111. Miło, że nie próbujesz mnie zabić

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minął tydzień podczas którego nie działo się zbyt wiele. Miałam nawet wrażenie, że wszystko powoli wracało do normy. Przestałam mieć koszmary, a Carl trafił za kratki, tak jak śmiecie, których na mnie nasłał, ale mimo to Nate nie zrezygnował z ochroniarza. Nie przeciwstawiałam się. Czułam się bezpieczniejsza, gdy wiedziałam, że obok był facet, który obroniłby mnie choćby nie wiem co. Jednocześnie nie lubiłam, gdy musiałam na kimś polegać, ale najwyraźniej w tym stanie nie miałam innego wyjścia. Już powoli zaczynałam chodzić i to mnie naprawdę cieszyło, ale w tym wszystkim było coś nie tak. Miałam wrażenie, że za szybko poszło. Chciałam się mylić, ale znałam Carl'a i zdawałam sobie sprawę, że zamknięcie go w więzieniu nie mogłoby być takie łatwe.

- Cześć Richard - uśmiechnęłam się do mężczyzny, który z przerażeniem wpatrywał się w telefon. - Wszystko w porządku? - spytałam niepewnie. Był cały blady i wyglądał jakby zobaczył ducha.

- T - tak - szybko odchrząknął. - To tylko niewielki problem w małżeństwie - przełknął ślinę, ponownie wbijając wzrok w telefon.

- Jakbyś chciał się wygadać albo coś to będę w kuchni - nawet nie drgnął. Przez chwilę miałam wrażenie, że nie usłyszał, ale po dłuższej chwili podniósł na mnie wzrok i przytaknął głową. Jeszcze przez moment się mu przyglądałam, ale szybko odwróciłam wzrok i ruszyłam do kuchni. Jakoś nie paliło mi się do gotowania, ale coś zrobić musiałam. Zwłaszcza, że nie miałam zamiaru puścić Nate'a do pracy bez śniadania. Tyle razy go namawiałam do powrotu, że nawet nie sądziłam, że w końcu mi się uda. W końcu jednak zrozumiał, że nie może cały czas mnie pilnować, a Ivo z pewnością potrzebował pomocy.

Ja natomiast już jutro miałam iść do szkoły, a do pracy dopiero, gdy noga całkowicie mi wyzdrowieje. Nie wyobrażałam sobie mojego powrotu. Z pewnością czekało na mnie całe mnóstwo niezaliczonych sprawdzianów, które będę musiała napisać. Nie śpieszyło mi się do nauki, więc nic wciąż nie umiałam. Miałam tylko nadzieję, że nikt nie będzie zadawał mi durnych pytań. Z pewnością będę sensacją numer jeden. Byłam już do tego przyzwyczajona, ale z pewnością będzie to trochę inne, bo tym razem będzie za mną chodził ochroniarz. Szczerze miałam wywalone w ich opinie, ale nie chciałam, aby tworzyli o mnie jakieś niestworzone plotki. Jasne, każdy wiedział, że zostałam pobita i, że leżałam w szpitalu i już naprawdę nie chciałam wiedzieć co wymyślili o tym, bo prawdę znała tylko Emily i chłopaki, choć oni nie całą. Wiedzieli tylko tyle, że zrobił to mój ojczym. Nie miałam pojęcia jak sobie wyjaśniali tą sytuację, ale z pewnością brali go za psychola. 

Wzdrygnęłam się, czując jak nagle telefon się rozdzwonił. Wzięłam go w dłoń, po czym odebrałam przelotnie patrząc kto dzwonił. Był to Matthew. 

- No czeeeeeeeeść - krzyknął tak głośno, że musiałam odsunąć urządzenie od ucha. 

- Weź się tak nie drzyj, głucha nie jestem - stwierdziłam, krzywiąc się. 

- Ojoj, przepraszam - sarknął, gdy ja zajęłam się wyciąganiem żółtego sera z lodówki. Przycisnęłam telefon, ramieniem do ucha. 

- Co chcesz? - spytałam, wywracając oczami. 

- Co ty taka nie w sosie? - spytał wyraźnie rozbawiony. Gdy po dłuższej chwili nic nie powiedziałam, westchnął po czym powiedział: - Mam dla Ciebie suuuuuper nowinę - krzyknął mi do telefonu, na co się znowu skrzywiłam i cicho warknęłam. 

- Przestań się tak drzeć. Przecież Cię słyszę - wywróciłam oczami, wyciągając chleb. 

- Tylko to Cię obchodzi? No wiesz ty co? - prychnęłam, śmiejąc się cicho pod nosem. 

- Ależ oczywiście, że bardzo interesuje mnie co masz mi do powiedzenia - sarknęłam. 

- Już zapomniałem jaką potrafisz być zołzą - stwierdził. - I wiesz co? Ty wcale nie umiesz słuchać. Ja tutaj jako do pierwszej przychodzę do Ciebie z super nowiną, a ty sobie ze mnie żartujesz - powiedział niby to poważnie, ale słyszałam rozbawienie w jego głosie. 

- No nie gniewaj się. Przecież wiesz, że Cię kocham - uśmiechnęłam się, smarując chleb masłem. 

- Czyżby? Wiesz, że bardzooo rzadko mi o tym mówisz? 

- Matt - syknęłam. - Co to za nowina? - wywróciłam oczami. 

- O, a teraz to Cię interesuje? - gwarantuje, że przy nim oszaleje!

- Jesteś wkurwiający - stwierdziłam. 

- Mówią, że to moja największa zaleta - wiedziałam, że się szeroko uśmiechnął i przypominając sobie jego uśmiech, sama to zrobiłam.

- Zapewniam Cię, że to nie zaleta - westchnęłam. - Powiesz mi w końcu? 

- Wiesz co? W sumie to nie. Przyjdę po szkole i Ci powiem - stwierdził, po czym się rozłączył. Przymknęłam na moment oczy. Już zapomniałam jak on potrafił zdenerwować.

Byłam pewna, że od początku chciał mnie tylko zaciekawić i od razu wiedział, że dopiero jak przyjdzie po szkole to się wygada o co chodzi. Szybko wystukałam wiadomość:

Kate: Wypatrosze Cię:) 

Odpowiedź dostałam prawie od razu

Matt: Też tęskniłem <3

Prychnęłam, odkładając telefon na bok. Ponownie całą swoją uwagę skupiłam na robieniu śniadania. 

- Heeej - powiedział chłopak obejmując mnie od tyłu. Uśmiechnęłam się szeroko. Lubiłam, gdy tak robił.

Dał mi szybko buziaka w policzek, po czym szeroko się uśmiechnął.

- Pomóc Ci coś? - spytał w momencie, gdy zilustrowałam go wzrokiem. Miał na sobie czarną marynarkę, białą koszulę i czarne garniturowe spodnie. Uśmiechnęłam się, zagryzając wargę. Cholernie mi się podobał.  

- Dam radę - odparłam. - Możesz soku nalać - gdy się odsunął, minimalnie się skrzywiłam, jednak nadal z uśmiechem przyglądałam się wszystkiemu co robił przy okazji nakładając kanapki na talerz. Chłopak zaniósł szklanki do stołu, a po chwili wrócił do mnie i zabrał talerz. Tym razem się nie przeciwstawiałam. Trudno byłoby mi iść o kulach i nieść talerz. 

- O co chodziło, gdy rozmawiałaś przez telefon? - spytał, gdy siedliśmy przy stole naprzeciwko siebie. 

- Matt jest irytującym człowiekiem - podsumowałam, jednak to najwyraźniej mu nie wystarczyło co wyczytałam po jego minie, a więc dodałam jeszcze - zadzwonił, aby mi coś powiedzieć, ale na koniec stwierdził, że jednak powie jak przyjdzie - wywróciłam oczami, a chłopak się uśmiechnął wyraźnie rozbawiony. 

- Matt już taki jest - stwierdził. - O której ma przyjść? 

- Po szkole, to pewnie gdzieś przed trzecią, ale Emily mówiła, że nie ma sporo nauczycieli, bo wszyscy nagle się rozchorowali, więc może też być wcześniej - wzruszyłam ramionami. Chłopak przytaknął głową i napił się soku.  

- Co zamierzasz dzisiaj robić? - spytał z uśmiechem ilustrując moją twarz. 

- Em.. no nie wiem. Może coś obejrzę, bo uczyć to ja się raczej nie będę - prychnęłam, na co chłopak zrobił minę w stylu 'nie zaszkodziłoby'. Nie moja wina, że miałam w to kompletnie wysrane. Znaczy niby moja, ale no.. nie ważne. 

- Najważniejsze, żebyś zbyt często nie wstawała. Jakby był jakiś problem to od razu dzwoń albo poproś Richarda - powiedział dość stanowczo. No i wróciła nadopiekuńczość. 

- Oczywiście - wywróciłam oczami. 

- Mówię poważnie - stwierdził, wstając. Szybko odniósł talerz i szklanki do kuchni, po czym wrócił i krótko mnie pocałował. - Muszę już lecieć, kocham Cię - pocałował mnie w czoło, po czym podszedł do Richarda i coś mu powiedział, a potem szybko wyszedł. Przez chwilę przyglądałam się mężczyźnie. Wciąż nie wyglądał najlepiej i zdecydowanie o czymś myślał. Zdecydowałam, że jeśli będzie chciał o tym porozmawiać to po prostu to zrobi. Nie chciałam go naciskać, w końcu nie znaliśmy się.

***

Przeciągnęłam się na łóżku. Znudziło mi się już oglądanie filmów, więc postanowiłam, że zajmę się robieniem obiadu dla chłopaka. Tak, więc ruszyłam do kuchni i zajęłam się obieraniem ziemniaków. Puściłam piosenkę na telefonie, aby jakoś szybciej minął ten czas. Przez cały czas zerkałam w kierunku Richarda. On też na mnie patrzył, nie wiedziałam czy robił to dlatego, aby przypilnować mnie, aby nic mi się nie stało, ale dziwnie się czułam, a zwłaszcza, że jego wzrok był jakiś inny. Jakby nad czymś się zastanawiał i jakoś czułam, że nie było w tym nic dobrego dla mnie. Coś było z nim nie tak, nie miałam pojęcia o co chodziło, ale miałam takie przeczucie. Jego spojrzenie było jakieś dziwne. Miałam nadzieję, że jestem po prostu przewrażliwiona. Wmawiałam sobie to dotąd aż w końcu wstał i ruszył w moim kierunku.

Nie powinnam się bać własnego ochroniarza, prawda? 

To przecież normalne, że ochroniarz chce coś ode mnie. Problem w tym, że patrząc w jego oczy, na moim ciele pojawiała się gęsia skórka. 

- Wszystko d - dobrze? - spytałam niepewnie. Zauważyłam jak przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nóż, na co przełknęłam głośno ślinę. Teraz to dopiero się przestraszyłam. 

Po chwili pokręcił głową, a jego wzrok stał się jakby łagodniejszy chociaż wciąż czułam, że było coś nie tak. 

- Musimy o czymś porozmawiać - niby wyglądał na spokojnego, ale jego głos drżał. 

- O co chodzi? - spytałam, a w tym samym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. 

- Pójdę otworzyć - poinformował, kompletnie zmieniając wyraz twarzy. - Spodziewa się Pani kogoś? - spytał. Przytaknęłam głową. Co prawda spodziewałam się go trochę później, ale wiedziałam, że mógł być też wcześniej. Mężczyzna ruszył do drzwi, gdy ja wsadziłam kurczaka do piekarnika. Dręczyło mnie to, że wciąż nie wiedziałam o co chodziło Richardowi. Oczywiście, że gdy w końcu chciał o czymś pogadać to ktoś musiał nam przerwać.

- A ty to niby kto? - usłyszałam zdezorientowany głos przyjaciela, na co się cicho zaśmiałam. 

- Nowy ochroniarz - krzyknęłam do niego. Po chwili chłopak pojawił się w kuchni, po czym mnie przytulił i się szeroko uśmiechnął. Widząc jego rozweseloną buźkę nie mogłam się nie uśmiechnąć. Od razu wszystkie złe myśli mnie opuściły.

- Nie masz pojęcia jak bardzo tęskniłem za Twoją mordką - złapał za moje policzki, po czym zaczął za nie szarpać tak jak z reguły robiły to wkurzające ciocie albo babcie. Odepchnęłam go, wywracając oczami.

- Co to za nowina? - spytałam, ruszając w kierunku kanapy. Chciałam w końcu usiąść. 

- Co się stało z Georg'em? - spytał, obserwując Richarda, który stanął w kuchni, aby nie podsłuchiwać. Matt usiadł obok mnie.

- Zapomniałeś? - uniosłam brew. - Zaatakowali go, więc pojechał do szpitala, a Nate zatrudnił nowego - przypomniałam. 

- A no tak, wypadło mi to z głowy - stwierdził. - Ten jest jakiś dziwny - dodał przyciszonym głosem. 

- Mi to mówisz? Mam wrażenie, że na mnie poluje - zaśmiałam się cicho na moje określenie, jednak chłopakowi zdecydowanie nie było do śmiechu. 

- To dlaczego go nie zmienisz? - spytał, unosząc brew. 

- Bo dopiero dzisiaj coś z nim się zaczęło dziać - wzruszyłam ramionami. - Nie chcę już więcej martwić Nate'a. I tak dzwoni co pół godziny - wywróciłam oczami. - Ale mniejsza. Mów co to za nowina! - pisnęłam podekscytowana. Chłopak przez moment mi się przyglądał, jednak po chwili powiedział z szerokim uśmiechem. 

- Pamiętasz tą dziewczynę z siłowni? - spytał, na co o razu przytaknęłam. - Cały czas ją spływałem, ale skoro już z Tobą lepiej to w końcu zaprosiłem ją na randkę, a ona się zgodziła - mówił obojętnie choć widziałam, że był podekscytowany. 

- No wow, nie sądziłam, że w końcu sobie kogoś znajdziesz. Właściwie to nie sądziłam, że ktoś by Cię zechciał - uderzyłam go w ramię, na co ten się głośno zaśmiał. 

- Lepiej spytaj kto by mnie nie zechciał? - wyszczerzył zęby, na co prychnęłam. 

- Masz rację, z pewnością każda kobieta w kraju by Cię chciała tylko coś nie widzę tej kolejki - zaśmiałam się, rozglądając po pomieszczeniu. 

- Zgubiłem je, żebyś nie czuła się zagrożona - uniósł znacząco brew, na co prychnęłam.

- Tak, jasne 

***

Jakąś godzinę później Matt poszedł, a wtedy ja w końcu wyjęłam kurczaka i ugotowane już ziemniaki. Nate miał był za jakieś 5 minut z tego co mi powiedział przez telefon. Zajęłam się obieraniem ogórka do mizerii. 

- Możemy porozmawiać? - spytał na moment zawieszając wzrok na moich dłoniach. Przytaknęłam głową.

- O co chodzi? - mimo wszystko zerknęłam na jego dłonie, aby zobaczyć czy nie ma w nich nic ostrego. Ta moja paranoja była już męcząca. 

- Dostałem dzisiaj SMS'em zdjęcia mojej żony i córek z ukrycia. Ten ktoś kazał mi Panią zabić albo następnym razem przyśle ich pokrojonych w kawałki - mówił na jednym wydechu. Moment mi zajęło zanim zrozumiałam o czym mówił. - Ewentualnie mam zrobić coś, przez co trafi Pani do szpitala - wytrzeszczyłam oczy.

A więc jednak się nie myliłam. 

- A mówisz mi to po to, aby zaraz wbić we mnie nóż? - sarknęłam. Mężczyzna uniósł brew, jednak szybko pokręcił głową. 

- Chcę, aby Pani wiedziała, że nie mam zamiaru się na to zgodzić i nie ma się Pani czego bać - mówił ciągle. 

- Czyżby? Widziałam jak gapisz się na noże - prychnęłam. Skąd się u mnie wzięła ta pewność siebie? 

- Martwię się o rodzinę! - zaoponował. - Wysłałem ich daleko stąd - dodał już spokojniej. Westchnęłam, wycierając dłoń w szmatkę. 

- Świetnie - to było jedyne, na co było mnie w tym momencie stać. Na zewnątrz byłam pewna siebie jednak w środku bałam się. Richard widząc, że nie mam zamiaru nic więcej powiedzieć wycofał się, po czym ruszył w kierunku pokoju. - Richard? - na mój głos mężczyzna odwrócił się w moim kierunku. - Miło, że nie próbujesz mnie zabić..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro