31. Poranek Sam W Sobie Jest Survivalem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ręce błądziły po jej plecach kolistymi ruchami. Momentami przechodziły na talię i brzuch, zupełnie jakby ktoś ją przytulał. Chrissy uśmiechnęła się przez sen. Kiedy ostatnio śniła o czymś tak wyraźnie? Nieistotne. Najważniejsze to nie dać się wyrwać z tej przyjemności. Przede wszystkim nie otwierać oczu...

Westchnęła leciutko, czując jak dłonie znikają.

- Jeszcze... - wymruczała przez sen.

Dłonie powróciły na plecy, masując je i głaszcząc. Czy to perski książę? Albo aktor z jej ulubionego TVD? Albo nie, to na pewno ten model z Instagrama, ten z pięknie wyrzeźbioną klatą. Dziewczyna przeciągnęła się i odwróciła na drugi bok. Znaczy prawie, bo poczuła, że na coś wpada. Albo raczej na kogoś.

Brązowe oczy skrzyły złotymi drobinkami i patrzyły na nią z kpiną. Przez moment leżała wpatrzona w nie, niczym sparaliżowana, nie mogąc zmusić się do ruchu. Na jej policzki powoli wypływał bordowy rumieniec, a ręce próbowały znaleźć drogę powrotną, odsuwając się z umięśnionego brzucha.

- Hej, złotko... Podoba ci się? Są całkiem twarde, o innych częściach ciała nie wspominając. – Dylan uśmiechnął się z zadowoleniem i puścił jej oczko.

To podziałało niczym syrena ostrzegawcza. Chrissy szybkim ruchem zabrała ręce i łapiąc kołdrę odsunęła się najdalej jak mogła. Co nie było zbyt dobrym pomysłem, ponieważ Dylan leżał odziany jedynie w bokserki z krzykliwym napisem: „Twój wariat".

- Co ty tu robisz? – sapnęła oburzona, na co chłopak odpowiedział beztroskim wzruszeniem ramion.

- Może mieszkam? Nie musisz mi aż tak dziękować za nocleg.

Chrissy jęknęła, powoli przypominając sobie wczorajszą noc. Za żadne skarby nie mogła zrozumieć dlaczego zgodziła się na taki układ, jednak tu mogła mieć pretensje tylko do siebie. A to jak doszło do tego, że spała w jednym łóżku z Cottinghamem, albo raczej półnagim Cottinghamem, było dla niej zagadką i ciemną plamą. Co jeśli oni...

Panicznym ruchem podciągnęła kołdrę pod samą szyję.

- My nic głupiego nie zrobiliśmy, prawda? – zapytała, niemalże cedząc słowa i rumieniąc się jeszcze bardziej.

Odpowiedział jej wybuch śmiechu.

- I tak i nie, słoneczko. – Na widok jej wściekłej miny spoważniał odrobinę. – Chciałaś usnąć w pełnym makijażu, ale nie dopuściłem do tego. Rozkopywałaś się, ale okrywałem cię za każdym razem, żebyś się nie przeziębiła. Nie wspominając o chrapaniu jak pijany robotnik po dniu pracy...

Chrissy w odpowiedzi jedynie zakryła dłońmi twarz. Co za upokorzenie. A mówiłam sobie, że imprezy to pomyłka. Co mnie pokusiło... Wydawało jej się, że dość dobrze pamięta wczorajszy wieczór. W końcu film urwał jej się dopiero kiedy ubrała się w ciuchy od Dylana i położyła do łóżka, czyli po prostu usnęła. Albo odleciała. Skrzywiła się mimowolnie przypominając sobie okropne wrażenie usypiania na rozkołysanym sztormem statku. Dobrze, że nie wzięło jej na wymioty.. Dobrze, że jest w pełni ubrana, nawet jeśli podkoszulek ma tak długie ramiączka, że dekolt jest bardziej niż wyeksponowany.

- McKinnan, skarbie, zimno mi.

Spojrzała na niego spode łba, odrywając dłonie od twarzy.

- To się ubierz – odburknęła. – Nie mam zamiaru...

- Nie masz zamiaru czego? – Dylan uśmiechnął się filuternie, ładując pod kołdrę tuż obok niej.

Ściana z tyłu pozostała niewzruszona na jej chęć ucieczki. Wrzasnęła, kiedy lodowatymi stopami dotknął jej łydki, ale chłopak już objął ją szczelnie ramionami.

- A teraz grzej, złodzieju ciepła! – wycharczał jej wprost do ucha. – To przez ciebie przemarzłem na kość!

- Przemarzłeś, bo spałeś prawie nagi! Kto normalny tak śpi!

- Prawie nagi? Mówisz to niemalże z zawodem, McKinnan. Mogę jeszcze naprawić błąd...

- Nawet się nie waż zdejmować tych paskudnych majtek.

Dylan zagwizdał przeciągle.

- Christino, gdzie ty się patrzysz?

- Ja...

Po raz kolejny tego poranka oblała się czerwienią. Nie miała wytłumaczenia na to, dlaczego jej oczy same podążyły w pewne miejsca, ani dlaczego widok jego bielizny tak bardzo utkwił jej w wyobraźni. Zwłaszcza, że dopasowane majtki za wiele to tej wyobraźni nie pozostawiały.

Dylan podchwycił i to zakłopotane spojrzenie. Z błyskiem w oku przylgnął jeszcze mocniej do jej ciała i posłał spojrzenie prosto w jej oczy. Powoli, jakby z namysłem, położył dłoń na jej karku i zaczął delikatnie ugniatać.

- Dylan, co ty wyprawiasz? – zapytała Chrissy, wbrew wszystkiemu ulegając sile masażu. – Odwala ci, odsuń się. Albo ubierz. Najlepiej obie z tych rzeczy. Poranna gimnastyka, czy coś?

- Ty nie wiesz jak wygląda gimnastyka, Chrissy. – Twarz Dylana przeciął wielki uśmiech. – McKinnan, daj mi ręce.

- Co ty kombinujesz? – spojrzała na niego nieufnie.

- Jezu, proszę cię o tylko podanie rąk, a nie o rękę. Nad czym ty się zastanawiasz?

Z lekkim wahaniem spełniła jego prośbę... i poleciała do góry. Pod biodrami czuła jedynie płetwiasto-duże stopy, a sama latała niemalże w powietrzu. Z paniką w oczach zacisnęła mocniej dłonie, prawie łamiąc chłopakowi palce.

- Dylan!

Jej wrzask musiał ponieść się po całym domu, ale nie dbała o to. Dylan chichotał, przez co cały się trząsł, utrudniając jej utrzymanie równowagi. Co gorsza powoli, lecz skutecznie zabierał jej swoje dłonie stanowiące tak cenną podporę, co zakończyć moogło się tylko upadkiem.

Kolejną rzeczą jaką zanotowała Chrissy był fakt, że ktoś na moment otworzył drzwi, a po chwili zatrzasnął je, śmiejąc się do rozpuku. I to śmiechem Pocahontas, który rozpoznałaby już dosłownie wszędzie, bo nikt inny nie robił tego tak piskliwie. Niemalże równo z tym zaczęła spadać w dół, ponieważ rozkojarzony nagłym najściem Dylan rozluźnił mięśnie nóg. Wylądowała na jego torsie, co pozwalało jej mierzyć go nieprzyjemnym spojrzeniem z odległości mniejszej niż dziesięć centymetrów.

- Albo mam deja vu, albo już byliśmy w takiej sytuacji McKinnan. Pamiętasz? – zapytał z przekornym błyskiem w oczach.

- Dylan...?

Dalsza część słów zniknęła pod jego ustami. Tak, ustami. Chrissy z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że całują się, przy czym zwrot jest całkowicie poprawny, ponieważ jej zdradzieckie ciało bardzo ochoczo na owe pocałunku odpowiadało, wręcz zachęcając do ich pogłębienia. Z nagłym sapnięciem oderwała się od niego, nawet jeśli usta mrowiły, błagając o kontynuację.

- Albo mi się wydaje, albo oboje musimy umyć zęby.

Serce Chrissy momentalnie pozbyło się gromadzącego się zawstydzenia i wypełniło się wściekłością.

Przynajmniej do momentu, w którymjego zachłanne usta znowu jej nie zaatakowały.




Tandetne? Może.

Ale przypomnę wam iż to opko jest moim debiutem w świecie ałtoreczek, a ja niechcący zaczęłam odchodzić od schematu. Co zostało do zrealizowania?

a) naleśniki na śniadanie

b) porwanie

c) jednorożce tańczące Harmelcośtam

d) wszystko byle nie jednorożce


Odpowiedź nastąpi już niebawem!


I jako, że sama umieram po 2 babciach, życzę wam dobrego i sprawnego trawienia :D


Czyste Zło I Wgl Ałtoreczka,

M3dUzzz4

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro