◀Rozdział szósty▶

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez całą noc nie mogłam zmrużyć oka.

Jak potraktowali Lokiego?

Gdzie jest teraz?

Czy on tylko udaje szaleńca?

A może nim jest?

Czemu użyłam przy nim swoich mocy? Przecież obiecałam sobie, że po tamtym incydencie tego nie zrobię.

Co myślą o mnie Avengersi?

Czy Hydra już mnie namierzyła?

To tylko część pytań, które dręczyły mnie dzisiejszej nocy. Kiedy mały wkurzająco tykający zegarek wskazywał godzinę szóstą piętnaście leniwie podniosłam się z łóżka. Pierwsze, co zrobiłam to podziękowałam wampirom za to, że są nieśmiertelne. Nie potrzebujemy snu i chwała za to! Jednak mimo to wyjęłam z szafy pierwsze lepsze ubrania, które do siebie pasowały, założyłam sprane już tenisówki i pognałam do kuchni, aby nastawić wodę w czajniku. Wsypałam do mojego kubka dwie łyżki mocnej, czarnej kawy. Taki już nawyk, pozostałość człowieczeństwa.

- Tony się chyba nie obrazi, że użyję jego kawy? Tylko on ma czarną... jak można pić te siki? - z obrzydzeniem popatrzyłam na pudełko z karmelową latte, które według karteczki było Natashy. - wywróciłam oczami, a gdy czajnik wydał charakterystyczny odgłos wlałam wodę do naczynia.

↭↭↭↭↭↭↭↭

Nucąc jakąś przypadkową melodię skierowałam się do sali treningowej. Siorbnęłam dużego łyka z mojego kubka. Kocham mówić, że jest mój. Od kąd go sobie przywłaszczyłam nikt nawet nie ośmielił się po niego sięgnąć, co bardzo mi odpowiada.

Pchnęłam drzwi drugą ręką, a to co zobaczyłam dość mocno mnie zdziwiło.

- Steve? - spytałam. - Co ty tu robisz?

- Nie widać? - warknął uderzając w worek. Przewróciłam oczami wzdychając.

- Faceci. - prychnęłam podchodząc do stolika. Odstawiłam na nim swój napój, a następnie skierowałam się do obręczy, które były powieszone pod sufitem. Płynnie skoczyłam łapiąc je w obie dłonie i zaczęłam się podciągać.

Usłyszałam głośne warknięcie, a następnie zobaczyłam jak Kapitan bierze nowy worek, ponieważ ten stary "wypadł z zawiasów".

- I co?! - warknął. - Teraz będziesz się na mnie gapić?!

Zignorowałam jego zaczepkę. Pociągnęłam się na rękach robiąc w powietrzu salto, a następnie wylądowałam przed nim z wielką gracją.

- Co się dzieje Steve? - łagodnie spytałam dotykając jego ramienia, na co jego mięśnie się spięły.

- Nie twój intetres. - mruknął ponownie uderzając w worek.

- Wiesz, że jeśli tak dalej pójdzie wyczyścisz tę salę ze wszystkich worków treningowych? - zaśmiałam się podchodząc do stolika, na którym wcześniej położyłam kawę. Siorbnęłam kilka łyków patrząc na trenującego blondyna, a następnie wskoczyłam na stół umieszczając na nim swój tyłek.

- Czemu nie śpisz? - spytał łagodnym głosem, co mnie mocno zdziwiło. Jeszcze pół minuty temu chciał mnie rozszarpać.

- Nie mogłam zasnąć. Myślałam o przeszłości. - Chłopak pokiwał głową, a potem ponownie uderzył w worek. - A ty?

- Tak wyszło. - mruknął. - Pojawił się Loki, co równa się z problemami, Hydra jest w pełni sił i mam też... um... nierozwiązane prywatne sprawy...

- Rozumiem. - odpowiedziałam. Potem pogrążyliśmy się w ciszy. Obracałam pusty już kubek myśląc o czarnowłosym, z którym wczoraj stoczyłam małą bójkę.

- Co jesteś taka zamyślona? - odezwał się Kapitan, który stał już przede mną. Nawet nie zauważyłam, kiedy do mnie podszedł.

- Nie wyspałam się. - mruknęłam mając nadzieję, że się odczepi. Jednak bezskutecznie.

- Nie nabierzesz mnie Sky. Mów co się dzieje. - usiadł obok mnie na stoliku.

- Nic się nie dzieje. Co ma się dziać? Wszystko jest w jak najlepszym porządku. - zapewniłam.

- Sky? - nalegał.

- Dobra już! - uniosłam ręce w geście poddania ówcześnie odkładając kubek. - Zastanawiam się co jest z Lokim. Gdzie go daliście?

- Na razie siedzi w celi na drugim piętrze. - mruknął. - Nie zawracaj sobie nim głowy słońce. Nie jest tęgo wart. To psychopata...

Aaaaaaaaaa Steve nazwał mnie słońce!

Aaaaaaaaaa...

Chwila...

O nie....on nazwał mnie słońce.

Nie, nie, nie, nie, nie, nie...

- Sky? W porządku? - zapytał dotykając mojej dłoni.

Podniosłam się z miejsca przytakując. Nie mogę pozwolić, aby Steve zbliżył się do mnie bliżej. Nie mogę.

- Muszę już iść Steve. Powodzenia w rozwiązaniu problemów. - zanim zdążył się odezwać pognałam do swojego pokoju czując w ciele nieprzyjemne ciepło.

- Błagam nie teraz, nie teraz, nie teraz... - powtarzałam jak mantrę.

- O Sky! - zawołał znajomy głos. Zignorowałam to zaczynając biec. Muszę dostać się do zamkniętego pomieszczenia jak najszybciej. - Skarlett! - zawołał Tony, a potem usłyszałam przyspieszające kroki.

Jeszcze jeden skręt...

Wpadłam do pokoju jak burza zamykając drzwi na klucz przed twarzą Tony'ego.
Usiadłam pod ścianą próbując się uspokoić.

- Wszystko dobrze Sky?! - usłyszałam krzyk zza drzwi. Nie mogłam odpowiedzieć, a może nie chciałam? - Sky?!

Ciepło rozprzestrzeniało się coraz szybciej po moim ciele. Boję się tego, nie chcę tego doświadczyć. Nie panuję nad tym.

Nim się zorientowałam na podłodze, której dotykałam ręką pojawił się ślad spalenizny, a w pomieszczeniu było czuć dym.

- Nie, nie, nie...- mruknęłam.

Hydra wszczepiała mi jakieś serum, które rozprzestrzeniło moje moce. Z panowania nad roślinnością i zwierzętami mogę panować też ogniem. W sensie teoretycznym, bo ogień mnie zabija. Zapalę się, to spłonę, jak drewno. Nie umiem tego powstrzymać. Jestem jednocześnie deską ratunku i deską śmierci. Mam przed sobą parę drzwi i nie wiem przez które przejść. Każdy ruch może być dla mnie końcem. Każdy zły ruch, każde słowo.

- Mogłabyś ugasić ten pożar? - spytał czarnowłosy, który jakby nigdy nic stał na środku mojego pokoju.

- Nie...nie potrafię... - zapłakałam widząc, jak ogień rozprzestrzenia się po podłodze. - Ja nie...nie...umiem...- szepnęłam.

- Jesteś Sky, prawda? - spytał Loki. Pokiwałam twierdząco głową. - Wiesz, że ta Sky z wczoraj byłaby odważna, a ty jesteś tchórzem?

- Nic o mnie nie wiesz! - warknęłam czując, jak ogień zaraz mnie spali. Dosunęłam się bliżej ściany.

- No proszę boisz się ognia. - wyszeptał azgardzki bóg, by wziąć kawałek od łamanej nogi stołu, zapalić ją i podejść do mnie.

- Nie! Proszę nie! - zapłakałam. - Błagam Loki...weź to!

Coś w jego spojrzeniu się zmieniło. Nie wiem dokładnie co, ale był jakby cieplejszy?

- Loki? - jęknęłam.

- Co się dzieje? - spytał łagodnie. Jak za niego za łagodnie.

- Boli...- ponownie wydałam z sobie jęk skulając się i łapiąc za brzuch. Bóg podszedł do mnie i dotknął mojego ramienia.

- Cholera! - zaklnął. - Jesteś gorąca! I to nie w takim sensie jakbym chciał. Co się z tobą dzieje.

Nie miałam już sił na rozmowę. Ten ogień... on był wszędzie.

Spłonę...jak kupa drewna...po prostu spłonę...

Sky?

Usłyszałam w swojej głowie.

Loki?

Tak...posłuchaj mnie uwarznie. Musisz nad tym zapanować. Pomyśl o czymś, co cię uspokaja.

Pomogło. Zaczęłam nad tym panować.

Właśnie tak...

Loki?

No?

Nie powinieneś siedzieć w celi?

Właśnie tam siedzę. W sensie mój hologram. Puszka wcale nie jest taka mądra, jeśli udało mi się stamtąd wyjść, prawda?

Zaśmiałam się w swojej głowie.

Mam nadzieję, że będę mógł posłuchać tego śmiechu z twoich ust.

Miałam wrażenie, jakby się uśmiechnął. Niestety byłam zbyt zmęczona, żeby otworzyć oczy.

Nie podlizuj się.

Ja? Przecież tylko mówię co myślę. W sensie myślę, co mówię. A z resztą?!

Ponownie się zaśmiałam.

Widzisz? Uspokoiłaś się.

Ledwie zauważalne otworzyłam oczy. Wszystko było na swoim miejscu, a po moim wybuchu nie było śladu.

Jak ja to?

Przełamałaś się.

Skąd wiedziałeś, że potrzebuję pomocy?

Jakiej pomocy? Zrobiłem to, bo było mi za gorąco. Mam pod tobą celę, także wiesz. Trawię normalną temperaturę, a nie saunę.

Jakim cudem ze sobą gadamy? W sensie przez myśli?

I właśnie nie mam pojęcia. Nie umiem tego robić z ludźmi. Czym ty jesteś?

Niczym...

Jeszcze się tego dowiem Sky. Nie zataisz przede mną prawdy.

Mhm

Ledwie pomyślałam, a następnie poczułam, jak jakieś silne ramiona mnie podnoszą i zanoszą w kierunku łóżka.

Dziękuję.

Pomyślałam czując ból w całym ciele.

Spróbuj zasnąć.

Nie dam rady. Za dużo wrażeń.

Loki przyłożył swoją dłoń do mojego czoła. Ból momentalnie ustąpił, a ja zapadłam w słodki sen. Ostatnie, co usłyszałam to słowa czarnowłosego...

- Kolorowych snów Sky.

I dobijanie się Tony'ego do drzwi...

*******************************

Mam kilka spraw:

1. Przepraszam, że tak długo nie dodaję rozdziałów, ale pisanie ostatnio nie sprawia mi przyjemności, moja wena poleciała na urlop na Hawaje, a ja mam masę problemów, z którymi muszę uporać się całkiem sama.

Nie mówię, że zawieszam tę książkę. Po prostu nie zagwarantuję wam, kiedy będzie rozdział. Ostatni czas kiedy byłam na wattpadzie to kilka tygodni temu. :(((

Naprawdę was wszystkich przepraszam, ale muszę trochę odreagować. Obiecuję, że jak najdzie mnie czas i wena, a rozdział będzie beznadziejny, to go wrzucę.

2. Jak pewnie zauważyliście wattpad zmienił kategorie z Science - Fiction na Fanfiction, co mnie totalnie wkurwia.
Kłóciłam się z administratorami, ale jak zagrozili usunięciem konta zaprzestałam swoich działań.

Także nie czytacie już  SciFi tylko FF

:(((((

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro