Część 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Maya

Przez całą noc nie mogłam zasnąć, cały czas czułam na sobie wstrętne ręce tego zwyrodnialca. Brałam dwa prysznice ale i to nie pomogło. Boże, gdyby Williama tam nie było to nie chcę myśleć co by ze mną się stało. Uratował mnie, uratował mi życie. Z samego rana zadzwoniłam do Corky'ego i poprosiłam o kilka dni wolnego.Nie powiedziałam mu co się stało, zmyśliłam chorobę. Nie był zadowolony, ale się zgodził. Nigdy nie biorę wolnego, więc raz mam prawo. Nie wyobrażam sobie dzisiaj wrócić do kawiarni i obsługiwać klientów jak gdyby nigdy nic. Krążę po mieszkaniu i nie wiem co ze sobą począć. Kiedy słyszę pukanie do drzwi , aż cała podskakuję ze strachu. Ogarnij się. Otwieram i widzę jak stoi przede mną William z papierową torbą w ręku.

-hej, pomyślałem, że przyniosę ci śniadanie i sprawdzę czy wszystko w porządku- mówi ciepłym glosem .

-hej, nie musiałem ale dziękuję- uśmiecham się do niego delikatnie i zapraszam do środka. Idzie prosto do mojej małej kuchni i wyciąga zawartość torby na blat .

-mam nadzieję , że lubisz pączki z nadzieniem różanym

-tak, pewnie- mówię i odwraca się do mnie, podchodzi i patrzy na mnie uważnie.

-na pewno dobrze się czujesz?

-tak...nie...nic nie jest dobrze, Musiałam wziąć wolne, nie mogłam dzisiaj być w kawiarni- słyszę jak mój głos się załamuje. William pociera moje ramiona swoimi silnymi dłońmi i pamiętam jak te same ręcę były zakrwawione wczorajszego wieczoru.

-to normalne, że jesteś roztrzęsiona, nie musisz udawać silnej

-nawet nie umiałabym chyba udawać takiej- uśmiecham się do niego

-hmmm w barze nieźle udawałaś pewną siebie kokietkę- puszcza do mnie oczko i nie mogę nic poradzić ale zaczynam się śmiać.

-Boże , byłam żałosna

-hahahah dałem się nabrać więc chyba dobrze ci poszło. Ale wiesz co? Dobrze, że się wycofałaś

-dlaczego? Wcześniej byłeś wściekły z tego powodu...

-powiedzmy, że miałem gorszy dzień. Później przemyślałem to sobie wszytsko i cieszę się, że tak wszystko się potoczyło.

-wiem, nie jestem w twoim typie

-co??? nie o to chodzi- William zaczyna się śmiać i całkiem głośno. Nic nie rozumiem,

-mała jesteś chyba pierwszą kobietą w moim typie. Gdybyś zgodziła się na seks , chociaż mnie nie znałaś...no cóż...nie zadzwoniłbym na drugi dzień.

-a rozumiem, byłabym wtedy zbyt łatwa tak?

-tak- oznajmia stanowczo i zaczynam się zastanawiać ile takich kobiet spotkał.

-dużo spotkałeś takich kobiet?

-tak i nigdy nie zadzwoniłem, nie było do kogo i po co- mówi i po chwili uśmiecha się serdecznie.

-ładnie się uśmiechasz- wypalam bez zastanowienia. Co ja wygaduję? Podnosi wysoko brwi i zaczyna się śmiać. Co za wstyd!!!

-nie słuchaj mnie, jak już mówiłam jestem flirtową kaleką. Powinnam mieć zakaz odzywania się do atrakcyjnych mężczyzn- mówię żałośnie i zakrywam dłońmi swoje oczy. Chwilkę poźniej, czuję jak William odciąga je na dół i nadal trzyma w uścisku.

-więc według ciebie jestem atrakcyjny?- pyta z krzywym uśmieszkiem

-a co? nie masz lustra w domu?- i znowu to samo , co jest ze mną nie tak!!!

-przepraszam, znowu palnęłam głupotę!!!- Will trzęsie się ze śmiechu a ja stoję i patrzę na niego jednocześnie umierając ze wstydu.

-jesteś zabawna Mayu, to na prawdę coś nowego i bardzo mnie to cieszy

-więc nie uznajesz mnie za dziwoląga? Bo ja siebie trochę tak - i znowu wybucha śmiechem, aż ociera sobie łzy z oczu

-myślę , że jesteś troszkę dziwna ale w bardzo pozytywny sposób. A co ze mną? To w końcu podobam ci się?

-myślę, że to oczywiste

-no nie wiem, jednak uciekłaś ode mnie

-bo byłam zdenerwowana a nie dlatego, że mi się nie podobasz.

-więc co ci się we mnie podoba?

-to jak wyglądasz, jesteś bardzo przystojny. A jak się uśmiechasz chyba trochę miękną mi kolana. Dobra powiedziałam to, jesteś zadowolony?- pytam lekko oburzona, specjalnie chce mnie zażenować, wiem o tym doskonale.

-nawet nie wiesz jak bardzo jestem zadowolony. Widzisz często kobiety najpierw widzą moją kasę a potem mnie...- mówi trochę smutnym głosem.

-fajnie, że ci się powodzi, gratulacje, ale to na prawdę pierwsze co widzą?

-tak, jestem pewien, nawet się z tym nie kryją

-to straszne. Chcą byś był ich jak to nazywają...

-sugar daddy?- podpowiada i się śmiejemy

- tak, o to mi chodziło

-właśnie tego oczekują ode mnie kobiety

-nie powinieneś w takim razie spotykać się z takimi kobietami, to znaczy to nie moja sprawa , tak tylko mówię

-mogę się zabawić ale nie spotykam się z nimi

-aaa ok- sama nie wiem jak ta rozmowa zeszła na jego życie miłosne. No cóż na moje nie może zejść bo takowego nie ma.

-rumienisz się, podoba mi się to- mówi i dotyka knykciami mój policzek.

-a mnie denerwuje, lepiej daj mi tego pączka

-hahaha jak pani sobie życzy

Oboje wracamy do kuchni, pożeramy pączki i popijamy kawkę. Jeszcze nigdy nie zjadłam śniadania z mężczyzną. William opowiada mi o swojej pracy i muszę przyznać, że czuję się w jego towarzystwie coraz bardziej swobodnie. Oczywiście nadal mnie nieco onieśmiela ale daję sobie z tym radę. On także wygląda na odprężonego, jest zupełnie inny niż mi się wydawało...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro