128. Jedźmy dzisiaj

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odetchnęłam głęboko idąc korytarzem. Już stąd widziałam jej sylwetkę. Czułam się lepiej. Nie miałam już problemów z chodzeniem i nie chciało mi się już wymiotować, a to był naprawdę niezły postęp. Smutek, który jeszcze niedawno czułam został zastąpiony przez złość i naprawdę się z tego cieszyłam. Nie mogłam być smutna. W tym momencie potrzebowałam swojej pewności siebie i tego czegoś co sprawiało, że czułam się dobrze i pewnie w tym co robiłam.

Pewnie stawiałam kolejne kroki posyłając delikatny uśmiech w kierunku Nate'a. Wiedziałam, że ta pewność siebie już niedługo przeminie, ale teraz nie chciałam o tym myśleć. W tym momencie jedyne o czym myślałam to o przyjemnych rzeczach czy o ludziach, którzy sprawiali mi radość. Właśnie tego potrzebowałam jeśli chciałam przetrwać ten dzień. Nie mogłam się skupiać na matce czy ojczymie. Powinni być ostatnimi osobami, o których powinnam teraz myśleć i naprawdę starałam się, aby tak było.

Zatrzymaliśmy się przed drzwiami na salę, a wtedy odetchnęłam. Kątem oka widziałam zdziwione spojrzenie matki jednak uparcie to ignorowałam i nawet nie próbowałam przeanalizować. Ojciec szybko odsunął ją ode mnie na tyle daleko, że nawet nie widziałam jej przez niezły tłum, który się zebrał.

- Spóźniłem się? - krzyknął Matt wbiegając na korytarz. Zatrzymał się przed nami, oparł dłonie nad kolanami i głośno nabrał powietrza. Zaśmiałam się cicho spoglądając w jego kierunku. Musiałam przyznać, że wyglądał świetnie w garniturze i jednocześnie dość dziwne, bo nie oszukujmy się, to był zapewne pierwszy raz, gdy go założył i raczej nikt nie był przyzwyczajony do jego w takim ubiorze. A już na pewno nie ja. Zaraz za chłopakiem biegła cała ekipa chłopaków. Uśmiechnęłam się pod nosem. Cieszyłam się, że tu byli. Chłopak wyprostował się po czym zilustrował mnie wzrokiem. - No, no pasują Ci spódniczki - uśmiechnął się zadziornie na co miałam ochotę pacnąć go w głowę.

Ile razy miałam mu powtarzać, aby zachował te teksty dla siebie, gdy obok jest Nate?

Zerknęłam wzrokiem na narzeczonego, ale ten nawet nie drgnął. Uśmiechał się do mnie jak gdyby nigdy nic.

Udaje czy naprawdę przestał się interesować zaczepkami Matt'a?

Zanim zdążyłam coś powiedzieć z sali wyszła kobieta i poinformowała, że rozprawa przeciwko Carl'owi Black zaraz się rozpocznie i, że wszyscy są proszeni do środka. Chwilę później weszliśmy do sali, sędzia sprawdził obecność, a gdy się upewnił, że wszyscy są, wyprosił ich na zewnątrz.

- Dasz radę - szepnął Nate całując mnie w czoło. - Będę za drzwiami jakby coś się działo. Kocham Cię - złożył na moich ustach czuły pocałunek.

- Ja Ciebie też - uśmiechnęłam się, a chwilę później chłopak ruszył do drzwi. Obserwowałam go dopóki nie zniknął mi z pola widzenia, a potem cała moja pewność siebie uleciała tak szybko jak i się pojawiła.

Dopiero teraz prawdziwy stres powrócił. Do gardła podeszła mi gula, a żołądek się ścisnął. Na moim ciele pojawiła się gęsią skórka i w pewnym momencie miałam nawet wrażenie, że zaczęłam się trząść.

- Proszę wprowadzić oskarżonych - powiedział sędzia na co przeszły mnie ciarki.

Wzdrygnęłam się, gdy tylko go zobaczyłam. Byłam pewna, że ten uśmiech będzie prześladował mnie do końca życia. Nie wyglądał na przestraszonego czy zestresowanego. Wręcz przeciwnie, uśmiechał się, a jego postawa jak i chód wskazywał, że był pewny siebie. Za nim szło 6 mężczyzn. Rozpoznałam ich po tym, że to byli Ci, którzy próbowali mnie zabić. Wszyscy byli pewni siebie. Coś czułam, że to będzie długa rozprawa.

***

- Uważam Carl'a Blacka, Jamesa Willsona, Connora Crovly'ego, Ethana Giles'a, Paula Rain'a, Brandona Turner'a i Benjamina Wood'a za winnych zarzucanych im czynów i skazuję kolejno na 30, 12, 8, 5, 10, 11 i 15 lat więzienia - powiedział sędzia i dopiero wtedy mogłam odetchnąć z ulgą. Poczułam się naprawdę szczęśliwa. Od razu wpadłam w Nate'a ramiona i mocno go przytuliłam. Ostatni raz czułam się tak szczęśliwa przed tym jak Carl znowu pojawił się w moim życiu. Nawet nie potrafiłam opisać tego uczucia, było zbyt dobre. Czułam ogromną ulgę, że przez conajmniej następne 30 lat go nie zobaczę. Miałam ochotę skakać ze szczęścia, bo dopiero teraz poczułam się naprawdę bezpieczna, bo już nic mi nie groziło, a mój oprawca razem ze wspólnikami pójdzie siedzieć do więzienia, bo pomimo tego, że uciekłam z domu i przez jakieś pół roku nie miałam z nim kontaktu to i tak zawsze prześladowała mnie myśl, że zaraz się pojawi i wszystko się zjebie. Już nie musiałam się tego bać. Już nigdy nie będę musiała mówić o tym co się stało. Teraz będę mogła zacząć nowe, lepsze życie, w którym nie będzie go.

- Jestem z Ciebie dumny, skarbie - powiedział Nate z szerokim uśmiechem.

***

Zaraz po rozprawie pożegnałam się z przyjaciółmi, ojcem i siostrą po czym razem z Sarah i Will'em ruszyliśmy spod sądu. Było dobrze i w końcu czułam, że nic bym nie zmieniła. Jednocześnie było tak dziwnie. Wszyscy się cieszyli i uśmiechali, i ja też chciałam, ale moja radość nie trwała długo. Podczas tej rozprawy musiałam opowiedzieć o wszystkim co się stało, a teraz nie mogłam przestać o tym myśleć. Przed oczami przelatywały mi najgorsze chwile z mojego życia i chociaż robiłam wszystko, aby skupić myśli na czymś innym to nie potrafiłam. 

- Skarbie? - usłyszałam zmartwiony głos Nate'a. Uśmiechnęłam się na przymus po czym odwróciłam w jego stronę. 

- Hmmm? 

- Wszystko dobrze? - spytał zatrzymując się na czerwonym świetle. 

- Jasne - szybko odwróciłam głowę w kierunku okna. Zawsze wiedział kiedy kłamałam, a nie chciałam, aby się martwił. Najwyraźniej jednak nie udało mi się go uspokoić, bo przez całą resztę jazdy nie odwracał ode mnie wzroku. Zapewne nie poruszył tego tematu tylko dlatego, że nie byliśmy sami w aucie. 

Gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce pożegnałam się z Sarah i Willem po czym ruszyłam do domu. Widziałam po jej minie, że chciała gdzieś razem wyjść, ale ja nie miałam na to ochoty. Potrzebowałam trochę samotności. Na szczęście nie miałam już ochroniarza, więc mogłam liczyć na chwilę spokoju. 

Weszłam do sypialni po czym położyłam się na łóżku. Słyszałam jeszcze jak Nate chodzi w kuchni i naprawdę cieszyłam się, że zostawił mnie samą. Włączyłam muzykę na słuchawkach i nawet nie wiedziałam, w którym momencie zasnęłam.

***

- Skarbie, pora wstawać - usłyszałam obok siebie, a potem poczułam dłoń na moim ramieniu. Delikatnie głaskał mnie kciukiem i to było naprawdę przyjemne. 

- Mhmm - mruknęłam cicho ziewając. 

- Zrobiłem Ci spaghetti - wyszeptał na co się od razu podniosłam do pozycji siedzącej. Chłopak się zaśmiał natomiast ja zauważyłam, że byłam przykryta kocem. To słodkie, że mnie przykrył. 

- Naprawdę zrobiłeś czy chciałeś, żebym wstała? - zmarszczyłam brwi. 

- Zrobiłem - uśmiechnął się biorąc talerz, który stał na szafce nocnej po czym mi go dał. 

- Dzięki - odwzajemniłam uśmiech po czym zajęłam się jedzeniem. - Coś nie tak? - spytałam zauważając, że od dłuższego czasu mi się przygląda. 

- Jesteś piękna - odparł zakładając kosmyk moich włosów za ucho. Od razu poczułam jak się rumienię. Uśmiechnęłam się nieco zawstydzona. Niby już pół roku byliśmy razem, ale wciąż nie byłam do końca przyzwyczajona do komplementów, a już zwłaszcza, że dopiero wstałam i pewnie wcale nie byłam piękna. - Chciałabyś pojechać do mojej mamy na kilka dni? Zapraszała nas i pomyślałem, że to dobry pomysł.. - skwitował uśmiechając się czule. 

- Jest środek tygodnia - uniosłam brew odkładając talerz na bok.

- Wiem i naprawdę dziwnie mi z tym, że to ja Cię namawiam do wagarów - cicho się zaśmiałam. - Ale miałaś teraz trudne dni i potrzebujesz odpoczynku, a skoro już zdałaś wszystkie sprawdziany to w kilka dni nic by się nie stało, ale możemy też na weekend pojechać jeśli byś chciała - uśmiechnął się. 

- Jeźdźmy dzisiaj - powiedziałam bez wahania. Ten wyjazd, w tym momencie był wszystkim czego chciałam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro