◁Prolog▷

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie wiem jak znalazłam się w tym małym pomieszczeniu. Nie wiem, a może nie chce wiedzieć?
W pokoju ( jeśli można go tak nazwać) znajdowało się coś, co chyba miało być łóżkiem. Niestety w rzeczywistości był to tylko spleśniały materac z rozciągniętymi sprężynami i marną drewnianą ramą. Poza tym, w rogu stała posklejana z kilku rodzajów drzewa szafa. W środku były tylko ubrania Hydry. Już znoszone, bo w końcu jestem tu stałym klientem. Ściany kiedyś w kolorze beżu teraz były szare. Mieszkam w tym pokoiku, żeby was nie skłamać... dobrą wieczność. Jeszcze drugie tyle przede mną. Ach...ciężkie jest moje życie.

- Idziemy! - do pomieszczenia wparował żołnierz Hydry.

Chcą zrobić ze mnie żołnierza, nawet jeśli się opieram.
Znacie to uczucie, kiedy nauczyciel ( weźmy tego z fizyki) chce z was zrobić na siłę Einsteina, chodź wy nie rozumiecie tego przedmiotu w ząb? Wiecie już, jak się tu czuję.

- Zapomnij - warknęłam.

- Jeszcze nie nauczyłaś się posłuszeństwa?! Zrobisz dodatkowe sto kółek wokół boiska. Dam ci dzisaj większy wycisk. Taki, że nie dojdziesz do łóżka w kawałku!

- Goń się!

- No cóż, jeśli po dobroci nie działa to po stałym treningu pójdziemy do laboratorium.

Zaprzestałam swoich starań. I tak postawi na swoim. Czemu straszy mnie jakimś głupim laboratorium? Dla wszystkich ważne są wspomnienia. Dla mnie też. To one kształtują naszą osobowość. W laboratorium dostaję jakąś niebiską substancję, po czym je tracę. Tak po prostu jednego dnia są,a drugiego czuję w głowie pustkę. Doszłam do wniosku, że wymazują mi pamięć. Ba! Żeby to było tylko to! Miewam czasami dziwne przebłyski, że jestem bohaterką nazistów, że sam Hitler wręcza mi order. Przecież tego nie było, prawda? Wydaje mi się, że to fałszywe wspomnienia, czyli moja następna wersja: piorą mi mózg.
Czasami mam też ataki paniki. Zasypiam, śpię i miewam koszmar. Jak każda normalna osoba. Niestety, żeby to były zwykle koszmary. Jeśli śni mi się, że obrywam w głowę to boli mnie głowa. Jeśli ktoś ginie, to następnego dnia ktoś ginie. Po każdym takim śnie, gdy jestem w stanie się obudzić dostaję ataku. Hydra nie przejmuje się tym, bo po co? Po co tracić czas, leki, badania i sprzęt na taką szkaradę, jak ja? Jestem w końcu tylko doświadczalnym obiektem 2020.

Facet nie starając się być delikatnym wypchnął mnie za drzwi i brutalnie pociągnął w stronę boiska. Dwieście pompek, sto pięćdziesiąt kółek wokół tego cholernego miejsca i sto brzuszków. Tyle zrobiłam dzisiaj. Napracowałam się tylko po to, żeby udać się do hali tortur. Czemu ją tak nazwałam? Tu zginęła moja przyjaciółka...i wiele innych osób. Podkreślmy, że niewinnych osób. W jaki sposób zginęli? Każda historia jest inna. Jedni od kulki w łeb, inni od przemęczenia, jeszcze następni powiesili się w geście rozpaczy.

Przeżywają najsilniejsi.

Powiedział mój poprzedni mentor. Damien, który swoją drogą jest w innym świecie, ale to historia na inną porę.

Żołnierz otworzył drzwi, a mnie ukazała się dobrze znana sala. Białe, brudne ściany opasane przez drabinki. Na środku w odległości dwustu metrów ode mnie stały tarcze strzelnicze. Po prawej stronie z pozoru zwykle wyglądający zestaw akrobatyczny. Niestety w rzeczywistości miał służyć do doskonalenia równowagi i kształtować mięśnie. Natomiast po lewej stronie hali był tor przeszkód. Najgorsze miejsce, jakie można sobie wyobrazić. Ruchome maszyny, pociski wylatujące ze ścian. Na samą myśl przeszedł mnie dreszcz.

- Na co czekasz?! - warknął. - Bierz pistolet!

Przewracając oczami ruszyłam do ściany, na której powieszone były narzędzia broni.

- Widziałem to! Mnie okazuje się szacunek! Podejdź!

Uznałam, że dzisiaj wystarczająco sobie nagrabiłam, dlatego posłusznie podeszłam do mojego "instruktora".
Nie zdąrzyłam jeszcze dobrze przed nim stanąć, a już oberwałam w twarz.

- Damien nie byłby z ciebie dumny! - krzyk rozniósł się po sali.

- Nie waż się o nim wspominać! - splunęłam.

Damien był najwspanialszym Hydrowcem, jakiego znałam. On posiadał uczucia, dlatego nie pozwolę tak się o nim wyrażać.

Ponownie oberwałam w twarz.

- Jeszcze jeden taki numer i nie ręczę za siebie! - warknął. - Zrozumiałaś?!

- Tak jest towarzyszu! - odparłam.

- Świetnie. Podejdź do tarczy.

Zgodnie z jego poleceniem zrobiłam to. Poczułam, jak zawiązuje mi chustkę wokół twarzy, a następnie przed moimi oczami zrobiło się ciemno. Nic nowego. Potem będą baty i krzyki.

- Masz strzelać. Ile razy nie trafisz tyle dostaniesz batów. - zaśmiał się.

A nie mówiłam? Jestem tu wystarczająco długo, żeby przewidzieć każdy ich ruch.

Odblokowałam pistolet i głośno westchnęłam. Nie pierwszy raz to robisz Sky. Dasz radę.
Strzeliłam.

- Trafione...- usłyszałam westchnięcie.

↭↭↭↭↭↭↭↭↭

Po męczącym dniu w hali tortur udałam się korytarzem do laboratorium.
Mój mentor był dość wkurzony, ponieważ dzisiaj zgarnęłam tylko piętnaście batów. W tym dziesięć za nieposłuszeństwo. Czyli, jak na mnie to mały wynik. Nie przejęłam się tym zbytnio. Moje plecy szybko się goją, a blizny? Jest ich pełno. Co za różnica kilka w tę, czy nie?

- Właź! - powiedział. I tak też zrobiłam. Weszłam do białego pomieszczenia. Czy tu wszystko musiało być białe?!

- Kogo przyprowadziłeś Dimitrij? - zapytał doktorek Hydry.

- Obiekt 2020.

- Cudownie! Właśnie miałem robić na nim badania! - krzyknął, a ja przełknęłam głośno ślinę. Wspomniałam, że ten mężczyzna jest chory psychicznie?

Zaczęłam się szarpać.

- Nic wam nie powiem! - krzyknęłam

- Czemu ona nie jest tak potulna, jak Zimowy Żołnierz? - spytał Dimitrij

- Na jej rasę serum działa wolniej. Przejdźmy do pracy. Połóż ją na stole. - rozkazał.

Mój wcześniejszy towarzysz bez żadnego problemu podniósł mnie i odłożył na stół, jakbym była szmacianą lalką. To nie tak, że nie próbowałałam się bronić. Ciężko walczyć z kimś, jeśli nie otrzymałeś posiłku przez cały tydzień i utraciłeś dużo krwi. Mój organizm nawet nie próbuje się regenerować. Z resztą Dimitrij jest większej postury. To jasne,że byłam na przegranej pozycji. Klamerki na stole operacyjnym zatrzasnęły się, a upośledzony umysłowo doktorek podszedł do mnie.
Nienawidzę być w takiej sytuacji. Sytuacji, gdy nie mogę nic zrobić, a każdy ruch powoduje ból.

- Dzisiaj będzie leciutko. - zaśmiał się. (Jeśli będzie leciutko, możesz przygotować się na śmierć. Pierwsza zasada przetrwania). Wziął do ręki skalpel i inne ostro zakończone przyrządy.
Naciął mój brzuch (oczywiście bez znieczulenia, bo po co marnować na mnie tę substancję?) Krew trysnęła z rany. Naukowiec zdawał się tym nie przejmować. Nie pamiętam dokładnie, co działo się dalej. Kilka razy krzyknęłam, a doktorek umieścił w moim brzuchu coś, co przypominało pudełko.

↭↭↭↭↭↭↭↭↭↭↭

- Masz! - Dimitrij rzucił w moją stronę woreczek z krwią. Tak bardzo upragnioną, szkarłatną substancją. Nie czekając na pozwolenie oderwałam nakrętkę i zaczęłam łapczywie pić. Nie przewidziałam jedynie, że ciecz może być zatruta. Głupia ja! To jest Hydra! Tu nie dają pokarmu za nic!
Upadłam na kolana ksztusząc się.

- Co...mi...dali...ście - wycharczałam w napływie kaszlu. Chwyciłam się za gardło i zaczęłam zwijać z bólu na podłodze.

- A co szkodzi takim robactwom jak ty? - zapytał z uśmiechem mentor.

- W...w...wer...bena...- zakaszlałam.

- Brawo! Może dostaniesz następną porcję w nagrodę?! - krzyknął.

- Nie...

Następnie drugi z nich podszedł do mnie, by wbić w rękę strzykawkę z przezroczystą substancją. Krzyknęłam.

- Podałem jej dużą dawkę werbeny. Będzie niegroźna. - rzekł.

Tak, ja ci dam niegroźna. Można powiedzieć, że po każdej operacji, czy badaniu odbijała mi szajba. Nie moja wina, że źle działają na mnie zamknięte, białe pomieszczenia. Wtedy radzili sobie inaczej. Po prostu zakuwali mnie w kajdany. Nie widzieli o werbenie. Ktoś musiał im powiedzieć...

- Co jej jeszcze dzisiaj zrobiłeś?

- Dałem jej redium zgodnie z poleceniem szefa, pobrałem trochę wydzielin i standardowo dałem serum.

Czyli znowu stracę wspomnienia...
W konwulsjach zaczęłam wić się na podłodze.

- Weź mi ją z tąd. Jeszcze zarzyga mi podłogę, a mam położony nowy lakier. - naukowiec splunął w moją stronę.

- To ja jestem od wydawania rozkazów. - warknął Dimitrij.

- Trele morele, a ja jestem księdzem. Bierz mi ten obiekt z oczu! - krzyknął.

Dimitrij charknął coś pod nosem, podszedł do mnie i złapał za moje brązowe włosy.

Ciągnął mnie przez całą siedzibę Hydry. Mijałam współczujące spojrzenia kilku więźniów, ale większość była nastawiona do mnie negatywnie. Ich spojrzenia mówiły "dobrze ci tak". Widocznie przeszli już pranie mózgu. Tak, jak Bucky. Biedny chłopak. Uratował przyjaciela, a następnie sam się poświęcił. Miał niestety słabą wolę, więc Hydrowcom poszło łatwo. Teraz jest żywą maszyną do zabijania. Uwierzcie, mierzyłam się z nim, gdy próbowałam uciec. Pamiątkę po tym spotkaniu mam do dzisaj.

Żołnierz otworzył drzwi, a następnie wrzucił mnie przez nie.

- Zdychaj w męczarniach. - rzucił, a potem usłyszałam przekręcanie klucza i oddalające się kroki ciężkich butów.

Ledwo żyjąc doczołgałam się do prowizorycznego łóżka.
Stęknęłam i wgramoliłam się na nie. Chciałam wyrwać tę przeklętą strzykawkę, przez którą uchodziło ze mnie życie, niestety bezskutecznie. Werbena musiała być w zwiększonej dawce. Traciłam coraz więcej sił w coraz krótszym czasie. Teraz można modlić się do Boga o ratunek (który i tak mi nie pomoże, bo w końcu sam mnie potępił). Liczę już tylko na cud.

*****************************

Heloł its mi!

Joł joł joł ludziska!

.
.
.
.
.
To nie mój styl xd

A tak na poważnie *wybucha śmiechem*. Mam głupawkę xdd. Dobra, powaga...*śmiech*.

Wdech, wydech, wdech, wydech...

Ufff... okej...startujemy z nowym opowiadaniem! Jest ono kompletnie inne niż te, które pisałam do tej pory, aczkolwiek mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.

Mówię od razu, że fakty, bitwy i te inne z filmów i komiksów o Avengers ulegną zmianie.

Czasami dużej zmianie, aczkolwiek mam nadzieję, że was to nie zniechęci.

Aczkolwiek... polubiłam to słowo ^^ aczkolwiek mam nadzieję, że nie przeszkadza wam, że tak często go używam, aczkolwiek postanowię je ograniczyć xd

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro