daniela, rownocześnie dysząc i ocierając pot z czoła.

-Brawo.- do moich uszu dobiegło klaskanie senseia. Byłoby mi żal chłopaka gdybym nie wiedziała, że zrobiłby mi bez zastanowienia to samo.

-Przepraszam za ten nos, mam nadzieję, że będzie mógł brać udział w zawodach.- odparłam bez emocji.

-Da radę o to się nie martw.- machnął ręką nawet nie racząc rudego jednym spojrzeniem.- Teraz już wiem, że na prawdę wróciłaś, ale żeby dowieść lojalności, będziesz musiała powalczyć w trochę innych warunkach.- poinformował dobrze wiedząc, iż zdaję sobie sprawę o czym mówi.

-Nie ma sprawy Sensei.- zgodziłam się bez rozmyśleń, w końcu po to tu przyszłam.
-----
Po paru innych już mniej kontuzjowanych walkach jak i krótkiej medytacji zajęcia dobiegły końca. Chciałam już wziąć prysznic i iść do domu. Osiągnęłam swój cel, a adrenalina powoli zaczynała ze mnie spływać.

-Rachel.- ktoś złapał za mój nadgarstek, powodując moje odwrócenie się.

-Ech, co znowu Stan?- zirytowałam się, każda osoba powstrzymującą mnie w tej chwili przed prysznicem była dla mnie udręką.

-Może byśmy dziś przeszli się wieczorem do parku pogadać co?- zaskoczył mnie swoim pytaniem.

Hej kochani! Jak podoba wam się rozdział? Co sądzicie o Harrym i jego zachowaniu?

Kocham Was i udało mi się dziś to napisać!

Camila X

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro