23.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły trzy dni od imprezy urodzinowej. Od tamtego czasu Hobi nie pojawił się w bibliotece, a życie Yoongiego wróciło na stare tory. Czasem odrywał się na moment od książki, bo wydawało mu się, że słyszy czyjeś kroki na schodach, albo że jakiś gapa upuścił książkę, albo po prostu ma nadzieję zobaczyć przed biurkiem uśmiechniętą, pyzatą buzię. Jedyne co spotykały jednak jego oczy to puste pomieszczenie, światła zza okna odbite na szybach gablotek i zakurzone powietrze. Nie robiło mu się przez to smutno, przywykł do samotności. Ale gdzieś bardzo, bardzo głęboko coś się tliło, jakieś nieznane uczucie. I strach, ale jego miał w nadmiarze. Strach o co? Chyba o to, że Hoseok po prostu nigdy już nie przyjdzie i będzie musiał znowu odzwyczaić się od zmian, które przynosił wraz ze swoim świetlistą aurą, że przestanie podnosić głowę znad książki, że zapomni. 

Nadszedł wieczór. Zamknął bibliotekę. Nawet ten głupi, podrapany od obcążków zamek, z którego wyciągali klucz, mu przypominał. Miał zamiar dzisiaj kupić jakieś niezdrowe żarcie i obejrzeć cały sezon "Black Mirror". Uwielbiali go razem z Holly. I choć zainteresowanie z jakim pies zawsze skupiał się na tym serialu i tylko na nim, trochę go przerażała, to przynajmniej miał jakąś namiastkę kompana. Czasem nawet dyskutował z nim o odcinkach i śmiał się, gdy futrzak robił wielkie oczy, kiedy twierdził, że wszczepi mu czip i będą mogli naprawdę się porozumiewać. 

Po drodze wstąpił do apteki. Czuł, że coś go brało. Nie dziwota. Chorował jakieś dziesięć razy w ciągu roku. Przy kasie stały gęsiego dwie osoby -  zgarbiona, ale bardzo żwawa staruszka negocjowała cenę leku na reumatyzm, a stojący za nią chłopak przyglądał się jednej z gablot. Stanął za nim grzecznie, czekając na swoją kolej. 

W pewnym momencie chłopak kichnął tak rozkosznie, że aż zachciało mu się śmiać, do momentu, gdy siła kichnięcia odrzuciła go w tył i nadepnął mu na buta. 

- Przepraszam pana bardzo. - Odwrócił się i ukłonił. 

- Nic nie szkodzi. 

Chłopak spojrzał na niego i nagle, jakby coś go olśniło. 

- Yoongi hyung? 

- Znamy się? 

- Jak to nie? Widziałem cię na urodzinach Hobiego. Jestem Jimin! 

- Ach, no tak. Wybacz, było tam tyle twarzy, że wszystkie zlały mi się w jedną. 

- Nic nie szkodzi, ja też nie poznałem na pierwszy rzut oka, chyba tylko dzięki tym okularom. - Pokazał na jego nos. Pewnie znowu przekrzywiły się prawie o dziewięćdziesiąt stopni, bo widział dobrze tylko na jedno oko, na drugim jedynie rozmazaną plamę. Szybko je poprawił. Jimin z bliska wyglądał, co tu dużo mówić, bardzo ładnie. Właściwie bez problemu można było pomylić go z dziewczyną, gdyby tylko założył perukę. Miał nawet delikatny makijaż i usta, jak ogromne, okrągłe, różowe Mochi. 

- Są dosyć charakterystyczne. 

- Co tam u ciebie, hyung? Jesteś chory?

Dziwnie było słuchać, jak właściwie zupełnie obcy dzieciak zwraca się do niego jak starego kumpla i to tak na hyung. Nie powinni się lepiej poznać? U Hobiego już przestało mu to przeszkadzać, ale jak widać wszyscy jego przyjaciele są tacy bezpośredni.

- Nie, tak tylko profilaktycznie. 

- Uff, to dobrze, że chociaż ciebie nie wzięło. Namjoon leży z gorączką, ale jako jedyny z nas ma przywilej domowych obiadków od Jina. Reszta może konać, a książę nie poda szklanki wody. Hobi chory, mojego Tae już po urodzinach rozłożyło, a i ja zaczynam kichać. Ale my jak rodzina, jak chorujemy, to solidarnie wszyscy razem. 

Yoongi zatrzymał się na informacji, że Hobi jest chory i dalej już tylko czekał aż Jimin skończy gadać, żeby w końcu o niego zapytać. 

- Hobi jest chory?

- Tak, przeziębienie. Nie mówił ci? 

To dlatego nie przychodził do biblioteki. Nawet tuman nic nie napisał. Już on mu da zatajać takie rzeczy. 

- Nie. 

- Może nie chciał cię martwić, wiesz jaki jest. Zawsze musi nadrabiać za wszystkich energią, a jak coś jest  nie tak, to woli się zaszyć. Byłem u niego dwa dni temu, to nie było tak źle, ale kazałem mu iść do lekarza. Jak chcesz to podam ci adres, odwiedzisz go.

Zastanowił się przez chwilę. Skoro nie pisał, to może nie chciał, by Yoongi to wiedział i oglądał jego słabość, nawet jeśli to tylko choroba. Z drugiej strony skoro mieli być przyjaciółmi, to nie mogli się mijać w czasie gorszych chwil, przyjaźń nie polegała na tym, by dzielić tylko to co dobre. Musiał mu to w końcu pokazać. 

- O-ok. Jeśli możesz. 

- Jasne. 

- Proszę następną osobę. - Zwróciła ich uwagę farmaceutka, gdy Jimin zapisywał na telefonie Yoongiego nazwę ulicy. 

- Dzięki. - Zdążył tylko wyszeptać, odbierając telefon.

- Nie ma sprawy. Dobry wieczór. Poproszę coś dobrego na przeziębienie. I koniecznie o smaku truskawkowym, Tae innych nie przyjmuje. 

- To dla dziecka?

- Można tak powiedzieć. 

- Ile ma lat dziecko ? 

- Osiemnaście. 

Aptekarka spojrzała na niego jak na idiotę. 

- Dla dorosłych nie ma nic o smaku truskawki. 

- Niech mi pani tego nie robi! On nic innego nie weźmie. 

- Może być pomarańcza? 

- No dobrze...byle nic gorzkiego. 

- Proszę.- Podała mu pudełko. 

- Jeszcze trzy opakowania prezerwatyw. 

Yoongi skurczył się do rozmiaru karzełka. Był dorosłym facetem, a wstydził się słowa prezerwatywa. Koń by się uśmiał. Policzki go zapiekły i odwrócił wzrok, kiedy pani za kasą zapytała o rozmiar. 

- Czy ja wiem, uniwersalne. 

- Ale małe uniwersalne czy duże uniwersalne?

- A nie ma uniwersalnych uniwersalnych?

- Nie. 

Jimin nachylił się do okienka i skinął na nią, by zrobiła to samo. To w ogóle nie wyglądało podejrzanie, w ogóle...

- Czyli małe uniwersalne. 

- No wie pani! To po co wsadzałem głowę do tego okienka?!

Yoongi był o jeden maleńki kroczek od wybuchnięcia powstrzymywanym śmiechem i zawstydzeniem. 

Uratowały go otwarte na oścież drzwi. Do środka wpadł z rozwianą fryzurą poczerwieniały na twarzy Tae, szalik ledwo zwisał mu na chudej szyi. 

- Miałeś czekać w samochodzie! I gdzie masz czapkę!?

- Jimin! Taka rozkmina. Jeśli jesteś na bezludnej wyspie i nie ma tam nic do jedzenia, ale jesteś chory. To jak jesz smarki, to przetrwasz dłużej? - Na sam koniec smarknął głośno, by dodać dramatyzmu scenie i dać bardziej do myślenia. 

Aptekarka prychnęła i odeszła na zaplecze kiwając głową. 

- Po pierwsze - fuj. Po drugie zaraz ci zakopię za latanie po dworze bez czapki. Po trzecie...coś w tym jest. 

- O! Masz prezerwatywy. O! Yoongi hyung! - Zauważył zszokowanego tą sceną bruneta i podszedł do niego, chcąc się przytulić na przywitanie. 

- Nie obłapiaj go, bo zarażasz
- Jimin w ostatniej sekundzie odciągnął chłopaka. 

Jeszcze przez moment rozmawiali, ale Tae za bardzo rozochocił się pogawędką i Jimin musiał jak najszybciej go ewakuować.

- Papa, hyung! 

- Do zobaczenia, Yoongi hyung.

- Cześć. - Uniósł sztywno dłoń. 

Aptekarka stanęła znów za kasą. 

Co mógł kupić Hobiemu dobrego na przeziębienie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro