Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Aron skinął głową na znak, że mogę mu ufać. Nie byłam przekonana co do tego czy wyznać mu wszystko, aczkolwiek musiałam w końcu  z kimś się tym podzielić. Pozostawało mi tylko mieć nadzieję na to, iż natrafiłam na odpowiednią osobę.

-Odeszłam, ponieważ chciałam poznać to dobre karate, nie brutalne i bezlitosne. Nie chciałam przyjść mówiąc kim jestem i co potrafię, wolałam zacząć od początku.-  wyrzuciłam z siebie.

-Co masz na myśli mówiąc to dobre karate?- nie rozumiał mnie. Rozejrzałam się wokół siebie sprawdzając, czy na pewno nikt nas nie podsłuchuje. Teoretycznie wszyscy znajdowali się na zewnątrz, ale przezorny zawsze ubezpieczony.

-Słuchaj, te pogłoski o Czarnych Wężach i nielegalnych walkach są prawdziwe. Sensei Hektor biorąc pod opiekę małe dzieci, już od samych początków uczy je agresji, bezlitosności czy braku wyczucia . Nie wspomina o tym, że karate służy do obrony, on uważa inaczej. Każdy kto znajdzie się już w tej najbardziej zaawansowanej grupie jest zmuszany do walk, nielegalnych walk.-  wyjaśniłam krótko, uważnie słuchającemu chłopakowi. Wydawał się być tym zafascynowany, co mogłam wyczytać z jego oczu i mimiki twarzy. Oby nie okazał się kłamcą, może chociaż on mi poradzi co zrobić z sytuacją w jakiej się znalazłam. Sprawiał wrażenie inteligentnego. Ciekawe czy dobrze walczył?

-Czyli mam rozumieć, że brałaś udział w takich walkach.- stwierdził z uznaniem w oczach, w końcu nie codziennie się spotyka dziewczynę, która ma taką nietypową pasję jak ja. Naturalnie, do dzisiaj nie rozumiem, co chłopcom imponuje w czymś takim.

-Tak, to nic przyjemnego, zero zasad moralności, sumienia czy skrupułów. Najgorsze jest to, że moje odejście nie pozostało bez konsekwencji. Oni chcą bym wróciła i nie darują mi jeśli tego nie zrobię.- spoważniałam, patrząc na niego znacząco.

-Jak to nie darują?- zmrużył oczy. Już na pierwszy rzut oka było po nim widać, że jest nieszkodliwy. Wydawał się być zagubiony w tym świecie, jakby nie mógł znaleźć sobie miejsca. Mimo iż rozmawiałam z nim pięć minut, mój szósty zmysł podpowiadał mi, że mogę mu zaufać. Z łatwością udało mi się go rozgryźć na podstawie trwającej zaledwie chwilę obserwacji. Patrzyłam jak nerwowo bawi się palcami, a wzrok skupia na nich zamiast na mnie, co sugerowało, że woli unikać ze mną kontaktu wzrokowego, jakby się czegoś bał.

-Jestem zmuszona odbyć z nimi walkę, to znaczy ze Stanem. Zapewne kojarzysz go, to ten nowy co przyszedł na trening, radze ci go unikać jest nieobliczalny.-poradziłam mu.

-To nie lepiej już mieć z głowy to i żyć spokojnie.- nawiązał do mojej wypowiedzi. On tego nie rozumiał, nawet ja miałam problem na początku to zrozumieć. Musiałam mu to wyjaśnić, jak najlepiej. Chciałam mieć go po mojej stronie. Potrzebowałam sprzymierzeńców.

-Chodź za mną.- złapałam za jego nadgarstek, prowadząc do jednego z pokoi na piętrze. Otworzyłam drzwi do tego znajdującego się w najbardziej odległej części korytarza. Odnalazłam po omacku, plastikowy włącznik na ścianie. Nacisnęłam go rozświetlając całe pomieszczenie. Pokój był ciemnozielony, z drewnianą podłogą i białym sufitem. Najprawdopodobniej był to jakiś gabinet, ponieważ na środku stało masywne drewniane biurko, a po bokach ścian, masa regałów wypełnionych po brzegi książkami.

-Dlaczego mnie tu przyprowadziłaś?- zapytał troszkę nerwowo, jak gdyby się mnie bał.

-Siadaj, to ci wytłumaczę.- odsunęłam jedno z krzeseł, umieszonych obok stolika do kawy, po środku pokoju. Chłopak niechętnie usiadł. Usiłował zgrywać odważnego, jednak w jego brązowych oczach, dostrzegałam strach. Stanęłam przed nim krzyżując ręce na piersiach.

-No, więc?- przełknął ślinę na tyle głośno, bym to usłyszała.

-Zacznę od początku, po pierwsze odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie, nie jest lepiej mieć walki z głowy, ponieważ oni i tak nie dadzą mi żyć.- patrzyłam na niego z góry.- Zaproponowali mi, że zrobią to pod warunkiem, że wasz, znaczy się nasz klub zdobędzie na zwodach trzy medale. Wtedy też odczepią się od twojego kolegi Stylesa, którego z niewiadomo jakiego powodu, chcą przyłączyć do siebie.- opadłam na krzesło naprzeciwko niego, dając nogę na nogę. To wszystko było coraz bardziej pogmatwane, skomplikowane i naprawdę trudne do wyjaśnienia. Między nami nastąpiła chwila ciszy, nie miałam zamiaru jej przerywać, to normalne, że chłopak musi sobie wszystko poukładać w głowie.

-Powiedz mi co ty zamierzasz z tym zrobić?- zapytał po jakiś trzech minutach. To była moja szansa. Znał całą prawdę i nie uciekł.

-U was w klubie, nie ma zbyt wielu osób, które są dobre.- wstałam.- mam proste pytanie, skoro już wiesz o mnie tyle, to pozwól mi cię wyszkolić, poprawię twoją technikę i kondycję, może chociaż tobie uda się zdobyć medal, liczę jeszcze na Stylesa i Felicie, ale to temat rzeka.- przedstawiłam mu w skrócie swoje oczekiwania. W jego osobie widziałam światełko w tunelu. Może on pomoże mi też wydedukować, z jakiego powodu Czarne Węże, chcą u siebie Harrego. Musiało to być coś większego, oni nigdy nie przyjmowali do siebie wychowanków z innych klubów, chyba że w szczególnych sytuacjach.

-Myślisz, że uda ci się mnie wyszkolić?- zaśmiał się pod nosem, nie wierząc w moje możliwości.- Nie jestem zbyt dobry, a do zawodów zostały dwa tygodnie.- oznajmił z wahaniem w głosie.

-Spokojnie!- machnęłam ręką.- Damy radę, tylko muszę mieć pewność, że mam cię po swojej stronie, plus przygotuj się na krew pot i łzy.- zbliżyłam się do niego, następnie klepiąc po plecach.

-Dobrze wchodzę w to.- wstał energicznie, nie spodziewałam się, tak szybkiej zgody, jak widać szczęście mi sprzyja.

-Jutro nie idziesz do szkoły i widzimy się o dziesiątej w West Parku.- zarządziłam.- Nie spóźnij się.- ruszyłam w stronę wyjścia, zostawiając Arona samego z milionem pytań i niepewnością w głowie.

Tak jak miałam pierwotnie w zamiarach udałam się do toalety, załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Po dokładnym umyciu rąk, przeglądnęłam się przelotnie w lustrze, już miałam wracać do Bradleya, gdy dostrzegłam zadrapanie na moim policzku. Nawet nie pamiętam kiedy się go dorobiłam. Na myśl przyszły mi nielegalne walki i turnieje z nimi związane. Ludzie musieli bić na nich bardzo dużo pieniędzy. Komuś musiało się to opłacać, jestem pewna, że wiązały się one z dużym biznesem, a to co widziałam będąc tam ostatnio, to tylko mała cząstka. Coś w środku podpowiadało mi, że powinnam tam iść, zwyczajnie jako członek widowni. Może gdybym powęszyła tam przez chwilkę i pogadała z obracającymi się tam ludźmi, rozjaśniło by mi to całą sytuacje.

Wróciłam do Bradleya, pełna wątpliwości i niepokoju, chłopak siedział roześmiany rozmawiając ze swoimi kolegami z drużyny. Bez słowa usiadłam obok niego. Moją głowę zaprzątało wiele myśli, co chłopak od razu zauważył, nawet będąc pod wpływem alkoholu.

-Co jest Rachel.- dźgnął mnie łokciem w bok, bym obudziła się z transu. Dwójka chłopców, z którymi przed chwilą rozmawiał zignorowała mnie, kończąc wcześniejszą rozmowę już bez udziału Brada.

-Spójrz na niego.- skierowałam swój wzrok, w okolice basenu, gdzie w dalszym ciągu siedział Styles. Patrzyłam na niego uważnie, analizując każdy jego ruch. Niestety nie byłam żadną czarownicą, wampirem czy wróżką i w myślach czytać nie mogłam.

-Co z nim?- wziął łyka piwa.- Tylko nie mów, że ci się podoba?- wypalił. No tak czego się mogłam spodziewać po pijanym Bradleyu .

-Zwariowałeś?- klepnęłam go lekko w tył głowy.- Po prostu się zastanawiam.- wyjaśniłam.

-Nad czym?

-Czy on w jakiś sposób może być powiązany z czymś, co skłoniło Hektora, by mógł mieć możliwość wejścia do klubu. W normalnych okolicznościach, wyrzuciliby go z budynku, wiesz, że przyjmują tylko dzieci, które mogą wyszkolić od podstaw na swoich zasadach.- przypomniałam mu, o tym co kiedyś mu dokładnie opowiadałam.

-Nie jesteś przewrażliwiona?- zasugerował delikatnie.- Wiesz z tego co wiem jego ojciec jest właścicielem jakieś dużej firmy, ale też rozsądnym inwestorem, a  matki nie ma, także jego rodzina nie ma z tym nic wspólnego.- podzielił się ze mną swoją wiedzą. Może jego rodzina nie ma z tym nic wspólnego, ale coś na rzeczy musi być, z ja się tego dowiem.

-Idziemy tam jutro.- klasnęłam w dłonie, mając już ułożony plan działania w głowie.

-Co, gdzie? Coś ty znowu wymyśliła Clark.- odłożył butelkę na stół, patrząc na mnie zrezygnowany. Wiałam, że mi pomoże, jednakże ja i on często już pakowaliśmy się w kłopoty przez moje pomysły.

-Jutro w nocy, pojedziemy na te walki. Rozejrzymy się, popytamy i dowiemy czegoś.- odgarnęłam kosmyki włosów za ucho. Plan wybrania się tam nie był zbyt bezpieczny, czy rozsądny. Czekała nas godzinna jazda, na pewnego rodzaju odludzie. W lesie znajdował się olbrzymi ogrodzony budynek, z pozoru wyglądający na opuszczony, lecz tylko w dzień. W nocy wszystko budziło się do życia, podejrzewa się, że ludzie tym zarządzający posiadali duże układy z policją. Nie tylko w Chicago znajdowały się tego typu obiekty, ale na terenie całych Stanów Zjednoczonych.

-Jesteś pewna, że chcesz się w to mieszać? Wiesz, że nie będzie już odwrotu prawda? Takim czymś bardziej powinna zająć się policja- próbował mi uświadomić. Wątpię, że stróże prawa cokolwiek zdziałają w tej sprawie, zważywszy, że nielegalne zawody odbywają się już od , dawna.

-Brad, ja już nie mam odwrotu odkąd tam się znalazłam.- odparłam poważnie. Już chciałam otworzyć usta, by mówić dalej, gdy nagle do altany wszedł Harry. Na sobie miał tylko ociekające wodą żółte kąpielówki, a w ręku trzymał paczkę gum do żucia.

-No, no kogo my tu mamy, blondyna przyszła na imprezkę.- przysiadł się do nas, wracając do bycia opryskliwym. Oj tak, pod tym względem nadał by się do Doro karate w stu procentach.

-Znowu będziesz mi ubliżał, czy zajmiesz się sobą?- warknęłam, nie miałam czasu na jego kąśliwe uwagi, było dużo więcej problemów, z którymi się teraz borykałam. Może i fajnie było go trochę podenerwować na treningu, lecz musiałam zastopować.

-Brad może ty mi wytłumaczysz, dlaczego Rachel jest taka kiepska w walce co?- zignorował mnie. Mój przyjaciel zerknął na mnie kątem oka, zastanawiając się co odpowiedzieć.

-Ona po prostu.. Emm, boi się bólu.- wymyślił, co było jego błędem.

-Tak wiem, nie chce złamać paznokcia.- zakpił. Pewnie chciał mi nawrzucać za to jak go skrytykowałam wtedy na siłowni.

-Ty sobie uważaj, bo jeszcze mogę kiedyś się stać lepsza od ciebie.- zacisnęłam pięści zdenerwowana. Chłopaka najwyraźniej to rozbawiło, gdyż parsknął śmiechem.

-Tak, chyba w jakimś odległym wymiarze.- uśmiechnął się ironicznie. Dlaczego ja próbuję ratować tyłek przed Doro karate takiemu dupkowi? Podejrzewam, że nie był trzeźwy, widać to było nie tylko w jego oczach, ale też i w zachowaniu. Musiałam się uspokoić, ostatnimi czasy chodziłam cały czas nabuzowana negatywną energią, ponieważ nie mogłam wyżyć się na treningach.

-Idę już do domu, wolę spać niż cię oglądać.- wyminęłam go, żegnając się ówcześnie z Bradem, dla którego zabawa dopiero się zaczynała.

Trzymając duży kąpielowy ręcznik, opuściłam ogród i tym samym imprezę. Do domu miałam niedaleko, więc postanowiłam się przejść. Szłam chodnikiem, a drogę co jakiś czas oświetlały mi wysokie latarnie. Mimo, iż było ciemno, nie bałam się. Potrafiłam się obronić, a gdyby ktoś mnie napadł pożałowałby tego.  W pewnym momencie jednak, poczułam jakby naprawdę mnie ktoś śledził. Kiedy już czułam czyjąś obecność za swoimi plecami zahamowałam gwałtownie, szybko się obracając. Nie myliłam się a osoba idąca dosłownie metr za mną, o mały włos nie wpadła na mnie, zderzając się.

-Harry nie wolno się tak skradać!- krzyknęłam, widząc tak samo przestraszonego jak ja chłopaka.- Czy ty mnie śledzisz do licha?- popatrzyłam na niego podejrzliwie, chociaż wątpiłam by to robił, gdyż jak się kogoś śledzi, to zwykle się ukrywa, a nie depcze po piętach.

-Przepraszam.- zmieszał się, pocierając swój kark.- Zauważyłem cię i chciałem dogonić, też wracam do domu.- wyjaśnił. Nie ufałam mu, starałam się cały czas zachować czujność.

-Chciałeś wracać z taką ''głupiutką blondyną'' jak ja?- uniosłam brew, robiąc cudzysłów w powietrzu, coś mi nie pasowało, jednak postanowiłam być cicho i czekać na rozwój wydarzeń.

-Stwierdziłem, że jestem za ostry w stosunku do ciebie.- wzruszył ramionami.- Pomyślałem, że musisz się bać iść, dlatego przyśpieszyłem kroku, by ci potowarzyszyć.- ruszyliśmy przed siebie. Zastanawiałam się, czy uwierzyć w tę jego historyjkę, jednak po namyśle, po co by miał kłamać? On sam jest pionkiem w tej grze tylko, jeszcze nie jest tego świadomy. Szliśmy w milczeniu, patrząc przed siebie, lub oglądając domy wokół nas. Spojrzałam w górę obserwując gwieździste niebo i delektując się jego pięknym widokiem. Najprawdopodobniej jutro będzie bardzo ładna pogoda, ponieważ, chmury nie zakrywały gwiazd. Nagle moje rozmyślanie, przerwał Harry silnie, łapiąc mnie a nadgarstek oraz sprawiając tym samym, że wykonałam krok w tył.

- Co robisz?- fuknęłam w jego stronę pretensjonalnym tonem, jednocześnie wyrywając mu swój nadgarstek. Spaceruję sobie spokojnie, a on mi to przerywa szarpiąc mną do tyłu. Co to w ogóle ma być?

-Widzisz tych podejrzanych typów co idą z naprzeciwka.- wyszeptał, dyskretnie wskazując w ich stronę. Zdezorientowana spojrzałam przed siebie. Miał racje dwóch wysokich, dobrze zbudowanych mężczyzn zbliżało się w naszym kierunku. Przypuszczam, że byli koło dwudziestki, ale faktycznie wyglądali lekko przerażająco, gdy tak szli lekko przygarbieni, pewnym krokiem do przodu. Jeden z nich miał czarne, krótkie włosy, a drugi nieco wyższy był łysy. Oboje posiadali masę tatuaży na rękach, co zauważyłam dzięki brakom rękawków.

-Nie mów, że się ich boisz Styles.- zaśmiałam się pod nosem.- To ty znasz karate nie ja.- przypomniałam mu. To pewnie dwójka zwykłych gości, a on dramatyzował jakby to byli bandyci.

-Jestem sam, a ich jest dwóch, wolę nie ryzykować.- wyjaśnił mi swoje obawy.- Poza tym jakoś dziwnie mi kogoś przypominają i nie kojarzą mi się dobrze.

-Dobra nie bądź dzieckiem i chodź.- ruszyłam do przodu, przez co zmuszony był zrobić to samo. Zabawne, że tak bardzo bał się jakiś przechodzących obok gości. Nie jest, aż tak trudno walczyć z dwiema osobami na raz, zwłaszcza po tak wielu latach treningów.

-Hej blondyna!- zaczepił mnie jeden z nich.- Zostaw tego frajera i chodź do nas!- zaśmiał się gardłowo, zagradzając nam drogę. Harry momentalnie schował mnie za swoim ciałem, czym mnie lekko zdziwił. Nie odczuwałam dużego strachu, jednak obawiałam się, że jeżeli dojdzie do bójki, będę musiała pokazać co potrafię, jeżeli Harry sobie nie poradzi.

-Przepraszam chcemy przejść panowie.- powiedział stanowczym głosem. Jego mięśnie napięły się, co mogłam zobaczyć przez cienki materiał jego białej koszuli, którą widocznie musiał narzucić na siebie przed wyjściem.

-O popatrz chłopczyku, a my nie chcemy was przepuścić.- odparł ironicznie, tym razem ten drugi, łysy i nieco wyższy.- Twoja dziewczyna na pewno woli, pójść z nami niż być z takim tchórzem.- szturchnął go w ramię, powodując, że Harry się wyprostował. Jedną nogę nieznacznie wysunął do przodu, skrycie przyjmując pozycje walki. W duchu błagałam by sobie poradził bez walki, nie chciałam by doszło wtedy do konieczności udzielenia pomocy z mojej strony.

Hej kochani! Oto rozdział co sądzicie? Mam nadzieję, że podobają wam się tego typu książki, mamy tu pewnego rodzaju tajemnicę i akcję. Może i nie jest to typowa książka o miłości, ale ją także tutaj znajdziecie. Przez najbliższe rozdziały czekać was będzie tajemniczy nastrój, odkrywanie tajemnic, intrygi, przyjaźnie, zwykłe życie nastolatków, jaki i niezwykłe przygody, które połączą się w całość, tworząc mam nadzieję dość zgraną fabułę.

Kocham was

Camila Xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro