2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Myślałem, że skoro miałeś wystarczająco pieniędzy na kupienie sobie niewolnika to stać cię też na dobrze urządzone mieszkanie, ale jednak żyjesz w zwykłej norze — rzucił kąśliwie Zayn, gdy tylko przekroczył próg swojego nowego domu. Ze złośliwą satysfakcją zauważył jak obejmujące go w pasie ramię męża lekko się spina. Mimo że szatyn starał się nie reagować na wszystkie jego słowa od kiedy opuścili urząd cywilny, chłopak widział, że nie jest mu to całkiem obojętne i z radością z tego korzystał.

— Nie jesteś moim niewolnikiem — mruknął pod nosem, puszczając jego talię i zostawiając go za sobą, kiedy ruszył w głąb domu, rzucając za sobą jeszcze: — Rozgość się, w końcu teraz to też twoja nora.

Zayn przez chwilę patrzył na jego plecy, obserwując jak znikał w innym pomieszczeniu, a potem niepewnie rozejrzał się dookoła. Czuł się nieco zagubiony w nowym miejscu, szczególnie, że jak na jego gust dom był dość spory. Był pewien, że nie ominie go gubienie się w różnych zakątkach tego budynku zanim wreszcie zdąży się nauczyć co gdzie jest. A na pewno będzie miał okazję to zrobić, skoro miał tu zamieszkać dopóki biznesmen nie będzie miał dość małżeństwa z nim... Miał nadzieję, że stanie się to jak najszybciej i już niedługo ich związek się zakończy. Wolał być tylko zachcianką dla Payne'a, zabawką, którą wyrzuci kiedy mu się znudzi, niż zostać zmuszonym do trwania przy jego boku przez kolejne lata. Nie chciał spędzić reszty swojego życia z osobą, której nawet nie musiał poznawać, by zdążyć ją znienawidzić.

Mimo to w tamtym momencie wolał się trzymać blisko niego niż samemu błądzić po jeszcze nieznanym sobie, sporym budynku, więc dość szybko ruszył w kierunku, w którym Liam poszedł chwilę wcześniej. Cały czas rozglądał się dookoła, starając się zapamiętać jak to wszystko wygląda, by jak najszybciej odnaleźć się w nowym domu i już nie potrzebować pomocy męża. Szybko zanotował w myślach, że musi przejść obok pomieszczenia, wyglądające przez szparę w drzwiach jak biuro Liama lub jego prywatna biblioteka, a potem minąć schody, by przejść od wejścia do kuchni, w której musiał znajdować się szatyn.

Ze zdziwieniem uniósł brwi, kiedy zobaczył, że mężczyzna pochyla się nad kuchennym blatem, przygotowując obiad dla siebie i swojego męża.

— Nie spodziewałem się, że umiesz gotować... Czyli jednak nie kupiłeś sobie męża, żebym był twoją kucharką — odezwał się Zayn, zaplatając ramiona na piersi i posyłając mu drwiące spojrzenie. Wciąż miał ochotę drażnić go, oczekując jakiejkolwiek reakcji, ale mężczyzna tylko wzruszył ramionami, nawet nie patrząc w jego stronę. 

— Jeśli chcesz się zająć obiadem, to proszę bardzo. Myślałem, że będziesz wolał najpierw rozejrzeć się po domu...

— Nie boisz się udostępniać całego domu nieznajomemu? Mogę tak po prostu chodzić sobie wszędzie i nie masz zamiaru mnie pilnować? — Ciemnowłosy uniósł brew, przyglądając mu się uważnie.

— Oczywiście, teraz to też twój dom, już to mówiłem. To wszystko jest do twojej dyspozycji... — Liam machnął ręką w nieokreślonym kierunku, a potem zawiesił głos, jakby przez moment się nad czymś wahał. Dopiero po chwili odezwał się znowu, tym razem nieco ciszej. — Wszystko oprócz jednego pokoju... Jest zamknięty na klucz, nie próbuj go otwierać, dobrze?

— Bo co? Jesteś seryjnym mordercą i trzymasz tam swoje ofiary? — zapytał wyraźnie rozbawiony, obserwując jak Liam przewrócił oczami i znów go ignorując, zajął się krojeniem warzyw. Prychnął pod nosem, niezadowolony, że szatyn zupełnie nie zwraca uwagi na kolejne zaczepki, mimo że wcześniej widział już u niego minimalne reakcje. Chciał, by mężczyzna jakoś mu odpowiedział, albo chociaż skrzywił się po jego słowach lub zrobił cokolwiek, co wskazywałoby na to, że faktycznie go słucha. Takie ignorowanie nie było dla niego przyjemnym uczuciem... — Ohh, już wiem, to jest twój czerwony pokój zabaw, tak? Jesteś jak Grey i nikt nie chciał zaakceptować twoich fetyszy, dlatego musiałeś zapłacić za ślub ze mną, biedaczek — odezwał się z teatralnym zmartwieniem i smutną miną, po chwili parskając śmiechem. Był przekonany, że tym razem uzyska jakiś odzew, ale nawet nie zarejestrował momentu, w którym Liam znalazł się tuż obok niego i uwięził pod ścianą, odgradzając go swoim ciałem od całej reszty pomieszczenia.

— Nie przesadzaj, kochanie, już wystarczająco dużo się wyzłośliwiałeś, lepiej nie testuj mojej cierpliwości... — Cichy ton mężczyzny zdawał się Zaynowi gorszy niż głośny krzyk. Zadrżał delikatnie, odrobinę przestraszony nagłą zmianą postawy Payne'a; nie tego oczekiwał w reakcji na swoje zachowanie. Liam spojrzał w jego oczy z powagą, jakby potrzebował upewnić się, że jego słowa dotarły do młodszego, a potem odsunął się od niego, wracając do krojonych chwilę wcześniej warzyw.

— Sam się na to skazałeś, podpisując tą umowę z rodzicami — stwierdził Zayn i posłał mu bezczelny uśmiech, odzyskując swoją pewność siebie, gdy tylko szatyn go puścił. Nie miał zamiaru dać mu się zastraszyć.

— Ty też się na to zgodziłeś, więc nie zachowuj się w ten sposób — odburknął Payne, wzdychając cicho.

— Co? Niby czemu myślisz, że się zgodziłem na tę chorą umowę?

— Tak mi powiedzieli twoi rodzice — wytłumaczył krótko i uniósł brew zaskoczony oburzonym tonem męża.

Zayn prychnął pod nosem, odwracając wzrok. Był coraz bardziej zawiedziony tym, jak potraktowała go najbliższa rodzina jaką miał i coraz bardziej nienawidził przez to ludzi takich jak oni. Trudno było mu zrozumieć jak komuś może tak bardzo zależeć na pieniądzach, mimo że posiada ich aż zbyt wiele. Naprawdę głupie zielone papierki są ważniejsze od własnego syna tak bardzo, że są w stanie okłamać parę osób byle tylko go sprzedać? Pieprzeni materialiści i cały ten obrzydliwy świat zakłamanych bogaczy...

— Nawet nie spytali się mnie o zdanie, dowiedziałem się dopiero chwilę przed tym jak zabrałeś mnie z domu — wymamrotał pod nosem, dalej przeklinając w myślach swoich rodziców.

Słysząc to Liam wypuścił ze świstem powietrze i przeczesał palcami swoje włosy, odkładając ściskany w dłoni nóż tuż obok pokrojonych warzyw.

— To całkiem zmienia postać rzeczy... — wyszeptał do siebie cicho, a potem podszedł bliżej Zayna i z westchnięciem poprawił kosmyk jego włosów, patrząc prosto w brązowe oczy. — Nie wiedziałem o tym, przepraszam. Nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać, Zee, jeśli chcesz możesz w każdej chwili wrócić do domu.

— Naprawdę? — zapytał z wahaniem w głosie, nie do końca mu wierząc.

— Oczywiście, mogę cię odwieźć nawet w tej chwili — zaoferował Liam. Mimo delikatnemu uśmiechowi na jego twarzy ciemnowłosy czuł, że tak naprawdę nie był zbyt chętny do odstawienia go do domu... — Chociaż osobiście nie sądzę, by dobre dla ciebie było mieszkanie z osobami, które cię ubezwłasnowolniły, nie szanują twojego zdania i które są w stanie sprzedać cię nieznajomemu... Zasługujesz na coś więcej — dodał ciszej, gładząc dłonią policzek stojącego przed nim chłopaka.

Przez plecy Zayna przemknął lekki dreszcz, a on sam przełknął ślinę i odrobinę odsunął się od szatyna. Niezbyt odpowiadała mu aż taka bliskość z kimś, kogo znał dopiero od kilku godzin i potrzebował przestrzeni, by móc na spokojnie to wszystko przemyśleć. Liam miał sporo racji, nie mógł być pewny, że kiedy wróci do domu rodzice znów go sprzedadzą i to komuś jeszcze gorszemu... Nie miał ochoty jednak zostawać u Payne'a zbyt długo, te parę chwil podczas których starał się być dla niego miły nie mogły sprawić, że zmieni swoje zdanie i że nagle magicznie go polubi. Wciąż go nienawidził  i zdecydowanie nie miał zamiaru u niego zostać. Nie, nawet nie było takiej opcji.

🌹🌹🌹

Wiem, że rozdział miał być w czwartek, ale wrzucę go dzisiaj z życzeniami z okazji nowego rokuuu

Mam nadzieję, że dla wszystkich ten rok będzie lepszy niż poprzednie, spełniajcie swoje marzenia i pamiętajcie że jesteście piękni, cudowni i dacie radę zrobić wszystko czego tylko chcecie <333

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro