1. Nowy początek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Żartujesz, prawda? Nawet nie ma takiej opcji, nie zgadzam się! — Oburzony krzyk Zayna rozbrzmiał w całym domu, mieszając się z dźwiękiem upadającego krzesła gdy gwałtownie wstał od swojego biurka. Nie wierzył, że jego własni rodzice byli w stanie zrobić mu coś takiego... Wpatrywał się w matkę z zawodem i złością, ale ona zdawała się nie zwracać na to uwagi. Wyglądała jakby zupełnie nie robiła na niej wrażenia jego buntownicza poza, zaciśnięte pięści i wściekłe wrzaski. Niewzruszona stała w progu jego pokoju, trzymając w dłoniach jakieś papiery i przeglądając je, jak podczas wszystkich swoich biznesowych spotkań.

— Uspokój się, Zayn, nie tak głośno. Chyba nie chcesz na wstępie psuć naszej reputacji, prawda? — skarciła go, przyciskając do piersi teczkę z papierami i posyłając mu ponad nią spojrzenie pełne dezaprobaty. — Nie zachowuj się jak dziecko. Musisz zrozumieć, że to była najlepsza oferta...

— Tym dla was jestem? Nieistotnym towarem, który możecie sprzedać kiedy tylko nadarzy się okazja? Kiedy ktoś zaproponuje wam "korzystną ofertę"... — prychnął z goryczą, czując jak w jego gardle pojawia się nieprzyjemna gula. Zignorował chęć rozpłakania się na środku swojego pokoju tuż przed matką i zamiast tego wymusił z siebie pusty śmiech. — Jak to możliwe, że nie pozbyliście się mnie już wcześniej? Nikt nie zaproponował wam wystarczającej liczby pieniędzy?

— Nie żartuj sobie w ten sposób, nie ma teraz czasu na takie głupoty — odparła natychmiast farbowana blondynka. — Jak już mówiłam pan Payne czeka na ciebie na dole i radzę ci się pospieszyć. Zbieraj się, spakuj najważniejsze rzeczy, resztę przyślemy ci później.

— Nie, nigdzie z nim nie jadę! Nie chcę wychodzić za niego za mąż, przecież nawet go nie znam! Dlaczego mi to zrobiliście?

— Nie marudź i przygotuj się szybko, Zayn, dobrze ci radzę... — W głosie jego matki zabrzmiała ostrzegawcza nuta, sprawiając, że przez jego ciało przemknął nieprzyjemny dreszcz. Jej wyprostowana sylwetka i niebezpieczny błysk w oku, gdy patrzyła na niego z uniesioną brwią, wyraźnie dały mu do zrozumienia, że lepiej było nie walczyć dalej. Czuł, że przegrał i ani trochę mu się to nie podobało. — Czekamy na ciebie na dole, mam nadzieję, że za chwilę się tam pojawisz ze swoim bagażem.

Kiedy zamknęły się za nią drzwi spomiędzy warg Zayna wydobył się głośny jęk pełen frustracji. Miał ochotę wrzeszczeć na całe gardło jak niezadowolony jest z decyzji podjętej przez jego rodziców i próbować jakoś to wszystko powstrzymać, ale wiedział, że nie mógł tego zrobić. Wszystkie papiery już zostały podpisane i nie mógł tego cofnąć, a wrzask tylko pogorszyłby jego sytuację.

Nie mógł zrobić zupełnie nic.

Kopnął nogę swojego biurka próbując wylądować wściekłość na swoich rodziców, a potem niechętnie ruszył do swojej garderoby, by wykonać polecenie matki. Zaczął się pakować, ze złością wpychając kolejne rzeczy do walizki i rozmyślał przy tym o wszystkim, czego przed chwilą się dowiedział. Nawet nie zauważył momentu, w którym po jego policzkach popłynęły pierwsze łzy... Oparł się plecami o ścianę, kuląc się tuż przy podłodze i pozwolił swoim emocjom wypłynąć na wierzch.

Od dawna wiedział jak wielką wagę jego rodzice przywiązują do pieniędzy i myślał, że zdążył się już do tego przyzwyczaić. Praca zawsze była dla nich na pierwszym miejscu, nieważne co by się działo. Kogo obchodzą święta i spędzanie czasu z rodziną, jeśli dzięki paru dodatkowym godzinom w biurze zwiększy się liczba na ich koncie? Nie podejrzewał jednak, że działa to aż do tego stopnia, by zgodzić się na jego ślub z praktycznie nieznajomym i pewnie równie materialistycznym dupkiem co oni, tylko dlatego, że zaproponował im za niego sporą kwotę. Nawet nie raczyli spytać się Zayna o zdanie w tej sprawie, tylko po prostu postawili go przed faktem dokonanym, by nie miał już nic do gadania i nie mógł zepsuć im kontraktu.

I w ten sposób już za chwilę miał się znaleźć w samochodzie całkiem obcego mu mężczyzny, od którego miała teraz zależeć jego przyszłość. Nie miał nawet czasu, by przyzwyczaić się do tej myśli, ani tym bardziej nie pozostała mu żadna droga ucieczki...

— A gdyby tak... — wymamrotał pod nosem do samego siebie, z namysłem patrząc na uchylone okno w swoim pokoju, ale po chwili pokręcił głową.

Nie było zbyt wielkich szans na to, by udało mu się wymknąć przez okno na piętrze i niepostrzeżenie uciec z posiadłości... A nawet jeśli by się to udało, dokąd miałby pójść? Nie mógłby już wrócić do domu, a nie miał u kogo się zatrzymać. Choć ta opcja wydawała mu się bardziej kusząca niż małżeństwo z nieznajomym, wiedział, że jeśli w ogóle by mu się to udało, mogłoby się tylko gorzej dla niego skończyć...

Burknął pod nosem ciche przekleństwo, kończąc się pakować i ociągając się powoli ruszył w stronę salonu, w którym siedzieli jego rodzice wraz z jego przyszłym mężem. To było jedyne wyjście jakie w tym momencie miał i nieważne jak bardzo mu się to nie podobało, nie miał już żadnego wyboru. Starał się to jak najbardziej odwlec w czasie, mimo świadomości, że w końcu musiał zejść do salonu i udawać zadowolenie z powodu swojego ślubu.

Chociaż nie, tego nie miał zamiaru robić, niech ten cały Payne nie myśli, że mu się to podoba. Jeszcze będzie miał go dosyć i pożałuje swojej umowy z państwem Malik.

Z takim nastawieniem wreszcie zszedł na parter. Jego głowa była dumnie uniesiona, a z brązowych oczu błyskały pioruny, mimo że gdzieś pod warstwą jego wyniosłości krył się zwykły strach o to, co miało z nim dalej być. Nie miał pojęcia jak będzie traktował go jego przyszły mąż, ani nawet jaki on będzie.

Nienawidził go całym swoim sercem od chwili, w której dowiedział się, że miał wziąć z nim ślub za sporą kwotę przekazaną jego rodzicom... Był pewien, że jest on sporo starszym od niego, materialistycznym snobem, który myśli, że może robić co tylko mu się podoba. Pewnie miał piwny brzuszek, zakola i...

Zayn zamarł na moment, zauważając przed sobą wysportowanego szatyna w dobrze skrojonym, ciemnym garniturze. Ani trochę nie odpowiadał jego wyobrażeniu o mężczyźnie, który zapłacił za małżeństwo z nim...

Nie, to zdecydowanie nie mógł być on, musiał wysłać po niego jakiegoś pośrednika. Pewnie nawet nie raczył stawić się po niego osobiście, cholerny królewicz. Ciemnowłosy nieznacznie pokręcił głową, prychając pod nosem, co musiało zwrócić na niego uwagę matki.

— Oj, Zayn, nareszcie! Proszę wybaczyć, że trwało to tak długo, panie Payne — odezwała się pani Malik słodkim głosem gdy tylko zauważyła swojego syna w progu pomieszczenia. Wyraźnie przymilała się w stronę mężczyzny, którego Zayn zauważył chwilę wcześniej... Ciemnowłosy zmarszczył brwi, przyglądając mu się z podejrzliwością.

— Witaj, kochanie — odezwał się głębokim głosem szatyn z uprzejmym uśmiechem na twarzy i skinął w jego stronę. — Gotowy na nowy początek?

🌹🌹🌹

A Wy jesteście gotowi na nowy początek?

Wesołych Świąt wszystkim i happy birthday to Lou!
Z tych dwóch okazji zaczynamy nowe ff, tym razem Ziam, mam nadzieję, że wam się spodoba :>

Dopóki nie zrobię sobie większego zapasu rozdziałów będę je wrzucać raz w tygodniu, pewnie w czwartki (chyba że wolelibyście w inne dni). Nie wiem jeszcze ile będzie wszystkich rozdziałów, ale będą na pewno krótsze niż w RWI, więc może być ich też więcej.
Jakie na razie macie wrażenia co do tego ff? Czego po nim oczekujecie? Co chcielibyście tu znaleźć?

To chyba tyle z ogłoszeń parafialnych... Teraz powiedzcie mi jak spędzacie święta? Co fajnego dostaliście? Jakie macie swoje rodzinne tradycje związane ze świętami?

O i wszyscy którzy szukają świątecznego filmu, z takich LGBT mogę wam polecić The Christmas Setup i Happiest Season <33

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro