79. Sługus Carla

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chłopak zaparkował pod samym cmentarzem, a potem oboje poszliśmy do sklepu po róże oraz znicze. Dopiero wtedy zorientowałam się, że zostawiłam telefon w aucie, a obiecałam Sarah, że jak tylko dojedziemy to dam jej znać. Po mojej niedawnej przygodzie w tym miejscu strasznie się martwiła, a nawet zastanawiała czy to dobry pomysł, abym tu jechała. Nie mogła się stresować dlatego wiedziałam, że muszę zadzwonić jak najszybciej.

Gdy tylko powiedziałam chłopakowi o telefonie ten od razu dał mi kluczyki i powiedział, że kupi wszystko tak jak mu mówiłam. Otworzyłam auto i wsunęłam się na fotel w poszukiwaniu telefonu. Znalazłam go pomiędzy dwoma fotelami. Wyszłam z auta od razu go zamykając, a gdy już miałam dzwonić do przyjaciółki obok mnie odezwał się bardzo znajomy głos.

- Kate? - podniosłam wzrok na chłopaka, nie wierząc własnym uszom, a potem oczom. Przez chwilę nawet zaczęłam się zastanawiać czy moje oczy na pewno widzą tego kto stoi przede mną.

- Jake? - spytałam niepewnie.

- Aż tak się zmieniłem? - wyszczerzył zęby w zawadiackim uśmiechu. Jake był moim ex, który po tygodniu naszego związku stwierdził, że mu się znudziłam. Po tym wszystkim naprawdę nie miałam ochoty nawet na niego patrzeć.

- Prawie wcale - prychnęłam. - Wiesz, po tym co się stało.. - zaczęłam niepewnie, jednak chłopak mi przerwał.

- Właśnie szukałem Cię w tej sprawie. Chciałem przeprosić i wszystko wyjaśnić - wykrzywił lekko usta. Naprawdę pierwszy raz na jego ustach nie widniał ten sam uśmiech, który sprawiał, że każdej dziewczynie miękły kolana. Kiedyś nawet mi.

- Nie ma co wyjaśniać, stare czasy. Tyle - wzruszyłam ramionami. - Możesz już iść? Muszę zadzwonić - podniosłam lekko telefon, dając mu tym do zrozumienia, że wcale nie kłamałam.

- Nic nie rozumiesz - westchnął.

- Jake - głęboko westchnęłam. - To co było jest już dla mnie nie ważne - powiedziałam dosadnie.

- Ale dla mnie tak - podszedł, po czym złapał mnie za ramiona. Skrzywiłam się. - Chodzi o twojego ojczyma - spojrzał mi ostro w oczy. Zmarszczyłam brwi. - Dzień przed tym jak to wszystko się stało, on przyszedł do mnie. Zagroził, że jak Cię nie zostawię to skrzywdzi moją siostrę. On miał jej zdjęcia, plan lekcji, dosłownie wszystko. Przestraszyłem się i zerwałem z Tobą jak ostatni dupek. Naprawdę Cię lubiłem - zakończył, patrząc mi uważnie w oczy. Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami i nie wiedziałam co powiedzieć. Po prostu zabrakło mi słów. To co powiedział wydawało się tak nieprawdopodobne, że mój mózg wciąż nie umiał przekalkulować takiej informacji jednak wiedziałam, że on był do tego zdolny. Sukinsyn chciał mnie dla siebie.

Przytaknęłam niepewnie głową, nie wiedząc co zrobić.

- Każdy by tak postąpił - wzruszyłam lekko ramionami.

- Teraz tak nie myślę - pokręcił głową jakby chciał odrzucić od siebie nieprzyjemne myśli. - Naprawdę Cię przepraszam - popatrzył mi ze skruchą w oczy. Teraz nie przypominał tego chłopaka, którym był kiedyś.

- Skarbie, wszystko w porządku? - Jake słysząc chłopaka, który nagle znalazł się za mną, odsunął się.

- Tak, jasne - odwróciłam się do swojego chłopaka z lekkim uśmiechem. Ten natomiast wyjrzał za mnie spoglądając na Jake. W jednej dłoni trzymał bukiet róż, a w drugiej reklamówkę zapewne ze zniczami. Stanął obok mnie, po czym zmierzył spojrzeniem tego drugiego.

- A ty to? - uniósł brew, patrząc mu krzywo w oczy.

- Jestem Jake - wyszczerzył swoje białe zęby, chowając dłonie do kieszeni jeansów.

- Co tu robisz, Jake? - zrobił nacisk na jego imię jakby próbował mu coś zasugerować.

- Właśnie rozmawialiśmy z Kate - spojrzał na mnie znacząco, na co uniosłam brew. Czego on tak właściwie chce? - Ale powinienem już iść. To może do zobaczenia - mrugnął oczkiem, po czym się odwrócił i odszedł w swoim kierunku. Pewny siebie dupek.

- Kto to? - spytał po chwili Nate.

- Mój ex - wzruszyłam lekko ramionami. Nastała chwila ciszy. Wiedziałam, że wciąż był zazdrosny o praktycznie każdego chłopaka, który się przewijał obok mnie, a tym bardziej o tych, z którymi miałam bliższy kontakt. Naprawdę nie chciałam się o to kłócić.

- Czego chciał? - wypuścił głośno powietrze przez nos. Bałam się spojrzeć na jego twarz, dlatego dalej uparcie wpatrywałam się w blok przed sobą.

- Przeprosić. Nasze rozstanie nie należało do przyjemnych - wzruszyłam ramionami. - To nie ważne. Idziemy? - spytałam, w końcu spoglądając w jego stronę. Wyglądał jak zwykle, jednak mrużył brwi jakby coś go zdenerwowało.

- Jasne - powiedział w końcu.

- Tylko jeszcze zadzwonię do Sarah - uśmiechnęłam się, po czym pocałowałam chłopaka w policzek. Po chwili odnalazłam numer przyjaciółki w kontaktach.

***

Uśmiechnęłam się do chłopaka, ponownie wtulając w jego ramię. Czułam jakiegoś dziwnego rodzaju ulgę, że był tu ze mną. Nie odzywaliśmy się. Nie było o czym rozmawiać, nie w tym momencie. To nie było odpowiednie miejsce do tego, a chłopak to doskonale rozumiał.

Staliśmy w kompletnej ciszy, przytulający się i wpatrujący w napis na nagrobku. Choć minęły już 4 lata nie umiałam się pogodzić z tym, że już jej nie zobaczę. To było dla mnie zbyt trudne. Wiedziałam, że jeszcze chwila i się popłaczę, a nie chciałam, żeby Nate uważał mnie za słabą. Odetchnęłam głęboko, po czym odsunęłam się i zajęłam zbieraniem pustych znicz do siatki, aby potem je wyrzucić. Chłopak pomógł mi, wpatrując się w coś za moimi plecami.

- Znasz go? - spytał niepewnie, kierując swój wzrok ponownie na kogoś za mną. Zmarszczyłam brwi, po czym odwróciłam głowę. Od razu mnie sparaliżowało.

Sługus Carla.

Stał w bramie na cmentarz, nie odwracając ode mnie wzroku.

Na pewno mnie poznał.

Byłam pewna, że przysłał go Carl. Wiedział jak bardzo byłam zżyta z babcią i, że na pewno nie opuściłabym dnia babci. Cholerny sukinsyn.

- Musimy iść - szepnęłam choć wciąż nawet nie drgnęłam. Za bardzo się bałam, jednak teraz musiałam być silna jak jeszcze nigdy. Głośno odetchnęłam licząc na to, że to w jakikolwiek sposób mi pomoże.

- Skarbie, co się dzieje? - spytał delikatnie jakby doskonale wiedział co teraz czułam.

- Musimy iść - powtórzyłam, podnosząc się na nogi. Czułam jak się pode mną uginają, jednak ja uparcie trzymałam się na nich. Złapałam chłopaka za rękę, po czym pociągnęłam go za sobą. Przez chwilę się opierał, ale po chwili pobiegł za mną.

Musieliśmy uciekać inaczej to mogłoby się skończyć tragicznie.

Kątem oka widziałam jak ruszył za nami jednak był wolniejszy. Nic dziwnego, wyglądał jak zawodnik MMA. Na całe szczęście znałam to miejsce jak własną kieszeń, każde wejście i wyjście dlatego wiedziałam, którędy uciekać. Wybiegliśmy bocznym wejściem, jednak nawet na sekundę nie zatrzymaliśmy się.

- Co się dzieje? - syknął za mną.

- Później Ci wszystko wyjaśnię - płuca mnie paliły. Straciłam swoją kondycję, a teraz odczuwałam tego skutki. Szybko wskoczyliśmy do auta. - Jedź - syknęłam od razu. Odchyliłam głowę w bok, próbując uspokoić oddech. Miałam gdzieś nawet to, że nie zapięłam pasów. Jedyne o czym teraz myślałam to, aby nas nie złapał, ale  patrząc w lusterko widziałam go. Jechał za nami tak jakby od tego zależało jego życie. Może nawet faktycznie tak było. Carl był zdolny do wszystkiego.

Były straszne korki, przez co staliśmy w miejscu. Rozejrzałam się. Doskonale znałam to miejsce, niedaleko było centrum handlowe. To było to. Musiałam chronić Nate'a. Był jeden. Jeśli się rozdzielimy to na pewno pójdzie za mną. Westchnęłam głęboko, po czym odwróciłam się do chłopaka.

- Nie zatrzymuj się. Od razu masz jechać do domu. O niczym nie mów Sarah - nachyliłam się nad nim i pocałowałam czule. Bałam się, że to był nasz ostatni pocałunek. Samotna zła spłynęła po moim policzku, jednak od razu ją wytarłam. - Kocham Cię - szepnęłam. Otworzyłam szybko drzwi po czym wybiegłam mając nadzieję, że to za mną pojedzie. Nie myliłam się, gdy tylko korki lekko ustąpiły skręcił w moją stronę. Biegłam ile tylko miałam sił w nogach. Czułam jak każdy mięsień mojego ciała buntował się przeciwko mnie. Moje serce obijało się o moją klatkę w nienormalnym tempie, a jednak nie mogłam się zatrzymać. To byłoby równoznaczne z trafieniem do piekła, a nawet jeszcze gorzej.

Łzy, które wypływały z moich oczu moczyły moją kurtkę, a potem tak po prostu skapywały na ziemię.

Chwilę później wbiegłam do centrum. Był daleko za mną, miałam trochę czasu na ogarnięcie ucieczki. Prawdę mówiąc rzadko kiedy chodziłam do takiego miejsca i naprawdę nie miałam pojęcia którędy mogłabym się wyrwać. Pierwsze co mi przyszło do głowy to była łazienka. Szybko dotarłam do niej pomagając sobie oznaczeniami czy strzałkami. Do środka była dość długa kolejka, jednak nie zważałam na to i po prostu wbiegłam do niej. Słyszałam krzyki dziewczyn za sobą, na co tylko wywróciłam oczami. Zaraz nad umywalkami znajdowało się małe okienko. Na całe szczęście było otwarte. Odetchnęłam z ulgą. Miałam gdzieś ich wszystkie spojrzenia, gdy wlazłam na zlew. Na szczęście w tej pozycji byłam w stanie bardzo łatwo się wydostać. W momencie, gdy wyskoczyłam słyszałam jak biegnie tu popychając wszystkie dziewczyny. Upadłam, uderzając ciałem o twardą ziemię. Jedyne co wydobyło się z moich ust to cichy jęk. Nie mogłam pozwolić sobie na więcej, inaczej na pewno by mnie usłyszał. Gdy tylko się poruszyłam poczułam przeszywający ból żebra. Wiedziałam, że muszę się podnieść i biec dalej, ale wiedziałam, że jeśli uda mi się podnieść to już na pewno nie pobiegnę.

Brawo, od razu mogłaś się zabić.

Podniosłam się, podpierając na ścianie. Oparłam się o nią, oddychając ciężko. Jeśli mnie słyszał to miałam naprawdę mało czasu, a w tym momencie nawet nie umiałam sama ustać na nogach. Odetchnęłam głęboko, a piekący ból znowu rozszedł się po moim ciele. Wtedy właśnie przede mną pojawił się Nate z przerażoną miną.

- Skarbie, co Ci się stało? Coś Cię boli? - podbiegł do mnie w ekspresowym tempie.

- Mówiłam, żebyś jechał - syknęłam. Może nie powinnam tak się zachowywać, ale jedyne co się dla mnie liczyło w tym momencie to jego bezpieczeństwo.

- Nigdy bym Cię nie zostawił - spojrzał na krótko w moje oczy i od jego spojrzenia kolana się pode mną ugięły. Bez słowa złapał mnie pod kolanami i podniósł. Zacisnęłam mocno zęby, aby tylko nic nie zauważył. - Nie musisz udawać twardej - szepnął, obserwując moją twarz. - Co Cię boli? - spytał, po czym ruszył. Wtuliłam się w jego pierś ciesząc się, że jeszcze miałam okazję do tego czynu.

- Nic mi nie jest - szepnęłam, odwracając wzrok od jego cudownych oczu.

- Żadnych kłamstw, pamiętasz? - jego twarz była przez cały czas poważna. Zapanowała chwila ciszy przerywana tylko naszymi oddechami czy krokami Nate'a.

- Żebro - szepnęłam cichutko. Może podświadomie liczyłam, że nie usłyszy? Jednak słyszał, byłam tego pewna.

- Jedziemy do lekarza - zarządził od razu. Westchnęłam.

- Nie tutaj, jak wrócimy - spojrzałam mu na chwilę w oczy.

- Skarbie..

- Proszę - wydęłam wargę. Chłopak pocałował mnie w czoło, a po chwili wsadził do auta uważając, aby nie zrobić mi krzywdy.

***

Wpatrywałam się głucho w szybę. W aucie panowała idealna cisza, a ja nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć albo jak wyjaśnić to co się stało. Zresztą mówienie o tym, gdy prowadził było po prostu głupie. Oczywiste było, że jakoś musiałam o wszystkim opowiedzieć, ale jak to zrobić, aby nie powiedzieć za dużo? Musiałam uważać na to co powiem, a najlepiej to przemyśleć. Nie mogłam już kłamać, nie chciałam, więc musiałam uchylić chociaż rąbek tajemnicy. Wiedziałam, że po tym zaczną się kolejne pytania na które ja i tak nie będę w stanie odpowiedzieć, ale musiałam 'coś' powiedzieć.

Widziałam jak cały czas zerkał w moją stronę jakby tylko czekał aż coś powiem, jednak ja jedynie milczałam. Na pewno był zdezorientowany tym wszystkim, wyglądał też na zmartwionego.

- Nikomu nie mów o.. tym - poprosiłam, patrząc na niego kontem oka. Zerknął w moją stronę, a po chwili powrócił wzrokiem na drogę przed nami.

- Co się tam stało? O co chodziło? - pytał i już widziałam jak myślał nad kolejnym pytaniem. - Kim był ten facet? - zacisnął dłonie na kierownicy.

- To nie jest dobry moment.. - szepnęłam, odwracając wzrok.

- Nie teraz? To kiedy? A może wcale? Przecież to takie normalne, że moją dziewczynę goni jakiś pojeb - syknął ostro. Czułam jego palące spojrzenie na mnie.

- Teraz prowadzisz - odparłam. - To nie jest dobra chwila na taką rozmowę - zerknęłam na niego. Kipiał złością. Odetchnęłam cicho widząc ból w jego oczach, który starał się ukrywać. Mnie bolało to jeszcze bardziej. Nie chciałam, aby cierpiał, a tym bardziej, aby to przeze mnie się tak czuł. Chciałam, aby się uśmiechał i był tak szczęśliwy jaki był zanim jeszcze wyruszyliśmy na cmentarz.

Odwróciłam wzrok. Nie byłam w stanie patrzeć na niego, gdy był w takim stanie. Jednak już po chwili poczułam jego dłoń na moim kolanie, który delikatnie ścisnął.

- Przepraszam, martwi mnie to wszystko. Nic z tego wszystkiego nie rozumiem i wkurza mnie to.. - westchnął cicho, gładząc dłonią moje kolano.

- To ja przepraszam - obróciłam się w jego stronę. - Już dawno powinieneś o tym wiedzieć, ale wyjaśnię Ci - obiecałam. - Tylko nie, gdy prowadzisz - szepnęłam cicho. Czy to naprawdę taki dobry pomysł?

Przytaknął lekko głową, a po chwili zatrzymał auto pod dużym białym budynkiem. Zmarszczyłam brwi.

- Jesteśmy - odpiął pas i od razu wyskoczył z auta. Ja chciałam zrobić to samo, jednak zanim udało mi się opuścić samochód, chłopak znalazł się przy mnie i podniósł na rękach.

- Co ty robisz? - szepnęłam. - Umiem chodzić i gdzie my jesteśmy? - uniosłam wysoko brew.

- Jak to gdzie? W szpitalu - zamknął za nami auto, po czym ruszył w kierunku wejścia.

- Myślałam, że żartowałeś z tym lekarzem.. - przyznałam patrząc mu w oczy. - I już mnie nie boli - uśmiechnęłam się dla potwierdzenia swoich słów.

- Wolę mieć pewność. Nie wyglądało to dobrze - wykrzywił usta lekko. Pocałował mnie delikatnie w czoło dokładnie jakby się bał, że zrobi mi tym krzywdę.

- Skarbie, proszę. Nie lubię szpitali - wydęłam wargę, robiąc oczy szczeniaczka, na co się cicho zaśmiał, jednak wciąż szedł, a po chwili wszedł do budynku.

- Nie ruszaj się - powiedział, sadzając mnie na krześle.

- Nic mi nie jest - wywróciłam oczami, jednak chłopak to zignorował i po prostu poszedł do recepcji. Skrzyżowałam ramiona na piersi, wzdychając ciężko. Czasem ta jego nadopiekuńczość działała mi na nerwy. Nie chciałam go jeszcze bardziej denerwować, więc po prostu siedziałam na tym cholernym krześle ze skwaszoną miną. Po chwili dołączył do mnie chłopak, obejmując mnie ramieniem i całując w skroń.

- Nie denerwuj się - uśmiechnął się lekko i naprawdę ten jego uśmiech sprawił, że nie potrafiłam się na niego wkurzać. Oparłam głowę na jego ramieniu, po czym lekko przymknęłam powieki oddając się chwili spokoju jaką umożliwił mi sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro