Rozdział Pierwszy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od mojego wyjścia z szpitala nie minęło dużo czasu. Może tydzień, bądź dwa? Nie wiem jakoś nie liczyłam. Większość tego czasu spędziłam w domu w towarzystwie Lucienne oraz Margaret, kiedy wracała z nie była w pracy. W przerwach od nich odwiedzali mnie przyjaciele czasem nawet przemycając dla mnie pyszności z Sweet Blood. Nie były to może śniadania ani posiłki obiadowe, ale ciasta, babeczki oraz inne smakołyki, za które doktor Berkley by złożyła mi mocne reprymendy. Jednak każde męki, kiedyś się kończą i otrzymujemy po nich nagrodę.

Nadszedł dzień kiedy moja szpitalna dieta dobiegła końca, a Margaret sama zaproponowała mi, abym wyszła na obiad do baru. Nigdy nie sądziłam że tak ucieszę się na myśl o wyjściu z domu.

Kiedy weszłam do środka baru od razu poczułam ten sam smakowity zapach, który poznałam podczas mojego pierwszego pobytu tutaj. Sam wystrój nie zmienił się i wszystko było takie same, co troszkę mnie zdziwiło zwłaszcza że młoda Crane wspominała że ostatnio to miejsce miało małą awarię w kuchni.

— Scar!— radosny głos mojej rówieśniczki, sprawił iż spojrzałam w stronę dźwięku.

Była tam. Jak zawsze siedziała w przy naszym stoliku w towarzystwie braci Stone. Ubrana w łososiowy sweter i związane w kucyk ciemne włosy idealnie pasowały do delikatnego makijażu na twarzy. Podeszłam do nich biorąc z blatu menu baru.

— Widzę że wybawicielka w końcu postanowiła wrócić w nasze szeregi.— parsknął rozbawiony młodszy Stone maczając łyżeczkę w pucharku z lodami. — Gotowa ocalić świat?

Przekręciłam oczami z rozbawieniem siadając obok Alexandra. Nie znosiłam jak mnie tak nazywał, ale doszłam do wniosku że im częściej mu to mówię tym on tego używa.

— Gotowa jestem coś zjeść. Mam dość zdrowej kuchni.— mruknęłam otwierając czarne menu i analizując jego treść.

— Aż tak fatalnie?

— Nie byłoby tak źle, nie gotowała co drugi dzień tego samego. Nigdy więcej wegańskiej pomidorowej — westchnęłam zanurzając swoje spojrzenie w karcie dań, na co córka koronera wybuchła śmiechem.

Parę chwil później przyszła kelnerka na zebranie zamówienia. Nie chcąc zbyt długo czekać postanowiłam na tosty z mozzarellą i pomidorami oraz herbatę. Niby proste, ale smaczne. Kobieta odeszła w kierunku kuchni pozostawiając naszą czwórkę w ciszy.

— To jaki mamy plan? Znaczy jak Scar zaspokoi swój żołądek to co robimy?— zapytał młodszy Stone przerywając niezręczną ciszę.

— Myślę że możemy się udać do kościoła.— westchnęłam bawiąc się białą serwetką — Po wyjściu z szpitala miałam odebrać księgę, ale burmistrz O'Reilly pokrzyżował moje zamiary.

— Jak to O'Reilly. Lubi wpierdalać się tam gdzie nikt go nie chce.— wzruszył ramionami Victor.

Kelnerka przyniosła moje zamówienie chwilę później, a do moich nozdrzy dotarł smakowity zapach. Szybko zjadłam posiłek mając nie racząc spojrzeniem żadnego z moich towarzyszy. Oh, zdecydowanie teraz można było powiedzieć że zdecydowanie moje podniebienie dotknęło raju.

— Dobra musimy zapamiętać że po szpitalu, Scarlett marzy o jedzeniu z "Sweet Blood" — parsknął rozbawiony Victor widząc jak szybko wykończyłam swój talerz z zawartości.

Nie skomentowałam tego. Przynajmniej nie słownie, bo nie wahałam się posłać młodszemu chłopakowi środkowego palca. Na mój gest Melanie natychmiast chwyciła swoją filiżankę z kawą i uniosła do ust licząc że nie nikt z nas nie zauważy jej uśmiechu.

— Jesteście dziecinni. — mruknął z rozbawieniem Alexander, który jedyne co robił przez ten cały czas to bawienie się srebrną łyżeczką od swojego wpół zjedzonego ciastka.

— Z Scarlett każdy jest dziecinny. — rozbawiony głos Lucienne sprawił iż wszyscy spojrzeliśmy w stronę dźwięku.

Moja młodsza siostra stała obok naszego stolika ubrana w sukienkę w kolorze pomarańczy, z delikatnie pofalowanymi włosami oraz opaską podkreślającą idealnie sukienkę piętnastolatki.

— Co tu robisz? Myślałam że będziesz w domu — uniosłam zdziwiona brwi — Przecież ty nie lubisz chodzić.

— Bo nie lubię — Lucy wzruszyła ramionami jakby to było oczywiste — Ale widziałam ciebie przez okno, więc stwierdziłam że podejdziemy póki mam chwilę.

Dopiero teraz zauważyłam że moja siostra nie podeszła sama. Obok niej zaledwie dwa kroki dalej stała dziewczyna podobnego wzrostu co piętnastolatka. Miała blond włosy sięgające do jej ramion, które bardzo pasowały do jej piegów oraz jasnoniebieskich oczu. Wyglądała niemal jak laleczka Barbie i gdyby nie fakt że dziewczyna miała na sobie bluzkę z wspomnianą postacią, mogłabym się pomylić.

— Gdzie idziecie?

— Czekamy z Beth na jej brata, a potem jadę z Margaret na zakupy...

— Weźcie mi camembert i orzechy — przerwałam siostrę słysząc tylko o zakupach — oraz makaron ryżowy.

— Niech ci będzie, ale robisz brownie. — mruknęła niezbyt zadowolona z mojej listy zakupów brązowowłosa.

— Zrobię brownie oraz obiad, ale kup.

~ ~ ~ ~ ~

Lucienne nie została długo w barze. W sumie to można powiedzieć że jak szybko przyszła, tak szybko opuściła "Sweet Blood" w towarzystwie koleżanki. Mimo to wraz z przyjaciółmi pozostaliśmy nadal w kawiarni. Jedyne co się zmieniło to zawartość naszego stołu, gdzie teraz była przyniesiona świeża herbata oraz ciasto malinowe. Nawet nie planowaliśmy zbyt szybkiego opuszczenia lokalu.

Poczułam wibrację w kieszeni skórzanej kurtki. Wyciągnęłam komórkę i zmarszczyłam brwi zdziwiona widząc numer telefonu ciotki Margaret.

— Co się stało ciociu? — zapytałam zerkając na złocisty zegar wiszący na ścianie.

— Scarlett przekaż Lucienne żeby do mnie zadzwoniła.

— Przecież Lucy miała jechać z tobą na zakupy. — zdezorientowana spojrzałam na braci oraz rówieśniczkę. — Nie ma jej z Tobą?

— Wyszła z domu pół godziny po twoim wyjściu. Twierdziła że będzie z tobą i twoimi przyjaciółmi... — głos Margaret był coraz bardziej przesiąknięty strachem.

W sumie to się nawet nie dziwię. Ja sama byłam przerażona tym co słyszałam.

— Cholera jasna gdzie jest Twoja siostra?

~ • ~ • ~

Witam w drugim tomie sagi.

Niestety nie mam pewności odnośnie publikacji rozdziałów, ale postaram się by były w każy piątek.

Miłej lektury

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro