5.3. Chorobliwy Brak Czarownicy [Kaszubska Czarownica 5]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

7. Unfinished Sympathy

Poranek wyrwał mnie z objęć morfeusza telefonem z kliniki, a recepcjonistka uprzejmym tonem przełożyła rehabilitację na piętnastą. W pracy Filip miotał się jak wściekły, zmieniając codziennie strategię, więc od rana miałam nową listę priorytetów. Zaniosłam mu kawę i termofor oraz sprawozdanie za styczeń.

Dzień dobijał mnie obrzydliwą pogodą, niskim ciśnieniem, zimnymi kaloryferami i chyba nadchodzącym przeziębieniem. Wydarzenia poprzedniego dnia zmusiły mnie do przemyśleń. Zależało mi na tym, aby ustalić, kiedy będę mogła normalnie sobie radzić, bo czułam się jak inwalida. Wiecznie niedopięte guziki, luźne swetrzyska, spodnie na gumkę, telefon u szyi na smyczy, ręka na temblaku. Ile można?!

— Proszę Pani, to co powiedziałem poprzednio, jest nadal aktualne. Dużo pracy przed nami, ale bardzo dobrze Pani idzie. — Wpisał kilka zdań do raportu z wizyty i zamknął laptop.

— A nieoficjalnie? Jakie jest pana zdanie? Nie doktora Wasilewskiego, tylko pańskie? Szanuję decyzję lekarza, jestem bardzo zadowolona z zabiegów, ale muszę wiedzieć co dalej. Co dalej i jak długo?

— Jeśli ma Pani ochotę, na dole jest automat. Weźmiemy kawę na wynos, jeśli to pani nie przeszkadza. Trochę się spieszę, ale w drodze na dworzec mogę opowiedzieć, jakie jest moje prywatne zdanie.

— Mam na imię Kasia. Nie lubię tytułowania mnie per „Pani".

— Dariusz — podał mi rękę. — Dariusz Czartoryski. Jest Pani jakieś sześć lat starsza, prawda? — Chłopak miał rozbrajający uśmiech, który rozpromieniał jego zmęczoną twarz. — Czasami coś uda mi się podejrzeć w karcie pacjenta. Nie podkabluje mnie pani, prawda?

— Rocznik dwa tysiące? To pięć lat, jo. Kobiet nie pyta się o wiek, ale mi to nie przeszkadza.

Wzięliśmy po czarnej kawie i opatuleni w kurtki, czapki i szaliki, poszliśmy chodnikiem w stronę dworca.

— Skoro rozmawiamy prywatnie, Kasiu, mam na myśli pani Kasiu. — Poprawił się. — Miałaby pani mniejszą bliznę, gdyby ktoś panią przebił osikowym kołkiem.

— Osikowym kołkiem? — przełknęłam nerwowo ślinę. Młody mężczyzna wyglądał na osobę całkowicie niewtajemniczoną. Świat fantastycznych istot był przecież ukryty przed zwykłymi śmiertelnikami.

— A, nieważne, taka rodzinna zabawa. Mój synek był przebrany w tym roku na Halloween za wampira.

— Synek? — Zachłysnęłam się wrzątkiem. — No tak, przepraszam. Nie pomyślałam, ma Pan rodzinę, oczywiście, to logiczne!

— Nie zna mnie Pani. To długa historia — powiedział Darek mrużąc brązowe oczy.

Bëlné słowò òtmikô serce. [Dobre słowo otwiera serce]

— Blizna jest bardzo duża i bardzo brzydka — wrócił do oficjalnego tematu naszej rozmowy. - Miała pani wbity długi i ostry przedmiot, który zakleszczył się i nie można było go wyjąć. Rana miała bardzo poszarpane brzegi, ktoś usiłował ten przedmiot wykręcić. Takie mam informacje w karcie. Co to takiego było?

Chłopak zerkał na mnie spod długich, czarnych rzęs. Czytałam o nim na stronie kliniki, zaimponował mi dyplomem zagranicznej uczelni, nieduże doświadczenie rekompensowała jego wiedza, umiejętności i podejście do pacjentów.

— Uwierzy mi Pan, jeśli powiem, że dwumetrowa strzyga przebiła mnie czarodziejską różdżką z rogu jednorożca? — Nieraz brzydka prawda wypowiedziana żartobliwym tonem brzmiała lepiej niż gładkie i błyszczące kłamstwo.

— Nie uwierzę, chociaż... dla mnie to też nie ma znaczenia — powiedział po namyśle. — Osobiście, wolę najgorszą prawdę od razu, niż tysiące niewinnych kłamstw. Toleruję nawet "nie wiem", jako odpowiedź. Będziemy nad tym pracować. Wprowadzamy w klinice dość nowatorskie metody, ale nie odzyska Pani dawnej sprawności, jest za duży ubytek mięśni. Lekarz powinien to pani powiedzieć już na pierwszej wizycie.

Poczułam, jak ziemia osuwa się pod moimi stopami, a kubeczek z kawą o mały włos wyślizgnąłby się z palców. Chłopak podtrzymał mnie.

— Ale ta ręka jest mi bardzo potrzebna, panie Darku! Od tego zależy moja, nazwijmy to "kariera".

— Jeśli jest pani dyrygentką albo skrzypaczką, to radziłbym zastanowić się nad zmianą pracy. Tak to ujmę. Będzie Pani mogła wykonywać proste czynności, myć się, ubierać, czy sprzątać —zawiesił głos. — Natomiast jeśli potrzebujesz obu rąk, Kasiu w szerokim zakresie ruchów, jak na przykład Doktor Strange, to proponuję szukać pomocy u mnichów w Tybecie. Za kilka lat może będą dostępne jakieś sposoby znane z filmów science fiction, wtedy do mnie przyjdziesz i będziemy próbować dalej. Ja się nie poddaję, a ty?

— OK, uzbroję się w cierpliwość, a potem postaram się zmienić charakter swojej pracy — roześmiałam się, rozbawiona naiwną szczerością chłopaka, tak bardzo różnił się od Marka.

Dochodziliśmy już do dworca, kiedy Darek zatrzymał się i wskazał ręką nieduży budynek z kolorowym napisem "Wesołe misie".

— Idę pod dzieciaka do żłobka. Nie zaśpij na wizytę. Powiesz mi, czym się zajmujesz?

Chciałam wyrecytować mu starą śpiewkę, że robię w marketingu i przewalam papiery, ale chłopakowi należała się, chociaż odrobina prawdy.

— Wiesz kto to Houdini? David Copperfield? — zakręciłam palcem w powietrzu i wyczarowałam małą jasną iskierkę, a wokół nas zabrzmiały dzwoneczki.

— Jesteś iluzjonistką? — powiedział zdziwiony.

— Bingo! Ale do większych rzeczy potrzebuję obu rąk — zarechotałam złowieszczo i uniosłam zawadiacko brew.

— Ach. OK. Będziemy pracować nad twoim ramieniem. Do jutra Kasiu. — Pożegnał się i zniknął za drzwiami przedszkola, a ja podjechałam kolejką dwa przystanki i wróciłam do biura.

— Sympatyczny dzieciak z tego Darka — pomyślałam. — Pewnie coś nawywijał i teraz zmaga się z konsekwencjami.

Dokończyłam pilną prezentację dla nowego klienta, obrobiłam zdjęcia i zaczęłam zbierać się do domu. Filip siedział jeszcze w gabinecie i popijając herbatę, rozmawiał z żoną przez telefon, licząc coś nerwowo na kalkulatorze. Kolorowy szalik z frędzlami wesoło kontrastował z jego ciemnoszarym garniturem.

8. Undisclosed Desires

Marek nie lubił odwiedzin w klinice i każdą wizytę rodziców odczuwał jak atak na swoją niezależność, tym dotkliwiej ubodło go, gdy wspólniczka zaprosiła ich na kawę w porze podwieczorku.

— Wiedziałem, że w końcu się wyszalejesz i ustatkujesz. Jestem z ciebie dumny, synu — powiedział Senior, a matka przytaknęła lekkim skinieniem głowy.

Usiedli we czwórkę w niedużej salce konferencyjnej na poddaszu, w której najczęściej odbywały się szkolenia personelu, różne, mniejsze i większe świąteczne spotkania.

— Nie musisz ciągle się przeciwko nam buntować. Sam widzisz, jeśli się choć trochę postarasz, wszystko samo się układa i jest tak, jak zawsze powinno być — dodała Pani Serafin.

Rozalia uśmiechnęła się, odbierając od sekretarki tacę z kawą i wegańskimi herbatnikami.

— Pan Marek jest doskonałym specjalistą i ma nieskazitelną opinię. — Spojrzała na niego z uwielbieniem. — Myślę, że otwarcie kolejnych gabinetów w naszych klinikach, w Gdańsku i w Sopocie przyniesie nam wiele korzyści. Oczywiście, będzie to opieka prywatna, najwyższej jakości.

— Z przyjemnością zaprosimy do korzystania z naszych usług członków Rady i oczywiście samego Przewodniczącego z małżonką — dodał Marek, mrugając porozumiewawczo okiem do rodziców, odwzajemnił uśmiech.

— Przepraszam kochani, ale mam pacjentów — powiedział, pożegnał się i zbiegł do swojego gabinetu.

Zamknął się w łazience i zwymiotował: kawę i ciasteczko. Wypłukał usta i dla pewności wyszorował zęby. Umył twarz w zimnej wodzie. Oddychał głęboko, opierając się o ścianę, przypominając sobie słowa rodziców, wypowiedziane z taką samą troską kilka lat temu.

— Marku, rozumiem, że chcesz się wyszaleć, ale ta czarownica nie jest dla ciebie odpowiednią partnerką. Zrozum, będziesz miał przez nią w życiu same problemy.

— Jedyny problem jest z wami, bo jej nie akceptujecie. Co ona wam złego zrobiła?!

— Syneczku, elfy z wysokich rodów nie wiążą się z czarownicami! Po prostu tak już jest od tysiącleci. Nic na to nie poradzisz.

— Nie każemy ci wybierać. Pobaw się, korzystaj z życia. Sam zobaczysz, co jest dla ciebie dobre.

— Ja ją kocham, ona mnie, nie mam zamiaru z niej rezygnować. Jutro się jej oświadczę, możecie się nie zgodzić lub nam pogratulować i cieszyć się z nami. Nic mnie to już nie obchodzi. Nie będę z wami walczył. Wyślę wam zaproszenie na ślub.

Był wówczas przekonany, że Kasia zgodzi się z uśmiechem i będzie najpiękniejszą narzeczoną na świecie. Pożegnał się skinieniem głowy i wyszedł. Tuż za progiem rezydencji poczuł ukłucie w szyję, więc pacnął się, myśląc, że to komar. Następnego dnia rano z lustra zerkał już na niego łapczywie inkub, przez cały dzień miał halucynacje, a wieczorem upojony wyssaną z czarownicy siłą zapomniał o tym, co było dla niego tak ważne i nawet nie odebrał od jubilera pierścionka.

Państwo Serafin uśmiechnięci popijali herbatkę, rozmawiając z panną Rozalią, aż odprowadziła ich do drzwi i uśmiechnięta pomachała na do widzenia.

9. Nine Million Bicycles

Każdy miał swoje problemy i jednocześnie, wszyscy zmagaliśmy się z czymś większym. Może to było zmęczenie zimą, albo strach zakorzenił się w ludzkich umysłach na stałe. Po pandemii COVID i deszczu meteorytów dwa lata później, który zwiastował naszą lokalną epidemię CBC, czekaliśmy, aż coś znowu jebnie.

Małe problemy można było ominąć, drobne niepowodzenia naprawić, a duże podzielić na etapy. Obiecałam sobie, że małymi kroczkami dotrę do celu. Jedną ręką nie otworzę sfery portalu, ale mogę nadal rzucać zaklęcia z użyciem eliksirów i to całkiem niezłe. Może powinnam zaufać siostrom czarownicom i poprosić o wsparcie? A może pogadać z Bronem? Obiecałam sobie, że coś z tym zrobię, tylko przeżyję te cholerne Walentynki. Najbardziej ciulowe święto świata.

W korytarzu Sopockiej Kliniki ktoś rzucił na krzesło "Echo pomorza". Przyglądałam się jasnowłosemu facetowi ze zdjęcia w gazecie. Nagłówek krzyczał: "Marek Serafin i Rozalia Aleksander na dobrej drodze do wspólnej przyszłości". Mówiłam, że pozbyłam się żalu i smutku? Gówno prawda. Miałam w gardle gulę wielkości kluski śląskiej, a zazdrość o elficką damulkę zżerała mnie od środka. Musiałam się z nim spotkać, choćbyśmy mieli rozmawiać przez zamknięte drzwi.

— Cześć! Niedługo otwierają u nas gabinet stomatologiczny, będzie fajna promocja dla nowych klientów — rzucił Darek, spoglądając na gazetę i zaprosił mnie gestem do środka. Mój fizjo chyba też wstał lewą nogą, bo oprócz zmęczenia, na jego twarzy pojawił się dodatkowy grymas, jakaś taka nieuchwytna zmarszczka.

Byliśmy jeszcze sami. Zaczynaliśmy zabiegi o siódmej. Patrzyłam nerwowo na zegarek, chociaż nigdzie mi się nie spieszyło, a potem na kalendarz przypięty nad biurkiem.

— Lubisz Walentynki? — zagaił, a ja przytaknęłam. — Zazdroszczę. Ja nie przepadam. Mam dzisiaj imprezę rodzinną, bo moja była urządza u nas urodziny. Wyobraź sobie, że urodziła się czternastego lutego. Jej siostra jest żoną mojego brata. Moi rodzice mają ogromną chatę i zawsze wszystkie biby są u nas. Będzie cała rodzina i znajomi, jej mąż, nasi wspólni przyjaciele. Już się nie mogę doczekać. — Wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu. — Młody będzie wył całą noc, a ja w końcu umrę ze zmęczenia i z żalu.

— O zgrozo, bardzo współczuję. — Chciałam go poklepać po ramieniu, ale powstrzymałam się, żeby mnie niewłaściwe nie odebrał. Nie był mi potrzebny romans z dwudziestoparolatkiem. — Ten blondas z gazety, to mój były. Ciężka sprawa — westchnęłam.

— Wiesz, zwykli śmiertelnicy też mają problemy. Nawet ci się nie śniło, jak bardzo życie potrafi być skomplikowane — dodał Darek znacznie ciszej, przygotowując salę tortur do zabiegów.

— Co może być bardziej popieprzonego niż to, że go nadal kocham? Miałam niedawno kogoś, na kim mi zależało. Sprawa była rozwojowa, ale aktualnie nie wiem, na czym stoję i nie mogę iść dalej. Wszystko strasznie się pokomplikowało. — Nie powinnam była zwierzać się obcym, a tym bardziej dzieciakom w jego wieku, ale miał tak poczciwe spojrzenie, że chyba w każdym wzbudzał zaufanie.

— Widzisz Kasia, ja też ją nadal kocham, ale muszę z tym żyć. Nie umiem przestać. Nie wyleczę się z tego, a Marta jest już szczęśliwa z kim innym. Nawet nie podejrzewałem, że tak długo to będzie we mnie siedziało.

— Nawet nie proś, żebym opowiedziała ci całą historię od początku — wygłupiałam się. — To zbyt żenujące.

— Ja też nigdy nie byłem takim upierdliwcem. — Przez kolejną godzinę wydawał mi polecenia, kiedy ćwiczyłam i spokojnym głosem tłumaczył, jaki powinien być efekt. Jego ciepły uśmiech dotrzymywał mi towarzystwa.

— Jeśli chcesz jeszcze ze mną rozmawiać, opowiem ci o tym następnym razem w drodze na dworzec, kiedy będziesz miała popołudniowe zabiegi. Albo pogadamy o czymś neutralnym — zaproponował.

Nie umiałam mu odmówić kawy i spaceru. — Następnym razem. Nie ma sprawy — odpowiedziałam. — Chętnie cię wysłucham, ale nie będę umiała doradzić. Jestem kiepską pocieszycielką — powiedziałam. — Zalecam wizyty u specjalisty, wiesz po sobie, jak ważne jest profesjonalne podejście — dodałam tonem nieznoszącym sprzeciwu.

— Takie podejście mam od niedawna. Najpierw zdążyłem sobie porządnie nagrabić. Chciałbym mieć taki eliksir zapomnienia — rozmarzył się, dezynfekując salę dla następnego pacjenta. — Nie dla niej. Dla siebie. Jutro mam wolne, więc będzie ktoś na zastępstwie. Do zobaczenia następnym razem, Pani Kasiu!

Niech cë dobrze jidze! [Życzę ci powodzenia.] — pożegnałam się.

Biedak, nie wiedział, jak koszmarne w skutkach jest użycie czaru zapomnienia. Dla obu stron. Zakochałby się od nowa, w tej samej dziewczynie, tak samo albo mocniej. Ona wybrała innego i wyszła za mąż, uszanujmy jej decyzję. Czy ten dzieciak myślał, że są proste sposoby na miłość? Jako czarownica wiedziałam, że nie da się uniknąć przeznaczenia i im szybciej to zrozumiemy i przestaniemy walczyć, tym lepiej dla nas. Mniej boli. Czy złe decyzje skazywały nas na wieczną samotność? Mimo wszystko było mi go strasznie żal.

Może ten młody chłopak, fizjoterapeuta, Pan Darek, którego znałam od dwóch tygodni, nie szukał pocieszycielki, czy kochanki, tylko chciał z kimś pogadać? Nabrać dystansu? Usłyszeć kilka słów od kogoś całkiem obcego. Jeśli nie dostał drugiej szansy od dziewczyny, na pewno należała mu się szansa od losu, a ja akurat znałam odpowiednie zaklęcie.

c.d.n.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro