Święta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-

Dlaczego ósemka musiał zginąć? - Hobi wysmarkał nos w chusteczkę w kolorze różu. Nie wiedzieć czemu pani Wong akurat takie kupiła wczoraj na promocji w drogerii i ustawiła Yoongiemu na biurku. - Przecież on i Marina tworzyli idealną parę, to tak jakby zabić Elenę i oczekiwać, że Damon będzie się cieszył...a nie, zaraz... - Kolejna fala łez popłynęła po policzkach chłopaka.

- Ile razy mam ci powtarzać, że nie czytałem tej książki i nie wiem o co chodzi, a tym bardziej nie wiem kto to Helena i Demon. - Westchnął Yoongi i wsunął palce pod oprawki okularów, żeby przetrzeć zmęczone oczy.

- Elena i DEJMON. Czemu nie możesz choć raz bezinteresownie poprzeżywać ze mną?

- Bo mam ważniejsze sprawy na głowie niż jakieś Demony.

- Hyung...

- Co?

- Nic nie jest ważniejsze niż zniszczona miłość. Ja bym chyba umarł, gdyby ktoś mi cię odebrał. - Siąknął, po czym podparł podbródek i spojrzał maślanymi oczkami w stronę Yoongiego.

- O to bym się nie martwił, adoratorek i adoratorów mojej osoby ze świecą szukać.

- Nie mam zamiaru ich szukać, ale jeśli się pojawią, to będą mieli ze mną do czynienia.

- Znam cię, dwa miesiące bo dwa, ale znam. Jeśli kogoś zamordujesz, to ja też będę w to wplątany. Nie potrzebne mi zatargi z policją, mam czyste papiery. - Dogryzł mu Yoongi, próbując łapać dyskretnie głębsze oddechy, żeby ten zdradziecki róż rozpłynął się na jego policzkach. Bladości, wróć!

- Znajomość ze mną zawsze będzie cię na coś narażać. - Westchnął Hobi. - Muszę cię uświadomić, żebyś wiedział na co się piszesz.

- No to słucham.

- Mój przyjaciel jest kosmitą.

- To wiem.

- Za unikatowe pianki w kształcie idoli jestem gotów sprzedać nerkę.

- Handel narządami jest nielegalny.

- Tak samo jak wystawianie piankowych unikatów po cenach z kosmosu!

- Niech twój przyjaciel kosmita załatwi ci kasę z kosmosu.

Hobi zamilkł. Yoongi chciał się roześmiać, ale młodszy wyglądał jakby naprawdę rozważał taką opcję.

- Hobi...żartowałem, wiesz o tym, prawda? Proszę, powiedz mi, że Tae nie buduje rakiety na balkonie...

- Hyung...co ty masz pod swetrem?

- Co?

- O tu...

Yoongi zastygł niczym posąg z lodu. Uderzył delikatnie w palec wskazujący chłopaka i podciągnął czarny sweter pod samą brodę.

- Nie interesuj się. - Zamruczał pod nosem.

- Czy to była...świąteczna koszulka?

- Wcale nie, masz jakieś zwidy.

- Zawsze jesteś ubrany na czarno, zauważam kolor na twoim ciele z kilometra. Najwcześniej róż na policzkach, ale zieleń choinki? Pokaż!

- Nie! - Yoongi zerwał się z krzesełka, kiedy Hobi zawisł nad biurkiem i wyciągnął ręce w stronę jego kołnierza.

- No proszę, to takie urocze.

- Nie zbliżaj się do mnie, bo oskarżę cię o napaść...

Hobi wykrzywił usta w lekkim uśmiechu, ani trochę nie prawdziwym.

- Jakoś nie kojarzyłeś mi się nigdy z gościem, który lubi święta.

- Bo nie lubię.

- Ja też nie przepadam.

- Serio? - Zdziwił się Yoongi i wrócił na swoje miejsce.

- No tak się składa. To co, idziesz ze mną do Tae po pracy?

- Nie mam dzisiaj czasu, powiedz mu, że wpadnę w piątek.

- Będzie głęboko zawiedziony. - Wymruczał Hobi. Wstał i założył kurtkę. - ale postaram się jakoś załagodzić jego ból słodyczami. Podaj czapkę.

- Będę zobowiązany. - Powiedział Yoongi i nasunął mu na głowę i oczy niebieską czapkę.

Hoseok uśmiechnął się, pospiesznie odsunął materiał z oczu i nachylił się nad biurkiem. Pocałował Mina, zerkając przy okazji na dobrze widoczną koszulkę z nadrukiem zielonego drzewka i czapki elfa.

- Pani Wong powiedziała, że jeszcze raz zobaczy jak mnie całujesz w bibliotece, to zabierze mi premię.

- Pani Wong tu nie ma, tak samo jak twojej premii.

- Też prawda. Ale nie musisz mi przypominać, że jestem biedny.

- Jesteś bogatszy o moją miłość. - Połaskotał go w podbródek. - Pa.

- Cześć.

Yoongi nie przyznał się, dlaczego nie miał dzisiaj czasu na przedświąteczne spotkanie z Tae. Rok w rok jeździł na święta do Daegu i spędzał pierwsze dwa dni razem z rodzicami i siostrą. Tylko rok wcześniej nie dała rady przylecieć z Europy. Zmienna pogoda sprawiła takie trudności, że odwołano wszystkie loty na czas świąt, powodując nie lada zamęt i oburzenie. To były ich pierwsze święta we trójkę. W tym roku postanowili sprawić mu niespodziankę i zdecydowali, że święta zorganizują w Seulu, w jego małym mieszkanku. Yujin także potwierdziła przybycie, także cała rodzina miała spotkać się w komplecie.

W sumie tęsknił za tym czasem. Może widział się z nimi tylko okazyjnie i nie pałał specjalnie tęsknotą, gdy rozmawiali raz na dwa miesiące przez Skype, ale w końcu byli rodziną, a święta to najbardziej rodzinny czas. W tych dniach trzeba zapomnieć o urazach i przyjemnej samotności na rzecz podtrzymania więzi z jedynymi ludźmi, z którymi łączyły go więzy krwi.

Tak naprawdę ich święta były tylko "zimową imprezą" i pretekstem do spotkania, bo przesadnie religijni nigdy nie byli, a on sam kościół odwiedził ostatnio jakieś 10 lat temu. Czasem śmieszyło go jak cała Korea świętowała, a tak naprawdę połowa jej ludności deklarowała ateizm. Upewniało go to w słuszności świętowania, mimo braku wyraźnego powodu. Ważne, że święta spełniały swoje zadanie - jednoczyły ludzi, a to co świętują schodziło na dalszy plan, gdy ich świat na kilka dni stawał się miejscem wypełnionym rodzinnym ciepłem. Niekiedy udawanym, niekiedy pod przymusem, ale jakoś tak obojętność na twarzach ludzi znikała, a on sam wyciągał z szafy zakopaną pod toną czarnych ciuchów koszulkę z choinką i mimo stałości zimnej postury, jego serce biło trochę mocniej, a róż częściej pojawiał się na policzkach.

Rodzice mieli przyjechać już dzisiaj wieczorem. Cały poprzedni tydzień spędził na sprzątaniu. Zwykle nie przykładał takiej uwagi do porządku. Robił to tylko na święta, a w tym roku zaczął wyjątkowo wcześnie, bo w jego mieszkaniu ludzi pojawiało się co raz częściej, no i oczywiście - aktualnie jedna z najważniejszych osób w jego życiu, bardzo lubiła porządek.

Znali się dwa miesiące. Kto po tak krótkim czasie znajomości określiłby drugą osobę jako kogoś ważnego? Na pewno nie on. Cholera, 22 lata próbował przekonać się w stu procentach do własnej rodziny, a i tak nie zawsze umiał przyznać się przed samym sobą, że są dla niego tak ważni jak powinni być. Czy to sprawiało, że był zwyrodniałym synem i bratem? Czy to samo czyniło z niego niezwykłego przyjaciela? Bo, gdy tylko pomyślał o porzuceniu Hoseoka, odseparowaniu się od niego, czy sprawieniu mu przykrości miał ochotę krzyczeć sam na siebie. Nigdy by sobie nie wybaczył zranienia tego chłopaka.

Czym dłużej znał Hobiego, tym wyraźniej dostrzegał jak bardzo sam się zmieniał. Jakby jego wzrok wyostrzał się z każdym dniem, a on zamroczony łzami z przeszłości osuszał je ciepłem bijącym z całego ciała, słowa i gestu Hobiego. Gdyby był odrobinę bardziej zabobonny pewnie podejrzewałby go o jakieś magiczne sztuczki i zmianę tożsamości, z wróżki szczęścia w chłopaka z dużego miasta, który leczył codzienny depresjonizm dopadający ludzi wkraczających w brudy dorosłego życia.

Ledwo zdążył wrócić z pracy, zjeść szybki ramen i nakarmić Holly, a w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.

- Cześć. - Uśmiechnął się, widząc w progu rodziców. To pierwszy raz, gdy odwiedzili go w tym mieszkaniu i w ogóle w Seulu. Mama zawsze narzekała, że nie lubi tego miasta, jest zbyt duże, głośne, a stanie w korkach to horror dla jej żołądka, ruszanie i stawanie, a jej wnętrzności tańczyły, powodując chorobę lokomocyjną.

- Cześć. - Powiedział tata, a mam odetchnęła głośno. Pewnie oboje byli zmęczeni podróżą i zziębnięci, bo do Seula zawitała w tym roku naprawdę mroźna zima.

- To osiedle to prawdziwy labirynt. Dobrze, że ojciec miał mapę w telefonie.

- Ty też masz, wystarczy, że włączysz internet. - Powiedział Yoongi i odebrał od niej plastikowe pudełko z pachnącym piernikiem.

- Ledwo mogę odczytać smsa na tym telefonie, mówiłam ojcu, żeby mnie nauczył jak z tego korzystać, to nigdy nie ma czasu.

- Ja cię nauczę.

- Nie słuchaj jej, ona jest osłem jeśli chodzi o telefony, nie dasz rady synu.

- Osłem to jesteś ty, i postaw te śledzie na podłodze, bo wylejesz olej na kurtkę! - Warknęła, po chwili kiwając głową na jego głupkowaty uśmieszek.

- Mogłem po was przyjechać na dworzec.

- I zwalniać się z pracy specjalnie? Trafiliśmy, to się liczy. - Mama wreszcie uporała się z wysokimi kozakami i weszła wgłąb mieszkania jak do siebie, nie wiedząc nawet jaki jest rozkład pokoi i gdzie w ogóle ma się udać, żeby trafić do kuchni.

- Dobrze wyglądasz. - Ojciec poklepał go po ramieniu i niepostrzeżenie wytarł z kurtki ślad oleju ze śledzi. - Csii...

Yoongi pokręcił głową i zaśmiał się cicho.

Mama od wejścia zaczęła swoje rządy, a ojciec zajął się odciąganiem od niej Holly, bo piesek instynktownie czuł, że to właśnie ona zajmowała się tutaj gotowaniem.

- Zamiast opiekować się psem lepiej idź do sklepu kupić dwa budynie. - Powiedziała, kiedy mężczyzna za dużo uwagi poświęcał niesfornemu pudlowi.

- Ja pójdę, szybciej trafię. - Zadeklarował się Yoongi.

- Ojciec niech idzie, jest takim geniuszem technologicznym i ma swoją mapę, trafi.

I Yoongi już wiedział, że nie chodzi tu tylko o dopieczeniu ojcu. Choć to też. Musiał przygotować się na porządne przesłuchanie i w głowie układał już plan, co powiedzieć, by nie wyszło na jaw, że nie bardzo ruszył z miejsca od ostatniego roku. Na pewno nie tak daleko jak Yujin.

Tata wyszedł z mieszkania ze specjalną misją i listą zakupów, bo do dwóch budyni doszła jeszcze masa innych produktów po głębszym zastanowieniu.

- Pokrój kapustę, Yoongi.

Teraz się zacznie. Z radia cicho płynęły melodie świątecznych piosenek, które mimo czasu nie nudziły się, przynajmniej jemu.

- Jak w pracy? - No to lecimy z tematem.

- Spokojnie, jak zawsze.

- Nie myślałeś nad jej zmianą? Albo studiami?

- Skończyłem ze studiami, już przez to przechodziliśmy.

- Miałbyś więcej możliwości.

- Mam pracę, płacą mi. Nie rozumiem w czym problem.

- W niczym. Po prostu nie myślałam, że całe życie będziesz chciał spędzić w bibliotece.

- Dobrze mi tam.

- Starcza ci na czynsz?

- Przecież nie pracuję za najniższą krajową. - Westchnął. Miał nadzieję, że zrozumie jak bardzo męczy go ten temat.

- Słyszałam, że podnieśli ceny czynszów.

- Mój jest taki jak był.

- I podoba ci się takie życie?

- Podoba.

W tym tkwiło źródło ich problemów. Dla matki mierzył za nisko. Małe mieszkanko, praca w bibliotece i pies. I to wszystko? A gdzie jego ambicje, wysokie stanowisko, studia, żona? Kiedy Yujin kończyła medycynę, on nawet nie myślał o rozpoczęciu kolejnego kierunku, z którego nie zrezygnuje po roku. Jemu wystarczało to co miał, jej nie.

- Spotykasz się z kimś?

Normalnie by się nie zawahał. Nigdy nie kłamał w tej kwestii, bo nie miał ku temu powodów. Z nikim nie był, był wolny i szczęśliwy. Czy teraz kogoś ma?

Mama oczywiście wyczuła moment zawahania. Jedna sekunda, a ona potrafiła to wyłapać. To że ta kobieta nie pracowała dla CIA to jakiś błąd w matrixie. A może pracowała, ale jak na dobrego agenta przystało, nie zdradzała swojej zawodowej tożsamości.

- Nie.

- Nie mówię, że dziewczynę, czy narzeczoną, ale koleżankę?

- Mamo, jestem dorosły. Nie zadawaj mi pytań jak dziesięciolatkowi.

- Bo czasem zachowujesz się jak dziesięciolatek. W ogóle nie myślisz o tym, o czym powinien człowiek w twoim wieku.

- Mam czas. Jeśli do czterdziestki nikogo sobie nie znajdę, to pozwolę ci zaangażować się w szukanie mi drugiej połówki, na razie to tylko moja sprawa.

- Wiem, że twoja, ale jeśli nie zapytam, to nic nie powiesz. Wszystko trzymasz w tajemnicy.

- Nic nie trzymam w tajemnicy, po prostu niektóre rzeczy nie są warte, żeby zawracać wam nimi głowę.

- Wszystko co ciebie dotyczy jest ważne, to nie jakieś tam zawracanie głowy. Masz mi mówić, jeśli coś się dzieje Yoongi, bo od tego jestem. Żeby ci pomagać.

- Radzę sobie, naprawdę mamo.

Chyba i tak nie uwierzyła, że powiedział wszystko, ale z grubsza pierwsze pytania miał z głowy.

Następnego dnia przyjechała Yujin i pierwsze co zrobiła, zaraz po przywitaniu się z rodzicami to wyciągnięcie go w miasto, żeby pomógł jej wybrać prezent dla taty. Nigdy nie wiedziała co mu się spodoba, choć zawsze cieszył się, na cokolwiek się zdecydowała. Pani Min nie ustawała w przygotowaniach do świątecznej kolacji. Zazwyczaj narzekała na nadmiar obowiązków, ale i tak robiła wszystko od A do Z i koniec końców z zadowoleniem stwierdzała, że dobrze jest pracować samemu, bo nikt jej nic nie zepsuje w kuchni. Właśnie polewała ciastka lukrem, kiedy dzwonek do drzwi wyrwał ją ze skupienia.

- Otwórz! - Krzyknęła do męża.

Pan Min podniósł się ze swojego wygodnego miejsca przed telewizorem i leniwie powłóczył stopami w stronę drzwi.

Otworzył chłopakowi, tak wywnioskował z dużych rąk i ogólnej postury gościa. Jego twarz zasłaniało wielkie pudełko.

- Hoł, hoł, hoł, czy są tu jakieś grzeczne dzieci? - Dosłyszał zza kartonu.

- Dzieci niestety nie ma, chyba że młodzi dorośli też się liczą.

Chłopak wzdrygnął się, jakby coś go wystraszyło i cofnął o krok, słysząc głos. Pudło powoli i ociężale powędrowało w dół, a zza kolorowego kartonu wyłoniła się para brązowych i przerażonych oczu.

- Bardzo pana przepraszam, chyba pomyliłem mieszkania...

- To numer siedem, jakiego pan szuka?

- To chyba pomyliłem klatki...choć nie...ja...zaraz. - Plątał się i próbował jakoś ustać z wielkim prezentem.

- Pomogę. - Powiedział pan Min i złapał karton od drugiej strony.

- Ktokolwiek to jest niech wejdzie, bo zimno leci do mieszkania! - Krzyknął ktoś z kuchni, a chłopak zupełnie zdębiał.

- Niech pan wejdzie, zaraz to wyjaśnimy.

O wspólnych siłach ustawili pakunek w korytarzu.

- Byłem pewny, że się nie pomyliłem. Czy to niemieszkanie Min Yoongiego? - Chłopak podrapał się po karku. Miał policzki czerwone od mrozu, był wysoki, a jego brązowe włosy wystawały spod niebieskiej czapki.

- Tak, jestem tatą Yoongiego, a ta pani która wydziera się na nieznajomych, to pani Min! - Podniósł głos, żeby żona mogła go usłyszeć.

- Chcesz, żeby ciasto drożdżowe opadło!? - Kobieta w średnim wieku, o krzepkiej budowie ciała, gęstych, czarnych włosach spiętych w koczek na czubku głowy, pojawiła się w drzwiach korytarza. - Bo tak się dzieje, jeśli nagle zrobi się zimno w mieszkaniu, na nikogo się nie wydzieram.

- Oprócz mnie.

- Bardzo państwa przepraszam, ja tylko przyniosłem coś dla Yoongiego. Nie wiedziałem, że ma gości.

- A w ogóle to z kim mamy przyjemność? - Zapytał mężczyzna.

- Jestem Hoseok, przyjaciel Yoongiego.

Oboje wyglądali jakby powiedział coś w obcym języku. Ale tylko przez moment, mina chwilowej konsternacji zniknęła z ich twarzy, gdy dotarło do nich co właśnie powiedział.

- Nic nam o tobie nie mówił. Wejdź Hoseok, poczekasz na niego. - Zaprosiła go pani Min, zmieniając ton na neutralny, a mężowi kazała zanieść pudełko do pokoju.

- Pomogę, to dość ciężkie.

- Skoro przytachałeś to aż tutaj nie może być tak źle, poradzi sobie. - Stwierdziła kobieta i poprowadziła go do kuchni, choć próbował się cofnąć i pomóc.

- Jasne, dam radę, nie takie ciężary dźwigałem. - Uspokoił go pan Min i pomachał dłonią, przygotowując się do jakiegoś sensownego chwytu na pudle.

- A gdzie Yoongi, jeśli można wiedzieć? - Zapytał Hoseok, usadzony na krześle w kuchni.

- Poszedł z siostrą na zakupy, powinni niedługo wrócić, bo już trochę ich nie ma, a Yooongi nienawidzi zakupów. Pewnie już ledwo powłóczy nogami. Mam nadzieję, że kupi coś innego, niż te obrzydliwe czarne swetry.

Hobi już chciał wspomnieć o koszulce z choinką, ale ugryzł się w język. Lubił styl Yoongiego, nie było w nim nic wyszukanego, ale pasował do prostolinijności i dosadności hyunga. W tej chwili czuł się odrobinę przytłoczony nadmiarem nowych informacji. W jednej chwili spotkał mamę, tatę i za chwilę pewnie siostrę Yoongiego. Nie był do tego kompletnie przygotowany, ale gdyby ktoś łaskawie chciał go uprzedzić nie zawracałaby im głowy, kiedy spotkali się w rodzinnym gronie. Z drugiej strony sam mógłby o tym pomyśleć. W końcu kto spędza święta sam...

- Yoongi nic o tobie nie wspominał. Długo się znacie? - Pani Min postawił przed nim kubek w renifery, ze środka buchała gorąca, pachnąca cynamonem i miodem para. Aż napięcie puściło jego mięśnie i uśmiechnął się pod nosem.

- Ponad dwa miesiące.

- A to niezbyt długo. - Albo mu się wydawało, albo odetchnęła, jakby z ulgą. Może chodziło o to, że znali się zbyt krótko, by zdążył coś o nim opowiedzieć. Choć nie podejrzewał go raczej o wylewność w takich sprawach. Ani w ogóle w żadnych sprawach. - Gdzie się poznaliście?

- W bibliotece. - Hoseok ledwo nadążył wodzić z nią wzrokiem, uwijała się w kuchni jak mała mrówka. - Przyszedłem wypożyczyć książkę.

- Uczysz się Hoseok?

- Skończyłem właśnie liceum.

Spotkał już rodziców Tae, Namjoona i Jina oraz mamę Jungkooka. Mama Yoongiego była zdecydowanie najbardziej ciekawska i bezpośrednia. Właściwie mu to nie przeszkadzało, może trochę zbyt szybko robiła niektóre rzeczy i miał wrażenie, że w głowie układa już cały plan na ich rozmowę. Aż przypomniał sobie ojca Namjoona, facet nie odezwał się do niego słowem, z resztą nawet nie zauważył jego obecności, tak bardzo zaczytany był w książce z prawem handlowym. Bał się, że i Namjoon się taki stanie, ale odkąd oficjalnie, od miesiąca, spotykał się z Jinem trochę mniej czasu poświęcał na książki, a więcej na rzeczy, o których Hobi nie chciał słuchać, a musiał.

- To teraz pewnie studia?

- Tak myślę.

Kobieta usiadła przy stole na przeciwko i wtedy dopiero poczuł się jak na prawdziwym przesłuchaniu. Brakowało im tylko lampki, którą mogłaby skierować w jego twarz, gdy nie będzie chciał kogoś sprzedać.

- Masz już wybrany kierunek?

- Myślałem o jakiejś filologii.

- Czyli humanista. - Pokręciła nosem.

- Nie ścisłowiec, tego jestem pewny, ale czy humanista...

Do kuchni wszedł Min i zajrzał do półmiska z jakąś potrawą.

- Jeszcze niedoprawione. - Ostrzegła go, gdy zauważyła jak sięga, by palcami wyjeść coś ze środka.

- Słuchaj Hoseok, może namówiłbyś Yoongiego na zapisanie się razem z tobą na jakiś kierunek? - Zaczęła konspiracyjnie.

- Namówił?

- Przemówił do rozsądku. Przecież wiesz chyba jak marnuje się w tej bibliotece, trzy lata już tam spędził zamiast ruszyć do przodu i wziąć się za konkrety, za życie.

- Wydaje mi się, że jest tam szczęśliwy...

- Ale sam przyznasz, że to nieprzyszłościowe, prawda?

- Sam nie wiem, praca jak każda inna...ważne, że mu się podoba.

- Hoseok mądrze mówi, a ty się uparłaś. - Odezwał się pan Min.

- A ty się wtrącaj. Nawet nie widzisz jak syn ci się marnuje.

Hobi miał mieszane uczucia. Czyżby Yoongi naprawdę się tam marnował, a on tego nie zauważał? Sam nigdy nie pracowałby w bibliotece, ale nie dlatego, że to nieprzyszłościowa praca, po prostu nie lubił książek, ciszy, samotności. Yoongi to uwielbiał, tam miał swój azyl. Pani Wong nie dawała mu góry złota, ale na wszystko mu starczało. Sam dokształcał się pośród setek książek. Był mądry, oczytany, dobry z swoim fachu, kochał książki i każdą zawartą w nich historię. Czy pani Min o tym nie wiedziała? A może nie chciała wiedzieć?

- Nie męcz go, Mikyo. Jak przygotowania do świąt Hoseok? - Zapytał pan Min dosiadając się do nich. Kobieta wróciła do przypalającej się lekko potrawy.

- W porządku, nie wpadłem w ten przedświąteczny szał, także jest dobrze.

- A rodzice?

Hobi na ułamek sekundy opuścił spojrzenie. Poprawił kubek, przestawiając go dalej od krawędzi. Nie chciał wzbudzać niczyjej litości, ale tak kłamać prosto w oczy?

- Mieszkam sam.

Pani Min obróciła się lekko w jego stronę.

- Przepraszam. - Powiedział mężczyzna. Wyglądał jakby nie bardzo wiedział co dalej powiedzieć.

- To z kim spędzisz święta? - Pani Min uderzyła w czuły punkt jak strzelec wyborowy ze snajperki. Jak to możliwe, że kilka słów z czyichś ust może fizycznie zaboleć? To wszystko to urojenia. Ta kobieta była bezpośrednia do bólu, do prawdziwego bólu.

- Pewnie pójdę do znajomych. - Odetchnął głębiej, chcąc zdusić płacz.

Nie rozklejaj się przy obcych ludziach idioto...

To miały być jego pierwsze święta zupełnie sam. Rok temu była jeszcze mama. Co prawda siedział po prostu kilka dni w szpitalu, ale była świadoma jego obecności, nawet dała radę obejrzeć razem z nim świąteczny program. Już wtedy wiedział, że to ostatnie święta, które z nią spędza lecz nie miał głowy, by się do tego przygotować, żeby zakodować i przetrawić tę informację. Po jej śmierci musiał uporać się z tak wieloma sprawami, że temat świąt nie miał znaczenia. Dwa miesiące temu poznał Yoongiego i nawiedzające go od czasu do czasu wspomnienia i kolejne próby uświadomienia sobie gorzkiej prawdy znów odeszły w niepamięć. Teraz, w dzień przed świętami był już tego świadomy. Bardziej niż sama samotność przytłaczał go sens tej samotności. Mógłby całe święta przesiedzieć w ciszy i odizolowaniu, byleby mieć świadomość, że ona jest i w razie kryzysu pojawi się, by jak zwykle dodać mu otuchy i odpędzić wszystko co złe.

Ale mama nie żyła. I choćby działa mu się największa krzywda, choćby cierpiał tak mocno, choćby smutek pochłonął go w całości, ona nie wróci. Nie pojawi się niespodziewanie, nie pocieszy, nie przytuli.

Po pytaniu pani Min myśl o śmierci mamy uderzyła go tak mocno jak nigdy wcześniej. Minęło jedenaście miesięcy. To za krótko.

- Dobrze się czujesz? - Zapytał pan Min.

- Tak. - Brzmiał dosyć słabo, zupełnie jak nie on. Jedyne czego potrzebował to powrót do domu i próba uporania się z prawdą. W samotności, która teraz świadomie stanie się jego codziennością.

Wszystkimi wstrząsnęło zimno, kiedy otworzyły się drzwi do mieszkania.

-Ciasto! - Krzyknęła pani Min, a drzwi zostały szybko zatrzaśnięte.

- Sorki! - Usłyszeli kobiecy głos.

- Nigdy tego nie założę. - Rozpoznali naburmuszony ton Yoongiego.

- Założysz, założysz, a jak nie to sama to na ciebie wcisnę.

Dwójka weszła do kuchni, ale Yoongi zatrzymał się w progu widząc gościa. Hobi czuł się skanowany z każdej strony, trochę jak zupełnie niepotrzebna atrakcja.

- Cześć. - Powiedział niemrawo Yoongi.

- Cześć, przyniosłem ci prezent od Tae i twoja mama zaprosiła mnie na herbatę.

W sumie to go nie zaprosiła, raczej wepchnęła do kuchni siłą i przesłuchała jak oskarżonego o morderstwo, ale zaproszenie brzmiało lepiej.

- Zapomniałem ci powiedzieć o odwiedzinach. Przepraszam.

- Nic się nie stało. Dziękuję za herbatę, ale już pójdę. - Uśmiechnął się Hobi. Tylko Yujin oddała uśmiech, ojciec wyglądał na zmieszanego, a Yoongi jakby nie kontaktował ze światem.

- Gdzie iść? - Zapytała milcząca do tej pory pani Min.

- Do domu, mam kilka spraw do załatwienia... - Próbował się jakoś zgrabnie wymigać.

- Mówiłeś, że spędzasz święta znajomymi, a my się już znamy. Nigdzie nie idziesz mój drogi. Zostajesz z nami, jutro możesz uciec, jeśli tak będziesz chciał, ale dzisiaj cię nie wypuszczę.

Słowa miały brzmieć groźnie, ale nie wyszło, nawet na siłę. Pani Min wszystko wiedziała, rozgryzła go, choć znali się kilkanaście minut. Jak? Rzucił szybkie spojrzenie na twarz Yoongiego. Przyjaciel wyglądał jakby właśnie coś sobie uświadomił, a w jego oczach widniał wstyd i strach. Nie chciał do tego doprowadzić.

- Ja...

- Proszę, zostań. - Odezwał się Yoongi.

- No pewnie, posmakujesz słynnego sernika mamy Min. - Uśmiechnęła się młoda dziewczyna. - A tak w ogóle, to jestem Yujin, lepsza połówka rodzeństwa Min. - Zaśmiała się, a Hobi odruchowo chciał zaprzeczyć. Znowu ugryzł się w język. Podał jej dłoń i przedstawił się grzecznie.

- Ok, więc została jeszcze choinka i dekoracje na balkonie. Yoongi i Hoseok zajmą się choinką.

- Tak, tylko... - Odezwał się Yoongi.

- Jeśli mi powiesz, że nie masz choinki, to osobiście wyślę cię do lasu, żebyś ją ściął i przytachał ją na plecach.

- Choinkę mam, gorzej z ozdobami, nie ma bombek.

- Czyli wycieczka powrotna na zakupy. I szybko, bo za dwie godziny zamykają sklepy. - Ponagliła ich. - A wy na balkon. - Machnęła na męża i córkę.

- Tak jest generale! - Zasalutowała Yujin i pociągnęła ojca za sobą.

Yoongi i Hoseok wyszli z bloku powoli kierując się w stronę sklepów. Panowała między nimi cisza, taka jaka od dawna się już nie pojawiała. Tylko śnieg skrzypiał pod podeszwami butów, a lekkie płatki osiadały na ich barkach i czapkach.

- Yoongi, jakby co, to mogę się jakoś wymigać. Powiesz byle co, na przykład, że zadzwoniła do mnie ciotka i nie będę wam przeszkadzał.

Min nie wytrzymał, zatrzymał się i usiadł na pokrytej śniegiem ławce.

- Zachorujesz. - Zareagował Hobi, widząc jak nic nie robi sobie z lodowej poduszeczki. - Yoongi...

Zbliżył się i chciał pomóc mu wstać, ale starszy schował twarz i przez kilka chwil ignorował przyjaciela. Dla Hobiego sekundy mijały jak godziny, serce waliło mu o żebra. Bał się reakcji Yoongiego, nie wiedział o co chodzi. Czy ma go pocieszać, a może odejść i nie zawracać mu więcej głowy swoją obecnością. Naprawdę nie chciał, żeby coś się wydało, nie chciał psuć mu świąt. Wystarczyło tylko powiedzieć, że jego rodzina przyjeżdża, nie pojawiłby się z tym głupim prezentem od Tae. W sumie mógł sprawdzić co jest w środku, bo teraz ciekawska mama pewnie go otworzy, a po Kimie można spodziewać się dziwactw nie z tej ziemi.

Zanim podjął decyzję, Yoongi wstał gwałtownie i pokazał zapłakaną twarz. Łzy płynęły po bladych policzkach strumieniami. Po pierwszej chwili szoku, nie pytając o nic, Hobi przytulił go do piersi. Trzymał trzęsące się ciało i w ciszy słuchał duszących oddechów i siąkania. Sam ledwo powstrzymywał się od płaczu, ale musiał z tym walczyć. Miał być silny, nie tylko dla siebie, ale i dla Yoongiego. Nie do końca wiedział o co chodzi, ale pierwszy raz widział tyle bólu na twarzy przyjaciela. Trzymał go, głaskał po włosach i czekał. W ciszy, uspokajając własny galop serca i strach, który dusił go od środka.

Po kilku minutach płacz ucichł. Chłopak odsunął się na długość ramiona, a cała jego twarz była czerwona od mrozu i płaczu. Najbardziej zmęczone oczy.

- Jestem najgorszym przyjacielem, człowiekiem i... głupim skurwysynem, który myśli tylko o sobie.

- Przestań Yoongi, nie mów tak. - Przestraszył się.

- Nie umiem inaczej się określić po tym co ci zrobiłem. - Pokiwał głową, bo łzy znowu zaczęły tworzyć się pod jego powiekami. Nie miał już siły płakać.

- Nic mi nie zrobiłeś. O czym ty mówisz?

- Moja matka musiała uświadomić mi jakim gównem jestem...przecież twoja mama...

- Yoongi, przestań.

- A ja nawet nie pomyślałem, że na święta zostaniesz sam...

- To nic.

- To nic?!

- Ja sobie poradzę, przecież zawsze sobie radzę. - Wymusił z siebie śmiech - nie obwiniaj się o nic. Matko...naprawdę, wszystko przez ten głupi prezent.

- Gdyby nie to, nawet bym nie pomyślał...

- Posłuchaj mnie. To normalne, że myślałeś o rodzinie, przecież są święta. Twoja mama wydaje się dosyć wymagająca, pewnie się zestresowałeś, chciałeś wypaść dobrze, zapewnić ich, że dobrze sobie radzisz, spędzić miło czas. Rodzina jest teraz najważniejsza, tak? - Objął jego policzek i zmusił, by spojrzał mu w oczy.

- Nic mnie nie usprawiedliwia. Nie rób tego Hobi, nie tłumacz mnie. Pozwól mi to naprawić, proszę.

- Nie jestem na ciebie zły, nie mam żalu, nie mam nawet powodu. - uśmiechnął się Hobi, w jego oczach Zabłysnęły maleńkie ogniki łez, ale nadal się uśmiechał. - Jak będziesz się o cokolwiek obwiniał, to naślę na ciebie gwiezdną flotę Tae, to podobno jego ziomki z dzielni.

- Kocham cię , kurwa nawet nie wiesz jak bardzo. I tak bardzo mi wstyd.

- Ty się prosisz o tych ziomków, Yoongi. - Dwie łzy w końcu popłynęły po zaróżowionych policzkach. Chciał szybko się ich pozbyć, ale starszy powstrzymał go, przytrzymując dłonie. Sam scałował obie łzy i przycisnął zimne czoło do rozgrzanej skóry przyjaciela. Palce zacisnął na jego kurtce. Hobi radził sobie ze stratą wyparciem, ale może czas to zmienić. Czy on w ogóle pozwolił sobie na żałobę od tamtego czasu?

- Po prostu popłacz razem ze mną. Nie jesteś słaby, jesteś najsilniejszą osobą jaką znam, a tylko najsilniejsi pozwalają sobie na uwolnienie żalu.

Hobi ukrył twarz w zgięciu jego szyi. Delikatnie przesuwał się z nogi na nogę, kołysząc się niczym dziecko na ramieniu rodzica. Jeszcze chwilę próbował walczyć, ale już przegrał, wiedział to. Każda myśl o stracie, która utknęła w jego głowie i pojawiała się tylko w chwilach samotności, powracała do niego w tej chwili, miażdżąc serce w żelaznym uścisku. Teraz było łatwiej. Kiedy mama umierała nie miał przy sobie nikogo, odrzucił wszelką pomoc, twierdząc, że pozostanie silnym i maskowanie bólu, to najlepsze wyście w tej beznadziejnej sytuacji. Aż do dzisiaj grał w chowanego z uczuciami. Uciekał niczym dziecko, zasłaniał oczy i miał pewność, że go nie widać. Może to idiotyczne, ale dzięki tej sztuczce udawało mu się uciekać przez cały rok. Złapał mocniej ciało przyjaciela. Był większy, Yoongi musiał wydawać się w jego ramionach dużą maskotką. Nawet gdyby chciał przestać, łzy i tak płynęły w nieskończoność.

- Już nie popełnię tego błędu. Chcę być dla ciebie. Koniec z egoizmem. Kocham cię. - Wyszeptał Yoongi.

- Ja ciebie też. - Jego głos drżał, tak samo jak zziębnięte ciało. Gorąco łez nie pozwoliło mu nawet odczuć jak zimno jest naokoło nich.

- A co do Tae, nawet jeśli naśle na mnie całą armię i tak będę mu dziękować, że otworzył mi oczy. Będę się starał być lepszym przyjacielem, daj mi szansę.

- Nie muszę ci jej dawać, kocham cię za to jaki jesteś. Nic nie zmieniaj.

- Czasem wydaje mi się, że jesteś aniołem.

- No nie wiem, chyba bym o tym wiedział.

- Dlatego ci o tym mówię, może potrzebujesz uświadomienia do złamania jakiegoś czaru zapomnienia.

- A - za dużo książek, B - za dużo Taehyunga.

- Z Tae mogę się zgodzić, książek nigdy za wiele.

- Mówił, że ma dla ciebie najlepszy prezent świąteczny na świecie. Aż Jimin był zazdrosny.

- Na pewno nie jest lepszy niż prezent od ciebie.

- Jeszcze nic ci nie dałem... - Zamyślił się Hobi.

- Jesteś.

Szeroki uśmiech powrócił na usta Hoseoka. Jego mama nie żyła, nic nie jest w stanie tego zmienić. Ale jeśli miał z tym żyć, cieszył się, że Yoongi jest u jego boku.

- Chodźmy po te bombki, inaczej generałowa nam nie daruje. - Uśmiechnął się Yoongi i starł ostatnie łzy z policzków Hobiego.

- Ona nie jest agentem jakiś tajnych służb? - Zapytał młodszy, gdy ruszyli dalej.

- A kto to wie.

. . .

Na początku Hobi czuł się odrobinę niezręcznie, ale kiedy dotarło do niego, że rodzina Min jest szczerze zainteresowana jego towarzystwem i chętnie angażuje go w świąteczne tradycje zapomniał nawet na moment o nieobecności najważniejszej do niedawna w jego życiu osoby. Teraz był pewien, że to Yoongi, choć mama na zawsze pozostanie w jego sercu. Nigdy nie zarzuciłby mu żadnego z powodów dla których był na siebie zły, choć powoli zaczynał je rozumieć i po części cieszył się, że Yoongi tak bardzo to przeżył. Dzięki emocjom, które pokazał, na wierzch wyszły i jego nieprzepracowane traumy. Teraz obaj czuli się lepiej.

- Od kiedy tyle jesz? - Zaśmiała się Yujin, widząc jak Yoongi zabiera się za trzecią porcję.

- A jakoś tak jedzenie nagle zaczęło mi smakować. - Wywinął się, spoglądając na Hoseoka.

- Hobi, jeśli nie spróbujesz jeszcze sernika, to zaraz Yoongi zmiecie go jak tornado.

- Jest pyszny, ale to chyba mój limit. - Powiedział szczerze przejedzony. - Chociaż tak bardzo mnie wzywa. - Spojrzał tęsknię na piękny kawałek ciasta.

- Hobiii...zjedz mnie. - Zaśmiała się Yujin, udając słodkie nawoływanie wypieku.

- Czuję się kuszony. - Zawtórował jej śmiechem.

- Daj spokój Yujin, zje jak będzie miał ochotę. Wojin, przełącz te pierdoły na świąteczny program. Raz w roku mogę posłuchać ładnych piosenek, to włączyłeś jakieś roboty. - Pani Min wyskoczyła z pretensjami do męża.

- Widzicie dzieci i to jest powód dla którego nie warto się żenić. Mówię ci synu, zastanów się dziesięć razy.

Yoongi zakrztusił się odrobinę kawałkiem babeczki, uspokajając oddech dopiero, kiedy dłoń Hobiego uderzyła go kilka razy między łopatki.

- Napij się. - Yujin podstawiła mu szklankę z sokiem pomarańczowym i przez moment zatrzymała się na dłoni Hobiego, ciągle przylegającej do pleców jej brata.

- W porządku? - Zapytał Hoseok.

- Tak, tak. - Wymruczał pod nosem.

- To chyba wystarczający dowód, na to jakie głupoty wygadujesz Wojin. - Powiedziała pani Min i wstała z kanapy.

- Pomogę pani. - Zadeklarował się Hoseok, widząc jak kobieta zabiera się za sprzątanie brudnych naczyń.

- Uczcie się. - Wskazała na swoje dzieci palcem. - dziękuję, Hobi.

Yoongi i pan Min poszli przygotować dla wszystkich miejsca do spania, a Yujin zajęła jako pierwsza łazienkę.

- Świetnie pani gotuje, zajmuje się pani tym zawodowo? - Zapytał Hobi, podczas wycierania umytych naczyń.

- Aż tak widać? - Uśmiechnęła się po raz pierwszy, od kiedy poznał ją dzisiejszego popołudnia.

- Zdecydowanie czuć.

- Mama uczyła mnie od dziecka, potem wybrałam szkołę gastronomiczną, a teraz jestem szefową kuchni w Daegu.

- To świetnie mieć takie umiejętności. Bardzo praktyczne i pyszne. - Uśmiechnął się.

- Jestem dość praktyczną osobą, tak jak Yujin. Za to Yoongi to marzyciel, ciągle siedzi z głową w chmurach.

- Wbrew pozorom bardzo dba o wszystko co przyziemne. Jest naprawdę odpowiedzialny, a praca w bibliotece mu się podoba i nie chce jej zmieniać. Nie mówię tego dlatego, że jest moim przyjacielem tylko dlatego, że to prawda.

- Wiem, wiem. - Westchnęła. - Ale zawsze będę się martwić, jak to matka. A co z tobą Hobi?

- Ze mną wszystko w porządku. Teraz już tak.

- Mama czy tata?

- Mama. - Zawahał się, prowadzili dziwnie intymną i niezrozumiałą dla osób postronnych rozmowę. Ale ona zdawała się czytać w jego myślach i nie miała złych zamiarów. Ufał jej. - Taty nie mam od dawna.

- Chyba niedawno zostałeś sam?

- Od roku.

Kobieta zakręciła kran i położyła mokrą dłoń na ścierce, której używał do wycierania naczyń. Potem pewnie przesunęła ją na jego dłoń. Zatrzymał się i spojrzał na nią.

- Jesteś bardzo dzielny. Nie znam cię dobrze, ale widzę dużo rzeczy ukrytych na pierwszy rzut oka. Yoongi źle zrobił, że nie pomyślał o tobie w takiej chwili, ale wiem, że nie jesteś na jego zły. - Przymrużyła zmęczone oczy. - Chcę żebyś wiedział, nic nie robimy tu z litości, to że nie znamy się dobrze, nie znaczy, że nie możemy się poznać. A dzielnych i dobrych ludzi warto trzymać przy sobie, prawda?

Hobi uśmiechnął się delikatnie.

- Trzymaj się tego mojego nieszczęsnego syna. Wreszcie poznał kogoś wartościowego. Jeśli któryś z was to zepsuje, to będzie miał ze mną do czynienia.

Hobi przytaknął głową, choć nie wiedział, czy pani Min mówi teraz o ich przyjaźni, czy głębokim uczuciu miłości jakie rosło w jego sercu każdego dnia z jeszcze większą siłą. Bo należy trzymać się dobrych i dzielnych ludzi. A Yoongi taki był. I jego rodzina również. Wreszcie wspomnienia mamy stały się przejrzyste i szczęśliwe. Wreszcie się z tym uporał.

. . .

O 24 wymknęli się z mieszkania. Rodzice już spali, a Yujin wpatrzona w telefon odpisywała na wiadomości, pełne serduszek i życzeń.

- No ludzie, nareszcie. - Jin rozłożył ręce jak zbawiciel. - Wiecie jak to jest mieć przymarzniętą dupę do ławki?

- Przecież siedziałeś mi na kolanach. - Odezwała się Namjoon.

- Mówię o twojej dupie skarbie. Dobrze, że jest nieużywana.

- A czym sra? - Zapytał Jungkook jedząc wielki kawałek ciasta przyniesiony przez Jina.

- Moglibyście sobie oszczędzić takich tematów w święta. - Powiedział Hobi. Trzymał mocno dłoń Yoongiego i przebierał nogami na mrozie.

- Defekacja to zupełnie naturalne zjawisko, co ci nie pasuje? - Zapytał z pretensjami Jin.

- Hyung! Jak ci się podoba prezent ode mnie? - Już z daleka krzyczał Tae, ciągnąć za sobą Jimina.

- Jeszcze go nie otworzyłem, nie miałem kiedy. - Odpowiedział spokojnie, gdy podbiegli już do nich zdyszani, ale szczęśliwi. Na to wyznanie mina Tae zrzedła.

- Jak to?! A tak się postarałem.

- Dobra, muszę cię zapytać. Czy jest to na tyle bezpieczne, żeby otworzyć to przy rodzicach?

- No oczywiście! Im też się spodoba!

- Yy...przy rodzicach może nie. - Wtrącił się Jimin.

- Nie mówiłeś, że twoi starsi przyjeżdżają. - Powiedział Namjoon, pocierając zziębnięty tyłek.

- Więc mówię teraz.

- Ciekawe czy są jak Carlise i Esme Cullen!? - krzyknął Tae do ucha Jimina.

- Tae stoisz obok mnie, chcesz żebym ogłuchł?

- Przepraszam, skarbie.

- Jak kto? - Zapytał Yoongi.

- Rodzice Edwarda!

- Ile razy mam ci mówić, żebyś przestał mnie porównywać do tego nażelowanego pizdeczka?

- On przynajmniej zaruchał. - Mruknął jak zwykle w punkt Jin.

Szli w stronę centrum miasta, gdzie w każdą świąteczną noc ulice aż błyszczały od milionów światełek i można było zjeść świąteczne przysmaki, albo napić się gorącej czekolady. Z wina po ostatnich ekscesach i zgubieniu Jungkooka woleli zrezygnować.

- Tak naprawdę to tylko ja tu jestem normalny. - Powiedział Jungkook i pogładził się po brzuchu po zjedzeniu całego ciasta.

- W jakim sensie normalny, ty mały, kleszczowy homofobie!? - Warknął Jin - tak cię wychowałem?

- W sensie psychicznym, a nie seksualnym, hyung...

- A, to chyba że tak.

- Ok, to chcesz wiedzieć co to takiego? - Zapytał podekscytowany Tae.

- A dlaczego ja nie dostałem prezentu? - Zapytał Hobi.

- Przecież dostałeś miesiąc temu łopatę. - Prychnął Jin.

Hobi wykrzywił usta, a dolna warga zadrżała mu słodko.

- Nie martwcie się dzieci, ja wam wszystkim dam coś zajebistego.  - Powiedział Jin i zaśmiał się jak złoczyńca z bajki dla dzieci.

- Ok, ja się boję...

- Aż mi się dupa odmroziła ze strachu. - Powiedział Namjoon.

- Yoongi! Chcesz wiedzieć, czy nie?! - Nie przestawał Tae.

- No powiedz już, bo dostanę zajoba. - Przewrócił oczami Jungkook.

Tae wyrwał się z uścisku Jimina i wybiegł przed grupkę, odwrócił się i idąc tyłem zrobił pozę a'la Dracula.

- Jesteście gotowi?

- Nie. - Odpowiedzieli wszyscy chórem.

- Jest to...

- Ale emocje, jak na grzybobraniu. - Wymruczał Jin.

- Wielki, gigantyczny, gumowy, fioletowy....

- Kutas! - Krzyknął Jungkook.

Pani z dzieckiem odwróciła się w ich stronę, zasłoniła córce uszy i pokręciła na nich głową. Jungkook zaczerwienił się i ukrył za Namjoonem, który jako jedyny z grupy był od niego wyższy.

- Nie! Jednorożec!

- Co? - Westchnął Yoongi i zrezygnowany opuścił ramiona.

- Wielki, ogromny, dmuchany, fioletowy jednorożec!

- Ale...po co? - Zapadał pytanie, które chodziło po głowie wszystkich Namjoon.

- A po co ci tlen? Albo woda?

- Żeby żyć?

- No to masz odpowiedź na swoje pytanie.

- Do tej pory jakoś żył bez jednorożca.

- Ale, hyung. - Spojrzał na niego z politowaniem. - Umówmy się, co to za życie?

- Następny, który czepia się mojego życia. - Naburmuszył się Yoongi i wtulił się mocniej w bok Hobiego. Miał gdzieś co sobie pomyślą. Chyba nie mieli wątpliwości, że go kocha.

- Nie czepiam się Hyung, chciałem tylko, żeby było jeszcze ciekawsze z jednorożcem. No kto nie chciał mieć jednorożca?

- Myślę, że znalazłoby się sporo takich. - Wtrącił się Namjoon.

- Oby twoja mama nie otworzyła tego prezentu. - Szepnął Hobi do Yoongiego.

- Wierzysz, że jeszcze tego nie zrobiła?

- Nie znam jej tak dobrze jak ty.

- Ale nieźle się dogadujecie. Słyszałem - uśmiechnął się.

- Co tam szepczecie pomiędzy sobą? - Zaciekawił się Jimin, obejmując ramieniem Tae.

- Nie świntuszyć mi tu! - Rozdzielił ich Jin. - Dzisiaj jesteśmy wszyscy razem. Ma być świątecznie i rodzinnie, a...

Nie dokończył, bo śniegowa kula uderzyła go prosto w czapkę.

- Który to?! - Oderwał się od ramienia Hoseoka i wystrzelił wzrokiem w stronę czterech niewiniątek. - Aha! - Wskazał palcem w oblepioną śniegiem rękawiczkę Jimina. - Ty Brutusie!

Jimin tylko roześmiał się głośno i powtórzył rzut, ponownie z zabójczą precyzją.

- Teraz ci oddam!

- Obronię cię Chim! - Tae rzucił się przed Jimina i zastawił go własnym ciałem.

- Namjoon...wiesz co robić. - Wymruczał Jin.

- Nie wiem...

- No kuźwa, to miało być takie epickie zagranie, wszystko zepsułeś!

- Ktoś musi zacząć te wojnę, poświęcę się. - Zagrzmiał Jungkook i rzucił całą zaspą śniegu w twarz Tae. Już po chwili rozległ się krzyk, przekleństwa poprzedzane śmiechem i pisk Jina, kiedy śnieg wleciał mu za kołnierz. Yoongi odmówił wzięcia udziału w zabawie i zdenerwował się dopiero, kiedy Jungkook i Tae wrzucili go w zaspę.

- W porządku? - Hobi podał mu dłoń i podciągnął w górę. Od razu otrzepał śnieg z jego czapki i ramion.

- Przeżyję - Westchnął, złapał ramiona młodszego i złożył szybki, ciepły pocałunek na jego ustach.

- Uuu! - Usłyszeli Jungkooka za plecami. Yoongi nie mógł darować sobie środkowego palca wystawionego nad barkiem Hoseoka.

- Już! Koniec! - Uspokoił ich Jin, ledwo łapiąc oddech ze śmiechu. Od stóp do czubka głowy pokrywał go śnieg.

- Zwycięstwo! Jeon detonator Jungkook! - Krzyknął najmłodszy i napiął mięśnie. Jimin mało co nie przewrócił się w zaspę ze śmiechu, a Namjoon kręcił głową i próbował pomóc ogarnąć się swojemu chłopakowi.

Dotarli na największą ulicę w centrum miasta. Mimo później poty mnóstwo ludzi wybrało się na spacer, zwłaszcza młodych ludzi. Jakaś dziewczyna zaczepiła Jungkooka, ale ten przerażony jak małe dziecko ukrył się za Jinem. Gdzieś w oddali rozbrzmiewały świąteczne melodie. Znowu zaczął prószyć gruby śnieg. Weszli do jednego z barów, teraz przystrojonego w kolorowe lampki i ozdoby w kształcie mikołajów i bałwanków. W środku unosił się zapach piwa imbirowego, pierników i czekoladowego mleka. Usiedli przy dużym, okrągłym stoliku w rogu sali. W środku było ciepło i przyjemnie, ich policzki płonęły, a uda i dłonie piekły od drastycznej zmiany temperatury.

- Moje policzkiii! - Wzdychał Jin, masując twarz. - Musieliście nacierać je śniegiem?

- Trzeba było się nie dać. - Powiedział Tae i złapał mocny oddech, sadzając Jimina na kolanach i wtykając w jego kremowy sweter zimny policzek.

Kelner przyniósł im siedem wielkich kubków z kakaem i gorącą czekoladą.

- Za nas przyjaciele! Nie ma to jak toast kakałkiem! - Powiedział Tae, unosząc w górę swój kubek z elfem.

Wszyscy mu zawtórowali. Jeszcze rok temu święta Yoongiego były tylko okazją do spotkania z rodziną, krótkimi trzema dniami. Nie miał nawet ochoty na jedzenie pyszności przygotowanych przez mamę, chciał tylko przetrwać pytania i zawiedzione spojrzenia mamy, gdy ponownie musiał jej tłumaczyć swoje życiowe decyzje, które tak bardzo jej się nie podobały.

W tym roku jedzenie nabrało smaku, a towarzystwo sensu. Święta nie były już wymuszoną okazją i ucieczką od pytań. Za to co mama zrobiła dla niego i Hoseoka już zawsze będzie dziękował za jej dociekliwość i nieprzenikniony umysł, tacie za tak ciepłe przyjęcie i zaangażowanie, nawet Yujin za obecność i uśmiech, którym obdarowywała ich cały wieczór. Wcześniej tego nie dostrzegał, z Hoseokiem wszystko stało się jasne i klarowne.

Siedział wśród przyjaciół, grupki szalonych gości, których jeszcze rok temu ominąłby szerokim łukiem i z myślą o ich idiotycznych zachowaniu wróciłby do pustego mieszkania, gdzie zastałby tylko Holly i smutek. Teraz nie mógł powstrzymać się od śmiania z ich żartów, docinek i opowieści.

A obok siedział chłopak, którego kochał. Miłość nie mogła znaleźć lepszego momentu, by przydarzyć się jemu i Hoseokowi. Potrzebowali się akurat teraz, los tak chciał. Podarował im najlepszy z możliwych prezentów. Siebie.

Gdy pijany szczęściem delikatnie muskał jego usta czuł, że wreszcie przyszła kolej i na niego. Na chwilę czystej miłości.

I oby jak najwięcej takich chwil. Książka z przeszłością, ta jasną i ciemną, została zamknięta. Teraz pora na przyszłość. Ich wspólną przyszłość.

. . .

Wesołych świąt! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro