35.5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zastanawiałam się co powinno nastąpić dalej i jakkolwiek fragment jest krótki, dotarło do mnie, że takie właśnie powinna wstawiać ałtoreczka. Enjoy



Chrissy otworzyła szeroko drzwi i tylko cudem powstrzymała chęć natychmiastowego zamknięcia ich. Cottingham.

- Co ty tutaj robisz – zapytała ignorującego ją chłopaka, który swobodnie wszedł do domu. – Hej, zapytałam o coś?

- No co skarbie? Przecież dopiero co mi napisałaś, że twój tata ma ochotę ze mną pogadać? – odparł beztrosko. – Więc oto jestem.

Dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię i szybkim ruchem przyparła Dylana do ściany. W jej oczach musiał czaić się cień strachu, bo odpowiedział jej spojrzeniem podejmującego wyzwanie. Momentalnie objął ją ramionami i objął w niedźwiedzim uścisku. Chrissy poczuła delikatny zapach płynu do tkanin zmieszany z niepowtarzalnym i niezaprzeczalnie męskim zapachem. Mimo zaskoczenia jakie w niej wywołał posłała mu pełne oburzenia spojrzenie.

- Wszyscy domownicy już insynuują, że będziesz następcą Scotta – syknęła. – Czy ty jesteś świadomy tego co robisz? Bo powoli zaczynam ci współczuć.

- Biorą mnie za twojego chłopaka? – dopytał z rozbawieniem. – Cześć, kochanie! – dodał dość głośno, by jego głos rozległ się w całym domu.

Chrissy ledwo powstrzymała jęk.

- Nawet się nie waż ponownie mnie całować, Cottingham – powiedziała z mordem w oczach.

- Skąd pomysł, że w ogóle chcę? Poza tym masz jakieś zażalenia?

- Nie bawi mnie to – odwarknęła. – Cottingham, bądźmy szczerzy, nienawidzimy się, co się stało, co?

- Dorastamy, Chrissy? – odparł nieco zmarkotniałym tonem głosu. – Nie myślałaś chyba, że wiecznie będziemy się obrażać jak dzieci? – Jego twarz nagle przeciął uśmiech. – Nie liczę droczenia się od czasu do czasu...

Chrissy uśmiechnęła się diabolicznie.

- Więc powodzenia z moją rodzinką, bo jeśli kiedykolwiek myślałeś, że ja jestem straszna, to po twoim głośnym „kochanie" zobaczysz jaka potrafi być reszta. Teraz już nie ma odwrotu, skarbie – syknęła mu prosto do ucha i niemalże tanecznym krokiem skierowała się do kuchni.

Wbrew wszystkiemu aż się w niej gotowało. Dodatkowo fakt, że Dylan działał na nią niepokojąco wprawiał ja w przerażenie. Sam fakt, że widząc go nie miała ochoty zwymiotować, jasno dowodził, że coś się zmienia, a Chrissy była tradycjonalistką. Nie lubili się od zawsze, a te dziwne anomalie między nimi są kompletnie niezrozumiałe. I raczej niechciane. Bo z wkurzającym Dylanem nauczyła już sobie radzić. Z tym nowym, grającym rolę jej kumpla - albo chłopaka – nie mogła dojść do ładu, bo... Bo co, Chrissy? Zapytał się wewnętrzny głos z ironią. Okazuje się nie taki straszny i boisz się, że twoje kruche po stracie Scotta serduszko natychmiast go zaadoptuje?

Aż drgnęła, gdy dotarł do niej sens własnych myśli. Co do tego nie ma opcji. Niech jej durne, sadystyczne wnętrze się wreszcie zamknie, bo sytuacja i tak jest już absurdalna.



Kom! Kom! Kom!!!

Zróbmy jakąkolwiek dyskusję. Możemy porozmawiać i o brokacie :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro