8.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy przeszli przez próg pięknie urządzonej restauracji Harry'ego, Zayn całym swoim sercem żałował, że nie udało mu się znaleźć wcześniej żadnej drogi ucieczki. To nie tak, że bał się przyjaciół Liama lub tego, czy go zaakceptują; na tym ani trochę mu nie zależało. Niech sobie myślą co chcą, dopóki nie zaczną zauważać tego jak bardzo nie ma ochoty udawać kochającego męża. Cały czas miał z tym spory problem, a tutaj będzie mu trudniej uciec i ominąć niewygodny temat, gdyby się jakiś pojawił...

— Wszystko w porządku, kochanie? Jesteś jakiś nieobecny... — zapytał szeptem szatyn, lekko ściskając mniejszą dłoń, którą trzymał przez sporą część drogi.

— Jest okej, nie martw się o mnie— wymamrotał cicho, próbując uciąć jego dopytywanie zanim nawet na dobre się zaczęło. Liam był ostatnią osobą z jaką chciał dzielić się swoimi rozmyślaniami, nie mógł dowiedzieć się o jego zamiarach, ani o dalszym planie Gigi. Wtedy to wszystko nie miałoby szans na powodzenie i całkiem straciłoby sens.

— Naturalnie... — szepnął z wyraźnym powątpiewaniem w głosie, ale nie wyglądał, jakby miał zamiar się kłócić albo dopytywać o coś więcej; na pewno nie w samym środku restauracji jego przyjaciela i na pewno nie kiedy właśnie zauważył jednego z nich przed sobą.

— Czemu nie wspomniałeś, że ten twój mąż jest tak zabójczo piękny? — rzucił niższy szatyn zamiast przywitania, kiedy tylko znalazł się w wystarczającej odległości, by mogli go usłyszeć, a później puścił Zaynowi oczko, tym razem zwracając się do niego: — Hej śliczny, jestem Louis, chciałbyś może-...

— Nie podrywaj mojego męża, nie wystarczy ci twój chłopak? — przerwał mu Liam, zaborczo przyciągając ciemnowłosego do swojego boku i posyłając przyjacielowi spojrzenie spod zmrużonych powiek. Zayn wymusił chichot i wtulił się w niego, opierając głowę na jego ramieniu. Niezbyt spodobało mu się ich zachowanie, ale przecież nie mógł odepchnąć męża i powiedzieć mu, żeby nie zachowywał się jakby naprawdę byli parą. Po prostu udał, że też go to śmieszy, ale nie powstrzymał się przed zlustrowaniem Louisa krytycznym wzrokiem.

— Żartuję przecież, nie patrzcie tak na mnie! I nie mów mu o tym, Lima, nie o wszystkich żartach musi wiedzieć — zastrzegł szybko, uśmiechając się do nich z rozbawieniem. — Zaraz powinien do nas dołączyć, chciał tylko dokończyć jeszcze coś w kuchni, więc jeszcze przez chwilę jesteście skazani tylko na mnie... To co teraz? Siadamy tam gdzie zawsze i czekamy na Hazzę z jego popisowym daniem?

— Oczywiście, prowadź. — Liam skinął głową w jego stronę, a potem wszyscy razem ruszyli w głąb restauracji.

Zayn po cichu obserwował cały lokal i przekomarzających się ze sobą przyjaciół. Nie miał ochoty zbyt dużo się odzywać, Louis mówił na tyle dużo, że nawet gdyby chciał, miałby problem z wtrąceniem czegokolwiek od siebie. Ciemnowłosemu wystarczyło, że mógł ich słuchać i przyglądać się temu, jak zorganizowana była restauracja drugiego z przyjaciół jego męża. Przez moment miał wrażenie, że gdzieś pomiędzy gośćmi przemknęła znajoma mu twarz, ale kiedy jeszcze raz spojrzał w to samo miejsce, wszyscy wydawali mu się równie obcy. Nieznacznie wzruszył ramionami i dalej przesuwał wzrokiem po kolejnych osobach oraz rozmaitych daniach, ułożonych na stolikach przed nimi. Próbował zgadywać co znajdowało się na czyim talerzu i z czego było przyrządzone, ale dosyć szybko z tego zrezygnował, wiedząc, że i tak nie będzie miał jak sprawdzić swoich przypuszczeń. Musiałby zapytać o to kogoś, kto zna wszystkie te przepisy, a ten cały Harold dalej do nich nie dołączył.

— Coś długo nie ma Hazzy... Pójdę sprawdzić co u niego, za moment go przyprowadzę — odezwał się po jakimś czasie Louis, tak samo jak on zauważając, że chłopak powinien już dawno pojawić się przy ich stoliku. Wstał ze swojego krzesła i już po chwili Liam oraz Zayn zostali tylko we dwójkę.

— Jakoś cicho dzisiaj jesteś, kochanie... Jak się czujesz? — zapytał szatyn, gdy tylko jego przyjaciel od nich odszedł. Zmarszczył brwi i ostrożnie poprawił kosmyk jego włosów, ze zmartwieniem wpatrując się w brązowe oczy.

— Um, nie jest źle, po prostu trochę boli mnie głowa — skłamał chłopak, wymuszając smutny grymas na twarzy.

— Mogę ci jakoś pomóc? Potrzebujesz jakichś leków przeciwbólowych, świeżego powietrza albo-...

— Tak, tak, myślę, że świeże powietrze mi pomoże — przerwał mu, uśmiechając się chyba nieco zbyt szybko. Kątem oka zauważył, że niższy szatyn idzie w ich stronę z wysokim mężczyzną o kasztanowych lokach, więc miał sporą szansę na zatrzymanie przez nich Liama, by nie poszedł za nim. Jeśli Louis i Harry go zajmą, Zayn wreszcie będzie mógł mieć chwilę spokoju, wolną od udawania, że naprawdę chce tam być. — Wyjdę na chwilę na dwór, zaraz do was wrócę, a na razie zajmijcie się sobą, nie będę wam przeszkadzać.

Niewiele myśląc odsunął krzesło i wstał od stolika, by oddalić się od męża oraz jego przyjaciół, dość szybko znajdując się dzięki temu na zewnątrz. Dopiero tam mógł spokojnie odetchnąć. Oparł się plecami o ścianę restauracji i przymknął oczy, nabierając świeżego powietrza do płuc. Tak, w tym miejscu było mu dużo lepiej niż przy pozostałych mężczyznach i wolał spędzić resztę wieczoru na chłodzie niż z nimi.

Przez moment nawet przemknęła mu myśl, że mógłby zostawić tu Liama, a samemu od niego uciec i wyjechać z miasta z Gigi najlepiej zabierając część jego pieniądzy, podobnie jak było w pierwszym planie dziewczyny... Wiedział jednak, że to było jeszcze za wcześnie i nie miało prawa się udać. Zresztą z tego co pamiętał następnego ranka blondynka miała znów gdzieś wyjechać i mimo że nie powiedziała mu dokąd, domyślał się, że na swoim wyjeździe miała ważniejsze sprawy niż nagła, niezorganizowana ucieczka z Zaynem i ukrywanie się przed jego mężem... Westchnął cicho, po raz kolejny uświadamiając sobie, że musi jeszcze trochę wytrwać przy boku Liama zanim wreszcie będzie mógł robić to, na co naprawdę ma ochotę. Musiał postępować zgodnie z planem.

Zagryzł wargę, zastanawiając się jak może najszybciej zrealizować kolejny punkt na jego drodze do wolności. Potrzebował znaleźć kogoś, kto załatwi mu alibi i w razie jakichkolwiek wątpliwości, pozwoli wykluczyć go z grona podejrzanych...

Kiedy tuż przed sobą zobaczył dokładnie tą samą osobę, która już wcześniej rzuciła mu się w oczy wśród gości, na jego twarzy pojawiła się zadowolona mina. Jednak miał rację, że go tam widział, nie mógł pomylić tej tlenionej blond czupryny z nikim innym. Poczekał chwilę aż chłopak wreszcie bardziej zbliży się do niego, po tym jak wyszedł z restauracji, a gdy wreszcie znalazł się w wystarczającej odległości ciemnowłosy wyszedł z cienia i uśmiechnął się do niego przyjaźnie.

— Niall? Pamiętasz mnie jeszcze?

🌹🌹🌹

Hejooo, co tam u was, bąbelki?

Ostatnio trochę gorzej mi się pisze to ff, ale mamy jeszcze masę rozdziałów zapasu, więc nie musicie się martwić, że zaraz się skończy... Jak już zdam najbliższe egzaminy to postaram się bardziej do tego usiąść, obiecuję *pinky promise*

O i wszystkiego niebieskiego z okazji święta mojego harcerskiego środowiska :DD
10.2 💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro