130. Nie za drogi?
Uśmiechnęłam się zauważając Nate'a stojącego nade mną. Zeskanował mnie wzrokiem po czym szybko powrócił do oczu. Dopiero po chwili zauważyłam, że trzymał laptop w dłoni.
- Chcesz coś czy przyszedłeś się pogapić? - uśmiechnęłam się zadziornie.
- To i to - odwzajemnił uśmiech po czym przykucnął przy krawędzi łóżka polowego i pokazał mi ekran komputera. Podparłam się na łokciach - Podoba Ci się? - spytał wskazując palcem na dość spory dom. Wyglądał naprawdę świetnie.
- Nie za drogi? - uniosłam brew.
- Cena nie ma znaczenia - uśmiechnął się. - A więc jak? Ma 5 sypialni, do 4 z nich jest łazienka połączona i jedna jest jeszcze na parterze - skwitował.
- Nie potrzeba nam tylu sypialni - stwierdziłam.
- Narazie - uśmiechnął się znacząco.
- Chcesz mieć czwórkę dzieci? - spytałam nieco zaskoczona, ale i trochę przestraszona. Przecież 4 to trochę dużo..
- Nie pogardziłbym - wyszczerzył zęby. - ale trójka mi wystarczy - dodał. - Pomyślałem, że jeden pokój mógłbym zrobić jako gabinet
- Trójka? - zmarszczyłam brwi.
- Właściwie nawet Ciebie nie spytałem - zrobił skwaszoną minę. - Ile chciałabyś mieć?
- No dwójka by mi wystarczyła - stwierdziłam.
- Jeszcze zmienisz zdanie - uśmiechnął się po czym ponownie wskazał na ekran. - To jak?
- Ładny - odparłam zamyślona. Chłopak się cicho zaśmiał.
- Mamy jeszcze dużo czasu na kolejne dzieci, więc nie myśl o tym - pocałował mnie w czoło po czym wstał i ruszył do domu. - I pamiętaj, że jak coś będzie nie tak to od razu do domu wracaj - wywróciłam oczami.
- Wiem przecież - westchnęłam. Mimo tego, że specjalnie dla mnie ustawił leżak w cieniu, pod drzewem to i tak wiedziałam, że nie był do końca przekonany o tym, żebym siedziała na dworze, gdy było 30 stopni. No, ale już bez przesady. Co może mi w cieniu grozić?
Westchnęłam przeciągle słysząc jak dzwoni mój telefon, tylko, że tym razem to było połączenie z messengera. Jak się okazało dzwonili chłopcy i była to rozmowa wideo.
Ale wyczucie.
- Co chcecie? - spytałam od razu. - Zajęta trochę jestem - uśmiechnęłam się do ekranu zauważając przyjaciół na kamerce. Po tle z łatwością rozpoznałam, że byli na boisku szkolnym.
- No właśnie widzimy, koniec odpoczynku - uśmiechnął się szeroko Thomas, który siedział obok Matta. - Zamierzałaś nam wogóle powiedzieć, że wyjechałaś?
- Z głowy mi to wyleciało, wybaczcie - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Oj Thomy, masz takie widoki i jeszcze narzekasz? - wyszczerzył zęby Matt. Miałam ochotę przybić sobie facepalma.
- Matt, cymbale jak Cię trzepnę w ten Twój zboczony łeb.. - zaśmiałam się krótko, a ze mną cała reszta.
- Pokaż jak tam jest! - krzyknął Philip . Szybko odwróciłam kamerę i powoli pokazywałam otoczenie. - Ale mega
- A to nie jest przypadkiem niezdrowe, żeby w Twoim stanie być na słońcu? - usłyszałam głos Matta na co ponownie odwróciłam kamerę na moją twarz.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale siedzę pod drzewem - westchnęłam. - Nie musicie jeszcze wy mnie pilnować - odparłam.
- Jasne, że musimy, a i ważneee pytanko - wyszczerzył zęby Matt - to ja będę chrzestnym co nie?
- Yyy.. muszę kończyć - szybko się rozłączyłam po czym odłożyłam telefon. Zaśmiałam się pod nosem. Słyszałam jeszcze jak próbowali się dodzwonić, ale szybko wyciszyłam telefon. Na tym etapie ciąży jakoś nie myślałam o tym, kto będzie chrzestnym i szczerze wątpiłam, że będzie nim Matthew.
Po spotkaniu z matką jeszcze bardziej bałam się macierzyństwa.
Co jeśli temu nie sprostam?
Dziecko to obowiązek i ogromna odpowiedzialność, a ja do osób super odpowiedzialnych nie należałam. I bądźmy szczerzy, dziecko było ostatnim czego chciałam w tym wieku.
- O czym myślisz? - spytał Nate na co podniosłam na niego wzrok i się uśmiechnęłam.
- O dziecku - odparłam spoglądając na brzuch. Już niedługo miałam być gruba. Ani trochę nie podobała mi się ta myśl. Przesunęłam się na bok leżaka, więc Nate położył się obok mnie. Wtuliłam się w jego pierś na co dostałam całusa w czubek głowy.
- O czym konkretnie? - podniosłam wzrok na jego twarz.
- Będzie.. - zacięłam się szukając odpowiedniego słowa - trudno
- Chciałbym się nie zgodzić - westchnął. - Ale wiem, że razem damy radę - pocałował mnie szybko w usta. Uśmiechnęłam się do niego jednak szybko odwróciłam wzrok. Wiedziałam, że on będzie świetnym ojcem, ale nie wierzyłam w to, że ja się spisze jako matka.
Chwilę później usłyszeliśmy jakieś krzyki z domu. Coś w stylu 'łapy precz'. Gwałtownie się podnieśliśmy i ruszyliśmy w kierunku domu. Po drodze złapałam jeszcze koszulkę i ją założyłam. Jakoś nie widziało mi się, żeby paradować w staniku przed mamą Nate'a.
- Czy ty musisz mi wszystko zjadać? - usłyszeliśmy, gdy tylko weszliśmy do domu.
- Sprawdzam czy dobre - skwitowała Yvonne zajadając się piernikami.
- Wszystko dobrze? - spytał Nate marszcząc brwi.
- Nic nie jest dobrze, ona zjada moje pierniki - zmrużyła oczy kobieta.
- O cześć Nate - uśmiechnęła się Yvonne zauważając chłopaka. - O Kate - odłożyła piernika na stół po czym podeszła i złapała moją dłoń. Uśmiechnęła się przyglądając pierścionkowi. - Zawsze wiedziałam, że masz dobry gust - skwitowała patrząc na Nate'a. - No i gratuluję - uśmiechnęła się szeroko po czym przytuliła mnie do siebie. Byłam trochę zaskoczona jej ruchem, ale nie przeciwstawiałam się. - Myśleliście już nad imieniem dla dziecka? - spytała odsuwając się.
- Jakoś nie bardzo.. - odparłam. Było na to jeszcze mnóstwo czasu, a w ostatnim czasie ostatnim o czym myśleliśmy to było wymyślanie imienia. Zresztą nie byłam pewna czy był sens już nad tym myśleć, gdy nawet nie znaliśmy płci. Chwilę później przyszedł Conrad - syn Ivonne, który też złożył nam gratulacje, a temat szybko zszedł na nasze plany na przyszłość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro