36. Kłamstwo Nie Zawsze Wychodzi Dobrze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Z lekkim uśmieszkiem weszła do kuchni, nawet nie spoglądając, czy Cottingham podąża za nią. Ostatecznie nawet dla niej zapach frytek był zbyt kuszący, więc co dopiero dla niego.

- Tato, wspominałeś, że chciałbyś się zobaczyć z moim kumplem – oznajmiła radośnie. – Akurat był w okolicy, więc go zaprosiłam.

W jej głowie już rysował się diaboliczny plan. Dylan pewnie dalej rozsznurowywał buty, więc miała jeszcze moment. Kolejne słowa powiedziała znacznie ciszej:

- Dylan jest gejem. Tak was uprzedzam, żebyście nie żartowali głupio. Nie chce aby ktokolwiek o tym wiedział.

Z aprobatą obserwowała zaskoczone miny rodziców oraz rozbawioną minę brata. Cóż, nie wszystkich udało jej się wkręcić, ale miała dziwne przeczucie, że tym razem Mickey będzie stał po jej stronie. Puściła mu wesoło oczko, podczas gdy rodzice wyglądali trochę jakby połknęli kije. O tak, Chrissy, wracasz do formy. Pogratulowała sobie i zajęła swoje miejsce przy frytownicy. Niedbałym ruchem podrzuciła siatkę ze smażącymi się frytkami i usiadła za stołem. Niemalże w tym samym czasie do kuchni wszedł Dylan.

- Dzień dobry – powiedział i uśmiechnął się tak, jak miał w zwyczaju.

Państwo McKinnan dopiero wtedy się otrząsnęli i uprzejmie odpowiedzieli. Tata podał mu rękę i wskazał na stołek.

- Dobrze cię znowu widzieć. – W głosie taty dalej słyszała pewną dozę niepewności, ale szok już powoli mijał. – Miałem zapytać jak wyszło z tym silnikiem, udało się naprawić?

Ostatecznie jej rodzice byli tolerancyjni i na wiele informacji reagowali spokojnie. Zdusiła rodzący się w gardle chichot. Masz za swoje, kochanie.

- Pewnie, panie McKinnan. Było dokładnie tak jak pan mówił, ale i tak zastanawiam się czy nie sprzedać tego samochodu i nie kupić tego opla, o którym mówiłem. Wydaje mi się, że nie będzie sprawiał takich problemów.

- Ople są też znacznie łatwiejsze w naprawach, mógłbyś więcej sam majsterkować. Kiedy ja byłem młody oszczędziłem masę kasy w ten sposób.

Cottingham roześmiał się serdecznie. Z resztą ojciec Chrissy również wyglądał na zadowolonego. Po pierwszym szoku niemalże całkowicie wrócił do normy.

- Więc będę wiedział do kogo uderzać z problemami!

Andrew McKinnan podniósł obronie ręce do góry.

- To było lata temu, technika poszła tak do przodu, że nie wiem czy na coś bym się przydał – zaoponował. – Ale chętnie zerknę jeśli...

- Mężczyźni – Sofia skarciła ich delikatnie. – Chrissy, sprawdź czy frytki już są, bo jeśli jeszcze raz usłyszę o silnikach rozboli mnie głowa. Takie dyskusje prowadzi się w garażach – dodała wyrozumiale. – Dylanie, jeśli pamiętasz skąd ostatnio brałeś miskę, to wyjmij ją. Ty Mickey znajdź ketchup.

W ten sposób machina płynnie ruszyła. Chrissy z zaskoczeniem obserwowała to zjawisko. Zupełnie jakby mama miała za sobą staż w wojsku i to na stanowisku generała. Wyjęła pierwszą porcję frytek, pozwalając im obcieknąć, po czym wsypała je do podstawionej przez Dylana miski. Idealne, złote, urodziwe... W spojrzeniu chłopaka widziała odbicie swoich myśli.

Pierwszego frytka zabrał jej niemalże prosto z metalowej siatki i prawie natychmiast ugryzł.

- Poparzysz się, głupku – burknęła Chrissy widząc, że planuje pochłonąć i jego resztę.

- Ale będę szczęśliwszy – skontrował i dokończył dzieła pożarcia ziemniaka. – Słabi muszą czekać.

- Tak, a poparzeni jedzą mniej frytek, mój drogi – wtrąciła Sofia i podała mu szklankę zimnej wody. – Mickey zawsze powtarza tak samo i kończy z poparzonym językiem.

- Wcale nie! – zaprzeczył zainteresowany.

Mimo to uwadze Chrissy nie uszło, że Dylan z ochotą przyjął wodę i od razu wypił pół szklanki. Pokazała mu język i odwróciła się by nałożyć kolejną porcję pokrojonych ziemniaków, jednak nim zdążył to zrobić, chłopak złapał ją pod pachami i podniósł do góry.

- Co ty wyprawiasz? – pisnęła zaskoczona.

- Proszę pana? – zapytał niby od niechcenia Cottingham. – Co się robi z niegrzecznymi dzieciakami, które pokazują język?

W kuchni rozległ się zbiorowy śmiech, w którym nie uczestniczyła jedynie młócąca w powietrzu nogami Chrissy.

- Stawia w kącie, prawda tato?

Mały, głupi zdrajca. Będziesz chciał ode mnie pożyczyć kasę. Pomyślała mściwie Siss.

- Też tak sądzę – odparł Andrew.

Niesiona niczym lekka laleczka została odstawiona w kącie obok lodówki. Przez moment mignęła jej twarz mamy, która właśnie ocierała łezkę śmiechu. Mimo to Chrissy wcale nie czuła rozbawienia. Zastanawiała się raczej nad tym, jak to możliwe, że każda sytuacja, jakkolwiek logiczna, zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni kiedy tylko w okolicy pojawia się jej nemezis. I dlaczego wszyscy tak pozytywnie na niego reagują? Oczywiście nie liczyła, że mały żarcik o odmiennej orientacji Dylana zmieni nastawienie rodziców, ale to w jaki sposób go traktowali zakrawało na ironię. I to sporą. Bo jacy rodzice traktują nowo poznanego chłopaka jak wieloletniego przyjaciela rodziny.

Z oburzeniem splotła ręce na piersi i z przekorą odwróciła się, by wszystkim pokazać język.

- Jak jesteście tacy mądrzy, to kto teraz nałoży frytek?

- Ja, Bączku – odparł tata. Mijając córkę poklepał ją lekko w głowę. – To nie problem. Pomyśl za to jak przykro ci będzie, kiedy ty wciąż będziesz stała w kącie, a my weźmiemy się za jedzenie.

- Tato! – krzyknęła z udawaną rozpaczą.

- A może Siss przeprosi Dylana i jej darujemy? – zaproponował z miną niewiniątka Mickey. – Da mu buziaka w policzek i siądziemy do jedzenia razem?

Aż wciągnęła raptownie powietrze. Mały, podstępny gnojek. W czyjej drużynie ty grasz, zdrajco? Oczywiście, że znał tę historię, sama mu opowiedziała w ramach porady, gdy pokłócił się z pewnym chłopcem. Nie sądziła, że kiedykolwiek użyje tego jako oręża. Jak to szło, McKinnan? Kto mieczem wojuje ten od łuku ginie? Poczuła, że się rumieni. Ze złości. Dylan rzucił jej pobieżne spojrzenie.

- Eee, sądzę, że to nie będzie konieczne – zasugerował, przeczesując włosy. – Wystarczy, że widzę szczery żal w jej oczach.

I t o diametralnie odmieniło nastrój Chrissy, prawie wzbudzając w niej śmiech. Ona doskonale wiedziała, czemu wolał uniknąć takie sytuacji, ale rodzice nie. Chcąc nie chcąc umocnił teorię, którą im wcześniej przedstawiła.

W tym radosnym nastroju siedli razem do stołu. Obserwowała tę sytuację z lekkim zainteresowaniem, ponieważ rozmowa nie gasła, a wszyscy zachowywali się zupełnie swobodnie. Znaczy, jej rodzina nigdy nie wpasowywała się w ramy klasycznej, normalnej, ale gdy gościli kogoś, starali się zachowanie utrzymać w ryzach. Tymczasem Mickey właśnie wybekiwał Twinkle Twinkle little star, a rodzice zamiast go skarcić, śmiali się w głos. Co gorsze, troje mężczyzn wpadło na genialny pomysł konkursu na najgłośniejsze beknięcie. Chrissy spaliła buraka, kiedy tata, a potrafił to robić szalenie głośno, beknął na całą kuchnię. Oczy stanęły jej w słup, kiedy Dylan powtórzył ten wyczyn.

Co się tu odpiernicza? Soboto, proszę o komentarz... Sobota nieśmiało puściła jej oczko zza zasłony i zostawiła na pastwę nieoczekiwanej sytuacji.

Po skonsumowaniu wszystkich frytek Dylan zaoferował się naładować zmywarkę, jednak Sofia pokręciła przecząco głową.

- Ja to zrobię. Zmykajcie do pokoju, chyba już dość nasiedzieliście się ze starymi zgredami. Dylan, wpadaj do nas częściej. Weselej tu z tobą – dodała serdecznie.

- Będę na każde słowo Chrissy! – Zasalutował niczym żołnierz marynarki. – Chodź, McKinnan, mam ochotę na jakiś film.

- Włącz jej Minionki. Kocha je – zasugerował tata, na co mogła jedynie uderzyć się otwartą dłonią w czoło. – Co prawda lubi też Mustanga z Dzikiej Doliny, ale jeśli nie chcesz żeby zasmarkała ci koszulkę, to...

- Tato! – krzyknęła oburzona i złapała Dylana za ramię. – Już sobie idziemy. Kolega nie musi tego wszystkiego wiedzieć!

- Ale chce! Bardzo chce! – zachichotał, pozwalając się wyciągnąć z kuchni. – Masz świetnych rodziców – powiedział, kiedy już wchodzili na schody.

- Też tak sądzę – odparła krótko, zapraszając go do pokoju. Zamknęła za nimi szczelnie drzwi. – A wiesz dlaczego nie boją się nas wygonić do jednego pokoju, skarbie?

W jej oczach błyszczały ogniki rozbawienia. O tak, jego mina, jakąkolwiek zaraz zrobi, będzie warta znoszenia drobnych upokorzeń tego wieczora. Oblizała dolną wargę, szykując się na rzucenie bomby. W końcu nie da się chyba bardziej oburzyć footboolowca i typowego męskiego samca, niż zarzucając mu, że woli innych samców, prawda? Zupełnie jakby określenie ich homo, sprawiała, że rośnie im biust, a spodnie magicznie zamieniają w sukienkę. Ta męska fobia wzbudzała w niej śmiech, jako że jeden z jej kuzynów, mający od wielu latpartnera, był bardziej męski niż niejeden hetero. Teraz pytanie, jak bardzo oburzę Dylana.

Przeciągała tę chwilę, chcąc nadać jej dramatyzmu. Uśmiechnęła się z wyższością, dumna ze swojego zrodzonego w ułamku sekundy planu.

- Bo są święcie przekonani, że jesteś gejem.

Jego oczy momentalnie zrobiły się okrągłe niczym wieczka słoików, jednak ku zaskoczeniu Chrissy zaraz potem na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.

- Jak wybornie, Siss. Teraz mógłbym nawet zostać u ciebie na noc i nikt nie zaoponuje. Ty to masz łeb!

Dziewczynazamarła ze szczęką strzaskaną u swych stóp.



Takie odpały. Nim ktoś się zbulwersuje - nie, nie obchodzi mnie orientacja innych ludzi. Nie, nie hejcę. Ot, niektórzy lubią pierogi, a inni lody. Kwestia gustu.

Co sądzicie o planie Chrissy? I o tym jak Dylan odnajduje się w domu McKinnanów? :D


Wasza Czekąjaca Na Pizzę Jak Na Zbawienie,

Meduza

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro