18. Kim jesteś? Czego chcesz?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    Wszystko zaczęło się względnie normalnie. Dostałam z Tytusem pokój z widokiem na przepiękny ogród zamkowy oraz kolacje godną króla. Władca przy tym zdawał się nas unikać, co niespecjalnie mnie zdziwiło czy zbytnio przejęło. Tym czego nie mogłam zrozumieć było to, że unikali nas również Jedynka, Dwójka i Trójka, którzy raczej nie powinni... Chodzi mi o to, że wydawało się to co najmniej podejrzane.

- Amelio, długo jeszcze?! - krzyknął Tytus z sypialni.

- Nie! - odkrzyknęłam i dmuchnęłam w pianę, którą nabrałam w dłoń. Cóż poradzę, że potrzebuję długiej i relaksacyjnej kąpieli w wannie? Przecież to nie jest w żaden sposób zabronione!

- Mówiłaś dokładnie to samo dziesięć minut temu!

- I od tamtej pory nic się nie zmieniło, więc po co pytasz?!

   Krzyknęłam, gdy niespodziewanie wtargnął do łazienki. Ale nie to wzbudziło moje politowanie. Tytus Woodrok był w samych bokserkach, całkowicie gotowy zburzyć moją relaksacyjną kąpiel. Był gotowy na wszystko, byleby w końcu zmyć z siebie całą sól jaką zebrał podczas naszej podróży.

- Masz dwie opcje, kochanie - powiedział siadając na ramie wanny. Pokazał mi palec wskazujący - Pierwsza to: szybkie wyjście z wanny - uniósł drugi palec - zaś druga: dalsza kąpiel, tyle że ze mną. A co najlepsze na podjęcie decyzji masz niecałe dziesięć sekund!

- Wiesz co?! Jesteś dziecinny! - prychnęłam, przeświadczona, że mówi to specjalnie.

- A ty jak widzę niezdecydowana! - Tytus pokręcił z udawanym niezadowoleniem głową, lecz gdy chwycił za gumkę od bokserek natychmiast krzyknęłam.

- Wychodzę! Już, zaraz! Tylko podaj mi ręcznik!

- Amelio Woodrok, czy ty naprawdę sądzisz, że nie widziałem cię nago? - uniósł dogłębnie rozbawiony wzrok na sufit.

- Po prostu podaj mi ręcznik - warknęłam - i już mnie nie ma.

    Tytus westchnął jakby taki wysiłek jak sięgnięcie po ręcznik miał wiązać się w wielkim bólem. Następnie złapał wspomnianą rzecz, ale zamiast mi ją podać, uniósł go nad głowę.

- Czasami jesteś tak naiwna, kochanie, że to niemal rozczulające - pokręcił z politowaniem głową. Przy czym patrzył na mnie z tymi łobuzerskimi iskierkami w oczach. Przez co mogłoby się zdawać, iż rozmawiam z nastolatkiem, a nie z dorosłym.

- A ty taki zabawny! Wiesz, że teraz zachowujesz się jak dziecko? Wobec czego zacznę ci mówić jak dziecku. Kochany Tytusie jeśli nie podasz mi tego cholernego ręcznika, to daje ci słowo, że gdy tylko wejdziesz do wanny zacznę cię topić. Przynajmniej będę miała z tobą spokój.

- Utopiłabyś mnie? Niby jak? Jestem od ciebie dwa... pięć razy silniejszy.

- Ale nie inteligentniejszy. Właściwie to zaczynam się zastanawiać czy ty w ogóle masz mózg, czy zdolność myślenia... - zaczęłam się śmiać, kiedy w galotach zsunął się do wody i... - Ty gnido! - wrzasnęłam, kiedy zamoczył w wodzie również ręcznik.

- Nie wiem po co mnie przezywasz, przecież ręczniki są tam - wskazał nonszalancko na oddaloną od nas o dwa kroki szafkę, na której leżała moja piżama.

    Przeniosłam zabójcze spojrzenie na męża, który jak gdyby nigdy nic oparł się wygodnie ramionami o ramę wanny. Wyglądał przy tym tak jakby codziennie wchodził w bokserkach do wanny, w której kapie się jego żona. Jakby codziennie mi przeszkadzał w codziennym funkcjonowaniu. Jakby właśnie to sprawiało, że czuł się naprawdę szczęśliwy.

- Możesz po nie pójść albo zostać ze mną w wodzie. Decyzja należy do ciebie, jak zawsze.

- Już to mówiłeś - zmrużyłam oczy. - Czasami jesteś taki irytujący!

- Chciałaś chyba powiedzieć kochany, w końcu gdyby nie ja czułabyś się nieszczęśliwa, niekochana, znudzona, rozzłoszczona życiem... A nie, poczekaj! Ty już czujesz złość.

    Dosłownie na chwilę przymknęłam powieki, aby nie stracić panowania nad sobą, lecz to w żaden sposób nie pomogło. Kochałam Tytusa, ale czasami naprawdę miałam ochotę go zabić i zwalić całą winę na niego. Ponieważ to irytujący gnojek, który nie wie, kiedy czas skończyć z żartowaniem.

   Musnął stopami moje nogi, wyczekując mojej reakcji.

- Wychodzę - oznajmiłam.

- Wiem, już od dobrych paru minut się do tego zbierasz, lecz jak dotąd coś ci nie idzie - uśmiechnął się złośliwie jakby ta sytuacja sprawiała mu swoistą przyjemność.

    Chwyciłam mokry ręcznik, który leżał pod wodą tuż przy mojej prawej nodze, wycisnęłam go tak jak umiałam, po czym pośpiesznie wstałam, owijając się nim jednocześnie. Tytus zrobił iście zawiedzioną minę jakby kompletnie nie pomyślał, że wpadnę na taki pomysł.

    Kiedy znalazłam się już poza wanną, odwróciłam się do męża.

- Zauważyłeś, że... król nie ma żony i wydaje mi się...

- Że sądził, iż nie jesteśmy prawdziwym małżeństwem. Sądzę że miał plany wobec ciebie - kontynuował moją myśl, wyrzucając na ziemię swoje przemoczone bokserki. - Plany, które zamierzał zrealizować, ale przeszkodziło mu to, że jestem twoim mężem i nie może mnie zabić, bo to byłoby tak jakby zabił i ciebie. Dodatkowo... twoja ciąża...

- Właśnie do tego zmierzałam! - powiedziałam pośpiesznie. Wyciągnęłam suchy ręcznik z szafki - Słyszałam jak pokojówki mówiły coś, że zamierza zbadać tę sprawę. Możliwe, że będziemy musieli się zabezpieczyć.

- Chodzi ci o to, bym... Amelio, trzeba było od razu mi powiedzieć, że chcesz mieć kolejnego bobaska, przecież wiesz że ja nigdy, bym ci w tej kwestii nie odmówił - poruszył sugestywnie brwiami. Następnie spoważniał - Ale masz rację. Też się nad tym zastanawiałem i doszedłem do wniosku, że w ten sposób będziesz bezpieczniejsza. A jak coś możesz mu zasugerować, że sama zajmiesz się poszukiwaniami idealnej kandydatki na jego żonę.

- Mówisz to tak jakbyś o czymś wiedział...

- Za dobrze mnie znasz, kochanie - skinął potakująco głową. - Zrobiłem mały rekonesans i odkryłem, iż większość tutejszych kobiet ma problemy z zajściem w ciążę. Prawdopodobnie, dlatego wybrał ciebie. Ale! - wyciągnął dłoń i pokazał mi swój wskazujący palec, po czym zaczął przyglądać się swojemu paznokciowi. - Wiem też, że na obrzeżach wyspy mieszkają Ziemianki, które są pod opieką jakiejś baronowej. Podobno skupiła je wszystkie, aby nie zostały perfidnie wykorzystane. Jeśli się z nią dogadasz i wyjaśnisz sytuacje, może nam pomóc. Może któraś z nich darzy króla sympatią czy coś? Nawet dogłębna nienawiść nam pomoże.

***********

    Próbowałam ukryć niezadowolenie. Naprawdę bardzo się starałam, ale i tak krzywiłam się co jakieś pięć sekund, czyli dość często nawet dla mnie. Z trudem wytrzymywałam i w końcu musiałam paskudnie skrzywić usta. Normalnie obrzydzało mnie zachowanie króla oraz tych tańczących panienek, które przesadnie się do niego umilały.

   Spojrzałam na Tytusa, który zamiast mnie mentalnie wspierać, spał w najlepsze. No normalnie nie mogę! Żadnego z niego pożytku.

- A może pani, pani Woodrok czymś nas zabawi? - odezwał się znienacka król. Tym samym wybudził z płytkiego snu mego męża.

    Spojrzałam w bok z niedowierzaniem. Czy on naprawdę zadał to pytanie?!

- Ja nic takiego nie umiem - odparłam, ażeby się ode mnie odczepił. Ścisnęłam dłoń Tytusa, który w żaden sposób nie dał po sobie poznać, że się obudził.

- Och, to co pani umie? - drążył, wpatrując się we mnie brązowymi oczami.

- Błyskawicznie zabijać - odparłam, mordując go wzrokiem. - Może mam w jakiś sposób panu to zaprezentować? Skoro pan tak bardzo chce wiedzieć...

- Wolałbym nie - roześmiał się drętwo.

    Usłyszałam cichy chichot. Tytus poprawił się na siedzeniu, śmiejąc się w najlepsze. Widząc, że na niego patrzę, zaczął kciukiem gładzić wierzch mojej dłoni. Przy czym patrzył na mnie z taką czułością, iż gdybym stała to daję słowo, że nogi, by mi zmiękły.

- Niech króla, nie zwiedzie wygląd mojej Amelii - rzucił z kpiącym uśmiechem. - Może jej pochodzenie wydaje się mylące, ale moja żona potrafi o siebie zadbać. Zawsze tak było. Ja tylko staram się sprawić, aby wiedziała jak posługiwać się pięściami czy bronią, której wcześniej nie miała okazji używać. Po za tym należy do mojego klanu nie tylko poprzez nasze małżeństwo, ale także, dlatego że jest tym kim jest. Więc nie oczekiwałbym, że zna się na cudownym tańcu czy śpiewie, ponieważ to w Klanie Wojowników staje na drugim miejscu. Jesteśmy przede wszystkim wojownikami, panie. Mielibyśmy może przestraszyć naszych wrogów tańcem, śpiewem czy grą na instrumentach? - zapytał pochylając się w stronę króla.

    Zagryzłam wargę, aby powstrzymać śmiech. Prawie wyobraziłam sobie jak Tytus Woodrok właśnie tańczy, śpiewa i gra na lirze, czym raczej na pewno wystraszyłby swoich wrogów. Właściwie nie byłby to taki zły pomysł, gdyby nie fakt, że mój maż wydurnia się tylko przy mnie, swojej mamie oraz dzieciach. Czasami zdarza mu się wygłupiać przy Paulu, ale to tylko wtedy, kiedy zbyt dużo wypije.

- Nie, ale sądziłem, że oszczędził pan swojej małżonce...

- Sama mnie poprosiła o to, abym ją nauczył. Właściwie musiałem jedynie pomóc w walce wręcz, ponieważ sama już potrafiła posługiwać się bronią. Jedynie z rzucaniem nożami miała problem, chociaż szybko opanowała i tę umiejętność - Tytus był w swoim żywiole. - Mogę również dodać, że spisuje się w tym tak dobrze, że jest nawet lepsza ode mnie. Oczywiście jedynie w rzucie nożami - dodał gwoli wyjaśnienia. Nie mógł przecież dopuścić, żeby nie wyszło na to, iż jestem w czymś jeszcze lepsza od niego.

     Mimo to nic nie powiedziałam, dziękując losowi, iż tancerki w końcu skończyły tańczyć i wyszły kłaniając się aż do ziemi. Wobec takiego obrotu sprawy, zaczęłam układać w myślach plan swojej wypowiedzi. Oczywiści co chwila go zmieniałam, próbując ignorować fakt, że w wielkiej sali cisza aż dzwoni.

- Ponoć nie masz, waszmość, żony? - ścisnęłam nerwowo dłoń Tytusa, który krzepiąco ją ucałował.

- Tak - powiedział stukając się palcem po dolnej wardze. - Niestety nie znalazłem jeszcze odpowiedniej kandydatki.

- Och! Myślałam, że tutaj panuje zwyczaj, by to matka wybierała synowi partnerkę.

- Bo tak jest, ale moja kochana rodzicielka zmarła tuż po moich narodzinach. Dlatego też sam muszę zdecydować, która mogłaby zostać moją żoną.

- Wydaję mi się...

- Amelio, nie. Tak nie wypada - Tytus idealnie wszedł mi w słowo. Dzięki temu zyskaliśmy więcej uwagi króla.

- Ależ, niech pani, pani Woodrok, wyzna mi co chciała powiedzieć.

- No, nie wiem... - zrobiłam dramatyczną chwilę milczenia, po czym udałam, że nie dam rady dłużej trzymać języka za zębami i wypaliłam. - Może mogłabym pomóc. W końcu jestem już szczęśliwą mężatką i spodziewam się już kolejnego potomka więc... wydaje mi się, że potrafiłabym określić, która z dziewcząt nadaje się na królową.

    Król zmrużył oczy przyglądając się w skupieniu swojemu kielichowi albo jego zawartości. Prawdopodobnie rozważał moje słowa i szukał sposobu, aby utrudnić mi zadanie lub też chciał je odrzucić w taki sposób, by mnie jednocześnie nie urazić.

- Kobietą z wyspy trudno zajść w ciąże, dlatego moich poddanych jest tak mało - zaczął powoli. - Lecz istnieje sposób, w który mógłbym to zmienić i nie martwić się o to, że nie uda mi się spłodzić następcy tronu. Tym sposobem jest ożenienie się z Ziemianką, ale niestety ilekroć proszę baronową o to, abym mógł poznać którąkolwiek z jej podopiecznych, ta definitywnie odmawia. Wiem również, iż te śliczne panienki... pozwala im wyjść za mąż jedynie, gdy się w kimś zakochają. Ale jak którakolwiek z nich ma się we mnie zakochać, skoro żadna mnie nie widziała?

     A więc to od tej strony spróbował mnie zajść. Już liczy, iż mi się nie uda, chociaż teraz gra na moim współczuciu. No, dobra skoro tak bardzo chcesz przegrać...

- Jestem gotowa pomówić z baronową. Myślę, że nie będzie się sprzeciwiać w końcu ja jestem Ziemianką i znalazłam swoją miłość - spojrzałam sugestywnie na Tytusa, tylko w doborze takich słów mogłam przekonać wielkie królewiątko, że nie ma siły, która przekonałaby mnie to tego, abym zrezygnowała. - Podejrzewam, że będzie ciężko, ale wiem, że mi się uda.

- Zaraz mnie zemdli - wyszeptał mi do ucha Tytus. Zachichotałam. - Żeby trzeba mu było aż tak bardzo pokazywać, że czujemy do siebie coś więcej niż przyjaźń.

*********

     Dopiero w pokoju rzuciłam się Tytusowi na szyję, zadowolona z efektów swoich długich nalegań. W końcu - po prawie półgodzinie - zgodził się, bym zajęła się sprawą jego małżeństwa. Co nie zmieniało faktu, że naprawdę należy się zabezpieczyć na wypadek, gdyby rzeczywiście zamierzał kazać mi się zbadać u lekarza.

- Pójdziesz jutro ze mną do tej baronowej? Bo mam dziwne wrażenie, że to jest smoczyca - powiedziałam spoglądając na męża - Albo przynajmniej potwór pożerający mężczyzn żywcem.

- Więc chcesz, by mnie pożarła? - zażartował Tytus - No dobrze, pójdę. Przecież lepiej, żebym wiedział co też ci strzeli do głowy. Ale najpierw sprawa nie znosząca zwłoki!

      Moje początkowe niezrozumienie znikło jak ręką odjął, gdy mężczyzna zaczął mnie zachłannie oraz namiętnie całować. Jednocześnie popychał mnie ciałem w stronę wielkiego łóżka. Uśmiechnęłam się między pocałunkami, zupełnie jak Tytus.

     Czyli nie ja jedna myślałam o tym w jaki sposób zabezpieczyć się na niepewną, chwilową przyszłość na tej wyspie.

      Jak tam żyjecie? Następny rozdział 05.11.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro