Niezbyt miłe spotkanie 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poranek  nastał szybciej niż oboje mogliby przypuszczać. Pierwszy zrywa się na równe nogi wilk, który biegnie w kierunku domu. Jego dom i oby ona niczego tam nie ruszała, bo nie bedzie zbyt miły. Przy tylnym wejściu przemienia się w człowieka i goły wchodzie do środka, kierując się do swojego pokoju. Wciąga na siebie dresowe spodenki, pomijając bieliznę,  oraz szary podkoszulek, a całość uzupełnił butami. Pokój ma na parterze na samym końcu po prawej stronie. 

Rusza do przodu, mijając trzy pary drzwi i wchodzi do salonu połączonego z kuchnią. Przygląda się i skrzywi z niesmakiem. Dawno go tutaj nie było. Wszystko zakurzone i zostawił po sobie niezły bałagan. Postanawia nie przejmować się tym i zobaczyć jak się ma jego intruz.

Drzwi od domu są  otwarte, a w zamku tkwi klucz, czyli to ona je otworzyła. Przekracza próg, staje zaraz przy wejściu, a jego wzrok od razu wędruje do śpiącej dziewczyny. Jej ciało jest wykrzywione pod dziwnym kątem. A długie włosy koloru pszenicy spływają na twarz, co niestety uniemożliwia zobaczenie jej twarzy. 

- Pobudka!- Podnosi głos na tyle głośno, że Alison spada z krzesła. Blondynka rozgląda się  nieprzytomnym wzrokiem i dostrzega intruza, który ma cwaniacki uśmieszek na ustach.

- Oszalałeś, do cholery?!

- To mój dom!- Rzuca zły, bo nie podoba  mu się jej podniesiony ton.- Więc ja tutaj będę zadawał pytania.

- A ja mam od niego klucze, więc także i mój.

- Jak masz na imię?

- Gówno cię to obchodzi, a spytać się możesz- syczy mu odpowiedź, a on patrzy na nią lekko zszokowany. Po chwili mruży oczy i warczy groźnie.

- Uważaj, potrafię ugryźć. Nie prowokuj mnie maleńka, bo nie będę miły.

- A teraz niby jesteś?- Alison prycha. - Oj, ależ się boję- rzuca wściekle w stronę tego dupka i pierwszy raz w życiu nie ma stracha przed wilkołakiem. A może dlatego, że jest w ludzkiej postaci? Nieważne, postanawia działać, póki ma odwagę.- Czy w tym domu jest prąd?

- Owszem, ale wyłączyłem go.

- Co?- Blondynka patrzy na dobrze zbudowanego szatyna o zielonych oczach i ma ochotę mu przyłożyć.- To go włącz- rzuca rozkazującym tonem, po czym bierze swoją walizkę i wciąga do środka. Staje jak wryta na widok totalnego pobojowiska i warstw kurzu. Jeżeli ten facet tutaj mieszka, to niech bogini ma ją w swojej opiece. Zamorduje go we śnie.

Przemierza pokój i kieruje się do korytarza, kiedy słyszy za sobą ciche warczenie.

- Czy ty tylko potrafisz warczeć? Jesteś też człowiekiem, nie tylko zwierzęciem, wiec używaj słów.

Tego już było dla szatyna za dużo. Z jego gardła wydobywa się ryk tak porażajacy, że dziewczyna podskakuje w miejscu. Jak ona śmie do niego tak mówić. Chyba jednak los sobie z niego zakpił, przywodząc tutaj tego babsztyla. Podchodzi do niej bliżej, a ona obserwuje każdy jego ruch.

- Śmierdzisz innym samcem- cedzi i nie wiedzieć czemu, wywołuje to w nim jeszcze większą agresje. Trąca ją palcem

- Masz jakiś problem? I nie dotykaj mnie.

- Tak, mam. Ty nim jesteś.

- No to bardzo mi przykro, ale ja się stąd nigdzie nie ruszam- Alison ciągnie buńczucznie. Co za kretyn z tego zmiennego.

- Kim ty w ogóle, do cholery, jesteś? - Zielonooki dalej naciera, a jego wybuchowy charakter właśnie daje o sobie znać coraz bardziej. Natomiast jego wilcze ja milczy.

- Kimś, a od teraz będę tutaj mieszkać.

- Jak ci pozwolę -  rzuca wściekle chłopak.

Szatyn zaciska dłonie w pięści i jest na granicy wytrzymałości. Widocznie rok pozbawienia cywilizacji, to dla niego stanowczo za krótko.

Przygląda się jej i widzi, jak niebieskie tęczówki dziewczyny lekko zmieniają kolor na bardziej ciemne, ale nie czarne. Zresztą nie czuje od niej wilka. Czyżby była...

- Jesteś człowiekiem?! - Na własne pytanie zgrzyta zębami.

- I tak i nie. Nie powinno cię to interesować. Ja nie wyję po nocach,jakby ktoś zarzynał świnie- odpowiada wymijając go.

Blodynka znajduje drewniane schody, które przyprawiają ją o kolejną palpitacje serca. Długie, strome, pokryte warstwą kurzu i masą pajęczyn. Nienawidzi pająków, a tutaj jest ich pełno jak się zdaje. Wchodzi niepewnie na pierwszy stopień, który przy jej kolejnym ruchu, skrzypi złowieszczo. Ma nadzieje, że nie zapadną się pod jej ciężarem. Kiedy dociera do ostatniego schodka, żałuje, że tu w ogóle weszła. Będzie chyba miesiąc sprzątać. Ale woli być tutaj, niż tam na dole z tym psycholem, który non stop na nią warczy. A to ponoć jej brat jest fiutem, a okazuje się, że będzie z jednym mieszkać.

Pcha pierwsze drzwi po lewo, a drewniania powłoka ustępuje z raniącym uszy skrzypnięciem. Wchodzi powoli do pokoju i okazuje się, że nie jest tak źle. Walizkę stawia zraz przy wejściu i podchodzi do okna. W świetle dnia las wygląda inaczej, bardziej przyjaźniej. Jednak wie, że kiedy zapadnie zmrok jej lęki znowu wrócą. Zawsze wracają.

Otwiera okno, żeby trochę przewietrzyć i zabiera się za porządki. Niech ten palant, trzyma się od niej z daleka. Różni ich wszystko, nawet geny, mimo iż oboje pochodzą od zmiennokształtnych, to ona jest inna. Ma nadzieję, że brat jednak zmieni zdanie i pozwoli jej wrócić. Chociaż znając jego, tak sie nie stanie, a ona jest skazana na towarzystwo dupka.

Czy może być jeszcze gorzej?

- Nie skończyliśmy rozmowy - słyszy za sobą jego głos i zamiera.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro