Rozdział Dziesiąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Znów ujrzałam salon w domu państwa Grancy. Znów byłam w tym piekle.

Szybko się ogarnęłam, po czym podniosłam się na równe nogi trzymając klucz. To było niemal jak hasło na rozpoczęcie koszmaru, kiedy niespodziewanie z podłogi zaczęły wysuwać się ręce. Były to dłonie różnej płci, różnego wieku, a nawet różnego koloru.

Z trudem przebiegłam przez salon nie potykając się o wyrastające z podłogi dłonie. Dobiegłam do szafy i wsunęłam klucz. Serce zabiło mi szybko kiedy usłyszałam dźwięk otwierania. Szybko nie interesując się tym co może dziać się za moimi plecami otworzyłam na szerokość drzwiczki drewnianego mebla.

Moim oczom ukazała się książka w czarnej oprawie średniej grubości, która natychmiast chwyciłam w dłonie. Nie powiem zdziwiło mnie fakt iż pomimo swojej grubości, książka wydawała się być niemal leciutka jak piórko.

Nagle poczułam jak coś łapie mnie mocno za gardło i rzuca kilka metrów dalej, przez co upadłam z mocnym hukiem na ziemię pod stary telewizor. Pomimo bólu, wciąż trzymałam księgę. Spojrzałam w kierunku z, którego poleciałam. Przede mną parę metrów dalej stała postać ubrana w męską luźną koszulkę w kolorze szarości i dresach. Wokół jego bioder znajdował się zaplamiony czerwienią fartuch podobny do tego, który noszą rzeźnicy.

Jego włosy w kolorze ciemnego blondu, niechlujnie roztrzepane opadały na trupiobladą twarz postaci. Z wielkim trudem udało mi się zorientować w tym kogo widziałam przed sobą.

— Daniel... — cicho wykrztusiłam wpatrując się w czarne jak węgle oczy mężczyzny, który zamordował całą swoją rodzinę.

Postać przekrzywiła nienaturalnie głowę, zupełnie jakby zaintrygowała się się mną. Ale pomimo wszystko nie ruszył się w moim kierunku. Poczułam okropny ból, kiedy jakaś nieznana siła bardzo boleśnie wyrwała księgę mężczyzny z moich rąk, rzucając ją w kąt salonu.

Podniosłam się powoli z podłogi utrzymując kontakt wzrokowy z mordercą. To były chwilę, ponieważ nie udało mi się na długo ustać. Ponownie ta nadnaturalna siła złapała mnie unosząc parę centymetrów w górę i rzucając mnie na stolik do kawy obok starego fotelu, który pękł pod mocą uderzenia. Syknęłam zerkając na otoczenie i zauważając drobne kawałki szkła, które wbiły mi się dłoń.

Daniel wykonał powolny krok w kierunku księgi kompletnie tracąc mną jakiekolwiek zainteresowanie. Nie spieszył się, a wręcz przeciwnie. Wyglądało to jakby troszkę liczył na to że się podniosę, a on sam był pewny swego zwycięstwa.

Nie byłam w stanie cokolwiek zrobić. Zbyt duży ból odczuwałam po uderzeniu o mebel i z wielkim trudem próbowałam bezskutecznego podniesienia się.

Niespodziewanie przez myśl przeszły mi jak muzyka słowa wypowiedziane podczas wizji przez Rebeccę. Nie powiedziała tego tak po prostu, to nie była zagadka. Dostrzegłam że Daniel jest coraz bliżej księgi, przez co przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze.

— Dzieło diabła zniknij stąd. Opuść świat ludzki uciekaj stąd. Stań w płomieniach nieba i wróć do swojego właściciela. — zaczęłam szybko recytować wypowiedziane w trakcie wizji słowa mojej krewnej uważnie wbijając spojrzenie swoich zielonych tęczówek w księgę.

Wtedy to był moment. Nim Daniel zdążył dotrzeć do księgi, ta jakby polana benzyną może nawet alkoholem z stanęła w mocnych płomieniach. Nie był to jednak ogień, który można skojarzyć sobie z filmów. Nie był pomarańczowy, skąpany czerwienią. Wręcz przeciwnie, księga płonęła w niebieskim, połączonym z delikatną bielą ogniem. Czułam niespotykane ciepło, które niszczyło nadnaturalny chłód wywołany obecnością demona.

Wpatrywałam się w księgę, która pod wpływem ognia niemal jak kwas doprowadziła Daniela do wrzasku. Nie był to męski krzyk, nawet nie był wydawał się należeć do jednej osoby. Przez usta Daniela wyszła masa różnych głosów o nienaturalnym dźwięku. Aż bolał mnie fakt że nie mogłam zasłonić dłońmi uszu.

Ciało Daniela zaczęło czernieć od strony rąk, zaś jego oczy zaciemniły się do tego stopnia że nie można było nie dostrzec się białek oczu. Niczym niewidzialnym nożem na jego szyi pojawiło się zacieńcie zupełnie jakby sam diabeł podcinał mu gardło. Z ust zaczęła wypływać czarna substancja o podobnej do krwi konsystencji. Odruch wymiotny gwarantowany.

Kiedy tylko po księdze zostały szczątki ogień powrócił do naturalnego płomiennego koloru, po czym zaczął się rozprzestrzeniać. Ciało Daniela, zaś zmieniło się w proch. Od razu przez myśl przeszła mi para rówieśników znajdujących się na piętrze domu.

— MELANIE! UCIEKAJCIE! — zakaszlałam, kiedy coraz więcej dymu dotarło do mnie.

Wiedziałam że jeśli Alexander znalazł Lucy to dziewczyna była już bezpieczna. Czego niestety nie dało się powiedzieć o naszej reszcie.

Ogień rozprzestrzeniał się tragicznie szybko, a ja straciłam jakiekolwiek pole widoku. Słyszałam kroki, krzyki przyjaciół. Łapiąc resztki sił podniosłam się z drewnianej podłogi ignorując ból i wbijające się w moje ręce szkło. Niestety było już za późno na wyjście głównymi drzwiami, a ogień zaczął docierać do schodów.

Przypomniałam sobie o tylnym wyjściu prowadzącym przez kuchnie. Pamiętam nawet jak wracając z naszego pierwszego spotkania z tym domem Victor rzucił się na drzwi wyważając je tłumacząc się tym że odbierały mu jego zajebistość. Wtedy dostał podwójny ochrzan od córki koronera oraz od brata, przez co powrót do kościoła młodszy Stone przejechał w milczeniu.

Ruszyłam kulejąc w kierunku wspomnianego przejścia. Nie miałam wiele czasu, musiałam opuścić ten dom. Teraz!

Zdążyłam tylko dotrzeć do progu domu, kiedy obraz zaczął mi się zamazywać. Na nic było świeże powietrze, które delikatnie mnie łaskotało w przejściu. Zachwiałam się do przodu upadając na piaszczysty teren nie mając już żadnej siły na podniesienie się. W końcu jednak straciłam świadomość słysząc jedynie stłumione dźwięki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro