2. Moc wody

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Z ogromną przyjemnością wzięłam z łazienki walcowate wiaderko, do którego uprzednio wlałam lodowatej wody. Następnie z uśmiechem satysfakcji podeszłam cicho do niczego nieświadomego, śpiącego w łóżku Tytusa. Chwilę delektowałam się tym, iż nadal jest nieprzytomny i nie wie jakie to niebezpieczeństwo na niego czyha. Dopiero potem przechyliłam naczynie i wylałam całą zawartość na twarz męża. Rozległ się plask, po czym krzyk przebudzonej furii.

- Och, przepraszam! Obudziłam cię? - zatrzepotałam rzęsami ze spokojnym uśmiechem na wargach.

- Amelio...

- Zapewne to ten czas kiedy powinnam przeprosić, ale nie zrobię tego - potrząsnęłam przecząco głową. - Co więcej nie robię tego, aby sprawić ci przykrość, Tytusie czy też po to, by wprawić cię w jeszcze większą złość. Robię to, ponieważ wczoraj zamiast zachowywać się przyzwoicie i... tak, aby nasza rodzina nie była na językach arystokracji. Czy ty wiesz coś ty zrobił? Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie tylko chuchałeś we mnie przez cały wieczór to także zaczną wątpić w poczytalność czy rozwagę Aksel' a?

- Przesadzasz - usiadł na łóżku i zaczął ścierać z twarzy wodę. Wokół niego robiła się coraz większa mokra plama. - Przynajmniej się odprężył, prawda?

   Wytrzeszczyłam na niego oczy i patrzyłam z niedowierzeniem. Czy on naprawdę to powiedział? Nie no, musiałam się przesłyszeć! Przecież nikt o zdrowych zmysłach oraz mając instynkt samozachowawczy nie powiedziałby czegoś takiego rozzłoszczonej żonie.

- Mam iść po kolejne wiadro wody? - zacisnęłam wargi w wąską, groźną kreskę. - Naprawdę tego chcesz? Bo te twoje żałosne argumenty nie sprawią, bym gniewała się mniej.

- Nie! Skąd, nie chcę cię obrazić czy wystawić na próbę twoich wrażliwych nerwów! - powiedział szybko. - Tylko... chciałem zwrócić twoją uwagę na fakt, iż Aksel był trochę spięty więc wymyśliłem - z perspektywy czasu to był naprawdę bardzo głupi pomysł! - pójście na jednego drinka. Z tego zrodziło się coraz więcej. Chcę przez to powiedzieć ci jak bardzo się myliłem co do tego pomysłu. Przepraszam.

    Wiedziałam, że mówi to tylko dlatego, by mnie uspokoić, ale samo to, że zdecydował się na to... Cóż wolałam mu odpuścić w końcu, a Paul i tak spierze go na kwaśne jabłko. Wolałam wpierw zająć się własnym synem, który powinien był się powstrzymać przez piciem w tak ważny dzień. Widać geny ojczulka przeszły z zatrważającą siłą na syna.

********

- Rita? - ze zdziwienia aż przystanęłam w połowie drogi.

   Dziewczyna jak oparzona odwróciła się w moją stronę. Jej hebanowe włosy zawirowały w powietrzu kiedy odwracała twarz, aby spojrzeć w oczy swojej przyszłej teściowej. Szare oczy Rity od razu stały się dwoma, przerażonymi zwierciadłami. Pytanie tylko czego się bała? Może gniewnego kroku Tytusa? Albo mnie z wiadrem w dłoni?

- Coś się stało? - zapytałam z przemiłym uśmiechem na wargach. - Mogę ci jakoś pomóc?

- Chodzi o to, że... - zaczęła wyłamywać sobie palce - ...ja... chciałam mu powiedzieć... - spuściła przestraszona wzrok - ...że wczoraj zachował się jak ostatni...

- Kretyn - dokończyłam, nie doczekawszy się końca wypowiedzi.

   Kompletnie nie rozumiałam, dlaczego spłonęła rumieńcem zawstydzenia. Chyba że chciała nazwać go jeszcze gorzej, ale bała się, że przekroczy tym samym jakąś niewidzialną granicę, która po przekroczeniu nie pozwoli jej zawrócić. To samo mówiły mi jej nerwowe pociągnięcia za materiał białej sukienki w pomarańczowo- czerwone kwiatki.

- Ja...

- Możesz go śmiało wyzywać w moim towarzystwie - zapewniłam ją. - Spokojnie, moje dzieci są... dokładnymi kopiami mnie czy Tytusa. Wobec czego całkowicie rozumiem jak trudno z nimi wytrzymać, a w szczególności z Kamilą. Czasem mam wrażenie, że przejęła za dużo cech mojego męża.

- Całkowicie panią rozumiem - potwierdziła i z obawą obejrzała się przez ramię. - Przedwczoraj miałam z nią trening... - wzdrygnęła się - ... rozłożyła mnie na macie już po trzech sekundach i tak z trzy razy.

- Moja krew - ucieszył się Tytus. Nie zdołałam go powstrzymać przed kontynuacją. - Widziałaś jak szybko rozkłada na łopatki zadufanych w sobie Wojowników? Jest po prostu... Auć! Za co?

    Przymknęłam oczy, łapiąc się jednocześnie za mostek nosa palcami. On naprawdę nie miał wyczucia. Gadał i chwalił się czymś co raczej mogło bardziej zdołować Ritę niż jej w jakikolwiek sposób pomóc. Przecież do dwunastego roku życia nie zajmowała się nauką walki tylko haftowaniem, nauką, malowaniem, śpiewem czy graniem na instrumentach... Nic więc dziwnego, że ma z tym wielki problem, ale przynajmniej potrafi z narzeczonym rozmawiać o wielu rzeczach i nie każda taka rozmowa kończy się kłótnią, wyrzuceniem z pomieszczenia, rzucaniem w siebie czymkolwiek czy wyzwiskami i trzaskaniem drzwiami.

    Rita widząc nadchodzącą Tatianę z Ignacją, dygnęła i pośpieszyła do nich z szerokim uśmiechem na twarzy. Moje córki natomiast z wyciągniętymi rękami przywitały się z nią. Dopiero potem ostrzegły, że Kamila również przyjdzie do ich wspólnego salonu, ale za to obędzie się bójek.

- Kamila zrobiła to specjalnie - rzuciła beztrosko Ignacja. - Bo wiesz był tam taki jeden chłopak, który jej się strasznie podoba! Przysięgła później, że następnym razem nauczy cię sztuczek typowo...

    Rozmówczynie ruszyły dalej przez co nie było mi dane usłyszeć więcej. Cieszył mnie, jednak fakt, iż Kamili spodobał się jakiś chłopak. Wreszcie ma...

- A ty dokąd?! - krzyknęłam łapiąc Tytusa za szarą koszulkę na plecach.

- Ale ten chłopak... - zaczął z pretensją.

   Uniosłam ostrzegawczo brwi. Przewrócił oczami i z rozmachu wszedł do pokoju Aksel' a, jednakże sam właściciel nie przejął się tym zbytnio. Zamiast krzyknąć, przewrócił się na drugi bok i ponownie zachrapał. Zapewne Tytus miał nadzieję, że samo wejście niczym niszcząca burza pomorze jego pierworodnemu przebudzić się na tyle, by jego żona nie musiała traktować syna wodą.

    Z triumfalnym uśmiechem podeszłam do łóżka i chlusnęłam lodowatą wodą w twarz syna. Ten wrzasnął niczym oparzony i odskoczył na drugi koniec łóżka. Niestety nie wymierzył zbytnio tego odskoku, ponieważ zaraz później zleciał z łoskotem na ziemię.

- Łał - wyszeptałam. - Czemu ty tak nie zareagowałeś? - zapytałam męża, który spojrzał na mnie z wyrzutem.

- Ponieważ moja pupa nie pragnie spotkać się tak boleśnie z podłogą - odparł jakby to była oczywistość, o której powinnam zdawać sobie sprawę.

    Rozmemłałam w ustach przekleństwo. Następnie spojrzałam w twarz syna, na której ukazywało się nie tylko brak zrozumienia i pretensja, ale również złość, ból. Z wielkim trudem wstał z podłogi i zataczając się lekko runął na ścianę.

- Oblać cię jeszcze raz? - zapytałam z nadzieją na odpowiedź twierdzącą.

- Nie! - krzyknął i odsunął się od ściany jakby wcale się o nią nie podpierał, aby utrzymać równowagę. - Jestem przytomny, całkowicie przytomny!

    Zmrużyłam oczy, ale ostatecznie zrezygnowałam z pouczeń. W końcu i tak ma nauczkę, by na przyszłość nie pić aż tyle, a tym bardziej - nie denerwować tym swojej matki. Mam przynajmniej nadzieję, że będzie unikał picia, abym nie musiała kolejny raz tłumaczyć każdemu kogo spotkam na korytarzu, dlaczego niosę wiadro z wodą. To jest takie upokarzające (w szczególności wtedy kiedy nie mogę jej wylać na głowę jakiegoś irytującego arystokraty)!

- Kochanie, może wezmę od ciebie to wiadro? - Tytus wyrwał mi rączkę z dłoni i odstawił przedmiot w odpowiedniej, bezpiecznej odległości - To już nie będzie ci potrzebne. 

- Może i będzie - mruknęłam. - No, a teraz porozmawiamy. Wszyscy troje, ponieważ przez całą noc rozważałam to i postanowiłam wreszcie wyznać prawdę. Tym bardziej, że o osiemnastej odbędzie się koronacja.

    Podeszłam do biurka i niczym właściciel domu, wskazałam dwóm mężczyzną miejsce na łóżku. Bez większych sprzeciwów siedli zbyt zaciekawieni, aby polemizować z moim dziwnym zachowaniem. Mimo to musiałam wziąć kilka wdechów nim zdołałam zacząć.

- Skłamałam - powiedziałam po chwili - nie powiedziałam wszystkiego, ponieważ maluchy nie powinny o tym wiedzieć. Przynajmniej na razie.

- Co masz na myśli matko? - podniosłam na Aksel' a wzrok.

- Kiedy rodziłam następne dzieci, działo się naprawdę wiele, ale to na razie powinno pozostać między nami.

     Tytus spojrzał na mnie na wpół z niedowierzaniem, że odważyłam się do czegoś takiego i na wpół z rozbawieniem, bo już wiedział. Wiedział, że gdy ponownie zagłębię się w naszą historię, znów przeżyjemy dokładnie to co wtedy. A wraz z tym strach, radość, miłość i cierpienie. Może właśnie dlatego postanowiłam unikać mówienia o tym? Może właśnie to powodowało moją niechęć do opowiedzenia o tym na głos? Przecież najmłodszy mój syn miał niedługo skończyć osiem lat!

- Jedynie Tatiana wie - przyznałam. - Domyśliła się tego kiedy usłyszała moją rozmowę z mamą i zagroziła mi, że jeśli tego jej nie powiem, ona rozpowie reszcie czego się dowiedziała. Wnioskuję, że takie wymuszania stosuje prawie na wszystkich, a nauczył ją tego mój cudowny mąż, mam rację?

- Och wiesz... mógłbym udawać skromność, ale podejrzewam, że moje ego, by tego nie przeżyło - rzucił ironicznie Tytus. Następnie kolejny uśmiech rozjaśnił jego twarz. 

- A więc cofnijmy się w czasie do momentu, gdy urodziłam już Kamilę. To właśnie wtedy rozpoczęła się kolejna przygoda. I tak co roku do momentu urodzin Seweryna. Nie wiem dokładnie czy uwziął się na nas los, czy może macza w tym palce ktoś komu zależy, abym miała co opowiadać wnukom.

    Na początku nic nie wskazywało na to, aby mój dzień miał się skończyć tak jak się skończył. Zajmowałam się w końcu dziećmi i jednocześnie obgadywałam każdego w mieście z mamą, która znała każdą możliwą plotkę lub domniemania. A że nie miałam rozrywki typu Ofelia, wobec tego musiałam jakoś zapełniać sobie czas, zaś taka wiedza była nieoceniona. Co prawda ryzykowałam, iż przy tej a tej osobie nagle wybuchnę śmiechem, ale no cóż... ryzyko zawodowe? Bo chyba można tak nazwać pocztę pantoflową, prawda?

    W każdym bądź razie wsłuchując się uważnie w słowa mamy i od czasu do czasu śmiejąc z skwaszonej miny Dima, który wyraźnie wolałby być w zupełnie innym miejscu, rozmyślałam nad tym gdzie też może być Tytus. Obiecał wrócić lada chwila, a nie było go już od ponad dwóch godzin. Obiecał przecież, że przyjdzie i pomoże mi w udoskonalaniu moich umiejętności z dziedziny walki. Właściwie to on zaproponował to, aby - w razie gdyby musiał wyjechać - codziennie przynajmniej przez godzinę ćwiczyć walkę na pięści.

    Oczywiście nie zawsze kończyła się ona rozdarciem ubrań czy krwawiącą pręgą (najczęściej występującą kiedy - bardzo ambitnie - wlatywałam z rozpędu w drzewo; nie pytajcie jak to robiłam!). Czasami wystarczyły siniaki, które Tytus starannie smarował śmierdzącą maścią. Dzięki niej na drugi dzień robił się od razu żółty, a nie fioletowy czy sraczkowaty. Ale najlepsze było to, że pod koniec dnia całował mnie w dłonie, policzki, czoło, usta... mówił, że robię postępy, lecz doskonale wiedziałam, iż tak nie jest, a przynajmniej nie w takim stopniu jakby chciał Tytus. Jednakże uwielbiałam momenty, gdy łaskotał mnie, aby poprawić mój nastrój po tak parszywej przegranej jak potknięcie się o własne nogi lub skompromitowanie się, gdyż po raz kolejny zamiast trafić w jego brzuch, trafiałam w powietrze, po czym leciałam zaskoczona na spotkanie z ziemią.

- Skończ wreszcie, bo mi uszy zaraz zaczną krwawić - jęknął cierpiętniczo Dimo. - Mogłabyś z całą tą swoją wiedzą napisać książkę i w taki oto sposób produktywnie spędzić czas.

    Zabujał w ramionach śpiącą Kamilę jakby w taki oto sposób mógł się łatwo uspokoić. A dzięki temu mała spokojnie spoglądała na niego szarymi oczętami, które ewidentnie odziedziczyła po babci. Zamachała piąstkami w powietrzu gaworząc, zaś jej kasztanowe włoski co chwila mierzwiły się poprzez kręcenie główką. Wyglądała jakby chciała już teraz wojować cały świat, idąc tym samym w ślady ojca.

- Przesadzasz - roześmiała się głośno. - Ja miałabym pisać książkę? Przecież to strata czasu, po za tym przez to nie miałabym czasu opowiedzieć tego wszystkiego Amelii.

    Dimo przymknął oczy z wyrazem rozeźlenia na twarzy. Wydawał się zły na żonę za jej totalną głupotę, która nie pozwalała mu teraz dać spokoju, a że wolał zostać w salonie, aby móc pobawić się ze swoimi przyszywanymi wnukami... nie miał zbytnio wyboru.

    Tatiana podbiegła do niego i od razu wspięła mu się na kolana jakby w ten sposób chciała go pocieszyć. Zaś Aksel podszedł do babci z waleczną miną kogoś kto chciał ocalić bliską mu osobę. Tyle że zamiast pomóc, rozbawił swojego "wroga".

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale pan Woodrok - do salonu wsunęła się pokojówka - prosi panią, aby przyszła do sypialni.

- Już idę, dziękuję - odparłam podnosząc się z fotela. - Posiedzicie z dziećmi?

- Oczywiście - mama odezwała się tak jakbym samym takim pytaniem ją obraziła.

    Ruszyłam na korytarz. Coś mi mówiło, że coś jest nie tak. W końcu, dlaczego Tytus miałby nie przyjść do mnie?


     Wybaczcie, nie wiem jak to się stało, że wczoraj nie wstawiłam rozdziału musiałam o tym zapomnieć i właśnie za to przepraszam. Następny rozdział 09.07.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro