3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po pierwszym tygodniu mieszkania u Liama powoli zaczynał orientować się w układzie pomieszczeń, ale wciąż zdarzało się, że zwyczajnie się gubił.

— Ugh, przecież to musiało być tutaj, jestem pewien, że dokładnie tędy szedłem, to powinny być te drzwi — wymamrotał do siebie, zaciskając palce na klamce jednego z pokoi i rozglądając się po jego wnętrzu. W środku jednak zamiast jego rzeczy stało tylko puste łóżko i drewniana szafa pod ścianą; znów musiał trafić do jednego z pokoi gościnnych. Do tego momentu był przekonany, że już udało mu się zapamiętać drogę do sypialni, którą udostępnił mu Liam, kiedy nie zgodził się spać razem z nim w jego łóżku. Wyglądało na to, że jednak się mylił. — A może to te kolejne...?

Ciemnowłosy zerknął na ciemne drzwi tuż obok i podszedł do nich zaraz po zamknięciu pokoju gościnnego. Nacisnął srebrną klamkę, chcąc zajrzeć do pomieszczenia i upewnić się czy to na pewno nie jego pokój, ale ku jego zaskoczeniu drzwi wcale się nie otworzyły. W konsternacji zmarszczył brwi, uważnie przyglądając się prawie czarnemu drewnu. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to musiał być właśnie ten pokój, o którym mówił mu jego mąż parę dni wcześniej. Spomiędzy malinowych warg wydobyło się rozbawione prychnięcie, gdy przypomniał sobie o swojej teorii ze znajdującym się w środku czerwonym pokojem. Nie wiedział, czy była prawdziwa, ale miał ogromną ochotę się tego dowiedzieć. Musiał sprawdzić co było w pokoju, do którego zabronił mu zaglądać Liam, nie obchodziło go to, że szatyn tego nie chciał. Został u niego tylko do momentu kiedy będzie miał inne wyjście i nawet jeśli mężczyzna starał się nie dawać mu do tego powodów, Zayn wciąż go nienawidził. Czemu miałby się go w takim razie słuchać? Przecież jak sam mówił to też jego dom, przynajmniej chwilowo, więc czemu ktokolwiek miałby zabronić mu wchodzenia do któregoś z pokoi? Musiał tylko znaleźć klucz...

— Zee, gdzie jesteś? — Z parteru rozbrzmiał głęboki głos Liama, odrobinę zaskakując Zayna, który spiął się trochę przestraszony. Zanim jednak zdążył mu cokolwiek odpowiedzieć usłyszał zbliżające się do niego kroki i szatyn pojawił się na końcu korytarza, uśmiechając się delikatnie zaraz po tym jak go zobaczył. Przez ułamek sekundy przez jego twarz przemknął trudny do zidentyfikowania grymas, kiedy jego spojrzenie padło na drzwi, obok których stał chłopak, ale jego mina szybko wróciła do ciepłego uśmiechu. — Hej, co tutaj robisz? Znowu się zgubiłeś?

— Wcale nie, po prostu tędy przechodziłem.

— Oczywiście, kochanie... — odpowiedział rozbawiony, wyraźnie mu nie wierząc. Zayn prychnął z niezadowoleniem, przewracając oczami na cichy śmiech męża. Irytujący. Jak on ma z nim wytrzymać? Czemu w ogóle zgodził się zostać? — Zrobiłem ci herbatę, mówiłeś, że zawsze pijesz ją przed snem, prawda? Chodź zanim ci ostygnie.

Ciemne rzęsy zatrzepotały, gdy chłopak zamrugał zaskoczony. Nie sądził, że Liam to zapamięta, ani tym bardziej, że sam będzie robił mu jego ulubiony napój... To było trochę przerażające, czy on pamięta wszystkie takie informacje o nim? Dla Zayna brzmiało to trochę dziwnie, po tygodniu mężczyzna wiedział o nim więcej niż jego własna rodzina... Czy on jest jakimś stalkerem? To dlatego nikt nie chciał z nim być i musiał zapłacić za ślub z nim? A co jeśli zrobił mu tą herbatę tylko po to, żeby dosypać mu do niej czegoś?

Chłopak zagryzł wargę, zaczynając się odrobinę stresować pod naporem kolejnych myśli, ale wizja wypicia gorącej herbaty wygrała z jego obawami. Cicho podziękował mężowi, a potem odtrąciwszy wyciągnięte przez niego ramię, ruszył w kierunku, w którym wydawało mu się, że powinna znajdować się kuchnia. Słyszał, że Liam cały czas szedł za nim, ale nie obrócił się w jego stronę ani razu dopóki nie znalazł się przy swojej herbacie.

Kiedy chwycił w dłonie duży kubek na jego twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech. Ciepła porcelana przyjemnie grzała jego ręce, a charakterystyczny zapach herbaty narobił mu jeszcze większej ochoty na ten napój. Z zadowoleniem upił łyk, zerkając nad kubkiem na szatyna, który dość szybko znalazł się obok niego.

— Smakuje? — zapytał mężczyzna, lekko unosząc kącik ust. Zayn kiwnął głową, krótko się do niego uśmiechając, a potem wrócił do picia, ignorując wciąż utkwiony w nim uważny wzrok ciemnych tęczówek. Nie chciał pokazywać jaką przyjemność sprawił mu ten gest, ani nie miał ochoty próbować z nim rozmawiać, herbata była zdecydowanie ważniejsza niż jakieś głupie rozmowy.

— Ugh, o co chodzi? — odezwał się jednak po chwili, czując się odrobinę niezręcznie przez to, że Liam wciąż się na niego patrzył. To odbierało mu część przyjemności płynącej z picia gorącego, słodko-gorzkiego napoju.

— Nic, po prostu pięknie wyglądasz... — wymamrotał cicho, wzruszając ramionami i dalej nie spuszczając z niego swojego spojrzenia.

— Wiem — odparł krótko Zayn i prychnął, jakby Liam powiedział właśnie najbardziej oczywistą rzecz na świecie. — Zawsze jestem piękny, ale nie patrzysz się tak na mnie cały czas... Nie chodzi tylko o to, mam rację? Czegoś ode mnie chcesz?

Mina, jaką zrobił szatyn po jego słowach tylko utwierdziła go w tym przekonaniu. Zaśmiał się pod nosem, znów mocząc wargi w swojej herbacie i czekając na wytłumaczenie.

— W sobotę jest organizowany bal charytatywny w firmie jednego z moich znajomych... Nalegał, żebym przeszedł na niego ze swoim mężem, więc jeśli tylko chcesz... — rzucił tonem sugerującym mu, że liczy na jego zgodę i przyjrzał mu się z uniesioną brwią. — Co ty na to, kochanie?

— Nie mam zamiaru chodzić na żadne idiotyczne imprezy bogatych, materialistycznych dupków, tym bardziej jako twój partner — odmówił od razu, krzywiąc się na wspomnienie podobnych bali, na jakie kiedyś zabierali go jego rodzice. Na początku fascynowały go piękne stroje kobiet i mężczyzn, znajdujących się na balu, ale z czasem zaczął zauważać jak sztuczni wszyscy tam byli, a atmosfera stała się dla niego nie do zniesienia. Jeśli znów mialby słuchać jak ludzie bez przerwy obgadują siebie nawzajem i jeszcze przy tym udawać kochającego męża, to z pewnością by tam bardzo szybko oszalał. Okropna perspektywa.

— Jak uważasz, równie dobrze możesz zostać sam w domu — odpowiedział spokojnie Liam, a potem westchnął i odwrócił wzrok, wyglądając Zaynowi na niezadowolonego z jego decyzji.

W pomieszczeniu zapadła nieprzyjemna cisza, a ciemnowłosy dalej pił herbatę, obserwując jak mężczyzna robi jeszcze jedną dla siebie. Zaczął zastanawiać się czy zostanie w domu to na pewno lepsze rozwiązanie, nie chciał spędzać całego czasu w zamknięciu, szczególnie jeśli miał zostać całkiem sam. Samotność miała swoje plusy, ale wolał mieć możliwość porozmawiania z kimkolwiek, nawet jeśli miałby to być znienawidzony przez niego Payne. Wyjście z nim na ten bal byłoby najprostszą drogą do kontaktu z innymi ludźmi... I może uda mu się jakoś ośmieszyć Liama przed jego znajomymi? W końcu chciał mu dokuczać dopóki nie będzie miał go dosyć...

— Ugh... Powiedz, że przynajmniej będzie tam darmowy alkohol? — odezwał się po chwili, ulegając mężowi. Prychnął cichutko z oburzeniem, gdy usłyszał jego dźwięczny śmiech, ale nie potrafił powstrzymać delikatnego uśmiechu, cisnącego mu się na usta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro