Rozdział Dziesiąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Teraz zdobędę twoje serce otwarcie.

To jedno zdanie wypowiedziane przez dwudziestolatka niczym echo obija się w mojej głowie od wczorajszej rozmowy.

Nie rozumiałam do czego on zmierza i jakie będą jego dalsze posunięcia, jednak pomimo tego nie odczuwałam żadnych negatywnych emocji. Zupełnie jakbym wręcz chciała tego.

Dzisiaj ponownie miałam się spotkać z starszym Stone'em. Dwudziestolatek stwierdził iż skoro rozpoczyna grę w otwartych kartach nie zaszkodzi wtajemniczenie mnie w inne informację na temat jego „przypadłości".

Dlatego teraz ponownie siedzę w „Sweet Blood" przy naszym stoliku czekając na swoje zamówienie. Słowo daję ten bar naprawdę jest przeklęty, bo nie da się spędzić choćby tygodnia bez wejścia w progi tego miejsca. Chociaż do bar Killtown, czego oczekiwać?

- Zamówiłaś już coś, myszko? - łagodny głos wybudził mnie z transu wpatrywania się w okno, przez co spojrzałam w kierunku dźwięku.

Uniosłam brew widząc zamiast skórzanej kurtki, granatową koszulę z podwijanymi rękawami do łokci, odsłaniającymi piękny tatuaż mężczyzny. To nie był codzienny widok.

- Tak, spokojnie - powiedziałam nie rozumiejąc zachowania mojego organizmu.

To było szalone. Moje serce na jego widok przyspieszyło bicia, chociaż rozum uparcie krzyczał żebym wzięła się w garść. To była walka z góry przegrana.

Alexander usiadł obok mnie, po czym machnął w stronę kelnerki. Dyskretnie pokazał kobiecie palcem linijkę na, której znajdywał się wybrany przez niego podpunkt, po czym kiedy tylko zostaliśmy sami obrócił głowę w moją stronę.

- Gotowa na dalszą rozmowę?

- Bardziej gotowa nie będę - ostrożnie oparłam się o siedzenie gotowa na magiczną „sesję" u młodego profesora. - Co muszę wiedzieć?

- Teraz chyba już tylko musisz wiedzieć co nas czeka.

- Brzmi niepokojąco. - mruknęłam cicho sunąć wzrokiem na moje dłonie.

Poczułam się niekomfortowo, kiedy Alex nie skomentował moich słów. W tamtym momencie zdałam sobie sprawę że może faktycznie słowa, które wypowie starszy brat nie będą miały dobrego brzmienia. A mimo to chciałam je usłyszeć.

- Co powinnam o tym wiedzieć? Co nasz czeka? - zapytałam cicho powracając wzrokiem na mężczyznę.

Pojawiła się kelnerka niosąc tacę z naszym zamówieniem. Nawet nie poczułam głodu widząc smakowitą tortillę i herbatę owocową, którą kobieta postawiła naprzeciw mnie. Podobnie chyba czuł się Stone, ponieważ nawet nie zaszczycił wzrokiem swojego zamówienia.

- Wilkołaki wiążą się na całe życie. - zaczął chłopak, kiedy zostaliśmy we dwoje. Mimo tego faktu chłopak wpatrywał się w swoje dłonie zaciskające kubek z czarną kawą. - Po znalezieniu partnerki muszą wykonać rytuał do czasu pełni.

- Co to za rytuał?

- Polega na oznaczeniu partnerki, przekazanie swojego zapachu. Aby każdy wiedział że należy do niego. - Alexander ani razu nie spojrzał w moim kierunku, jakby bał się że zabije go wzrokiem. - Jest to ugryzienie w miejscu obojczyka.

- Ugryzienie? - z trudem powstrzymałam podniesienie głosu. Nie potrafiłam sobie wyobrazić przebiegu rytuału o, którym mówił dwudziestolatek.

Krótkie milczenie potwierdziło poczucie strachu. I chyba każda normalna dziewczyna na moim miejscu spróbowałaby uciec od mężczyzny, aby nie musieć wykonywać wspomnianego przez Stone'a rytuału. Cóż, ja nie byłam normalną dziewczyną.

- To wszystko? - zapytałam czując że niestety odpowiedź nie będzie satysfakcjonująca. I miałam rację.

- Po oznaczeniu, pozostaje drugi etap. Połączenie... - Alexander po raz pierwszy od dłuższego czasu zaszczycił mnie spojrzeniem. Poczułam jak przyjemne dreszcze jak prąd elektryzują całe moje ciało. - Połączenie ciał. Skonsumowanie związku porównywane do małżeństwa. Jak noc poślubna.

Poczułam jak czerwień pojawia się na moich policzkach. Odwróciłam wzrok od intensywnego spojrzenia wilkołaka, aby spróbować opanować uczucie zawstydzenia

- A jeśli... spróbujemy go ominąć? - zapytałam nie spoglądając na brata Victor'a. Zupełnie jakby nasze role się odwróciły i tym razem to mężczyzna został obdarzony darem greckiej Meduzy.

- Zdarzało się iż próbowano, ale finalnie każda para przed pełnią księżyca poddawała się instynktom wpojenia.

- Więc to nieuniknione. - nie pewnie podniosłam wzrok w kierunku mężczyzny. Ujrzałam błękitne tęczówki, które wpatrywały się we mnie intensywnie. Z trudem nie okazałam uległości i nie spuściłam wzroku pozwalając większej fali czerwieni na rozłożeniu się po policzkach.

- Ale to nie znaczy że musimy zrobić to teraz.

Zmarszczyłam brwi zdezorientowana. Analizowałam słowa mężczyzny mając wrażenie iż właśnie usłyszałam coś w innym języku. Poczułam ciepło na myśl że Alex nie chciał mnie zmusić od razu do rozpoczęcia rytuału. Bądź co bądź nie miałam ochoty wmuszać w siebie zbyt pochopnych działań. Przynajmniej nie teraz.

- Czyli co proponujesz?

- Teraz? - Alexander powoli chwycił moją dłoń, schylił się i ucałował delikatnie. - Teraz chociaż czas nie stoi po naszej stronie, zrobię wszystko byś była moja.

~ ~ ~ ~ ~

Rozmawialiśmy bardzo długo zanim finalnie wypiliśmy zimne napoje oraz zjedliśmy zamówione przekąski. Z początku temat był prosty, prowadzący głównie w wątku naszej więzi, jednak i gdy ten temat się wyczerpał przeszliśmy na inny, luźniejszy, niemal dziecinny. Minęły wtedy dwie godziny, kiedy Alexander zamówił dla nas nowe napoje, cieplejsze napoje.

Znów czułam się jak w dniu naszego pierwszego spotkania. Lekko, spokojnie... już minęło trochę czasu od mojego przybycia do Killtown. Już pomału zapominałam jak to jest żyć bez świadomości że moje życie pozostało zagrożone. Dziwne uczucie.

- Chcesz mi powiedzieć że mając siedemnaście lat podpuściłeś młodszego brata żeby poszedł do seks shopu po zabawki erotyczne i prezerwatywy? - parsknęłam cicho z rozbawieniem odkładając wpół upity kubek z herbatą różaną.

- Nie myślałem że będzie takim idiotą. Dopiero jednak wieczorem zrozumiałem że to zrobił, kiedy wrócił z wujkiem do domu - zachichotał Alex z rozbawieniem. - Okazało się wtedy że wujek miał romans z ekspedientką i siedząc nagi na zapleczu słyszał ich rozmowę. Aż ciekawi mnie jak Alice wyglądała skoro przerwał im grę wstępną.

Przekręciłam z rozbawieniem oczami wyobrażając sobie te domową scenę. Samo wyobrażenie sobie siedzącego leniwie na kanapie Alexandra było szalonym wyobrażeniem zwłaszcza że brak jego charakterystycznego wilczego tatuażu kompletnie nie był w jego stylu. Jakby zupełnie inny człowiek.

- co było potem?

- Kevin i Alice spotykali się jeszcze parę miesięcy. Potem już nie wiem - wzruszył teatralnie chłopak, po czym upił łyk swojej herbaty. - Obstawiam że ty też nie byłaś przykładną siostrą.

Zgryzłam wargę na stwierdzenie Stone'a. Miał rację, nie byłam idealna. Pomimo faktu iż kocham tego kleszcza i byłam gotowa walczyć o nią w domu państwa Grancy to nasze losy w starym mieście nie były usłane siostrzaną miłością i więzią. Niektóre nawet momenty do teraz Margaret wypomina, grając na korzyść Lucy.

- Zdarzyło się że zabrałam dziesięcioletnią Lucy do zoo i zostawiłam przy wybiegu hipopotamów. - delikatny uśmiech powitał moją na twarz na wspomnienie z przeszłości. - Pokłóciłyśmy się wtedy chyba o ulubioną postać z Zmierzchu. Edward vs Carslise.

- Dlaczego mnie to nie zadziwia? - Alex z trudem stłumił śmiech wykańczając swój napój, na co wzruszyłam ramionami. - Ja osobiście lubię Charliego i Billy'ego.

- Nie lubisz wampirów? - ostrożnie wypiłam ostatnie łyki swojej herbaty.

- Nigdy żadnego nie poznałem i mam nadzieję że nie będę mieć tej przyjemności. Ale to nie oznacza że nie rozszarpałbym go, na myśl że dotknął ciebie. - Alex znów chwycił moją rękę i ucałował jej wierzch patrząc mi w oczy z błyskiem. Rumieniec znów pojawił się na moich policzkach i obstawiam że żaden makijaż nie skryłby go pod jakąkolwiek warstwą pudrów. - To co? Może przejdziemy się póki jeszcze nie jest ciemno?

Kiwnęłam głową bez żadnego słowa. Podnieśliśmy się szybko i zgrabnie kierując się w stronę kasy. Oboje mieliśmy rozbawione spojrzenia, gdyż wiedzieliśmy jaką rozpoczęliśmy grę „kto zapłaci". Podeszłam do kasjerki oddając numerek stolika. Chwila ciszy, stukania w kasę i gdy już miałam wyciągnąć kartę usłyszałam pisk terminala. Spojrzałam w stronę dźwięku i zmarszczyłam brwi widząc potwierdzenie zapłaty. Odwróciłam wzrok i napotkałam od razu rozbawione błękitne spojrzenie wilkołaka.

- Nie mogłeś raz mi odpuścić? - mruknęłam chcąc zabrać rachunek od kobiety. Niestety bezskutecznie, gdyż poczułam jak jestem ciągnięta w stronę wyjścia.

- Przyzwyczai się, myszko - powiedział, a ja przez moment dostrzegłam na szybie cień jego uśmiechu.

Wyszliśmy budynku trzymając się za dłonie. Zbliżało się popołudnie, a nam nigdzie się nie spieszyło. Niczym zakochane nastolatki z czasów podstawówki zmierzaliśmy prostą uliczką ignorując ciekawskie spojrzenia starszych babć plotkujących pod sklepem spożywczym.

- Co jest? - mruknęłam kiedy zatrzymaliśmy się na kilka uliczek dalej od „Sweet Blood"

Spojrzałam w kierunku oschłego, ostrego spojrzenia mężczyzny. Poczułam mdłości kiedy przed nami dostrzegłam kruczo czarne kamienne oczy Normana. No, cholera...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro