49. Ścianka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzisiejsze korepetycje były jakimś koszmarem, a to dlatego, że nie potrafiłam się na niczym skupić. Przez cały czas tylko przytakiwałam, ale myśli moje były w całkowicie innym miejscu. Nate był świetnym facetem i to fakt, że przy nim czułam się tak dobrze jak przy nikim innym. To on sprawiał, że byłam naprawdę szczęśliwa i czułam się bezpiecznie. Jednak nie mogłam wyzbyć się przekonania, że miłość wcale nie jest taka fajna, a zwłaszcza w moim przypadku, bo jakiekolwiek uczucia zawsze sprawiały mi tylko zawód i płacz. Uczucia to był rodzaj jakiejś słabości, a ja nie mogłam być słaba. Problem w tym, że na to było już za późno, bo Nate zapanował nad moim umysłem jak i przywłaszczył sobie moje serce. Z drugiej strony od śmierci babci nie byłam tak szczęśliwa jak przy nim. Chciałam czuć się już tak zawsze, ale bałam się też cierpienia, bo go doświadczyłam już wystarczająco dużo. Gdzieś z tyłu głowy siedziała mi myśl, że powinnam się od niego trzymać jak najdalej. Problem był w tym, że nie potrafiłam. Przy nim traciłam zmysły jak i rozum.

- O matko, ale już późno - zauważyła Street, przyglądając się zegarowi na ścianie. - Skończmy na dzisiaj - uśmiechnęła się nerwowo. Zmarszczyłam brwi, ale taka zmiana planów wcale mi nie przeszkadzała, dlatego zakładając plecak na ramię szepnęłam tylko do widzenia i wyszłam na już całkiem opustoszały korytarz. Rzadko kiedy lekcje były do godziny 15, jednak się zdarzało, a zwłaszcza w tych najstarszych klasach. Skręciłam w lewo, a moim oczom ukazała się znajoma twarz. W dłoniach trzymał bukiet róż i co chwilę poprawiał swój krawat. Zmarszczyłam brwi, tu się działo coś dziwnego. 

- Co ty tu robisz? - spytałam, przyglądając się twarzy mężczyzny. - Tym razem nic nie zrobiłam - mruknęłam, ale wtedy mój wzrok spadł na bukiet kwiatów, które trzymał w dłoni. Cóż, one z pewnością nie były dla mnie.

- Wiem - powiedział szybko z wyraźnie napiętą miną. - Porozmawiamy kiedy indziej - wyminął mnie i ruszył korytarzem.

- Powiesz mi chociaż z kim się umówiłeś? - uniosłam brew, krzyżując ramiona na piersi. Mężczyzna na chwilę odwrócił się w moim kierunku.  Nerwowo poprawił krawat, po czym powiedział:

- Jutro do Ciebie przyjdę i Ci wszystko wyjaśnię. Teraz muszę już iść - szybko zniknął za zakrętem. Wzruszyłam ramionami, robiło się coraz dziwniej. Miałam tylko nadzieję, że to nie była nauczycielka od fizyki, niemieckiego czy biologi, a tym bardziej jakaś uczennica. Potarłam czoło. Za dużo dzisiaj myślałam i głowa zaczynała mnie już boleć.

Z uśmiechem na ustach opuściłam placówkę. Przed budynkiem stał chłopak, o którym dzisiaj myślałam cały dzień. W ręku trzymał różę, uśmiechając się szelmowsko w moją stronę. Cieszyłam się, że Samantha skończyła lekcje już dawno i miałam cichą nadzieję, że nie ma jej już w obrębie przynajmniej 15 kilometrów.

- Czekasz na kogoś? - uniosłam brew, stając przed chłopakiem.

- Owszem, na Ciebie - szczery uśmiech przyozdobił jego usta. - Dla Ciebie - podał mi różę. 

- Dziękuję - rumieniec oblał moje policzki. Nate otworzył mi drzwi od strony pasażera. Uśmiechnęłam się wsiadając na miejsce. Chłopak zajął miejsce za kierownicą. - Dokąd jedziemy? - powąchałam róże. Pięknie pachniała. 

- Niespodzianka.- mruknął, włączając się do ruchu. 

- Mam się bać? - uniosłam brew, przyglądając się chłopakowi. Na sobie miał garnitur, a pod nim białą koszulę. Jego nogi nakryte były czarnymi spodniami w kant i eleganckimi butami. Wyglądał jakby był świeżo po pracy. Przeczesał dłonią włosy. 

- Jeśli lubisz sport to nie - uśmiechnął się. 

- Chcesz powiedzieć, że mam ćwiczyć w jeansach? - uniosłam brew. 

- Spokojnie, jestem na to przygotowany - chytry uśmieszek wkroczył na jego usta. Nie odezwałam się więcej. Byłam ciekawa gdzie mnie zabiera. Ominęliśmy wiele budynków i domków, lecz nadal nie dotarliśmy.

- Daleko jeszcze? - jęknęłam zła. Miałam dzisiaj zbyt zły dzień, aby cieszyć się z tej 'wycieczki'. Poza tym byłam strasznie niecierpliwa.

- Nie - westchnął, jednak na jego ustach widniał szeroki uśmiech. - Już dojeżdżamy - pięć minut później dojechaliśmy przed wysoki budynek. Nie przypominał nic. Był wysoki i schludny z napisem Centrum sportu. Nie było mnie tu jeszcze, a miejsce to wyglądało naprawdę fajnie. Chłopak wyjął czarną sportową torbę z Nike i powiedział, że tu wysiadamy. Przytaknęłam głową, po czym wysiadłam. Weszliśmy do środka, było tu naprawdę ładnie. Na ścianach były plakaty ze sprzętem sportowym i sławnymi sportowcami. Staliśmy chwilę w kolejce, a gdy nadeszła nasza kolej, chłopak powiedział do kobiety za ladą:

- Dzień dobry, dwa razy ścianka - jaka ścianka? Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się o co mogło chodzić.

- Proszę 40 dolarów. Czas to godzina. Przed halą będzie czekał na was instruktor i pomocnik - chłopak podał pieniądze kobiecie. - Na halę prosto korytarzem, a potem w lewo. - wskazała dłonią odpowiedni korytarz. 

- Dziękuję - odpowiedział chłopak. 

- Jaka ścianka? - spytałam, gdy do głowy nie wpadło mi nic sensownego.

- Zobaczysz - uśmiechnął się. Przed wejściem na halę czekało dwóch mężczyzn. Jeden miał koszulkę z napisem instruktor, a drugi pomocnik. Przewróciłam oczami, chcąc się już tylko dowiedzieć co tu robiliśmy.

- Najpierw zapraszam do szatni - zilustrowali nas wzrokiem. - To tam - wskazał palcem na jedne z drzwi. Oboje ruszyliśmy do szatni. 

- Chyba o czymś zapomniałeś - mruknęłam. - Ja nie mam stroju na przebranie - syknęłam. Uśmiechnął się chytrze po czym wyjął jakąś koszulkę, spodenki i buty. 

- Masz - podał mi torbę, po czym zniknął za drzwiami. Westchnęłam i też tam weszłam. Za nimi były dwie pary drzwi. Na jednych pisało damska, a na drugiej męska. Weszłam do tych pierwszych, w środku było kilka dziewczyn. Zajęłam miejsce na ławce pod ścianą. Otworzyłam torbę. W środku była czarna koszulka, tego samego koloru leginsy i trampki. Najdziwniejsze było to, że to były moje ubrania. Nie zastanawiając się dłużej, założyłam to. W szafce zostawiłam torbę chłopaka i wyszłam na zewnątrz. Chłopak już tam stał, a gdy mnie tylko zauważył uśmiechnął się i podszedł do mnie. - Chodźmy - szepnął, popychając mnie w stronę drzwi. 

- To gdzie my jesteśmy? - spytałam, wchodząc na hale. W naszą stronę szedł instruktor i pomocnik. Przed moimi oczami ukazała się ogromna ścianka wspinaczkowa.

***

- Autentycznie nie mam już ani krzty siły - jęknęłam, wychodząc z budynku. - Chyba straciłam kondycje - rozmasowałam zmęczone mięśnie. Chłopak objął mnie jednym ramieniem.

- Twoja kondycja wcale nie jest taka zła. - uśmiechnął się, całując mnie we włosy. - Idziemy coś zjeść? - spytał. Pokiwałam energicznie głową - To na co masz ochotę? - spytał, otwierając mi drzwi od auta. 

- To zależy co proponujesz - wsiadłam na miejsce. Chłopak okrążył auto i siadł za kierownicą, rzucając torbę na tylne siedzenie.

- Wszystko, na co tylko masz ochotę - szepnął, pobudzając auto. 

- W takim razie zjadłabym.. No nie wiem. Może hot doga?

- Wiem gdzie są pyszne - ruszył z parkingu. Odwróciłam głowę w stronę okna. Na dworze było już ciemno, chociaż było dopiero przed siedemnastą. Uliczne lampy oświetlały drogę, którą podążał samochód. - No i jesteśmy - zatrzymaliśmy się przed jakąś knajpką. Wysiadłam z auta, co mężczyzna też uczynił. - Czasami tu przychodzę na przerwie - wcisnął guzik na pilocie, zamykając w ten sposób samochód. Oboje ruszyliśmy w stronę drzwi, a zaraz po ich przekroczeniu dało się usłyszeć mnóstwo rozmów oraz poczuć jedzenie. Knajpa miała ściany zrobione z drewna oraz mnóstwo drewnianych stolików. Przypominała mi te co występują w filmach o westernie. - Dwa hot dogi - powiedział do młodego mężczyzny, który wycierał kieliszki.

- Nie podoba mi się to, że ciągle za mnie płacisz - szepnęłam, a ten pocałował mnie we włosy. 

- A mi to wcale nie przeszkadza - poczułam jak się uśmiecha. 

- 2 euro - powiedział mężczyzna. Nate podał mu kwotę - Hot dogi będą za chwilę - uniósł kąciki ust, po czym udał się na zaplecze. Chwilę później wrócił z naszym jedzeniem, które odebraliśmy od niego. Wyszliśmy z knajpki, a wtedy chłopak spytał:

- Może usiądziemy? - wskazał na ławkę, która była niedaleko. Pokiwałam twierdząco głową. Zajęliśmy miejsce na ławce. W ciszy zjedliśmy hot dogi i musiałam przyznać rację Nate'owi, bo były naprawdę dobre. Oparłam głowę na ramieniu chłopaka i spojrzałam w niebo. Nad nami było całe mnóstwo błyszczących światełek. Chłopak objął mnie w talii jednym ramieniem, pozwalając się w siebie wtulić. 

- A więc skąd miałeś moje ubrania? - spytałam, przenosząc wzrok na chłopaka. Ten jednak wzruszył ramionami, po czym odparł:

- Zaraz po pracy wpadłem do Ciebie, ale Sarah mi powiedziała, że jesteś jeszcze w szkole, więc poprosiłem ją, żeby spakowała Ci jakieś wygodne ubrania i parę butów, a potem przyjechałem po Ciebie - uśmiechnął się, wzrokiem śledząc moją twarz.

Na ławce posiedzieliśmy jeszcze kilkanaście minut w zupełnej ciszy, jednak potem stwierdziliśmy, że robi się naprawdę zimno dlatego postanowiliśmy wrócić do auta. Jakieś 15 minut później dojechaliśmy pod blok.

- Jesteśmy - powiedział, gasząc silnik. Wyszliśmy z auta. Chłopak wziął torbę na ramię, a jakieś 5 minut później znaleźliśmy się pod moimi drzwiami. Po kilku sekundowym męczeniu się z zamkiem, w końcu otworzyłam je. Weszliśmy do środka, zdejmując kurtki i buty. Nate odłożył torbę w przedpokoju. Podczas jazdy spytałam się chłopaka czy posiedzi ze mną trochę w domu, gdyż nie miałam ochoty siedzieć sama. Miałam wrażenie, że Nate się ucieszył na tą propozycję. Bez wahania się zgodził.

Bardzo prawdopodobne było to, że Sarah siedziała jeszcze w bibliotece lub będzie nocować u Willa. Zresztą czy to źle, że chciałam jeszcze trochę czasu spędzić z chłopakiem?

Oboje ruszyliśmy w stronę salonu, gdy ja nie zauważyłam i potknęłam się o coś lądując na podłodze. Nate za to potknął się o moją nogę i sam leżał na mnie. Oboje się zaśmialiśmy.

Chłopak podparł się na dłoniach dzięki czemu mogłam się odwrócić tak, że leżałam teraz na plecach pod chłopakiem. Spojrzeliśmy sobie w oczy i wtedy zapanowała cisza. Przełknęłam głośno ślinę. Nie wiedziałam co powiedzieć, a tym bardziej nie mogłam się poruszyć. Zaschło mi w gardle, a żołądek wywrócił się kilka razy. Nagle chłopak obniżył się, w ten sposób byliśmy jeszcze bliżej siebie. Nie wiedziałam czy zrobił to dlatego, że bolały go dłonie czy może dlatego, że chciał być bliżej. Nawet nie drgnęłam, nie potrafiłam. Mój wzrok latał pomiędzy jego oczami i ustami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro