39. Chłopak, jego przeszłość nadal pozostaje tajemnicą

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Tatiana, na miłość boską, co ty wyrabiasz? - zapytałam pleców swojej córki, która wyglądała ostrożnie za rogu.

   Dziewczyną ubrana w ładną, brązową sukienkę w kolorowe motylki, aż podskoczyła zaskoczona. Po czym pospiesznie się odwróciła z miną niewiniątka, chociaż obie wiedziałyśmy, że się na to coś nie nabiorę.

- Mamo, ale mnie wystraszyłaś! - wyszeptała. - Tam jest... - wskazała róg korytarza - Tam jest Julian i tak się zastanawiam czy... - spojrzała w bok, przegryzając dolną wargę - zastanawiam się czy go nie przeprosić, byłam taka niesprawiedliwa w tak wielu sprawach, a on zachowuje się tak tylko dlatego, że tyle przeżył. Czytałam, że to może być jego system obronny.

- Czyżbyś czuła się winna?

- Ja? Nieee! - odpowiedziała tak jakby sama nie była tego do końca pewna. - Przynajmniej mam taką nadzieję, ale po raz pierwszy nie mam pewności, mamo.

   Rozumiałam ją. Sama dalej zastanawiałam się czy jej powiedzieć, co wymyślił dla niej ojciec. W końcu mogłaby się wściec, że od razu jej nie poinformowałam o tym jakże ważnym fakcie. A wściekłaby się nie tylko na mnie i właśnie to komplikowało wszystko inne.

- Mimo to, na pewno nadal jesteś na niego wściekła - powiedziałam, wpatrując się w swoją córkę w zamyśleniu. - Poza tym może się okazać, że on zwyczajnie cię ośmieszy, wyśmieje i znów zacznie obrażać. Ten typ tak już ma.

- Skąd możesz to wiedzieć? - jej sceptycyzm, aż mnie zaskoczył.

- Hmm... Może z tego jak cię ostatnio potraktował? Nawet jeśli stał się taki tylko przez swoją przeszłość to nie ma prawa wyżywać się na kimś tylko dlatego, że przeżył to co przeżył. Jeszcze potrafię zrozumieć, że jest taki arogancki, bo nawet twój ojciec, przy pierwszym spotkaniu, taki właśnie był, ale wydaje mi się, że zachowywał się tak dla pozorów, aby nikt się nie skapnął, że jest zupełnie inny.

   Tatiana westchnęła. Przegryzła dolną wargę, zastanawiając się nad czymś, gdy nagle zza rogu wyłonił się Julian i wpadł prosto na dziewczynę. Zapewne nie spodziewał się, że będziemy tutaj stać.

   Tatiana niczego się nie spodziewając, zachwiała się i byłaby upadła, gdybym jej nie złapała, i nie podtrzymała w pionie.

    Posłałam w tym samym czasie, mordercze spojrzenie chłopakowi, który nawet nie palił się, aby pomóc upadającej przez niego, dziewczynie. Wręcz przeciwnie, wyglądało na to, że tylko czekał na to aż ta padnie i będzie mógł się z tego pośmiać. Po raz kolejny.

- Mógłbyś uważać, gdzie leziesz? - warknęła Tatiana, kiedy z prawdziwą gracją, stanęła pewniej na nogach, po czym odwróciła się, aby zamordować chłopaka.

- Nikt nie kazał ci tutaj stać.

- Nikt nie kazał ci tędy iść - zauważyła.

   Postanowiłam się nie odzywać, ponieważ naprawdę chciałam zobaczyć jak sobie sama poradzi moja córka. Poza tym wyglądało na to, iż zapowiada się ciekawa rozgrywka, która skutecznie wybije jej z głowy współczucie do chłopaka. Tym bardziej, że widać, iż na nie nie zasługuje.

- Słuszna uwaga, panno Woodrok. Tyle, że ja nie czaję się po katach, aby podglądać jakiegoś chłopaka...

- Że co proszę?! - aż się zachłysnęła z zaskoczenia - Ja na pewno ciebie nie podglądałam, właśnie szłam z mamą do brata! Ale zaczęliśmy o czymś istotnym mówić i zapewne nieświadomie, stanęłam akurat tutaj - byłam pod wrażeniem jej zimnej krwi. Zachowała się idealnie do sytuacji i z niej brawurowo wybrnęła. - Ty za to powinieneś uważać na kogo włazisz. Możesz pewnego razu, zrobić sobie przez to krzywdę.

- Czyżby groźba, panno Woodrok? - uniósł z rozbawieniem brew - Powinienem się bać? - jego kpina była aż nadto wyczuwalna.

- Powinieneś, ale chyba nie będziesz, czyż nie panie... Och, wydaje mi się, że nie zdołałam poznać pana nazwiska - uśmiechnęła się złośliwie. Tak zdecydowanie uśmiecha się jak jej ojciec... A może jak ja?

- Ależ panna zabawna!

- To czemu się nie śmiejesz? - zapytała Tatiana.

- A, dlatego droga panno Tat, że panny żarty są dość tandetne.

- Tat? - zapytała zaskoczona.

- Idealne zdrobnienie, panny zbyt długiego imienia. To, aż meczące, kiedy trzeba się tyle wysilać, aby sobie przypomnieć całe jego brzmienie - wyglądał jakby właśnie zdołał wygrać coś naprawdę istotnego i ważnego. Przez co już wiedziałam, że Tatianę poniesie.

- Widzisz, mamo? - córka spojrzała na mnie spokojnie. Rozpierała mnie przez to ogromna duma. - Właśnie o tej młodzieńczej sklerozie mówiłam na początku naszej znajomości z Julianem.

- Rzeczywiście - przytaknęłam z lekkim uśmiechem na wargach.

- Właściwie - dziewczyna chyba chciała jeszcze pognębić chłopaka. - To zdrobnienie całkiem mi się podoba. Czemu nie zdrabniałaś mojego imienia, mamo?

- Ponieważ twój ojciec nie chciał, abym rozczulała się nad dziećmi tak, aby nie były z was mięczaki. Miałam was traktować niezwykle poważnie, a w to niestety wchodziło brak zdrobnień imion.

- Ale czasami...

- No tak, czasami mi się wyrywało, lecz to było niezwykle rzadko - mój wzrok ponownie padł na Juliana, który wydawał się niezadowolony z tego, że Tat tak łatwo zaakceptowała to zdrobnienie.

- Ach, no tak, prawie o tobie zapomniałam! - zawołała dziewczyna spoglądając na mężczyznę. - No dobrze, było mi niezwykle miło, ale wydaje mi się, że nie możemy pozwolić mojemu bratu tyle czekać. W końcu to imperator!

   Julian mruknął coś pod nosem, po czym minął nas i ruszył w swoją stronę.

   Tatiana odetchnęła z ulgą, a następnie uśmiechnęła się do mnie promiennie. Widać było, że czuje się z siebie dumna, iż udało jej się zachować tak zimną krew i nie dać się sprowokować przez tegoż konkretnego chłopaka. 

- Wreszcie sobie polazł. Już zaczęłam się martwić, że nigdy sobie nie pójdzie! To może teraz omówimy czego dowiedział się Aksel? Poślemy kogoś po resztę.

- A co z Sewerynem? - zapytałam- Właśnie do niego szłam, ponieważ żadna niania nie chce z nim siedzieć.

- To może ja po niego pójdę, wezmę jakieś słuchawki dla niego i czekoladę, żeby siedział grzecznie, a wy zaczniecie? - zaproponowała Tatiana, po czym bez dalszych słów, ruszyła w stronę pokoju swojego najmłodszego brata.

*******

    Wszyscy zgromadzeni wpatrywali się w siedmioletniego chłopca siedzącego przy biurku Aksel'a i kolorującego jedną stronę ze swojej grubej książki z kolorowankami. Nikt nie był pewny czy przypadkiem nie podsłuchuje, ale ja w to wątpiłam. Chłopiec albo angażuje się w coś całkowicie, albo w ogóle. A teraz wyglądało na to, że wcale nie interesuje go to co się dzieje w gabinecie.

   Odetchnęłam głośno, przez co reszta moich dzieci prawie podskoczyła ze strachu. Widać przejmowali się swoim bratem dużo bardziej niż przypuszczałam.

- Spokojnie - opadłam na kanapę przy Toy' i oraz Kilianie. - Widać, że Sewerynowi wszystko jedno o czym rozmawiamy. Nie ma co się spinać. Przecież Ignacja mówiła, że słyszała, iż ze słuchawek leci muzyka.

- No, dobrze - Aksel powstrzymał się w ostatniej chwili od klaśnięcia w dłonie jakby wiedział, że to sprawi jedynie kolejny szok jego rodzeństwa. - Skoro to już ustaliliśmy to może teraz zajmiemy się ważniejszymi sprawami?

- Tak - Tatiana siadła naprzeciwko mnie. - Co znalazłeś?

- No więc z chłopakami, zajęliśmy się wykluczeniem paru osób - zaczął Aksel. - Wytypowaliśmy dzięki temu pięć kobiet. W tym Wiktorię, o której mówiłaś mamo, a i wykluczyliśmy ciotkę Juliana. Ponoć jest mega wredna, złośliwa i nieznośna. Kogoś takiego raczej byśmy nie życzyli wujowi.

- Ale czemu my też nie mogłyśmy pomóc w wytypowaniu kobiet? - zapytała z pretensją Kamila, stojąca uparcie przy drzwiach jakby spodziewała się, że zaraz przyjdzie tutaj ktoś niepożądany. Doskonale wiedziała, że mamy tylko półtorej godziny, nim ich najstarszy brat będzie musiał iść na jakieś spotkanie. Dodatkowo nie wiadomo, gdzie podziewał się Tytus...

- Ponieważ my znamy się na kobietach, a tym bardziej na ich aparycji - oznajmił bez ogródek Toy' a. - Bez obrazy.

- Właściwie znając nas, kłóciłybyśmy się o wszystko - zgodziła się z tym Ignacja. - Co z Julianem, Tat? Nic nie podejrzewa?

   O dziwo owa ksywa przyjęła się dużo szybciej niż ktokolwiek mógłby to podejrzewać. Co z jednej strony było naprawdę fajne, ale z drugiej... nie byłam pewna czy przypadkiem nie będzie to przeszkadzać Tatianie, w końcu to zdrobnienie wymyślił Julian. Ten Julian, który nieustannie dokucza i przeszkadza mojej córce. Ten, który stracił żonę i ma jakieś problemy ze swoją córką.

    Nie żebym miała coś do niego. Nic więcej, prócz tego, że denerwuje Tatianę. Nic poza tym.

- Wydaje mi się, że nie, ale pewności nie mam. Tym bardziej, że nie mogę zapytać go o to wprost - pytana dziewczyna, westchnęła przeciągle.

- No tak, ale o to pytał, prawda? - zauważyła Kamila. - Więc może podejrzewać, że naprawdę się tym zajmujemy. Wobec tego musimy się zabezpieczyć - założyła ręce na piersi i na chwilę się zamyśliła. - Najlepiej podejrzewać najgorsze. Jeśli wie o tym, może chcieć wyjawić naszą tajemnicę. Pytanie co z tym zrobimy?

   Wszyscy - prócz Seweryna - popatrzyli to na Tatianę, to na mnie. Jakby nie byli pewni, która z nas ma podjąć decyzję. Tyle, że ani ja, ani Tatiana, nie miałyśmy żadnych pomysłów. Widziałam to w jej oczach, skierowanych w moją stronę.

- Proponowałabym jakiś rekonesans, ale jak zauważyliśmy to niewiele nam dało. Musimy chyba po prostu go pilnować albo czymś zająć... - zmarszczyłam brwi.

- Na przykład? - Kilian wyglądał na jak najbardziej gotowego do podjęcia się tego zajęcia.

- Skoro wiemy, że Julian nie pali się do małżeństwa, ani do tego, aby się z jakąś kobietą, póki co związać... proponuję, aby zapełnić mu tydzień różnorakimi zajęciami - uśmiechnęłam się w stronę Toy. - Myślę, że ty mógłbyś się tym zająć, co nie?

   W ciemnych oczach mojego syna, zalśniło zadowolenie, że to właśnie jego do tego zajęcia, wybrałam. Wiedziałam tym samym, że zabierze ze sobą również Kiliana, aby się zabezpieczyć. Tym samym mieliśmy jakiś plan.

    Nagle naszła mnie pewna myśl. A co jeśli Ben, wcale nie chce pomocy? Co jeśli w ten sposób tylko zniechęcimy go do wyjść albo do kobiet bardziej niż teraz? Przecież na to nie mogłam pozwolić! W końcu oboje traktujemy się jak rodzeństwo... A ja tak bardzo chciałabym zobaczyć ponownie jego chłopięcy rozbrajający uśmiech, którym zawsze mnie witał, ilekroć się widzieliśmy. Tak bardzo...

- Toy' a? - zapytałam zwracając uwagę chłopca, ponownie na siebie. - Weźcie ze sobą wujka Bena.

- Dlaczego?

- Ich coś łączy. Obaj mają dzieci, obaj mieli żony, które stracili. Może dzięki temu dowiemy się czegoś nowego? - mój wzrok skakał z dziecka na dziecko. Na nikim nie mogłam się skupić. Tyle myśli przychodziło mi do głowy, że aż wstałam. - Jest duże prawdopodobieństwo, że z czymś się zdradzi i, że może będzie chcieć coś powiedzieć. Jeśli będzie chciał, musimy mu przeszkodzić, jeśli nie, będziemy mieć pewność, że Julian nie jest pewny swoich domniemanych pomysłów odnośnie waszego wuja.

- Mamo to jest genialne! - zawołała Kamila - Mogę iść z chłopakami?

- Może? - Kilian spojrzał na mnie błagalnie. - Bo daję słowo, że gdy Toy' a będzie z kolejną dziewczyną flirtował, to go zabiję.

- Niech będzie - zgodziłam się, chłopcy wstali.

- No to idziemy przekonać naszego delikwenta do naszych planów. Kamila idziesz z nami. Ty z nas masz największy dar przekonywania ludzi do swoich pomysłów... masz może przy sobie jakąś broń?

    Nim zdołałam złapać Toy' ę za kaptur bluzy, aby powstrzymać go przed jego głupim pomysłem wykorzystania siostry, chłopcy zniknęli za drzwiami. Pokręciłam z dezaprobata głową, ale nie poszłam za nimi. Może ten sposób będzie bardziej przekonujący, niż inny mniej brutalny? W końcu nie wiadomo czego możemy się spodziewać po tym chłopaku. Tym bardziej, że nie wiem w jakiej szkole się uczył, ani nic równie pomocnego.

- No dobrze, wróćmy do tych dziewczyn - odwróciłam się w stronę swojego pierworodnego.

- Jak sobie życzysz, mamo - wyjął z szafy za sobą, grube teczki. Było ich pięć, a każda z nich miała inny kolor. - Zamówiłem już gorącą czekoladę, abyśmy przypadkiem nie usnęli. Tym bardziej, że większość będziemy musieli przerobić... - akurat w tym momencie, ktoś zapukał do drzwi. Do środka wszedł służący z przepraszającym wyrazem twarzy. - Tak?

- Wasza miłość wybaczy, ale wasz dziadek wzywa. Ponoć to ważne.

- Rozumiem, już idę - Aksel podał teczki swojej bliźniaczce. - Widać musicie zająć się tym same. Oczywiście możecie siedzieć w moim gabinecie.

    Posłał mi smutne spojrzenie. No tak, zaczyna się. Paul powoli żegna się ze wszystkimi. Ze ściśniętym gardłem, odwróciłam wzrok.

*********

- Dość! Błagam dość! - Ignacja zawisła na poręczy kanapy, pocierając oczy dłońmi.

    Seweryn nadal malował, jednocześnie jedząc swój obiad. Kiedy zaproponowałam mu, żeby poszedł zjeść na dół, do jadalni albo trochę odpoczął od muzyki i malowania, oznajmił, że nie ma takiego zamiaru. Po czym - jak można się spodziewać - wrócił do swojego zajęcia.

   Tatiana zmęczonym gestem, odrzuciła zamkniętą teczkę na stolik. Przejrzałyśmy wszystkie, ale... każda miała coś co, którejś z nas nie pod pasowało. Widać chłopcy mieli rację.

- Co z tą Wiktorią?

- Wydaje się w porządku, ale nie jestem pewna czy wuj dalej coś będzie do niej czuć. Może to powiedzenie: "stara miłość nie rdzewieje", nie odnosi się do niego? - Tat z pobłażaniem, spoglądała na Ignację, która najwyraźniej nie miała zamiaru zmieniać swojej pozycji i dalej wisiała głową w dół.

   Opadłam na poduszki, równie zmęczona jak córki. Albo nawet bardziej. Siłą rzeczy, byłam od nich dużo starsza.

- Sama nie wiem. Może być tak, że jedna strona coś nadal czuje, a druga nie. Albo obie coś poczują. Albo i nie - zgodziłam się z dziewczyną.

- Czyli nie mamy większych postępów w tej sprawie. Mam nadzieję, że Kamili się udało - westchnęła Ignacja. - Co jest raczej pewne. Jej sugestie, zawsze zmuszają ludzi do nawet najgłupszych pomysłów.

   Tatiana roześmiałam się.

- Ja się tym nie przejmuję. Kamila zawsze daje sobie radę... zauważyłyście, że jest totalnym przeciwieństwem Toy?

- Jak tak na to spojrzeć to rzeczywiście - zgodziłam się.

- Możemy to zostawić na jutro? - zapytała Tat, zmieniając ponownie temat.

- Każdemu przyda się odpoczynek - ponownie zgodziłam się z córką.

   Ze zdumieniem spojrzałam na Seweryna, który nagle wstał ze swojego miejsca, po czym podszedł w moją stronę, z sosem po mięsie na ustach. Żeby było jeszcze dziwniej, położył się na kanapie tuż przy mnie, zrzucił z uszu słuchawki i przytulił się do mnie, zamykając oczy. Po chwili usłyszałam jak jego oddech się uspokaja. Chłopiec zasnął przytulny do mnie!

    Uśmiechnęłam się do córek. Tak bardzo... Od tak dawna pragnęłam, żeby coś takiego zrobił! I w końcu postanowił bez wzdrygania, spełnić moje marzenie. 

   Pozwolicie, że będę używać Waszego zdrobnienia imienia Tatiany, bo tak mi się spodobało, że nie mogłam sie aż powstrzymać. Tym bardziej, że Julian tak bardzo chce zdenerwować naszą Woodrokównę. Następny rozdział 25.03.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro