51. Niech cię szlag, Cottingham.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Głośno ziewając sięgnął po kluczyki przyczepione do magnetycznej chmurki i zakręcił nimi na palcu. Przez ulotną chwilę, kiedy otwierał drzwi do samochodu Chrissy miała wrażenie, że uśmiechnął się lekko, budząc jej podejrzenia. To był uśmiech z rodzaju tych lisich, kiedy jedna kurka zniknęła już bezpowrotnie z kurnika, a wiatr unosi w dal resztki piór. Niepewnie wsiadła na siedzenie z przodu i zapięła pas.

Dylan nucił pod nosem przestawiając fotel.

- Mój ukochany brat miał wczoraj nagłą potrzebę przejechania się do sąsiedniego miasta – wyjaśnił obniżając oparcie. – Nie wiem jakim cudem jeździ siedząc na sztorc.

Dziewczyna jedynie przewróciła oczami. Samochód ruszył z cichym pomrukiem. W okolicy żołądka pojawił się bezpodstawny ścisk. Zacisnęła gniewnie usta. Czym ja się stresuję? Ostatecznie nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie, to mam czyste sumienie, bo przecież właśnie próbuję odkręcić tę kichę. I w sumie próbuję to zrobić bez żadnego większego sensu, bo to nie ja doprowadziłam do tej sytuacji. Muszę wziąć się w garść. Wraz z ostatnią myślą odetchnęła głęboko.

Co ma być to będzie, Chrissy.

- Co tak przeżywasz? – zapytał obojętnie Dylan.

- To co zawsze, rozterki mojego życia – odburknęła. Westchnęła jeszcze raz, jednak w przedłużającej się ciszy nie pojawiły się żadne słowa. – Uważasz, że chłopak Margie tak po prostu  padnie z zachwytu, że zostanie ojcem i w podskokach pobiegnie do niej rezygnując ze wszystkich swoich planów? To byłaby kompletna głupota. Sam mówiłeś, że ma wyjechać do Japonii i zrobi to bez względu na wszystko. Nie wiem jak chcesz go przekonać, żeby tego nie robił. Równie dobrze może się po prostu wyprzeć dzieciaka i powiedzieć, że to nie jego. Poza tym Margaret już zdążyła się przespać z innym – przekręciła oczami – a konkretnie moim byłym. To też może mieć wpływ...

Powietrze przeciął cichy gwizd, zmuszając ja do przerwania słowotoku.

- McKinnan, zwykle nie wypowiadasz tylu słów na raz. Lepiej zwolnij zanim przegrzeje ci się mózg.

Zanim zdążyła chociażby prychnąć z oburzeniem jego ręka wylądowała na spiętych w warkocza włosach i potargała je robiąc na głowie gniazdo.

- Nie martw się na zapas. Dzisiaj masz po swojej stronie dobrą wróżkę i jeśli przestaniesz strzelać promieniami z oczu jest szansa, że do wieczora spełni przynajmniej jedno twoje życzenie. A propos życzeń... pora na moją drugą prośbę.

Silnik samochodu zamilkł. Chrissy okrągłymi oczami wpatrywała się w Dylana, który rozpinał pasy.

- Nie, nie ma opcji. Mówiłam, że prośby są w granicach rozsądku. Absolutnie nie zamierzam robić niczego niewłaściwego z...

Dylan minimalnie uchylił usta w zamyśleniu, jednak po sekundzie przez jego twarz przemknęło rozbawienie. Bez słowa wyszedł z samochodu. Chrissy coraz bardziej czerwona na twarzy zauważyła, że uśmiecha się do siebie kręcąc głową. Chłopak z galanterią otworzył drzwi z jej strony.

- Wbrew twoim, i co gorsze moim, oczekiwaniom pozostawimy w spokoju mój rozporek w spodniach. A przynajmniej na razie, może kiedyś zmienisz zdanie, a wtedy będę bardzo chętny. Słowo. – Podniósł ręce do góry, widząc jak zażenowanie w ciągu chwili zamienia się z gniewem. – Tymczasem zgodnie z drugim życzeniem dzisiaj również zostajesz w domu i grzecznie czekasz na dobre wieści.

Zaskoczona obrotem sytuacji Chrissy pozwoliła się podprowadzić pod drzwi własnego domu. W milczeniu obserwowała jak podbiega do samochodu i z piskiem opon, zupełnie jakby obawiał się, że będzie za nim biegła, ruszył w osiedle. Zamrugała dwukrotnie oczami, ale w miejscu samochodu dalej było pusto.

Z głębi domu rozległy się szybkie kroki. Chrissy wbrew sobie podniosła głowę do góry i przekręciła oczami. W progu stała Sofia McKinnan i patrzyła na nią z zaskoczeniem.

- Mamo, nie – jęknęła. – Opowiem ci wszystko jak to szaleństwo się skończy.

Sofia jakby wiedząc o co chodzi przesunęła się do tyłu pozwalając córce wejść do domu i bez słowa obserwowała jak powłócząc nogami wspina się po schodach, by w końcu zniknąć w swoim pokoju. Jakby wyczuwając, że nastąpiła kulminacja parszywych dni nawet nie zapytała co się stało i nie wierciła dziury w brzuchu prosząc o wytłumaczenie, dlaczego nie uświetnia tego dnia siedząc w szkole na lekcjach.

Chrissy bezsilnie opadła na łóżko i wrzasnęła w poduszkę.

Niech cię szlag, Cottingham.


Miała być krwawa jatka, ale na ten pojedynek Cottingham zdecydował udać się bez sekundanta czy damy serca. Czy mu się powiedzie? Cóż...

Wysuszona Na Wiór Meduza

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro