18.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Dlaczego nie powiedziałeś mi o swoich urodzinach? — zapytał Zayn, przerywając ciszę, jaka panowała między nimi przez ostatnie kilka minut od kiedy pożegnali się pod barem  z przyjaciółmi szatyna. Poszedł na to spotkanie myśląc, że po prostu chcą spędzić razem miło czas i dopiero od Louisa dowiedział się o okazji z jakiej się spotkali. Wcześniej Liam nie wspomniał o tym nawet słowem.

— Uznałem, że to nie jest zbyt ważne, od dawna nie lubię obchodzić swoich urodzin — odparł w odpowiedzi, wzruszając ramionami i zerkając na niego kątem oka. Chłopak widząc to od razu zrobił smutną minę.

— To jest bardzo ważne, teraz nie mam dla ciebie żadnego, nawet drobnego prezentu! Tak nie może być, musisz coś dostać — wymamrotał, wydymając wargi z niezadowoleniem i zastanawiając się jak to naprawić. Nie mógł pozwolić na to, żeby spędzili jego urodziny jak każdy zwyczajny dzień, przecież nie codziennie kończy się... Zaraz, właściwie ile lat miał Liam? Nie miał pojęcia, ale w każdym razie wiedział, że powinien zrobić cokolwiek bardziej wyjątkowego niż to, co robią na co dzień. Nie miał jednak zbyt wiele odpowiedzi na pytanie co mógł dla niego zrobić, miał zdecydowanie za mało czasu na przygotowanie czegoś specjalnego. Mógł się tylko skupić na drobnych przyjemnościach dla Liama do końca całego dnia. — Mmm chyba mam pomysł...

— To się nie skończy dobrze... Przypomnij mi, jak dużo wypiłeś kochanie? — Liam zaśmiał się pod nosem, widząc jak podekscytowany stał się jego mąż.

— Tylko odrobinkę, to nie ma znaczenia —odparł, przewracając oczami, a potem zatrzymał Liama i przysunął go blisko siebie. Zachichotał, widząc jak robi zdezorientowaną minę, ale zanim zdążył zapytać się go co robi, po prostu zamknął jego usta swoimi własnymi. 

Zaskoczony mężczyzna dopiero po chwili oddał jego pocałunek, uśmiechając się kiedy usłyszał jak Zayn cicho zamruczał w jego wargi. Nie był to dla nich pierwszy taki moment, ale poprzednich razów było na tyle mało, że każdy kolejny pocałunek był czymś wyjątkowym. Za każdym razem Zayn odczuwał to jako coś jeszcze przyjemniejszego, co miał ochotę jak najczęściej powtarzać. Nie wiedział czemu, ale teraz czuł, że to był zdecydowanie bardziej odpowiedni gest niż za pierwszym razem, kiedy ich usta zetknęły się tylko przez przypadek.

— Cudowny prezent, mógłbym dostawać takie częściej — wymamrotał Liam, kiedy wreszcie się od siebie oderwali. Jeszcze raz cmoknął krótko jego usta i delikatnie się uśmiechnął. — Widzisz? Żaden z nas nic nie stracił na tym, że nie powiedziałem ci o urodzinach wcześniej.

Zayn zachichotał cicho, a potem przewrócił oczami, cały czas upierając się przy tym, że powinien lepiej spędzić cały ten dzień. Był pewien, że kiedy to jego urodziny nadejdą, Liam postara się dla niego, by były jak najlepsze, więc czuł, że sam też powinien to odwzajemnić. Mógł chociaż raz zająć się mężem tak, jak on zajmuje się nim na co dzień. Zwłaszcza, że sam też mógł na tym skorzystać i dla niego mogło być to równie przyjemne.

Jeszcze raz złączył ich usta ze sobą, a potem złapał jego rękę i dalej ruszyli już ze splecionymi palcami. Obaj szeroko się uśmiechali i przez całą resztę drogi aż pod dom wesoło ze sobą rozmawiali. Zayn czuł się naprawdę dobrze, kiedy nie musiał przejmować się całym światem i mógł być po prostu chichoczącym bałaganem, tulącym się do boku Liama. Dopóki nie musiał, nie miał zamiaru się od niego odrywać, jego ciało sprawiało, że było mu przyjemnie cieplej.

W końcu jednak mężczyzna potrzebował się od niego uwolnić, by móc otworzyć drzwi, a kiedy z tego powodu się od niego odsunął, owiało go chłodne powietrze. Zadygotał na wietrze, czując jak przez jego ciało przeszedł zimny dreszcz.

— Poczekaj, kochanie, chodź do mnie — odezwał się Liam, zanim wyciągnął klucze do domu. Zayn zerknął na niego niepewnie, od razu poddając się jego ruchom, ale zastanawiając się co ma zamiar zrobić. Po chwili poczuł otulający go materiał ciepłej marynarki, nagrzanej przez ciało jego męża i muśnięcie jego ust na swoim policzku. — Tak powinno być lepiej.

— Dziękuję — wymamrotał cichutko, rumieniąc się delikatnie i już nie wspominając nic o tym, że przecież za chwilę i tak będą w ciepłym domu, więc nie potrzebuje więcej ogrzewania. Miło mu było mieć na sobie okrycie Liama, pachnące jego perfumami i prawie tak ciepłe jak on.

Po chwili jednak delikatnie pokręcił głową i zmarszczył brwi, analizując wszystko co sobie myślał przez cały ich wieczór. Czuł się przy mężu tak dobrze... Ale przecież tak nie powinno być, to było coś zupełnie nienaturalnego. Dlaczego myślał, że Liam jest miły i kochany? Czemu cieszył się z jego małych gestów i z bliskości? Naprawdę nie przeszkadzały mu już jego pocałunki? I to dziwne uczucie w dole brzucha za każdym razem, kiedy ich skóra się ze sobą zetknęła lub nawet gdy po prostu mężczyzna był wobec niego tak czarujący jak zazwyczaj...

To nie było w porządku. Zachowywali się jakby to, co było między nimi było prawdziwe; jakby od dawna byli kochającą się parą i wzięli ten ślub z miłości, a nie z przymusu. Przez cały czas Zayn nawet jeden raz nie pomyślał o tym, że tylko udaje...

Ale przecież dalej kochał Gigi i to do niej należało całe jego serce, prawda?

Gigi była jego jedyną prawdziwą miłością, a przez cały czas przy Liamie tylko udawał, by móc go zabić. Musiał o tym pamiętać, w końcu obiecał Gigi, że to zrobi, a niedługo mijało już pół roku od kiedy stał się panem Payne. Już dawno cały plan powinien być skończony... Musiał znaleźć kolejny sposób na morderstwo, który będzie bardziej skuteczny niż wszystkie poprzednie. Choćby miał codziennie gotować wszystkie posiłki (by dorzucać do nich różnego rodzaju trucizny), albo zmywać wszystkie podłogi (z nadzieją, że mężczyzna poślizgnie się na śliskiej powierzchni), musiał jakoś pozbyć się męża. Liam musiał umrzeć.

Z takim postanowieniem pożegnał się z mężczyzną i ruszył do swojej sypialni, nawet nie biorąc pod uwagę możliwości, że mógłby spędzić z nim jeszcze więcej czasu. To nie na tym powinien się skupiać, miał już chyba wystarczająco dużo jego zaufania i musiał wreszcie doprowadzić do końca kolejny punkt planu. Teraz już nie musiał aż tak bardzo udawać zakochanego i pozwalać na taką bliskość, jak do tej pory, przecież ani trochę tego nie chciał. To musiał być koniec jego zbyt dużego zaangażowania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro