Rozdział Pierwszy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Ciociu, daleko jeszcze? — zapytałam, siedząc wraz z siostrą z tyłu czarnej Toyoty Land Cruiser 300, który kobieta kupiła niecałe trzy tygodnie temu.

Nie wiem, gdzie dokładnie zmierzaliśmy. Od kilku godzin jechałyśmy, nie znając dokładnego miejsca naszej podróży. Wiedziałyśmy tylko to, co ciocia Margaret wtajemniczyła nas w ciągu ostatnich dwóch dni.

"Znalazłam tam lepszą ofertę pracy. Problem tkwi w tym, że jest to za daleko, bym mogła codziennie jeździć do pracy i do domu, a nie zostawię was samych na tak długi czas, więc... wyprowadzamy się, dziewczęta."

To wszystko, co wiedzieliśmy. Nie było żadnej informacji jak nazywa się miasto, zupełnie tak jakby nasza opiekunka prawna bała się, że jak poznamy jakiś jeszcze szczegół to uciekniemy, gdzie pieprz rośnie.

Co w sumie w tym momencie nie było całkiem głupim pomysłem.

— Jeszcze trochę, Scarlett. Weź przykład z Lucienne i prześpij się. — poleciła brązowowłosa, spoglądając na mnie i na siostrę przez lusterko, moment później wracając wzrokiem na drogę.

Spojrzałam na sąsiednie siedzenie, gdzie siedziała Lucy. Faktycznie piętnastolatka zasnęła, oparta o szybę auta, wcześniej przykrywając się swoją zieloną bluzą. Uśmiechnęłam się, widząc na kącikach jej ust trochę ketchupu z McDonald 's, którego mijaliśmy kilkaset kilometrów temu, zanim zjeżdżaliśmy z autostrady. Wyglądała śmiesznie i uroczo.

— Obudzę was jak już będziemy wjeżdżać do miasta.— dodała ciocia widząc, że się waham.

Kiwnęłam niechętnie głową, po czym wyciągnęłam z tyłu swój szary koc z wyszywanymi, czerwonymi reniferami, który był moją jedną z niewielu pamiątek jakie miałam po mamie. Przykryłam się do samej szyi, po czym oparłam się delikatnie o szybę samochodu. Przez chwilę wpatrując się w nią bardziej intensywniej, udało mi się poza polem ujrzeć swoje własne odbicie. Jasnozielone, prawie porównywane, kiedyś przez tatę do szmaragdów oczy, oraz uczesane w boczny warkocz, długie, szare włosy były moim znakiem rozpoznawczym oraz przekleństwem mojego życia. Zamknęłam oczy, aby uwolnić się od swego odbicia. Nawet nie wiem, w którym momencie po prostu zasnęłam.

~ ~ • ~ ~

— Scarlett. Lucienne, pobudka. Już jesteśmy. — głos Margaret wybudził nas z snu, przez co natychmiast spojrzałam zaciekawiona w swoją szybę, odsuwając koc od siebie.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to las, a potem wielki drewniany znak. Był on stary, podniszczony oraz pomalowany jakimś czarnym sprayem.

"Witamy w Killtown"

Uniosłam brew, widząc skreślony przez spray powitalny napis, pozostawiając tylko po sobie tylko oryginalną nazwę miasta.

Wjechaliśmy do miasteczka ani razu nie odwracając wzroku od szyby. Zainteresowało mnie to miasto, położone w środku lasu. W sumie nie tylko mnie.

— Tutaj jest restauracja! Oraz biblioteka! O jejku czy to...

— Bar — przerwałam widząc oświetlony napis bar "Sweet Blood".

— Niestety nasz dom znajduję się trochę dalej, ale spacerem zawsze możecie sobie tutaj chodzić. — powiedziała ciocia przejeżdżając na zielonych światłach dalej.

Nie wiem dokładnie jak daleko odjechaliśmy od "rozrywkowej" części miasta, ale kiedy Margaret zatrzymała samochód, poczułam jak moja siostra dosłownie opiera się o mnie, aby spojrzeć na miejsce gdzie się zatrzymaliśmy.

— Lucy złaź ze mnie! — warknęłam, odsuwając podekscytowaną brązowowłosą od siebie, na co dziewczyna przewróciła oczami.

Szybko, aby znów nie zostać przygniecioną do szyby, wysiadłam z samochodu. Dom nie wyglądał jak inne, które do tej pory mijaliśmy. Nie był to nowoczesny dom jednorodzinny w jasnych kolorach. Była to posiadłość w kolorze brudnej szarości i u głównego wejścia domu.ł Był podtrzymywany przez zarośnięte mocno kolumny.

— Dom z horroru. — parsknęłam otwierając drzwi pasażera od strony kierowcy, gdzie z powodu zapełnionego bagażnika moje bagaże znalazły tam schronienie.

— To jeden z starszych domów w mieście. Ma dwa piętra, z tyłu altanę oraz ogród. Pomimo swoich lat został mocno unowocześniony w środku, aby ułatwić nam zaaklimatyzowanie się. W tej cenie to ja się dziwię, że go sprzedali. — powiedziała Margaret, podając z bagażnika walizkę Lucy.

— Sprawdzałaś czy kogoś tu nie zamordowano?— zapytałam z rozbawieniem, zakładając plecak, jednak szybko ucichłam widząc surowe spojrzenie kobiety.

Zabrałam resztę rzeczy nim ciocia zamknęła samochód, po czym wraz z siostrą oraz opiekunką weszłam na teren posesji. Po krótkiej wspinaczce po schodach, przy których prawie się zabiłam, potykając się o kamień w końcu weszliśmy do środka domu.

Przez pierwszą chwilę nie wiedziałam, na co mam kompletnie patrzeć, aż do momentu, w którym światło nie oświetlało pomieszczenia.

— Tydzień temu pani od nieruchomości zawiadomiła mnie, że już skończyli odświeżać wnętrze domu, jednak minie troszkę czasu zanim zewnątrz będzie podobnie. Ale mam nadzieję, że wam się podoba. — odparła ciocia zamykając drzwi główne, a ja zmrużyłam oczy.

Faktycznie na ścianach znajdowała się farba w kolorze mlecznej kawy, a na niej wisiały stare portrety w złoconej oprawie. Pośrodku holu naprzeciwko drzwi głównych znajdowały się drewniane schody pokryte nowym czerwonym dywanem z czarnymi wzorami przy krawędziach. Po obydwóch stronach poręczy, rozpoczynającej wejście od schodów, znajdowały się śnieżnobiałe kolumny z zakończeniem u góry charakteryzującym go korynckich.

— Czyli mamy już przydzielone pokoje? — zapytała Lucienne z zaciekawieniem, na co ciocia kiwnęła rozbawiona głową.

Ruszyliśmy po schodach na piętro, a im bliżej byłam ściany albo kolumny, tym intensywnie czułam zapach farby. Skręciliśmy w korytarz po lewej, a ciotka pokazała na drzwi.

— Tutaj jest moja sypialnia, a tam... — ciocia pokazała na drugie drzwi po tej samej stronie co jej — Twój, Lucienne.

Lucy natychmiast z podekscytowaniem udała się do swojej sypialni, a mój wzrok przykuły duże czarne drzwi z przyklejoną srebrną tabliczką "Scar". Natychmiast nic nie mówiąc do cioci udałam się do drzwi. Kiedy je otwierałam nie czułam zbytnio podekscytowania, nie czułam nic.

Zamknęłam drzwi swojego pokoju, włączając światło. Ujrzałam pomieszczenie w szarym kolorze, z ciemno brązowymi panelami, na których leżał czarny, puchaty dywan. Na oknach wisiały firanki w kolorze mocnego fioletu. Łóżko było w kolorze bieli, przez co czarna pościel bardzo rzucała się w oczy. Po dwóch stronach łóżka były były małe stoliki nocne na, których stały śliczne metalowe wazony. Obok drzwi prowadzących na korytarz stała biała szafa, pasująca do niej komoda oraz maleńka biblioteczka.

Położyłam walizkę na łóżku, po czym zaczęłam powoli rozpakowywać jej zawartość. Zauważyłam chwilę później czarne drzwi z złotymi zdobieniami kwiatów - róż. Podeszłam powoli i otworzyłam je.

Przyznaję, miałam maleńkie zdziwienie, widząc łazienkę w kolorze bieli oraz błękitu, ale na samą myśl, że nie będę dzielić łazienki z siostrą uśmiechnęłam się.

Nie wiem czemu, ale rozpakowanie się zajęło mi znacznie mniej czasu niż spakowanie, przez co już po chwili mogłam udać się do łazienki, aby wykąpać się po długiej podróży.

Ah, wreszcie koniec...

~ ☆ ~ ☆ ~ ☆ ~ ☆ ~

I właśnie dzisiaj rozpoczęłam wraz z Nowym Rokiem coś innego.

Zapraszam do zapoznania się z Killtown, który od 2016 poddawany był poprawką oraz różnym zmianą, nim dostał się na mój profil.

Również postaram się, aby rozdziały były w piątki.

Życzę miłej lektury i zapraszam do Killtown.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro