112. Nie mogę Cię stracić

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiedziałam, że nie odpuści. Nawet gdyby wysłał ich na koniec świata, to to by nie pomogło. Nie mogłam przestać myśleć o tym, że mogę coś z tym zrobić, a jednak siedziałam wcinając obiad, gdy sługusy Carl'a właśnie w tym momencie mogli robić coś rodzinie Richarda. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby coś im się stało z mojej winy. Nie zasługiwali na to. Powiedział mi chociaż wcale nie musiał. Miałam mętlik w głowie. Chciałam im jakoś pomóc, ale nie bardzo wiedziałam jak.

- Haaaalooooo - ocknęłam się, gdy Nate zaczął wymachiwać mi widelcem przed nosem.

- Hmm? Mówiłeś coś? - spojrzałam na chłopaka.

- O czym tak myślisz? - spytał, przyglądając mi się wnikliwie.

- Takie tam bzdury - machnęłam od niechcenia ręką. - A jak w pracy? - spytałam. Chłopak przyjrzał mi się jakby nie rozumiał co do niego powiedziałam.

- Już o to pytałaś.. - przekrzywił głowę, unosząc brew.

- A no tak - odparłam nieco głupio. Nie umiałam nic przed nim ukrywać. Po jego spojrzeniu wiedziałam, że widział, że po prostu coś jest nie tak. Poza tym moje odpowiedzi też nie były zbyt mądre.

- Kate - złapał moją dłoń, która leżała na stole. - Możesz mi powiedzieć o wszystkim - zapewnił. Wiedziałam o tym, ale nie chciałam, aby się więcej martwił. To było złe, że przestał korzystać z życia tylko się ciągle mną zajmował, a ja jeszcze miałabym mu głowę zawracać czymś bez znaczenia? Nie mogłam tego zrobić. Chciałam, aby chociaż na moment zapomniał o tym całym syfie, który mnie otaczał i po prostu się zabawił, i odpoczął.

- Pójdę się położyć - odparłam, wstając z krzesła. Szybko złapałam kule i poszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i przykryłam twarz dłońmi. Nie wiedziałam co robić.

- Skarbie.. - odezwał się Nate, wchodząc do pokoju. Odsłoniłam twarz, podnosząc się na łokciach. Chłopak przysiadł na krańcu łóżka. - O co chodzi? - spytał zmartwiony. Położył dłoń na moim kolanie, po czym zaczął kreślić kciukiem kółka.

- To nic takiego, nie masz się czym martwić - stwierdziłam, delikatnie się uśmiechając. Czułam jak się rozluźniam pod wpływem jego dotyku. Tęskniłam za nim choć nie widziałam go kilka godzin.

- Skarbie, coś Cię gryzie i chcę Ci pomóc - odparł. Nie mogłam go okłamywać, zresztą jeśli bym zaczęła coś przed nim ukrywać od razu zacząłby drążyć co to i w końcu odkrył prawdę albo wymyślił jakąś niestworzoną historyjkę.

- Powiem Ci, ale musisz mi obiecać, że jeszcze w tym tygodniu wyjdziesz gdzieś z Ivo - chłopak zmarszczył brwi, po czym się cicho zaśmiał pod nosem.

- Aż tak masz mnie dość? - uniósł brew.

- Co? Nie. Po prostu chcę, abyś korzystał z życia, a nie cały czas siedział przy mnie i się martwił - podniosłam się do siadu.

- Skarbie, kocham być blisko Ciebie - uśmiechnął się, jednak widząc moją stanowczą minę, dodał - Okay, obiecuję

- Tylko się nie denerwuj - powiedziałam szybko, po czym streściłam mu całą historię pomijając zachowanie Richarda i to, że naprawdę chciał mnie zabić.

- Żartujesz? - spytał, marszcząc czoło. Przyglądał mi się jakby naprawdę chciał sprawdzić czy to co mówiłam było prawdą.

- Chciałabym - westchnęłam. - Ale czuję, że powinnam coś zrobić. Oni dopadną jego rodzinę nawet na drugim końcu świata - przez moment na twarzy chłopaka widziałam przerażenie.

- Żartujesz sobie? Zdajesz sobie sprawę, że oni chcą żebyś zginęła? - syknął, zaciskając dłonie w pięści.

- Przecież nie dam się zabić - wywróciłam oczami. - Ale..

- Nawet nie kończ - zacisnął zęby. Z pewnością wiedział o czym pomyślałam.

- Nie pozwolę, aby stała im się krzywda z mojej winy - zaoponowałam.

- To zgłośmy to na policję - skwitował unosząc brew. Prycham.

- Bo to niby coś da - wywróciłam oczami. - Skoro nie chcesz mi pomóc to sama to załatwię - odparłam pewnie po czym zsunęłam się na krawędź łóżka.

- Nigdzie nie pójdziesz - złapał mnie po czym przycisnął do swojego ciała. Dzięki temu siedziałam pomiędzy jego nogami.

- Żartujesz sobie? - syknęłam próbując się wyrwać. Na pewno byłoby łatwiej, gdybym miała sprawne nogi. Nie odpowiedział. - Jak mnie zaraz nie puścisz to zacznę krzyczeć - przekręciłem głowę mierząc go ostrym wzrokiem. - Richard na pewno tu wtedy przyjdzie

- On pracuje dla mnie - stwierdził oczywisty fakt.

- Mam prawo sama decydować o sobie - syknęłam przez zaciśnięte zęby. Nie odpowiedział. Jedynie głośno westchnął. - Nic mi nie będzie - zapewniłam. - Proszę Cię, daj mi z nim porozmawiać.

- Nie mogę Cię stracić - szepnął w moje włosy po czym pocałował mnie w czubek głowy.

- Nic mi się nie stanie, wszystko będzie dobrze - odwróciłam się w jego stronę po czym krótko go pocałowałam.

- To głupi pomysł - powiedział układając dłoń na moim policzku.

- Chcę mu pomóc i jego rodzinie też, a przy okazji pozbędziemy się kolejnych zbirów - uśmiechnęłam się delikatnie.

- Narazisz się - powiedział czule głaszcząc mój policzek.

- Wiem, że to będzie trochę niebezpieczne, ale muszę coś zrobić no i ty będziesz blisko. Wszystko będzie dobrze - powtórzyłam składając na jego ustach pocałunek.

- Może zastanów się jeszcze.. - westchnął. Pokręciłam głową po czym wyplątałam się z jego ramion na co tym razem mi pozwolił. Złapałam za kule i ruszyłam do salonu w poszukiwaniu Richarda.

***

- Jesteś pewna? - spytał Nate przyglądając mi się. Jasne, że nie byłam pewna. Właśnie igrałam z życiem, ale po prostu nie mogłam inaczej postąpić. To by było wbrew mnie, już nie wspominając o tym, że jeśli bym olała tą sytuację to po prostu byłabym zła.

- Jasne, będzie dobrze - uśmiechnęłam się wtulając w ramiona chłopaka.

- Na miejscu będzie już na was czekał lekarz, który od razu przewiezie Panią do odpowiedniej sali. Stawiam, że w ciągu maksymalnie dwóch godzin pojawi się Pani oprawca, a wtedy my go złapiemy i załatwimy. Na 100% nie pracuje sam, więc przed szpitalem będzie jeszcze stać kilku policjantów po cywilnemu. Wszystko powinno się udać tylko najważniejsze, żeby Pani nie otwierała oczu, a Pan zachowywał się tak jakby naprawdę coś się stało - mówił policjant wymachując rękoma. Plan był prosty. Ja miałam udawać nieprzytomną, a Nate przestraszonego chłopaka. W ten sposób Richard wypełniłby to co mu kazali, a przy okazji wszyscy byliby cali, a faceci trafią za kratki. To miał być super plan, ale nie byłam pewna czy uda mi się przez cały czas udawać.

- Przecież się stało, idioci nadal na nią polują - powiedział z przekąsem.

- Tak, oczywiście. Najważniejsze, aby nie wychodzić z roli - podsumował po czym wstał. - Ja będę już czekał na miejscu. Proszę odczekać 5 minut po tym jak wyjdę - kiwnął głową, a po chwili ruszył do drzwi, a potem wyszedł. Odetchnęłam głęboko. Trochę się stresowałam. Przecież nigdy nie brałam udziału w policyjnej akcji. Bałam się, że coś zjebie chociaż wystarczyło tylko udawać nieprzytomną.

- Nie musi Pani tego robić - powiedział Richard opierając się plecami o ścianę.

- Wiem, ale zrobię - uśmiechnęłam się niemrawo. Mężczyzna po chwili wyszedł. Najwyraźniej zrozumiał, że chcieliśmy porozmawiać. - Nate.. - zaczęłam. - Wszystko będzie dobrze. Nie masz się o co martwić. - zapewniłam obracając się w jego kierunku.

Ma piękne oczy.

- Kocham Cię - powiedział zawieszając wzrok na moich oczach.

- Ja Ciebie też - uśmiechnęłam się widząc jak on też to zrobił. To było naprawdę super uczucie, gdy mogłam sprawić, że się uśmiechnął.

Potem położył dłoń na moim policzku i złączył nasze usta.

- Nie pozwolę, aby coś Ci się stało - zapewnił opierając nasze czoła o siebie.

- Wiem, Nate - uśmiechnęłam się wsuwając dłoń w jego włosy.

- Uważaj na siebie - poprosił po czym wziął mnie na ręce. - Na pewno dasz radę? - spytał po czym cicho westchnął. Przytaknęłam głową. - Nie wierzę, że się na to zgodziłem - mruknął pod nosem na co dałam mu buziaka w policzek, a po chwili chłopak zawołał Richarda. - No to zaczynamy - mruknął niepewnie. Cholera, ja też niczego nie byłam pewna. Nie byłam dobrą aktorką i jeszcze nigdy nie udawałam nieprzytomnej. Przez chwilę myślałam, żeby po prostu wziąć tabletkę nasenną i wtedy nie musiałabym niczego udawać, ale z drugiej strony jakbym nagle zaczęła chrapać to by była masakra.

Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy. Wtedy wszystko ruszyło i nastał chaos. Wytężyłam wszystkie zmysły. Słyszałam jak drzwi się otwierają, a potem zamykają. Czułam jak chłopak zbiegał po schodach, jak potem w chaosie wsiadł do auta krzycząc do Richarda, żeby się pośpieszył. Położył moją głowę na swoich udach po czym pocałował mnie w czoło. Po chwili ruszyliśmy spod bloku. Nie wiedziałam czy ktoś nas śledził, więc mimo tego, że w aucie byliśmy sami, wcale się nie ruszałam. Jak na złość akurat zaczęła mnie noga swędzieć.

Serio akurat teraz?!

Miałam wrażenie, że czas się strasznie dłużył jednak w końcu dojechaliśmy na miejsce, a Nate znowu wziął mnie na ręce.

- Pomóżcie jej! - krzyknął wbiegając do szpitala. Po chwili jakiś mężczyzna podszedł i zaczął coś mówić jednak głos był jakiś zniekształcony. Pewnie brało się to z mojego zmęczenia. Ostatnio jakoś wcześniej chodziłam spać.

Usłyszałam też kroki kogoś innego. Dopiero, gdy poczułam pod sobą materac i usłyszałam, że już mogę otworzyć oczy wtedy w końcu nieznacznie się poruszyłam i otworzyłam oczy. Przetarłam je cicho ziewając.

- Udało się? - spytałam zduszając ziewnięcie dłonią.

- Przekonamy się - pocałował moją dłoń.

- Dla zachowania pozorów za moment przyjdą tu pielęgniarki, więc proszę zamknąć oczy - poprosił lekarz kiwając głową w moją stronę. Od razu wykonałam jego polecenie, a gdy weszły pielęgniarki zaczął mówić coś po lekarsku. Niczego nie rozumiałam. Skupiałam się raczej na tym, że dłoń Nate'a była złączona z moją. Nawet nieumyślnie ją ścisnęłam.

Potem pielęgniarki zaczęły chodzić wokół mnie, a gdy się zmyły razem z lekarzem, odetchnęłam z ulgą. Dziwiło mnie, że jeszcze nikt się nie skapnął, bo przecież jestem fatalną aktorką, ale jakby nie było to często udawałam, że śpię, a to się prawie niczym nie różniło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro