4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Pnęliśmy się coraz wyżej, dzięki schodom, które prowadziły chyba do nieba. Nie no żartuje, ale były dwa piętra i myślałam, że wchodząc umrę. W mojej starej szkole, było tylko jedno piętro, któe było ogromne. Cała ta szkoła była ogromna. W sumie jej ciemne kolory, nie były typowe dla szkół. Okna były wysoko i wpuszczały światło połowicznie, przez co zawsze nasza szkoła wydawała dużo pieniędzy na oświetlenie. A tu? Tu jest kompletnie inaczej. Nie wiem czego się spodziewałam. Widziałam te liceum w internecie, bym nie była zawiedziona widokiem już na miejscu. Zdjęcia trochę podkoloryzowane, ale daleko od prawdziwego wyglądu nie odbiegały.

   W końcu byliśmy na miejscu. Wszedł po drabinie, by otworzyć dach budynku. Przez cały czas, zastanawiałam się, gdzie mnie prowadzi. Kantorek? Łazienka? A może tył szkoły gdzie można zapalić? A tu dach. Miałam małe podejrzenia, no bo po co byśmy tak wysoko wchodzili? Ale przeczucie mówiło mi, że po prostu klasa, do której chce mnie zaprowadzić jest wysoko. Ale nie aż tak.
    Wszedł przed drabinkę na dach, i ja sama zaczęłam się po niej wspinać. Gdy byłam już blisko, zauważyłam, że stoi oparty o barierkę, pozwalając wiatru muskać jego twarz. Och, był to niesamowity widok. On i krajobraz.

  Podeszłam bliżej, opierając się obok niego. Naprawdę było przepięknie. Miałam widok na całe miasto i na ludzi podemną. Ten moment był... Jednym z lepszych w moim życiu.

- Często tu zabierasz dziewczyny? - zapytałam, przymykając oczy.

   Najpiękniejszych rzeczy nie można zobaczyć oczami. Trzeba je poczuć. I skromnie mówiąc, odwaliłam dobrą robotę. Czułam się dziwnie... Swojo. Jakbym mogła spędzać tak czas częściej.

- Multum. - nie wiem czy powiedział to na poważnie, czy na serio - Tak szczerze jesteś pierwsza.

Poczułam się dziwnie wyjątkowa. Lepsza od reszty. Tak, jakby żadna dziewczyna nie miała znaczenia, i tylko ja byłam tą, której zaufał by pokazać te miejscie. Jednak prawda wyglądała inaczej. Nie ufał mi. Jest taka możliwość, że nawet nie lubił.

- Nie ubieraj się jak Nataniel. Wyglądasz głupio. Wolność ubioru.

Otworzyłam rozbawiona oczy, by spojrzeć na niego. Mówił to na poważnie, jednak nie w niemiły sposób. Raczej ostrzegająco, że to nie jest dobry pomysł.

- Aż tak ci się nie podoba? - zaśmiałam się.

- Nie o to chodzi. Wyglądasz jak Nataniel, a go nie cierpię. Przez ten strój, ty też zaczniesz mnie denerwować.

   Nie mogłam się nie uśmiechać. To, jak krytycznie do wszystkiego podchodził było nawet... Uroczę. Och, nie uroczę! Sama nie wiem czemu akurat te słowo przyszło mi myśl...

- Dlaczego go nie lubisz? Zdaje się miły. - może nie ciekawy, ale miły.

- Stare przetargi. - skrócił.

- Jak stare? - nadal pytałam.

   Nie wiem czy nadal go to gryzie, ale gdyby tak nie było, nie byłby zły na blondyna. Jeżeli mogę mu pomóc, choć by przez rozmowę to warto spróbować. Każdy potrzebuje czasem wsparcia. Nawet prostego.

- Co ty się tak interesujesz. - wywrócił oczami - Im mniej wiesz, tym lepiej się z tym czuje.

   Może nie każdy... Chociaż rozumiem. Za krótko mnie zna. Sama nie była w stanie powiedzieć mu o moich dawnych problemach i zatargach.
    I serio dałam mu z tym spokój. Tylko nie wiedziałam jak jeszcze zagadać, by nie było nudno.
    Zaczął obracać wokół palca kluczyk do tego miejsca. Wydawał mi się, że nie jest nowy, więc pewnie mu go dali. Ciekawe za jakie zasługi.

- Muszą ci ufać.

    Spojrzał na mnie nie rozumiejąc, a ja pokazałam tylko na kluczyk. Powstrzymał się przed śmiechem, a ja nie rozumiałam czemu. Co jest w tym takiego śmiesznego? Powinien się cieszyć a nie śmiać z tego, że powierzyli mu ten klucz.

- Żyj z swoim świecie mała. - zaśmiał się - Chyba za dużo sobie o mnie wyobrażasz.

- Czyli je ukradłeś? - skrzyżowałam ręce na piersiach i zaśmiałam się nie dowierzająco.

- Tak, a oni nadal się nie skapnęli. I to ma być nadal.

    Rozumiałam o co mu chodzi. Nie chcę bym komuś powiedziała o tym. Ale nie musi się o to martwić. Nic nikomu nie powiem. Pokazał mi to miejsce i to jest wystarczająca nagroda za moje milczenie. Poza tym, oberwała bym podobnie za takie coś. W końcu też tam byłam i nadal jestem.

- Schodzimy? - odbiłam się od barierki i obeszłam małe pomieszczenie, w którym było zejście.

- Zaraz. Ale musimy uważać na dyrkę. Niedługo skończy się rozpoczęcie. - usłyszałam za plecami.

   Nie wszystko jest obramowane. Jest fragmet, oderwany od tego. Tak, jakby ktoś nie chciał skoczyć, Ale się... Wyładować. Z braku sił. Nie wiem jaka był historia tej barierki. Może ktoś od tak to zrobił?
    Stanęłam w tym miejscu. Podemną był kort, a ja pewnie stałam nad halą naszego liceum. Nikt nie miał szans mnie zobaczyć. Uchronić w razie takiej sytuacji.
    W końcu do mnie dotarło co robię odsunęłam się i odwróciłan by iść do wyjścia. Kastiel stał na przeciwko mnie, trochę z niedowiedzającą miną. Czy mógł naprawdę pomyśleć, że skoczę? Na jego oczach? Nie mam do tego powodu, jednak on o tym nie  wie. I serio mam gdzieś co może o mnie pomyśleć. Byłam ciekawa. Tyle.

Nie odezwał się ani słowem. Chciał zejść pierwszy, ale co to, to nie. Mam spódnicę. Nie zaryzykuje.
    Próbowałam się przed niego przepchnąć. Daremnie. Jedyne co, to zmroził mnie wzrokiem i zastawił wejście ręką. Spojrzałam na niego spod byka, jednak nic. Nawet się nie ruszył. Jednak po chwili wywrócił oczami, z łaski swojej mnie przepuszczając. Schodząc usłyszałam tylko ,,niech stracę". Rozbawił mnie. Nie wiem jak. To nawet nie było śmieszne, a jednak.

- Mmm jaka dupa. - powiedziałam w żartach gdy schodził.

   Czy bez podstawnie to powiedziałam? Gdy schodził, miałam idealny widok na jego tyłek. Nie był zły, ale raczej powiedziałam to w żartach, żeby nie popadł w zadumę.
    Gdy zeszedł, spojrzał na mnie rozbawiony, kręcąc tylko nie dowierzająco głową.

- Jesteś głupia.

   Zaśmiał się i nie czekając na mnie zaczął schodzić na dół po schodach.
    Po dłuższej chwili, dotarło do mnie, że mnie obraził. Chciałam mu coś odpowiedzieć, jednak z góry zobaczyłam Panią dyrektor. Jak najszybciej zbiegłam z schodów by dogonić Kastiela, jednak za późno.

- Kastiel, nie było cie na rozpoczęciu roku. - podsumowała starsza, krzyżując ręcę na klatce piersiowej

    Znając go, zaraz palnie coś głupiego. Z tego, co widzę, nie należy pewnie do najbardziej pilnych uczniów czy najbardziej bystrych.
     Po chwili stałam z nim w ramie w ramię, przez co jej wzrok od razu poleciał na mnie. Chyba przez to, że jestem nowa, jej wzrok zmienił się z "nie podchodź bo zabiję'' w bardziej łagodny.

- Nie było go, proszę pani, przez to, że oprowadzał mnie po szkolę. Nie chciałam się po prostu zgubić... - uśmiechnęłam się jak najbardziej niewinnie jak umiałam, co chyba trochę pomogło.

   Spojrzała się to na mnie, to na niego, po czym sama się uśmiechnęła i wzięła go za bok. Jednak mówiła na tyle głośno, że byłam w stanie większość usłyszeć.

- Jest nowa. Nie przekabacaj jej. Dobrze się uczy, do tego jest trochę nieśmiała. Znam cię już kilka lat i wiem, że jesteś do tego zdolny.

    Cisnęłam z tego, jak do niego mówiła. Serio musiał być z niego taki bad boy. To ja będę jego good girl. Gdy pomyślałam o tym dłużej i wyobraziłam to sobie, nie mogłam się opanować. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, ale wiedziałam, że było by to nie taktowne.
    Ale niech to ktoś sobie wyobrazi. On, typowy buntownik i całkiem niezła uczennica. Za dużo powstało o tym książek, które wmawiają innym, że tak może być.
    Każda dziewczyna, która myśli logicznie, nie będzie chciała patologi, która będzie myśleć tylko o tym, by zaliczyć tą dziewczynę. A jeśli już kogoś pozna, to będzie ktoś lepszy, bo to jasne, że to nie będzie bad boy. Bo on będzie zajęty jaraniem z ziomkami, a chłopak będzie zabiegał o kontakt z tobą.
    Poza tym, jeśli ktoś zna kogoś, kto jest przykładową good girl i ma bad boya, to szczerze jej pogratuluję.
    Choć są wyjątki takich buntowników. Nie mówie, że nie ma.

- Nieśmiała? - powtórzył robiąc wielkie oczy - No okej. To mogę już iść?

- Tak Kastiel. Możesz. - westchnęła i bez zbędnego gadania poszła dalej.

    Zdawało mi się, że on też ma z tego beke. Dobrze, że nie zobaczyła nas przy schodzeniu albo wchodzenia na dach. Nie skończyło by się na samym gadaniu. Gdyby kapnęła się jeszcze o jego kluczę...

- To jak? Idziesz mnie przekabacać czy stoisz jak kołek? - podniosłam jedną brew, uśmiechając się przy tym.

- Jasne, że przekabacać. Tylko muszę dziś coś jeszcze pozałatwiać, więc wybacz kujonie, ale nie opowadzę cię nigdzie.

   Kiwnęłam tylko głową i machnęłam na pożegnanie. Czas wrócic do domu.
    Podsumowując:  ten dzień był jednym z lepszych. Nie najlepszym, ale jednym z lepszych. Mam mieszane uczucia do całej tej sytuacji, jednak raduje mnie bardzo to, że całkiem nieźle dogaduje się z rudym.

Znając mnie, nie na długo się pocieszę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro