7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mały szklany flakonik ciążył Zaynowi w kieszeni, od kiedy chłopak wrócił do domu męża. Mimo że nie ważył zbyt dużo, dla niego sprawiał wrażenie zdecydowanie zbyt ciężkiego, by mógł przestać o nim myśleć. W kółko analizował całe spotkanie - każde pojedyncze słowo Gigi i to, jak obiecał jej, że zrobi wszystko dokładnie tak jak mu kazała.

Znów czuł gdzieś głęboko, że przecież taki nie jest i nie powinien się na to zgadzać, ale tak samo jak wcześniej odgradzał go od tego gruby mur, starając się wyciszyć nie dającą mu spokoju myśl. Kusiła go wizja spokojnego życia z Gigi u boku, gdyby faktycznie mieli uciec z miasta z pieniędzmi Payne'a, ale nie był do końca pewien, czy powinien robić to Liamowi, szczególnie kiedy w grę wchodziło teraz znacznie więcej niż tylko część jego majątku. Tak, wykupił go od rodziców, zabierając mu tym jego całe dotychczasowe życie i to bez jego zgody, ale w gruncie rzeczy od kiedy mieszkali razem szatyn wcale nie był taki zły... Był jednak przekonany, że nie będzie w stanie wybaczyć mu tego, że na początku traktował go jak przedmiot, z którym może zrobić co tylko chce. Nie wybaczy mu zabrania go z domu wbrew jego woli, ani tak wielkiej zmiany jego życia, to wszystko nie powinno się stać. Przed pojawieniem się Liama było mu całkiem dobrze, więc po jego zniknięciu też na pewno będzie tylko lepiej.

Wyciągnął z kieszeni zieloną fiolkę otrzymaną od Gigi i jeszcze przez chwilę się jej przyglądał, przekładając ją między swoimi palcami. Nie potrzebował już zbyt wiele czasu, by podjąć ostateczną decyzję.

— Skarbie? — zawołał, przeciągając przy tym końcówkę wyrazu. Powoli zszedł na parter z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy i rozejrzał się, szukając gdzie znajdował się jego mąż. Już otwierał usta, by zawołać go jeszcze raz, ale w tym momencie zobaczył jak drzwi wejściowe się otwierają i do domu wchodzi szatyn z telefonem przy uchu. Zagryzł wargę i chciał się po cichu wycofać do kuchni, jednak zanim mu się to udało Liam zdążył go zauważyć.

— Muszę już kończyć, Lou... Oczywiście, zapytam go. Mhm, dobrze, do zobaczenia — wymamrotał mężczyzna do słuchawki, a potem szybko się rozłączył i zwrócił się do ciemnowłosego. — "Skarbie"? Podoba mi się... — stwierdził, puszczając mu oczko i uśmiechnął się szeroko, gdy zobaczył, że Zayn odrobinę się zawstydził. — Coś się stało, że mnie wołałeś?

— Um, nie, po prostu chciałem zrobić nam obiad i zastanawiałem się na co masz ochotę — wytłumaczył się cicho, delikatnie drapiąc się po karku. Buteleczka w jego kieszeni zrobiła się wydawała mi się stawać coraz cięższa pod uważnym spojrzeniem Liama, a rytm jego serca zdecydowanie przyspieszył. Miał ochotę jak najszybciej uciec do kuchni i wszystko skończyć, ale najpierw musiał poczekać na odpowiedź męża.

— Oh, dziękuję, że o to dbasz, kochanie, ale nie musisz dzisiaj nic gotować. Właśnie miałem cię zapytać, czy chcesz pójść ze mną na obiad z moimi przyjaciółmi... — Szatyn zawiesił głos, wpatrując się w niego pytająco z nadzieją, że Zayn się na to zgodzi.

W pierwszej reakcji zdezorientowany chłopak szybko zamrugał oczami i rozchylił wargi, nie spodziewając się takiego rozwiązania. Propozycja Liama psuła mu cały plan, jaki wreszcie postanowił wprowadzić w życie. Musiał się wycofać i zorganizować to kiedy indziej, a wiedział, że im dłużej będzie wszystko przeciągać, tym więcej może się pojawić u niego wątpliwości. Nie mógł na to pozwolić, musiał jak najszybciej załatwić całą sprawę...

— Nie można przełożyć tego na inny dzień? — burknął do siebie pod nosem, niezbyt zadowolony zmianą planów. Nie miał zamiaru powiedzieć tego na tyle głośno, by mężczyzna mógł to usłyszeć, domyślając się, że pewnie nabrałby wtedy podejrzeń, ale mina jaką zrobił świadczyła o tym, że najwyraźniej nie był wystarczająco cicho. Szatyn zmarszczył brwi, przyglądając mu się badawczo.

— O co chodzi, Zee? Boisz się spotkać moich przyjaciół? — zapytał ostrożnie, a potem posłał mu kojący uśmiech. — Spokojnie, oni nie gryzą, naprawdę. Chcieli cię poznać, ale jeśli ty nie chcesz, to mogę pójść sam, przecież nikt cię nie zmusza, żebyś szedł ze mną.

Ciemnowłosy cicho odetchnął z ulgą, ciesząc się, że może się z tego szybko wykręcić i mieć spokój od męża. Zanim jednak odpowiedział mu, że woli zostać sam w domu, wróciło do niego wspomnienie z rozmowy z Gigi...

Zachowuj się jak kochający mąż, o jakim marzył. Musisz zdobyć jego zaufanie, Zayney...

— Uh, jasne, że z tobą pójdę... I wcale się nie boję, po prostu lubię gotować i chciałem sam zrobić nam jedzenie — wytłumaczył się szybko i prychnął pod nosem, jakby było to tak oczywiste, że Liam nie powinien mieć w ogóle żadnych wątpliwości. Miał nadzieję, że nie będzie się więcej o nic dopytywał i przyjmie taką wersję; nie mógł zbyt długo wykręcać się od odpowiedzi.

— Oczywiście, że o to chodziło — rzucił pobłażliwie, a kąciki jego ust lekko zadrżały. Ciemnowłosy przewrócił oczami, sprawiając, że ciężko było mu powstrzymać cichy śmiech. — No dobrze, księżniczko, następnym razem zaprosimy ich tutaj, żebyś mógł sam przygotować nam obiad, ale dzisiaj zjemy w restauracji Harry'ego, zgoda?

— Mhm, dobrze — wymamrotał cichą zgodę, ignorując określenie jakiego - ku jego niezadowoleniu - Liam dalej używał. — Kiedy chcesz wyjść? Daleko jest ta restauracja?

— Nie, w zasadzie jest tuż za rogiem. Możemy tam przyjść w każdej chwili, więc mamy tyle czasu ile tylko potrzebujemy. Jeśli chcesz, możesz się stroić do woli — odparł, żartobliwie do niego mrugając i Zayn był pewien, że ledwo powstrzymał się od dodania po raz kolejny tego idiotycznego przezwiska. Miał ochotę znów przewrócić oczami i powiedzieć mu, żeby przestał tyle żartować, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język i wymusił słodki uśmiech na twarzy.

— Oczywiście, że chcę, przy twoim boku muszę wyglądać olśniewająco, choć pewnie i tak ci nie dorównam, skarbie — wymruczał kokieteryjnie, zerkając na niego spod rzęs, a potem szybko wycofał się w stronę swojej sypialni, zanim mężczyzna zdążył zareagować na jego słowa. Nie chciał, by zobaczył rumieńce na jego twarzy i to jak zawstydzony był swoim własnym zachowaniem; właściwie nie wierzył w to, że naprawdę to powiedział. Miał coraz większą nadzieję, że będzie mógł skończyć to wszystko jak najszybciej, ani trochę nie podobało mu się robienie z siebie głupka w ten sposób. Tym razem razem udało mu się jeszcze szybko uciec i oszczędzić sobie dalszego udawania, ale co miałby zrobić w innych okolicznościach, jak chociażby na obiedzie z przyjaciółmi męża? — Po co ja się na to zgodziłem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro