7. Szarmancka natura

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 - Jesteś taka piękna - wymruczał Tytus obejmując mnie znienacka od tyłu. - Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham, moja ukochana żono. A może jest coś co mógłbym dla ciebie zrobić, kochanie? Potrzebujesz czegoś?

   Jęknęłam w duchu. Czemu, ach czemu on to wypił?! Przecież mówiłam, że moje przeczucie mówi mi, iż nie powinien był, a teraz zachowuje się... a teraz mój mąż zachowuje się jak jakiś nastolatek zabójczo zakochany w jakiejś dziewczynie. Nie żeby mi to na początku przeszkadzało, ale teraz robi się to coraz bardziej uciążliwe.

- Właściwie to mógłbyś - powiedziałam pośpiesznie. - W związku z tym, że nadal jesteśmy w lesie z wiadomych powodów - obróciłam się twarzą do Tytusa, następnie zarzuciłam ręce na jego szyję. - Mam wielką ochotę na... jabłka, tak mam ochotę na jabłka, ale niestety nie przywieźliśmy żadnego z domu.

- Jabłka - jego twarz rozjaśnił przecudny uśmiech. - Przyniosę ci je! Daj mi godzinę, jeśli do tego czasu nie przyniosę ci ich, możesz śmiało mną wzgardzić.

- Wzgardzić? - zamrugałam i niemal popłakałam się od wstrzymanego śmiechu - Dlaczego... ukochany miałabym tobą wzgardzić? Nawet jeśli się odrobinę spóźnić to nadal będę cię kochać.

- Wobec tego jesteś moją boginią! - po czym mnie pocałował i wbiegł do lasu.

   Pozwoliłam ramionom swobodnie opaść, po czym z bezradnością w oczach spojrzałam na Jedynkę. Mężczyzna również wyglądał jakby zaraz miał z tego wszystkiego zwymiotować w najbliższe krzaki. Zważywszy na to, że był zmuszony wysłuchiwać tego wszystkiego przez cały dzień, ponieważ Dwójka i Trójka poszli szukać roślinki, która zneutralizuje truciznę podaną wcześniej Tytusowi przez tego dziwnego typka.

***********

- Mamo? Czemu przerwałaś? - zapytał Aksel, pochylił się przy tym odrobinę w moją stronę jakby samo to miało mu pomóc w przekonaniu mnie, abym dalej opowiadała.

- Ponieważ o osiemnastej...

- Do osiemnastej jeszcze trzy godziny!

- Tak, ale ty...

- Potrzeba mi tylko godziny, ewentualnie półtorej godziny, by się umyć, ubrać i wyjść! - zmrużył oczy - Proszę, dokończ to co zaczęłaś, bo nie wytrzymam i podczas egzekucji... to znaczy koronacji! Chciałem powiedzieć koronacji! Więc podczas niej zwariuję jeśli nie dokończysz. Proszę cię, mamusiu...

    Przy tym zrobił przesłodką minę najcudowniejszego synka jakiego mogłabym mieć. Dla dodatkowego efektu zatrzepotał rzęsami, przez co musiałam się roześmiać.

- Dobra, ale gdy skończę ten fragment grzecznie pójdziesz się umyć - skapitulowałam. Położyłam się na łóżku. - Właściwie to obaj musicie, bo śmierdzicie alkoholem nawet w tej chwili.

- Mamo, kontynuuj, bo nie zdążysz skończyć!

- Już, już... na czym to ja skończyłam? Ach, tak!

************

    Jedynka zaś został, by mieć pewność, że Tytus nie zrobi czegoś co groziłoby utratą przeze mnie życia. A to mogło się zdarzyć! Dlaczego? Ponieważ Woodrok nadawał na fali bezgranicznie zakochanego w żonie faceta, dla którego zdrowy rozsądek nie istnieje. To z kolei powodowało jego napady zazdrości, tak jakbym była w stanie zakochać się w Jedynce, który słysząc naszą kłótnię na ten temat, zaśmiał sie i powiedział:

- Koleś, ja naprawdę nie jestem zainteresowany twoją żoną. Ona po prostu nie jest w moim typie.

- Odszczekaj to! - krzyknął Tytus.

    Tak więc doszliśmy do punktu wyjścia, w którym obaj biją się o nie wiadomo co. Ponieważ mój mąż zapragnął zawalczyć o mój honor, a przecież chwilę wcześniej wykłócaliśmy się, że... Czemu to musi być takie skomplikowane?! Przecież Tytus nigdy aż tak złożony nie był!

    Półtorej doby wcześniej (przeklęty amor!):

   Wrzasnęłam kiedy w nocy po szybkim załatwieniu swoich potrzeb fizjologicznych, wychodząc zza gęstego krzaka wpadłam na jakiegoś obcego faceta. Miał na głowie czapkę tak pokrytą warstwą błota, że nie zdziwiłabym się jeśli jej kolor byłby trudny do zidentyfikowania nawet po wypraniu jej. W każdym razie ta czapka ukrywała włosy nieznajomemu. Jednocześnie ukazywała przesadnie jaka jest wielka różnica między jego brązowawą skórą, a czapką czy niebieskimi oczami.

    Nie wydawał się zbytnio zaskoczony moim nagłym pojawieniem się. Wyglądał na zadowolonego, że wreszcie zobaczył tego kogoś na kogo prawdopodobnie czekał. To zaś zaalarmowało mnie na tyle, by błyskawicznie rzucić się w stronę obozowiska.

- Tytus! - krzyknęłam, nieznajomy był ubrany w sprany mundur, którego nie rozpoznałam więc tym bardziej wydawał się niebezpieczny. 

- Nie tak szybko! - nieznajomy złapał mnie za... nogi?

   Z impetem walnęłam brzuchem o ziemię, tak że całe zgromadzone w moich płucach powietrze wyleciało razem z piskiem. Przeturlałam się na plecy i z zaskoczeniem zauważyłam, że nieznajomy uśmiechając się stał i jedynie patrzył na mnie z góry. Nawet nie przejął się faktem, iż ze strony obozowiska zaczęły się unosić w powietrze krzyki, nawoływania oraz tupanie buciorów.

- Już nie żyjesz - warknęłam.

- Coś mi się nie wydaje - odparł, uszczypnął się w rękę. - Auć! Widzisz? Duchów to raczej, by nie zabolało, prawda? A jeśli chodzi ci o pana Woodroka - twojego męża - to nie martw się, nie zginę z jego ręki, ponieważ mam misję do spełnienia i tylko ty jesteś w stanie pomóc mi w jej wypełnieniu.

- Co? Wiesz, że to brzmi jak bajdurzenie szaleńca? - zapytałam odrobinę przesuwając się w stronę, z której dobiegało tupanie.

- Czego nie rozumiesz? - zapytał przewracając oczami - Jesteś moim zakładnikiem - oznajmił chwytając mnie szybko pod pachami i stawiając na nogi. Następnie odwrócił mnie do siebie tyłem i przyłożył coś zimnego do gardła.

- Tytus jest w stanie... - zaczęłam.

- Nie jest - odparł i lekko zesztywniał, gdy czterej faceci zatrzymali się tak blisko na ile im na to pozwolił. - Wreszcie! - w jego głos wdarła się radosna nutka. - Tytusie Woodroku, pamiętasz mnie? Nie? No cóż, trudno! Ale za to pamiętasz swoją uroczą żonę, która jest teraz moją zakładniczką, a ty nic z tym fantem nie możesz zrobić, ponieważ to ja mam w tej chwili władzę nad jej życiem czy śmiercią - ciszej szepnął mi do ucha. - Nie bierz tego do siebie. Ja tak tylko mówię.

- Czego chcesz? - warknął Tytus, gdy Trójka nie pozwoliła mu wyciągnąć broni z kabury przypiętej do uda.

- Czego chcę? Och, tak szybko się poddajesz? - mogłam śmiało sobie wyobrazić jak nieznajomy złoczyńca mruga w zdumieniu oczyma. - Więc chcę, abyś wypił to - powiedział, następnie rzucił w stronę mego męża jakąś butelkę z czymś zielonym w środku. - Ale tylko dwa łyki - do mnie szepnął - później mi podziękujesz.

- Śmiem wątpić - warknęłam nieskutecznie próbując walnąć przeciwnika piętą w stopy.

- No dalej, nie mamy zbyt wiele czasu, prawda pani Woodrok? - zapytał mocniej przyciskając mi do szyi to dziwne, zimne coś. Mimowolnie odgięłam się do tyłu próbując oddalić od siebie niebezpieczeństwo. - Zdecydowałeś co zrobisz, Tytusie?

- Tytusie nie rób tego! - coś mi mówiło, że to może się bardzo źle skończyć - Moja intuicja mówi mi, że nie warto!

- Decyduj! Albo poświęcisz żonę albo wypijesz, by ją chronić!

- Wypiję - warknął - ale jeśli zginę, to ta, której grozisz będzie przyczyną twojej niezwykle bolesnej śmierci.

- Spokojnie, gdybym chciał was zabić już dawno, bym to zrobił, a teraz szybciutko!

- Jesteś stuknięty - sapnęłam czując się podle, bo musiałam patrzeć na męża, który pije nieznany mi napój tylko dlatego że dałam się złapać. Czułam sie również bezsilna, gdyż nie mogłam zrobić absolutnie nic, żeby zapobiec skutkom ubocznym zielonemu płynowi.

- Ach, dziękuję! - ucieszył się - W mojej branży tak rzadko się to słyszy, że czuję się niemal zaszczycony mogąc usłyszeć to od pani, pani Woodrok.

    Tytus bez chwili wahania - patrząc na mnie - uniósł butelkę do ust. Z zapartym tchem wpatrywałam się w ledwo widoczną twarz męża, aby z drobnych gestów wyczytać kiedy coś pójdzie nie tak. Jednakże gdy wypił owe dwa łyki nic się nie stało, prócz tego, że się skrzywił z niesmakiem. Czyli było wyjątkowo paskudne, a ja chciałam się dla niego w ostatniej chwili poświęcić!

    Żartuję! Oczywiście, że gdyby nie szybkość ruchów Tytusa, krzyknęłabym, aby dał mi do wypicia!

- Nic ci nie jest? - zapytałam cicho z głośno łomoczącym sercem.

- Nie - przy odpowiedzi wydawał się dziwnie rozczarowany oraz zdziwiony. - Jeśli mogę wiedzieć... co to było za świństwo?

- Właściwym pytaniem byłoby: co znajdowało się w nim - odparł, po czym odepchnął mnie w stronę Tytusa, który brawurowo zdołał mnie złapać nim ponownie runęłam na ziemię. - Miłej nocy!

   Kiedy się odwróciłam nie zauważyłam nikogo. Mężczyzna jakby rozpłynął się w powietrzy. Ten sam wniosek zauważyłam na twarzy męża, który rozglądał się jak najbardziej trzeźwo po okolicy szukając grożącego nam chwilę wcześniej, faceta. Niestety nikt go nie zdołał zobaczyć.

     Nieznajomy zapomniał jedynie o butelce, którą podejrzliwie trzymał Dwójka. Nawet nie zdawałam sobie sprawy kiedy dostał ją od Tytusa.

*********

    Dopiero rano zdałam sobie sprawę, że coś dziwnego stało się z Tytusem. Wstał co prawda tak jak zawsze - o świcie, ale tym razem sam zaczął przygotowywać śniadanie i zdołał położyć przy mojej twarzy... mały bukiecik z niezapominajek. Samo to mogłabym podać do sądu jak co najmniej niepokojące.

    Znaczy... Tytus czasami wyrywał dla mnie kwiaty z ogrodu razem z korzonkami, ale chodzi mi bardziej o to, że te nie miały korzonków i były zawinięte we wstążeczkę ze staranną kokardką. Jeśli nawet tego nie zaliczyć jako coś dziwnego to śniadanie do łóżka oraz wycałowanie mnie do utraty tchu jak najbardziej.

- Tytus - zachichotałam nerwowo - coś się stało?

- Nie mogę zwyczajnie zrobić dla ciebie czegoś miłego?

- Możesz, ale...

- Moja piękna, chciałabyś coś jeszcze? - przerwał mi kiedy nie znajdowałam logicznego końca zdania.

- Moja piękna? - zatkało mnie na kilkanaście sekund - Tytusie - uniosłam dłoń i przytknęłam ją do czoła męża, niestety nie wydawał się rozpalony od gorączki - ty nigdy mnie tak nie nazywałeś.

- A więc czas to zmienić! - siadł koło mnie na tylnym siedzeniu z takim uśmiechem jaki dostają dziewczyny od chłopaków na zabój w nich zakochanych - Moja ukochana, czy chciałabyś może coś jeszcze?

- Tak, żebyś zjadł razem ze mną, ponieważ ja nie jestem w stanie aż tyle pochłonąć.

- Cóż za zaszczyt - z początku myślałam, że kpi, lecz gdy podniosłam na niego wzrok znad talerza pełnego jajecznicy, kanapek oraz... chyba bekonu, zobaczyłam, iż mówi jak najbardziej poważnie.

    Podczas śniadania raczył mnie komplementami, flirtował ze mną, nazywał swoją "boginią" oraz żartował. Już wtedy miałam serdecznie dość tego całego jego zachowania. Byłam zbyt przyzwyczajona do tego jak zawsze się zachowuje - jest opanowany, namiętny, wybuchowy, skryty w sobie i poważny. Oczywiście od czasu do czasu potrafi być zabawny czy sarkastyczny, lecz... mężczyzna, który siedział koło mnie nie był tym, w którym się zakochałam. Był zbyt romantyczny jak na Tytusa Woodroka.

    Wobec tych spostrzeżeń poprosiłam męża, aby posprzątał po śniadaniu, a ja w tym czasie miałam pójść na stronę. Udałam się, jednak do naszych trzech towarzyszy, którzy cierpliwie wysłuchali tego co miałam do powiedzenia, zaś Dwójka coraz częściej spoglądał w stronę swojego plecaka.

- Myślę, że nasz wczorajszy gość dodał czegoś do tego dziwnego napoju, co mogłoby sprawić takie zachowanie u Tytusa.

- Słyszę w twoim głosie wyraźne "ale" - zauważyłam.

- Ale będę potrzebować udać się do lasu, aby tam poszukać antidotum...

- Czekaj, to ty już wiesz co było trutką?

- Można tak to ująć - zgodził się ze mną.

- Po prostu cudownie! - drgnęłam kiedy usłyszałam odgłos kroków niedaleko mnie.

    Tak oto musiałam spędzić z niezwykle romantycznym i zazdrosnym Tytusem tyle czasu, aby Dwójka i Trójka zdążyli wrócić. I tak oto dochodzimy do sytuacji, w której mój mąż wbiega do lasu, a ja zostaje sama z Jedynką.

- Mam nadzieję, że już wracają - szepnęłam ciężko siadając na siedzeniu pasażera w aucie.

- Ja też. Dłużej tego nie wytrzymam! - jęknął cierpiętniczo.

- To nie ty musisz znosić skutki tego trunku! To mnie cały czas napastuje, a - możesz mi wierzyć - z przyjemnością, bym się z tobą zmieniła!

- To twój mąż, nie mój! - zaopanował z obrzydzeniem - Wybacz, lecz ja preferuje kobiety niż mężczyzn.

    Przewróciłam oczami z męką wypisaną na twarzy, która zmieniła się od razu w ulgę, gdy ciemność lasu wypluła dwóch mężczyzn mających na twarzy triumfalne miny. Zerwałam się na równe nogi.

- I co?

- Mamy to - oznajmiła Trójka.

- Gdzie Tytus? - zapytała Dwójka.

- Niedługo wróci! - powiedziałam pośpiesznie.

- Mam nadzieje, że masz racje.

**********

    Ale i tak musieliśmy czekać z niecierpliwością jako zaufaną towarzyszką, aż godzinę. Dopiero kiedy Tytus pojawił się w polu światła wytworzonego dzięki rześko płonącemu ognisku, wszyscy troje odetchnęliśmy z ulgą. Wreszcie ta męczarnia się skończy!

- Kochanie patrz ile mam jabłek! Wybacz za to karygodne spóźnienie, ale niezwykle ciężko było znaleźć w lesie jabłonkę.

- To rzeczywiście karygodne - przytaknęłam. - Choć tu mam dla ciebie przepyszną kanapkę! Musisz koniecznie ją zjeść.

- Najpierw ty...

- Nie! Natychmiast ją zjesz! - przerwałam mu krzykiem, po czym od razu zmusiłam się do uśmiechu - Proszę?

- Dla ciebie wszystko, skarbie, ale muszę wiedzieć - usiadł naprzeciwko mnie podając mi cztery dorodne, czerwone jabłka - czy gniewasz się na mnie za to, że wróciłem dopiero teraz?

- Miałabym się na ciebie gniewać, misiaczku? No coś ty - machnęłam lekceważąco dłonią.

    Gdy Tytus ze smakiem zajadał się kanapką sporządzoną przez Dwójkę, ja myślałam w jak okrutny sposób mogłabym się pozbyć tego delikwenta, który dał Tytusowi to coś co sprawiło, że miałam nudności już na samą myśl o spotkaniu z mężem.

- To zadziała natychmiastowo? - zapytałam szeptem Trójkę.

- Myślę, że tak - odparł z wahaniem.

- Myślisz...?

   Krzyknęłam, gdy Tytus nagle - po zjedzeniu całej kanapki z uśmiechem - padł plecami na ziemię.

- Spokojnie nic mu nie będzie! - krzyknął uspokajająco Dwójka - Tak miało być!

   Ja, jednak powątpiewałam. Mimo to stało się, efekty zobaczymy dopiero następnego dnia i miejmy nadzieję, że dłużej nie będę musiała znosić takiego zachowania u Tytusa!


       Następny rozdział najprawdopodobniej w niedzielę (20.08.). Zapraszam również na moje nowe opowiadanie "Płomień Nocy", jeśli jesteście zainteresowani to wpadnijcie :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro