82. Zgwałcił mnie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy skończyliśmy ćwiczyć wszyscy poszliśmy na pizzę. Niestety chwilę później Nate musiał iść, bo Ivo miał do niego jakąś sprawę. Jako, że był piątek pozwoliliśmy sobie na wypicie piwa. Już wcześniej umówiliśmy się z Nate'em, że dzisiaj będę nocować u niego, dlatego nie było z tym problemu.

Matt od jakichś 15 minut nie mógł oderwać się od telefonu. Z tego co nam powiedział to właśnie pisał z dziewczyną z siłowni. Thomas za to pisał z Annie. Ja natomiast prowadziłam dyskusję z całą resztą chłopaków. Gdy zrobiło się już naprawdę późno, pożegnaliśmy się, po czym każdy ruszył w swoją stronę. Oczywiście chcieli mnie odprowadzić, ale jako, że nie miałam dzisiaj ani chwili na bycie samą nie zgodziłam się na to. Tak jak obiecałam napisałam Nate'owi wiadomość, że już idę.

Wracałam przez park, zastanawiając się nad tym jak bardzo się zmieniło moje życie dzięki chłopakowi i jakie było przez ostatni tydzień.

Słyszałam jak ktoś chodził koło mnie, a potem zobaczyłam czarną postać przed sobą. Było zbyt ciemno, abym mogła zobaczyć kto to.

- Cześć słońce - szepnął męski głos, który przyprawił mnie o ciarki.

Stanęłam w miejscu. Nie umiałam się ruszyć. Ciało kompletnie odmówiło mi posłuszeństwa.

Zapragnęłam się schować. Gdzieś gdzie by mnie nie znalazł, bo skoro tu był to oznaczało, że moje normalne życie właśnie dobiegło końca.

- Jeszcze piękniejsza niż kiedyś - zrobił krok w moją stronę dzięki czemu latarnia oświetliła jego twarz.

Nic się nie zmienił.

Czarne, długie włosy jak zwykle miał związane w kucyk. Na sobie miał ten sam garnitur i garniturowe spodnie. Na jego nadgarstku dumnie eksponował się złoty zegarek, a na ustach miał jak zawsze pewny siebie uśmiech. Przełknęłam głośno ślinę, czując ogromną gulę w gardle. Byłam sparaliżowana.

Zilustrował mnie wzrokiem, przyprawiając mnie tym o mdłości. Oblizał lekko wargi i zrobił krok w moją stronę. Moje nozdrza poczuły jego mocne perfumy, od których miałam ochotę zwymiotować. Najlepiej na niego.

- Nie powinnaś była uciekać - szepnął, a jego głos stał się ostrzejszy. - Dałem Ci wszystko czego tylko chciałaś, a ty tak mi się odwdzięczyłaś? - złapał moje ramię mocno je ściskając. Wyrwałam się, odskakując gwałtownie. W końcu czułam, że byłam w stanie się poruszyć. Że mogłam mówić. Na chociaż chwilę poczułam się silniejsza. Przynajmniej na zewnątrz. W środku się trzęsłam jakbym miała atak epilepsji. Byłam przerażona. Wiedziałam, że w końcu będę musiała go spotkać. Wiedziałam też, że spotkanie z moim katem będzie koszmarnie trudne. Nie spodziewałam się tylko, że nie będę potrafiła nawet drgnąć.

- Nigdy nic od Ciebie nie chciałam! - syknęłam. 

- Słońce..

- Nie mów tak do mnie! - krzyknęłam. Czułam jak gniew powoli przejmował moje ciało. - Nigdy więcej mnie nie dotkniesz! - zacisnęłam mocno zęby jak i pięści. Twarz mężczyzny wykrzywiła się w złości.

- Należysz do mnie! - zawarczał, ściskając mój nadgarstek. Groźba jaka zabłysła w jego oczach na tylko sekundę mnie znowu sparaliżowała. Zaraz potem odzyskałam rezon. Nie mogłam ukazać mu swojej słabości.

- Nigdy do Ciebie nie należałam i nie należę - syknęłam, a potem wyrwałam nadgarstek z jego uścisku. Kompletnie się tego nie spodziewał. Nie znał nowej mnie. Pamiętał tylko grzeczną dziewczynkę, którą wykorzystał i zniszczył.

- Chyba się nie zrozumieliśmy - syknął. Gdy stanął tuż przede mną znowu poczułam się mała. Górował nade mną. Przewyższał mnie o głowę. 

- Masz rację - w tym momencie możliwe, że popełniłam największy błąd mojego życia. Moje kolano zderzyło się z jego kroczem. Upadł na ziemie z głośnym jękiem. Ja musiałam to zrobić. Nie miałam wyjścia. Jeśli nie doprowadziłabym go do upadku na ziemię to by mnie nie puścił. To była moja jedyna szansa na ucieczkę. Potem biegiem ruszyłam w kierunku domu.

- To jeszcze nie koniec! - krzyknął i w tym momencie mnie sparaliżowało. Chyba właśnie zdałam sobie sprawę co się stało.

Perspektywa Nate'a

*Godzina później*

Chodziłem nerwowo po pokoju.

Gdzie ona do jasnej cholery jest?

Nie wiedziałem czy mam iść gdzieś jej szukać czy może zostać tu. Jak mogłem być tak głupi i nie pojechać po nią?

Jako, że Sarah była w ciąży nie dzwoniłem do niej. Nie chciałem, aby się denerwowała.

Po raz trzydziesty zadzwoniłem do dziewczyny, a w momencie, gdy znowu usłyszałem automatyczną sekretarkę złapałem płaszcz i wybiegłem z mieszkania. Miałem nawet gdzieś to, że go nie zamknąłem.

Skręciłem od razu do klatki dziewczyny. Gdy znalazłem się na odpowiednim piętrze, zauważyłem uchylone drzwi. Po cichu wszedłem. Pierwsze co poczułem to alkohol. Naprawdę się zdziwiłem.

- Wrócił - powiedział głos i choć był zniekształcony bez problemu mogłem go rozpoznać. Poczułem ogromną ulgę. - Wrócił - powtórzyła. Zamarłem na ton jej głosu.

- Carl? - spytała cicho Sarah. Nie usłyszałem odpowiedzi. Nie musiałem, jednak po chwili usłyszałem płacz dziewczyny. Ruszyłem szybko do salonu i stanąłem w jego progu. - Dobrze, że jesteś. Ja już nie umiem jej uspokoić - uśmiechnęła się pocieszająco choć widziałem, że do śmiechu jej nie było. Podszedłem do dziewczyny, usiadłem obok na kanapie, po czym przytuliłem ją do siebie. Od razu się we mnie wtuliła.

- Co się stało? - spytałem cicho, patrząc na dziewczynę.

Co ten facet jej zrobił, że tak bardzo się go boi?

- Sama musi Ci to wyjaśnić - przytaknąłem głową. Nie było sensu się z tym spierać. To od niej powinienem był to usłyszeć.

- Zabiorę ją do siebie - dziewczyna podniosła się gwałtownie i wiedziałem, że chce zaprotestować. - Dam sobie radę - uśmiechnąłem się lekko choć w tej sytuacji wiele mnie to kosztowało. Dziewczyna niepewnie przytaknęła.

- Tylko, proszę. Nie spuszczaj jej z oka - poprosiła, patrząc mi w oczy.

- Jak zawsze - złapałem dziewczynę pod kolanami i podniosłem. Sarah jeszcze zarzuciła koc na dziewczynę i dopiero wtedy mogliśmy wyjść.

Nie mogłem znieść tego, że cierpiała. Trzęsła się i nie byłem pewien czy to z zimna czy może z jakiegoś innego powodu. W każdym razie przytuliłem ją bardziej do siebie, aby bardziej się uspokoiła, a przy okazji, aby było jej cieplej.

Wszedłem do domu, po drodze do sypialni ściągnąłem buty. Położyłem dziewczynę na łóżku, od razu kładąc się obok niej. Cały czas się we mnie wtulała, mocno zaciskając pięści na moim płaszczu.

- Jestem tu - szepnąłem, całując ją we włosy.

- Nie zostawiaj mnie - spojrzała na chwilę w moje oczy. Zakłuło mnie mocno, gdy znów zobaczyłem ją taką zapłakaną.

- Nigdy Cię nie zostawię - odparłem, całując ją w czoło. Dziewczyna splotła nasze palce ze sobą, chowając twarz w mojej szyi. - Jesteś dla mnie wszystkim, skarbie - dodałem cicho.

***

Siedziałem w kuchni, ściskając rączkę od kubka. Dzisiejszej nocy nie zmrużyłem oka. Kate też było ciężko. Minęło naprawdę dużo czasu zanim przestała płakać, a jeszcze więcej zanim udało jej się zasnąć. Przez cały czas powtarzała 'To koniec'. Nie rozumiałem o co jej w tym chodziło. Jedyne co udało mi się domyślić to o to, że w tej całej historii chodziło o jej ojczyma. Zanim połączyłem fakty i przypomniałem sobie do kogo należało imię Carl, słońce już wzeszło. Wtedy po prostu wstałem, zostawiłem tabletki razem ze szklanką wody przy łóżku, po czym poszedłem napić się kawy. Zasnąłem siedząc przy stole, obudziłem się dopiero, gdy mój telefon zaczął dzwonić, a więc tak o to dopijałem zimną już kawę.

Było naprawdę wcześnie, a Sarah zdążyła zadzwonić do mnie już kilka razy. Za każdym razem musiałem jej tłumaczyć, że Kate jeszcze śpi i, że nie spuszczam jej z oka.

Przez cały czas wzrok miałem wbity w drzwi od sypialni i liczyłem na to, że w końcu pojawi się w nich dziewczyna.

Jakiś czas później moje życzenie się spełniło, jednak to nie był widok, który chciałem zastać. Liczyłem na chociaż minimalny uśmiech, jednak nic takiego nie nastąpiło. Rzuciła tylko krótkim 'cześć', po czym ruszyła szybkim krokiem w kierunku drzwi.

- Co się dzieje? - wstałem, podchodząc do dziewczyny. Jak się okazało zdążyła już założyć buty.

- Nic - złapała za klamkę, nawet na mnie nie patrząc. Złapałem jej nadgarstek, na co się wzdrygnęła. Zignorowałem to.

- Chodzi o twojego ojczyma? Co on Ci zrobił? - spytałem cicho. Słyszałem jak przełknęła głośno ślinę. Bałem się odpowiedzi; po jej reakcji jak i zachowaniu wiedziałem, że to coś naprawdę złego.

Zapanowała dłuższa chwila ciszy. Oboje nawet nie drgnęliśmy. Jedyne co było słychać to nasze przyśpieszone oddechy.

- Zgwałcił mnie - szepnęła, po czym się wyrwała, otworzyła drzwi i wybiegła pozostawiając mnie w kompletnym szoku.

Nie wiedziałem co zrobić. Stałem tam jak ostatni idiota wpatrując się w miejsce gdzie jeszcze tak niedawno stała. Właściwie nie byłem pewien czy to naprawdę było tak niedawno. Nie miałem pojęcia ile tam stałem, ale to co usłyszałem dosłownie wbiło mnie w ziemię.

Cały czas myślałem czy ona naprawdę to powiedziała czy tylko to sobie wymyśliłem. To co usłyszałem wydawało mi się tylko cholerną abstrakcją. Jak to możliwe, żebym niczego nie zauważył? Wiedziałem, że dręczyły ją koszmary i, że nienawidziła mówić o swojej matce ani o nim, ale to było zbyt wiele. Nie twierdziłem, że kłamała. Po jej zachowaniu wiedziałem, że nie, ale jak mogłem nie zauważyć? Przecież takie przeżycie na pewno się na niej odcisnęło, a tymczasem ona wcale nie mogła liczyć na mnie. Jak mogłem być tak głupi?

***

Siedziałem wpatrując się w ścianę przed sobą. Jeszcze nigdy w życiu nie miałem aż tak dużych wyrzutów sumienia. Nie mogłem uwierzyć w to, że tak wiele wycierpiała.

Telefon zadzwonił, więc machinalnie go odebrałem.

- Co z Kate? - usłyszałem po drugiej stronie słuchawki.

- Nie wiem, wyszła - mówiłem powoli. Mój głos był przesiąknięty szokiem i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Zapanowała chwila ciszy.

- Powiedziała Ci - stwierdziła dziewczyna. Nie odezwałem się. To wszystko wciąż było dla mnie niezrozumiałe. - Jak to wyszła? - krzyknęła tak głośno, że musiałem odsunąć urządzenie od ucha. - Nie, nie, nie, nie. Co ja Ci do jasnej cholery mówiłam? Ty niczego nie rozumiesz! - krzyknęła i słyszałem jak biegała po mieszkaniu.

- O co Ci chodzi? - wiedziałem, że wszystko co teraz powie nie będzie wcale lepsze od tego co już usłyszałem. Byłem przerażony tym wszystkim. Prawda zrzuciła mnie z nóg.

- Musimy ją znaleźć i to jak najszybciej! - krzyknęła.

- Pewnie potrzebuje być sama - szepnąłem, nie odwracając wzroku od ściany.

- Nie będę jej znowu odwiedzać w szpitalu - zawiesiła się na chwilę. - Albo gorzej - dodała ciszej, na co gwałtownie podniosłem się z krzesła.

- Jak to gorzej? - syknąłem w końcu odzyskując rozum. - O co tu chodzi? - przetarłem dłońmi twarz.

- To nie ja będę Ci to tłumaczyć. Teraz musimy ją znaleźć - odparła i brzmiała na naprawdę rozstrzęsioną.

- Sam jej poszukam, zostań w domu na wypadek jeśli wróci - powiedziałem, po czym zerwałem się z miejsca, złapałem płaszcz, wsunąłem na stopy obuwie i wybiegłem z mieszkania. Na początek pojechałem pod jej szkołę w międzyczasie, dzwoniąc do jej przyjaciół. Potem sprawdziłem w parku, wokół niego, u jej ojca, na siłowni, nawet napisałem do Mike'a, ale nigdzie jej nie było.

Gdzie jeszcze mogła pójść?

Dopiero na sam koniec postanowiłem zadzwonić do Sarah, aby może ona mi powiedziała gdzie dziewczyna mogłaby przebywać. Dziewczyna powiedziała, że pewnie pojechała na cmentarz bądź do starego domu jej babci. Gdy ja pojechałem w wyznaczone miejsce, Will miał jeszcze jeździć po mieście i sprawdzać okolicę.

Niewiele rozumiałem z tego co się działo. Byłem w tym wszystkim zagubiony i zaskoczony. Jedyne o czym myślałem to to, że gdy ją znajdę to już nigdy nie wypuszczę jej z ramion.

- Nie ma jej tu - poinformowałem, oglądając każdy zakamarek domu.

- Jesteś pewien? Dobrze sprawdziłeś? - spytała coś przeżuwając.

Czy ona w ogóle robi sobie przerwy od jedzenia?

- Co za pytanie? Oczywiście, że tak. Przecież zależy mi, żeby ją znaleźć! Możesz mi w końcu wyjaśnić o co z tym wszystkim chodzi? Dlaczego miałaby skończyć w szpitalu albo gorzej?

- Ona Ci musi wszystko wyjaśnić - odparła, ciężko wzdychając.

- Już chyba bardziej i tak mnie nie zaskoczy - westchnąłem, schodząc po schodach. - To gdzie jeszcze może być? - spytałem, wsiadając do auta. Odpaliłem silnik.

- Nie mam zielonego pojęcia. Wracaj już, a jak na coś wpadnę to zadzwonię

- Okay - westchnąłem, po czym ruszyłem w odpowiednim kierunku. Przez cały czas zastanawiałem się gdzie mogła pójść dziewczyna i naprawdę nic nie przychodziło mi do głowy, zresztą przez to wszystko nie umiałem się skupić. Chciałem w coś uderzyć, aby jakoś rozładować te wszystkie emocje. Nie mogłem uwierzyć, że coś takiego przeszła. Nagle każde jej zachowanie przed dotykiem od mężczyzny stało się dla mnie jasne. Nagle zrozumiałem dlaczego się tak bała, dlaczego może nawę uciekała od własnego ojca. Była po prostu przerażona.

Gdy wjechałem do miasta mój telefon zadzwonił. Była to Sarah.

- Wiesz, gdzie jest taki las niedaleko? - spytała od razu, gdy odebrałem.

- Tak - odparłem, przepuszczając jakąś staruszkę na przejściu.

- Jedź tam, gdzieś w środku jest wodospad. Nie mam pojęcia czy to tam jest, ale nie mam żadnego innego pomysłu - przetarłem twarz dłońmi, po czym zawróciłem w odpowiednim kierunku.

- Skąd pomysł, że to tam jest? - uniosłem lekko brew.

- Kiedyś mi mówiła o tamtym miejscu. Na pewno chcę być teraz sama, a to chyba jedyne miejsce, w którym naprawdę może - stwierdziła.

- Już tam jadę - odparłem, naciskając gaz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro