Podwójna rzeczywistość 31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ali leniwe otwiera oczy i zdaje sobie sprawę, że znajduje się w swoim pokoju. Rozgląda się po nim i ma niejasne wrażenie, że coś jest nie tak. Podnosi kołdrę i widzi na sobie swoją zieloną piżamę w króliczki. Nie przypomina sobie, żeby ją zakładała. Wstaje z łóżka, ale po chwili siada, bo kręci jej się w głowie tak bardzo, aż obraz wiruje.

Co jest grane? - Pyta samą siebie i dotyka głowy, gdzie wyczuwa niewielkie zgrubienie. Co to jest?  Nic nie pamięta. Próbuje ponownie wstać i to z niemałym wysiłkiem, ale w końcu jej się udaje.

- Ali co ty wyprawiasz? - Spogląda na wchodzącą do pokoju mamę.

- Wstaję, tylko jakoś kiepsko się czuję.

- Siadaj w tej chwili - rozkazuje i podchodzi. - Chwała bogini. Wystraszyłaś nas, byłaś dwa dni nieprzytomna.

- Co się stało? Mam zanik pamięci, bo nic nie pamiętam.

 - Zemdlałaś i uderzyłaś o kant biurka. 

- A to stąd ta rana na głowie.

- Miałaś dużo szczęścia, kochanie. - Rodzicielka całuje ją w czoło.- Ale skoro już wstałaś, możesz się ubrać i przyjść na swoje urodzinowe śniadanie.

Alison patrzy na mamę, jakby tak do reszty postradała rozum. Jej urodziny minęły kilka tygodni temu. No chyba, że przeleżała rok w śpiączce, to wtedy tłumaczyłoby to wszystko. 

Eli Darkwood przygląda się podejrzliwie swojej latorośli i nie jest do końca pewna, czy wszystko z nią w porządku.

- Na pewno dobrze się czujesz? - Dopytuje córkę. - Cieszyłaś się tak na swoje osiemnaste urodziny, a dzisiaj wieczorem ma się odbyć twoje przyjęcie.

- Mamo o czy tym mówisz? Jakie moje urodziny? Przecież miałam je kilka tygodni temu i spędziłam je samotnie w lesie w pustym domu.

 - Że co ty zrobiłaś? Dziecko, połóż się, chyba masz gorączkę.

- Nie mam, i nie mam dzisiaj urodzin - Ali stanowczo protestuje.

- Jezu drogi, musiałaś się porządnie uderzyć w głowę - jej matka mówi z przejęciem. - Lepiej będzie jak pójdę po lekarza i powiadomię o wszystkim twojego brata.

- Masz na myśli Logana? - Pyta. - On nie jest moim bratem.

- Bogini, z tobą naprawdę jest źle. Zaraz wracam .

Ali patrzy za wybiegającą matką i albo ona postradała zmysły, albo jej matka. Przecież Logan jest jej mate, ona miała już urodziny i przecież zaatakował ich Darren. Właśnie, Darren. Wychodzi z pokoju i pędzie do gabinetu Logana. Wpada bez pukania i zastaje blondyna siedzącego za biurkiem, który patrzy pytająco.

- Cześć - Ali wita się z nim, ale dostrzega jego lekki rozbawienie.

- Króliczki? Dzisiaj kończysz osiemnaście lat i śpisz w piżamie w króliczki - Logan zaczyna się śmiać.

- To nie jest śmieszne - blondynka obrusza się.

- Ależ jest, jest. Poza tym cieszę się, że doszłaś już do siebie.- Logan posyła jej uśmiech, a ona musi coś wiedzieć.

- Taa, wypadek - odruchowo dotyka swojej głowy.

- Gotowa na dzisiejsze przyjęcie? - Pyta ją.- Może dzisiaj poznasz swoją bratnią duszę, mała.

- Ale ją już miałam urodziny, Logan.

- Ali, dzisiaj masz urodziny - poprawia ją.

- Nie, już miałam - blondynka obstaje przy swoim.

- W takim razie według ciebie, który dzisiaj jest? - Logan patrzy na siostrę jakby postradała rozum.

- Dwudziesty sierpień, wczoraj byliśmy na przyjęciu w domu Rady i zaatakował nas Darren - wyjaśnia, ale on siedzi z wymalowanym szokiem na twarzy.

- Ali, o czym ty mówisz? Nie byliśmy na przyjęciu, a dzisiaj jest dwudziesty dziewiąty lipiec. I kim, do cholery, jest Darren?

- Dzisiaj jest sierpień, nie lipiec.

- Musiałaś się porządnie rąbnąć w głowę. Jak mi nie wierzysz, to masz - sięga po pilota od telewizora i włącza na kanał informacyjny.

Alison patrzy na przewijające się obrazy, ale najbardziej przykuwa jej uwagę data, widniejąca w rogu ekranu. Logan ma rację dzisiaj nie jest dwudziesty sierpień. Boże, ale przecież nie mogła sobie tego wszystkie wymyślić. Przecież to wszystko się wydarzyło, prawda? Wygnanie, dom w lesie, Darren, utrata dziewictwa. Na myśl o tym ostatnim czuje jak cała krew odpływa jej z twarzy. Łapie się za głowę i zaczyna kołysać w fotelu, bo ból głowy jest nie do zniesienia.

- Ali, wzywam lekarza, jesteś cholernie blada - Logan mówi z przejęciem i dzwoni po ich osobistego doktora.

Po godzinie i szczegółowych badaniach, blondynka jest wciąż oszołomiona. Właśnie okazało się, że wciąż jest dziewicą, a to oznacza, że wszystko jej się przyśniło. Lekarz powiedział, że takie rzeczy się zdarzają i to była ochrona jej organizmu. Kazał jej odpocząć oraz przespać się i ku własnemu zdziwieniu, zasypia, ale tym razem nie śni jej się nic.

Popołudniu zostaje obudza przez swoją młodszą siostrę Becky, która wpada do jej pokoju niczym huragan. Jest tak podekscytowana imprezą, że nie może się doczekać i budzi Ali.

- Wstawaj, mama kazała ci się szykować.

- Co?- Ali pyta zaspanym głosem.

- Wstawaj!- Bekcy krzyczy i potrząsa ramieniem zaspanej siostry.

- Idź sobie pomiocie szatana. Kysz - Ali próbuje odegnać siostrę niczym natrętną muchę.

- Albo wstajesz, albo obleje cię wodą.- Na te słowa blondynka podrywa się z łóżka.

- Wygrałaś, a teraz wynocha.

Becky znika z pokoju siostry, a Ali zabiera się za przygotowania do swojego przyjęcia urodzinowego. W ciąż czuje się dziwnie. Jakby przeniosła się do innej rzeczywistości, ale zdaje sobie sprawę, że to wszystko, to był tylko sen. Bardzo dziwny, ale sen.

Ubrana w długą niebieską suknie z rozcięciem aż do połowy uda, schodzi do gabinetu brata.  Dwie godziny zajęło jej szykowanie się i jest bardzo zadowolona z osiągniętego efektu. Pamięta jak inne członkinie stada swoje osiemnaste urodziny, miały sukienki tak krótkie, że prawie było im widać majtki. Ale jej jako siostrze Alfy nie uchodzi takie ubiór.

- O, już jesteś - wita się z nią Logan. - Ślicznie wyglądasz siostra, ale pora iść przywitać się z gośćmi i świętować urodziny.

- Oczywiście braciszku. - Ali całuje policzek blondyna i razem ruszają do wielkiej sali, gdzie właśnie zaczyna się przyjęcie.

Alison wita się z gośćmi, dziękuje za życzenia oraz prezenty urodzinowe. Rodzina, przyjaciele oraz  zaprzyjaźnione klany przyjechały, aby świętować razem z nią jej osiemnaste urodziny. Bawi się w śród gości tak dobrze, ale w pewnym momencie czuje na sobie czyjś palący wzrok. Włoski na jej karku stają dęba, a przez jej ciało przepływa prąd. Obraca się i zamiera, kiedy jej oczom ukazuje się szatyna z najbardziej zielonymi tęczówkami, jakie w życiu widziała.

- Darren - wymawia jego imię prawie bezgłośnie, na co słychać głośny warkot.

- Moja!

**********************************

No i jak wam się podoba? Spodziewaliście się takie obrotu sprawy? Być może jest to ostatni rozdział, albo zapowiedź kolejnej części. Jeszcze nie zdecydowałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro